Poprzednie częściPochopna decyzja cz.1

Pochopna decyzja cz.11

„Wreszcie", pomyślałem, widząc wychodzącego z sali lekarza.

- Pan Wojciech? - zapytał.

- Tak. Co z Igą? - zerwałem się z krzesła.

- Pani Iga straciła dużo krwi. Udało nam się jednak w porę zatrzymać krwotok i opanowaliśmy sytuację.

- A dziecko?

- Ma pan córkę. Dziewczynka była trochę niedotleniona, ale już nic jej nie grozi.

- Mogę je zobaczyć?

- Tak, oczywiście. Proszę wejść – otworzył mi drzwi.

Wszedłem do środka. Iga leżała na dziwnym łóżku. Była blada jak świeży śnieg, oddychała szybko, po czole spływała jej kropelka potu. Wycieńczenie biło z jej twarzy. W rękach trzymała naszą sino – czerwoną córeczkę. W pierwszym momencie wystraszyłem się, że może coś jest jednak nie tak, bo Mała nie wyglądała, jak większość dzieci, na które można natknąć się w internecie. Przecież wiem, że internet z rzeczywistością mają stosunkowo mało wspólnego, lecz przy takiej dawce emocji moje logiczne myślenie schodziło na dalszy plan.

Podszedłem do nich. Targały mną skraje emocje: od strachu, przez niedowierzanie, aż na ogromnym szczęściu skończywszy.

- Jak się czujesz? - zapytałem drżącym głosem, całując Igę w czoło.

- Może być – odparła z trudem.

- To nasze? - spojrzałem na dziecko.

- Nie, kosmitów... - ironizowała.

Popatrzyłem na nią, nie wiedzą, o co jej chodzi. Dopiero po chwili dotarło do mnie, jak głupie pytanie zadałem.

 

******

 

Najwidoczniej był jeszcze w szoku poporodowym. Tylko, czy to nie dotyczy kobiet? Patrząc na Wojtka odniosłam wrażenie, że młodzi tatusiowie też mogą na to cierpieć. Cały dygotał. Bardziej przeżywał to wszystko niż ja.

- Mogę ją pogłaskać? - szepnął.

- No, przecież to też twoje dziecko.

Wyciągnął rękę w stronę główki dziecka. Dłoń trzęsła mu się, jak galaretka. Był w stanie tylko musnąć jej skórę. Nic dziwnego. Ilość emocji, które nami szargały, była znacznie powyżej normy.

W końcu trafiłam do pokoju. Trzymałam Emilkę, bo takie imię jej wybraliśmy, na rękach. Byłam na tyle zmęczona, że taka prosta czynność, jak lulanie niemowlęcia, sprawiała mi nie małe problemy. Wojtek podłożył mi pod rękę małą poduszkę, aby choć na chwilę mi ulżyć. Siedział obok i głaskał mnie po głowie. Nie rozmawialiśmy. Nie musieliśmy. Wpatrzeni w córeczkę dokładnie znaliśmy swoje uczucia i myśli. Nawet ból, który mi towarzyszył, przestał mieć jakieś większe znaczenie. Cieszyliśmy się swoją obecnością i tylko to w tamtym momencie było ważne.

Z każdą godziną ból stawał się jednak na tyle silny, że uniemożliwiał mi siedzenie. Wojtek cały czas dzielnie mi towarzyszył i próbował pomóc na wszelki możliwe sposoby.

Drugiego dnia korzystając z faktu, że mała spała, sama mogłam się zdrzemnąć, trzymając Wojtka za rękę. Nie zdążyłam jeszcze zasnąć, gdy do pokoju z wielkim rumorem weszła mama mojego lubego.

- Cześć, synek! - zawołała, budząc tym samym Emilkę.

- Mamo, ciszej. Co ty robisz? - zdziwił się Wojtek.

- Jak to co? Przyszłam wnuczkę obejrzeć – podeszła do łóżeczka.

Wzięła Emilkę na ręce. Gdy zobaczyłam, jak ją trzyma, strach mnie obleciał. Mała o mało nie wypadła z jej rąk.

- Niech ją pani położy – poprosiłam.

- Wychowałam trójkę dzieci, ty żadnego. Wiem, jak się nimi zajmować. Ty lepiej się ogarnij. Widziałaś się w lustrze? Nie wiem, dlaczego mój syn jest z takim babsztylem.

Łzy zakręciły mi się w oczach. Na szczęście Wojtek szybko interweniował.

- Mówiłem ci już, żebyś uważała na to co mówisz. Jak ci się coś nie podoba, nikt cię tu nie trzyma – zabrał od niej Emilkę.

- Wyganiasz własną matkę? - zdziwiła się.

- Iga jest piękną dziewczyną, moją dziewczyną – podkreślił. - Dopóki nie zaczniesz traktować jej z szacunkiem, nie pozwolę ci się zbliżyć ani do niej, ani do dziecka. A teraz wyjdź. Denerwujesz tylko Małą.

- Jak chcesz... Ale wrócisz kiedyś do domu i powiesz, że ta lafirynda nie była nic warta – rzuciła mi wredny uśmieszek i wyszła, trzaskając drzwiami.

Emilka zaczęła płakać. Ja też z trudem powstrzymywałam łzy. Miałam dość tej wrednej baby. Jak można kogoś traktować w ten sposób? Pomimo że to mama mojego chłopaka, nie chciałam mieć z nią żadnego kontaktu.

Wojtek utulił małą i położył ją do łóżeczka. Usiadł, mocno mnie przytulił i szepnął:

- Nie przejmuj się nią. Dla mnie jesteś najpiękniejszą kobietą na świecie.

- A jeśli ma rację? Zobacz, jak ja wyglądam?

- Jesteś piękna. Jeszcze trochę, wrócisz do domu, nabierzesz siły i wszystko wróci do normy.

- Tak myślisz? - popatrzyłam mu w oczy.

- Ja to wiem – uśmiechnął się.

Powrót do domu był, jak zbawienie. Tylko ja, Wojtek i Emilka. Żadnych nieproszonych gości, ani pielęgniarek, które pomimo że widziały już wiele, zawsze krzywo się na mnie patrzyły, gdy potrzebowałam pomocy. Wreszcie odrobina prywatności. Ale taka samotność miała także swoje ciemne strony. W szpitalu zawsze był ktoś, kto w razie potrzeby mi pomógł, podpowiedział, co mam zrobić, gdy z czymś sobie nie radziłam. A w domu? W domu byłam skazana tylko i wyłącznie na umiejętności swoje i Wojtka. Budziło to we mnie liczne lęki. Dobrze, że miałam mojego ukochanego zawsze pod ręką.

Średnia ocena: 3.7  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (3)

  • Bogumił 18.04.2019
    Narodziny człowieka to prawdziwy cud.
  • Nysia 18.04.2019
    Zgodzę się z Tobą... To cud...
  • Bogumił 19.04.2019
    Nysia Moja koleżanka z innego forum szukała najlepszego określenia dla kobiety i wymyśliła, że kobieta to "świątynia życia". Dlatego każdą kobietę należy traktować jak świętą, bo daje nowe życie.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania