po raz

zakłamani moralnie od dwóch tysiącleci

mój sufit przypada na twoją podłogę

zakładam buty bo

niesie skażenie

Potykam się o gruszkę z której

wyrósł most

 

krążą zmartwienia

jedno gryzie drugie

inne znów udaje że jest niewidzialne

chodź podejdź do okna

czemu widzisz kraty

krążące atomy jakby w dzikim szale

 

Nie słyszysz strumienia

co ci myśli niesie

topi w niej zmartwienia

szumi

krzyczy

płacze

 

on ma twoje żale

chowa je w pudełku

pudełko z papieru

długo nie popłynie

 

musisz je poszukać zanim się

rozpadnie

po kawałku złamie rodzinne albumy

możesz krzyczeć głośniej

ale już za późno

sól ci w oku wyschnie

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (3)

  • Canulas 08.01.2018
    W mej, niebywale malo-płodnej interpretacji, wiersz jawi się jako "Nie-pochwała" religijnych dogmatów, rozwarstwienie wartości, moralny upadek i (pudełko z kartonu) nietrwałości uczuciowej (a może i odczuciowym?)
    A tak bardziej serio, to dobry, refleksyjny wiersz. Jeśli ja, pół-odczuwalna Aneta, coś sobie szeptem wnioskuję, to...
    Bardzo interesujący dobór słów.
    Pozdro.
  • little girl 09.01.2018
    Dzięki za odwiedziny i komentarz :)
  • little girl 09.01.2018
    Dziękuję za anonimowe noty, jednak wolałabym aby były one poparte komentarzem ;x

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania