po raz
zakłamani moralnie od dwóch tysiącleci
mój sufit przypada na twoją podłogę
zakładam buty bo
niesie skażenie
Potykam się o gruszkę z której
wyrósł most
krążą zmartwienia
jedno gryzie drugie
inne znów udaje że jest niewidzialne
chodź podejdź do okna
czemu widzisz kraty
krążące atomy jakby w dzikim szale
Nie słyszysz strumienia
co ci myśli niesie
topi w niej zmartwienia
szumi
krzyczy
płacze
on ma twoje żale
chowa je w pudełku
pudełko z papieru
długo nie popłynie
musisz je poszukać zanim się
rozpadnie
po kawałku złamie rodzinne albumy
możesz krzyczeć głośniej
ale już za późno
sól ci w oku wyschnie
Komentarze (3)
A tak bardziej serio, to dobry, refleksyjny wiersz. Jeśli ja, pół-odczuwalna Aneta, coś sobie szeptem wnioskuję, to...
Bardzo interesujący dobór słów.
Pozdro.
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania