Poprzednie częściPochopna decyzja cz.1

Pochopna decyzja cz.10

******

 

Dwa tygodnie później Iga miała badanie. Niestety nie mogłem jej towarzyszyć. Spotkania biznesowego nie mogłem przełożyć. Tuż po południu do lokalu przyszła moja ukochana. Stałem akurat przy kasie.

- Cześć, kochanie – ucieszyłem się na jej widok.

- Hej, masz minutę?

- Dla ciebie zawsze. Daj mi chwilę – zawołałem Magdę, by mnie zastąpiła.

Z Kicią zamknęliśmy się w pokoju socjalnym, żeby mieć się tylko dla siebie. Objąłem ją w pasie, a ona mnie za szyję. Oparłem ją o ścianę i zaczęliśmy się całować. Namiętny pocałunek przyprawiał mnie o dreszcze na całym ciele. Popatrzyła mi w oczy i szepnęła:

- Mam coś dla ciebie – wyciągnęła z torebki zdjęcie usg. – Dziewczynka.

- Podobna do mnie – stwierdziłem po chwili. – Jest śliczna.

- Już się nie mogę doczekać aż ją przytulę.

- Żeby ci to przytulanie bokami nie wyszło.

- Najwyżej ty ją będziesz wtedy przytulać – uśmiechnęła się cwaniacko.

- Ok. Będziemy genialnymi rodzicami – pocałowałem ją. – Ja też mam coś dla ciebie.

Na stoliku leżała poduszka w kształcie litery „C”.

- Ponoć jest dobra do spania z brzuszkiem.

- Na pewno się przyda – ucieszyła się.

Pocałowaliśmy się na pożegnanie i każde z nas wróciło do swoich zajęć.

Iga od zawsze bardzo lubiła tańczyć. W szkole nawet chodziła na szkolne zajęcia taneczne. Przed ciążą udzielała lekcji salsy, cza-czy i zumby. Sprawiało jej to dużo radości. Niestety przez ciążę musiała z tego zrezygnować. Nie przeszkadzało jej to jednak w pląsaniu po domu. Odprężało ją to.

 

******

 

Był to już początek dziewiątego miesiąca, a dziecku jakoś nie śpieszyło się do przyjścia na świat. Czułam się coraz cięższa, a z Wojtkiem musiałam kupić jeszcze kilka rzeczy. W sobotni ranek wybraliśmy się razem na zakupy. Oglądaliśmy wózki dziecięce. Wszystkie były takie urocze. Chciałam mieć je wszystkie.

- Zobacz, jaki ten jest śliczny – wskazałam na jeden.

- Będzie się go źle prowadziło. Ma trzy kółka i jest mało zwrotny – stwierdził, przyglądając mu się bliżej.

- A ten? – wskazałam kolejny, który wpadł mi w oko.

- Za duży… Tu by się dwójka dużych bobasów zmieściła.

- O zobacz… Ten jest uroczy. No i jest trzy w jednym. Nie musielibyśmy kupować dodatkowego siodełka do auta.

- Jest to opcja do przemyślenia – bąknął, dokładnie oglądając wózek.

Sprawdzał zwrotność wózka, wytrzymałość, czy koła się nie zacinają i czy amortyzatory działają, jak należy. Dobrze, że mam tego Wojtka. Bez niego kupiłam pierwszy wózek z brzegu i to tylko dlatego, że ładnie wyglądał. Mój ukochany potrafił realnie ocenić, czy nasz potencjalny zakup może się do czegoś nadawać. W efekcie wróciliśmy do domu z wózkiem, kolejną porcją ubranek i kilkoma gadżetami ułatwiającymi życie młodej mamie.

Wieczór również spędziliśmy razem. Im bliżej porodu, tym Wojtek starał się spędzać w domu więcej czasu. Leżałam na łóżku, a Wojtek wtulając się w mój brzuch, „rozmawiał” z dzieckiem:

- Z mamusią nie możemy się doczekać, aż będziemy mogli cię przytulić. Mogłabyś się już urodzić. Kupiliśmy ci wózek. Będziesz mieć w nim wygodnie. I łóżeczko ci jutro złożę, żebyś miała, gdzie spać. Zabawki czekają, żebyś je wzięła w swoje malutkie rączki… - głaskał mnie. – Halo, jesteś tam? – delikatnie pukał w mój brzuszek.

- No, uważaj, bo jak ci odpuka, to wstrząsu mózgu dostaniesz – zaśmiałam się. – Ostatnio coraz mocniej się rusza.

- Mówiłem, że będzie grać w piłkę.

- Dobrze, niech ci będzie – westchnęłam. – Wiesz co? Lubię cię w wersji uczuciowego mężczyzny. Z jednej strony jesteś taki męski i twardy, a z drugiej: opiekuńczy i troskliwy – spojrzał na mnie z uśmiechem.

- Też cię kocham – szepnął, całując mnie po brzuchu. – Ałł… Kopnęła mnie…

- Mówiłam, żebyś uważał… - zaśmiałam się.

 

******

Prosiłem, prosiłem i się doprosiłem... Obudziłem się w środku nocy. Igi nie było koło mnie. Szybko wstałem. Skierowałem się w stronę łazienki, w której świeciło się ciepłe, żółte światło. Z moją dziewczyną spotkaliśmy się w drzwiach. Iga nie wyglądała na zachwyconą.

- Co się dzieje? – zapytałem.

- Wody mi odeszły – szepnęła, trzymając się za brzuch.

- Wody? Już? – zacząłem lekko panikować. – Jedziemy do szpitala, szybko.

- Wojtek…

- Chwila… Torba dla ciebie, torba dla dziecka… - trzęsły mi się ręce.

- Wojtek…

- Tak, już jedziemy, spokojnie – ignorowałem fakt, że chce mi coś powiedzieć.

- Wojtek – złapała mnie za rękę. – Spokojnie… Nie potrzebuję spanikowanego chłopca, tylko racjonalnie myślącego mężczyzny, rozumiesz?

Widziałem, jak coraz szybciej oddycha. Skuliła się z bólu. Miała rację… Nie czas na panikę i nerwy. Denerwować się będę później. Teraz muszę wziąć się w garść. Ona mnie potrzebuje.

Pomogłem jej dojść do samochodu. W drodze do szpitala złamałem chyba połowę przepisów drogowych. Później uświadomiłem sobie, że przejechałem na czerwonym świetle. Dobrze, że była noc i nie było ruchu na drodze. Nie wiem, kto kogo w tej sytuacji uspokajał: ja Igusię, czy ona mnie.

Po uzupełnieniu dokumentów, Igę zabrali na porodówkę. Dużo wcześniej ustaliliśmy, że ja zostanę i poczekam na korytarzu. Kiedyś myślałem, że taki poród nie jest dla faceta wyzwaniem, ale w obecnej sytuacji, czułem, że wymiękam. Nogi miałem, jak z waty. Ręce mi się trzęsły. Gdybym jej towarzyszył, pewnie bym zemdlał z tego wszystkiego. Wiedziałem, że poród to krew, pot, łzy i różnego rodzaju płyny otaczające dziecko i nie tylko. Na co dzień nie byłoby mi to straszne, a widok nagiej Igi ubóstwiałem. Problem tylko w tym, że bałem się, czy po tym wszystkim będę mógł patrzeć na swoją dziewczynę tak, jak przed porodem. Miałem kolegę, który był obecny przy porodzie swojego dziecka i stwierdził, że teraz jego żona już go tak bardzo nie pociąga. Za każdym razem, gdy ma między nimi do czegoś dojść, przypomina mu się wizyta na porodówce i namiętność diabli biorą. Może to trochę samolubne, jednak nie chciałem przez to przechodzić. Bałem się, że psychicznie tego wszystkiego nie zniosę. Iga chciała, żeby moja obecność przy niej lub jej brak była tylko i wyłącznie moją decyzją. Ucieszyłem się, gdy nie zmuszała mnie do towarzyszenia jej. W pełni zaakceptowała moje zdanie w tej kwestii. Kolejny raz pokazała mi, że pomimo iż powiedziałem jej wprost o swoich obawach, lękach, strachu, że zemdleję i stwierdzeniu, że najzwyczajniej w świecie wymiękam, jeśli chodzi o poród, ona cały czas miała mnie za najdzielniejszego mężczyznę na świecie. Kochałem ją za to…

Nie raz broniłem ją przed pająkami, których panicznie się boi, ocierałem łzy, gdy ją coś bolało, broniłem, czasem przed nią samą… Byłem w jej oczach najodważniejszym facetem, jakiego spotkała. Byłem jej nieustraszonym bohaterem, na którego zawsze mogła liczyć. A teraz co? Siedziałem sam na wątpliwej jakości krześle, na białym, szpitalnym korytarzu, bo nie byłem w stanie ustać na własnych nogach. Cały dygotałem z nerwów. Chciałem, by to się jak najszybciej skończyło. Jak na złość poród trwał i trwał. Iga, co prawda uświadamiała mi, że najgorzej jest zazwyczaj przy pierwszym dziecku i wszystko niemiłosiernie się dłuży. Tylko nie wiedziałem, że aż tyle.

Nagle z sali wyszła pielęgniarka. Zerwałem się na równe nogi.

- Przepraszam, co Igą? – zapytałem.

- Nie teraz! – rzuciła pospiesznie.

- Co się dzieje?

- Nie teraz!

Pielęgniarka zniknęła za rogiem. To nie był dobry znak. Coś złego musiało się stać z moimi dziewczynami. Teraz to już w ogóle myślałem, że oszaleję.

„Wreszcie", pomyślałem, widząc wychodzącego z sali lekarza.

Średnia ocena: 3.7  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania