Po końcu i przed początkiem
Chorwacja, półwysep Istria. 28 lipca 2016 rok.
Kamienista plaża już od ósmej rano pokryła się setkami ciał, wylegujących się pod prażącym słońcem. Mozaika ludzkich barw, paleta różnorodnych kolorów, od krajanów Chorwatów przez Włochów kończąc na Polakach i Niemcach. Od czasu do czasu pomiędzy rozłożonymi ręcznikami przebiega czarne dziecko. Dziewczynka z olśniewająco białym uśmiechem nieschodzącym z twarzy.
Letni wiatr roznosi rozmowy w wszelakich językach po falującym morzu. Tafla, mimo że wzburzona, przeźroczysta niczym szyba w oknie. Niebo zaś śnieżnobiałe od chmur przywianych przez wiatr. Zejście do morza z początku wyłożone żwirkiem, plątaniną kolorowych kamyków i muszelek, dalej wyścielone głazami skrywającymi niejedno morskie stworzenie.
Jednym słowem – idealne miejsce na spędzenie wakacji. Było idealne…
Tak to miejsce można było opisać kilka dni temu. Dziś niestety wszystko ucichło. Wszystko prócz wiatru roznoszącego zapach zgnilizny i dymu.
Kamienista plaża czeka na turystów i wczasowiczów od ósmej nad ranem. Słońce znajduje się już wysoko na nieboskłonie. Widocznie wskazuje południe… Choć nie ma już nikogo, kto potrzebowałby obliczać czas. Nikt nie potrzebuje się opalać, nikt też - prócz roślin – nie potrzebuje słońca. Nie, już nie.
Rozmowy ucichły, a wiatr rozwiał wszystkie chmury, jakby oddalił ze służby. Widocznie one też nikogo nie obchodzą. W nadmorskich skałach pozostały schronienia i legowiska zwierząt, lecz całkowicie puste. Kilka metrów od plaży w cieniu drzewa leży ptaszek, wyglądający jakby odpoczywał. Szary z ciemną główką. Może spadł z drzewa, ale w takim razie co z innymi?… Wszystkie leżą na ziemi, lecz tylko on w cieniu pinii. Jakby wybrał sobie wymarzone miejsce na spoczynek.
Nad ptaszkiem z gałęzi zwisa ruda wiewiórka. Zaplątała się spadając o cieniutkie, niczym nitki, gałązki. Że też ją utrzymały…
Kilka metrów dalej trawa wyściełana setkami ptaków czeka na ich rozkład. Niestety nie ma kto tego robić, robactwo nie wychodzi z ziemi, by pożreć szczątki, muszki nie latają nad padliną, a dżdżownice nie użyźniają gleby. Podobnie jak życie, ptasi śpiew ustał na zawsze.
Wiatr się wzmocnił, wzburzył morze, powiększył fale. Woda raz zasłania plażę, a raz wraca do normalnego stanu. Przypływ? Nie, to Ziemia próbuje pozbyć się odpadów. Na wilgotnych kamieniach pojawiają się deski, śmieci i ludzkie ubrania wyrzucone przez wodę. Z czasem dochodzą też ryby, oczywiście martwe, kraby, jest nawet i delfin, mały, ale tylko jeden, reszta podryfowała w przeciwnym kierunku. Na słonej wodzie unoszą się glony, a pomiędzy nimi małe muszelki przepełnione krabami, ślimakami i innymi żyjątkami.
Jest i człowiek. Kobieta, trzydzieści, może trzydzieści pięć lat, blond włosy, otworzone usta, napełniające się co chwila kolejną miarką wody, i niebieskie oczy wpatrzone w nicość. Leżała na plecach, ale fala przewróciła ją na brzuch. Woda jest zbyt słona, by dziewczyna mogła zejść na dno, zbyt słaba, by wyrzucić ją na brzeg. Więc niech dryfuje. Aż do końca świata, a nawet i dłużej, przecież nigdzie się nie śpieszy.
Słońce nie ma, co tu robić. Schodzi w dół i zatapia się w tafli wody, jak kamień. Zatrzymuje się jeszcze na jedną chwilę i widzi na horyzoncie małą żaglówkę z poszarpanym, białym żaglem. Nie zagląda na pokład. Wie, że jest pusta. „Niech więc dryfuje”, myśli i schodzi na dno, niczym ogromny kamień.
Komentarze (25)
Podoba mi się to kontrastowe ukazanie morza. Z jednej strony jest takie żywe, malownicze, że aż chciałoby się tam spędzić jak najwięcej czasu, aż mi się zamarzył malutki domek nad morzem, by mieć do niego dostęp i codziennie móc widzieć błękit nieba przyozdobiony białymi obłokami, czuć słony zapach wiatru, budzić się do dźwięków mew i szum fal. A z drugiej strony ukazałeś to samo miejsce po, jak mniemam, wojnie czy też w jej trakcie. Wszystko jakby już dawno umarło, ze znajomego, malowniczego krajobrazu został jedynie szum fal, w mojej wyobraźni nawet zapach ma sobie nuty rozkładu i spalenizny. Jedynie niektórym żywym stworzeniom udało się uciec, co nieco cieszy, ale również napa pewnym smutkiem, bo teraz miejsce jest całkowicie opustoszałe, opuściło je nawet robactwo, wszystko niszczało z każdym dniem.
No i ciało kobiety - jakby to nie miało znaczenia, że właśnie straciła, jeśli dobrze się domyśliłam, życie, jakby był to już codzienny widok i zaczęła się rodzić powoli znieczulica ludzka. Wszyscy to ignorują, jakby martwi nie mieli już żadnego znaczenia, choć w sumie z reguły obcy nam ludzie znaczenia dla nas nie mają.
Napisane klimatycznie i obrazowo, tekst działa na moją wyobraźnię!
PS. Zapraszam do wzięcia udziału w Bitwie Literackiej, temat do łatwych nie należy, ale mimo wszystko wierzę, że sobie z nim poradzisz :D
A co do P.S. to, co tak mnie na to zapraszacie??? Mało osób się zgłasza?
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania