Poprzednie częściPo drugiej stronie psychiatryka - 1

Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!

Po drugiej stronie psychiatryka - 4

Siedział na drewnianej, ciemnozielonej ławce, dopalając trzymanego w ustach papierosa. Ubrany był w nową białą koszulkę oraz czarne spodnie dresowe. Wyglądał jak jakiś chuligan, przynajmniej on tak myślał. Podniósł się na nogi, gdy zobaczył podjeżdżający na parking luksusowej willi srebrne, równue zadbane co drogie BMW. Wysiadł z niego wysoki, szeroki mężyzna z ogoloną głową i lekkim zarostem. Miał na sobie czarny, markowy płaszcz i spodnie od garnituru. Widać było, iż to zamożny czterdziestolatek. Uciekinier wszedł przez zamykającą się automatycznie bramę na posesję bogacza, po czym podszedł do zdziwionego mężczyzny.

- Co jest, gościu? - zapytał właściciel willi.

- Em... Cześć, Dawid. - przywitał się, jakby od niechcenia były pacjent zakładu psychiatrycznego.

- Dawid? My się chyba nie znamy?

- Stary, nie poznajesz mnie? To ja, Robert. Robert Bronowicz. - wskazał na siebie. Na twarzy bogacza pojawiło się zdumienie.

- Ty? Tutaj? Robert! - uściskał go mocno. Widać, a właściwie czyć było, że nie szczędzi na siłowni - Myślałem, że cię zamknęli w jakimś psychiatryku!

- Bo tak było. Uciekłem.

- Hehe. Ty nigdy nie trzymałeś się zasad. Co cię tutaj sprowadza? Kawa przy starym przyjacielu?

- Nie. Potrzebuję roboty. - szepnął.

- Idź do urzędu pracy.

- Jasne... Dobrze wiesz, jakiej potrzebuję roboty.

- Nie, nie, nie, nie, nie, nie, nie. Ja już nie organizuję takich rzeczy. Jak widzisz jestem bogaty, dodatkowo mam żonę i roczną córeczkę Natalię.

- A wiesz, dzięki komu masz to wszystko? Gdybym nie wykonywał dla ciebie tych skoków, dalej żebrałbyś pod mostami!

- Wiem, wiem. I dlatego traktuję cię jak młodszego brata. Mogę pożyczyć ci forsy, ale nic ci nie nagram.

- Koleś, potrzebuję dużo forsy. Tak, żeby zniknąć z tego kraju. Szukają mnie w całym mieście, a niedługo pewnie i kraju!

- Przykro mi, ja nie pomogę. Idziesz na tą kawę?

- Nie rób ze mnie debila, Dawid! Masz u mnie dług wdzięczności!

- Okej, okej. Dam ci namiary na...

- W dupie nam twoje jebane namiary! Potrzebuję ciebie, a ty masz mi w tym pomóc! Najlepiej orientujesz się w tych sprawach!

- Dobra. Czyli nie chcesz obrabiać sklepu spożywczego? Dobra, daj mi pomyśleć. - spojrzał na moment w chmury - Na przedmieściach Warszawy jest taki bank. Nieduży, ale łup oceniam jakoś na... sto patyków. Tyle ci wystarczy na ucieczkę, a nawet własny apartament i samochód. Pod warunkiem, że zainwestujesz na giełdzie. Wsiadaj, jedziemy się rozejrzeć. - otworzył drzwi od samochodu.

- Tak teraz?

- A na co chcesz czekać?

- Konkretny z ciebie facet.

 

Dojechali w dwadzieścia minut. Był to mały, żółtawy budynek z wielkim napisem "BANK" nad wejściem. Patrzyli na główne wejście, po czym podjechali na parking.

- Stary, nie uważasz, że to podejrzane? Idziemy do banku, ty w drogich ciuchach, a ja dresach?

- Masz moją kurtkę. - czterdziestolatek podał mu z tylnego siedzenia drogie ubranie w kolorze brązowym. Ten ubrał ją i wysiedli z pojazdu. Weszli do banku. Była tam kolejka, na około dwanaście osób. Ten bank musiał rzeczywiście dużo zarabiać, pozory mylą.

- Trzy kamery, system alarmowy z Niemiec. Zadziała w sekundę, wzywając policję natychmiast. - szepnął uciekinierowi do ucha Dawid, ukradkiem spoglądając na system monitoringu. Oboje bardzo dyskretnie, co zostało im po latach współpracy rozglądali się, szukając ważnych elementów - Widzisz te drzwi? - zapytał patrząc na drewniane drzwi - Tam musi być sejf, o ile plany budynku nie kłamią, to jedyne pomieszczenie, gdzie można go schować. Podejrzewam, że niezbyt drogi sprzęt. Jeden strzał ze strzelby i kasa jest nasza. Plany pokazują, że jest jedno dodatkowe wyjście, od strony pomieszczenia obsługi. Prowadzi na tyły budynku, na tem drugi parking.- szeptał, a za chwilę głośno powiedział - Za duża kolejka, wychodzimy.

Opuścili bank i od razu weszli do samochodu.

- Dobra, na moje oko wygląda to tak: system alarmowy jest dobry, więc potrzeba i dobrego hakera. Mam takiego, koleś za czasów studiów. To ten, z którym zawsze działaliśmy. Nie porzucił zawodu. On jak zwykle będzie chciał dziesięć procent. Ja za zorganizowanie biorę trzy... niech ci będzie, dwadzieścia. Siedem dziesiąt tysięcy ląduje w twojej kieszeni.

- Pasuje.

- Musiałbyś wbić tam ze strzelbą. Kamery ani alarm nie będą działały, więc masz dodatkowy czas. Jest jeden ochroniarz, z policyjnym pistolecikiem. Najlepiej to połóż go wręcz, nie strzelaj do niego. Pobiegniesz do sejfu, rozwalisz go z obrzyna i uciekniesz. Odwiozę cię na lotnisko, z tamtąd zaczniesz nowe życie. Pogadaj z rodziną. Teraz wysiądź i idź stąd.

Robert wysiadł i poszedł w stronę przystanku.

Średnia ocena: 2.5  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • Pasja 20.01.2017
    Uciekinier z psychiatryka brnie dalej po cienkim lodzie. nic go nie nauczyło życie. Pzdr.4
  • Ghostar 20.01.2017
    Jak widać

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania