Poprzednie częściPochopna decyzja cz.1

Pochopna decyzja cz.2

******

 

Od kilku dni nie miałem kontaktu z Igą. Nie odbierała ode mnie telefonów, nie odpisywała na wiadomości. Z jednej strony mnie to nie dziwiło, jednak z drugiej - martwiłem się, że coś złego mogło jej się stać. Wieczorem udało mi się wyrwać z restauracji. Przyjechałem pod jej dom. Była w środku, bo na korytarzu świeciło się światło. Drzwi były otwarte. Wszedłem do domu. Z łazienki dobiegały dziwne dźwięki. Zapukałem w przymknięte drzwi. Ostrożnie wszedłem do środka. Iga siedziała obok ubikacji, na niewielkim dywaniku, oparta o ścianę, ubrana w samą piżamę.

- Co ty tu robisz? – szepnęła.

- Nie odbierałaś telefonu. Myślałem, że mogło ci się coś stać. Co się dzieje? – kucnąłem na wprost niej.

- Niedobrze mi – wydukała i zwymiotowała.

- Oddychaj, spokojnie – głaskałem ją po plecach.

Iga była blada, jak śnieg. Widziałem, że mdłości powoli ją wykańczają.

- Chodź, zawiozę cię do lekarza. Może da ci coś na te wymioty.

- Nie… Dzwoniłam już do doktorki… Powiedziała, że to nic dziwnego i jak mi do rana nie przejdzie, to dopiero wtedy mam się zgłosić – wydukała cicho.

Ściągnąłem swoją bluzę i okryłem nią Igę. Siedziałem obok niej, próbując jej tym samym dodać trochę otuchy. Nie miała już siły nawet wymiotować.

- Mógłbyś zrobić mi herbaty imbirowej? Jest w szafce, nad lodówką – poprosiła.

- Jasne, zaraz ci przyniosę.

Szybko zrobiłem tę herbatę. Podałem ją Idze w kolorowym kubku. Widziałem, jak z każdym łykiem robi jej się lepiej. Trochę mi ulżyło.

Dochodziła północ, a Iga bez słowa, od kilkunastu minut, opierała głowę na moim ramieniu. Nie była już taka blada, ale odniosłem wrażenie, że oczy same jej się zamykały.

- Lepiej ci już trochę? – zapytałem, głaszcząc ją po karku i uchu.

- No, trochę – wyszeptała.

- Chodź, położysz się spać – zaproponowałem.

Powoli pomogłem jej wstać. Zachwiała się. Złapałem ją mocno w pasie i przyciągnąłem do siebie. Zmęczenie nie pozwalało jej ustać na nogach. Wziąłem ją na ręce i zaniosłem do łóżka.

- Zostaniesz? – szepnęła zanim ją położyłem.

- Jasne – przykryłem ją kołdrą. Chyba zaczęła się odzywać we mnie moja dawno uśpiona czułość i troska.

Przesunęła się na drugą połowę łóżka, robiąc mi miejsce. Ściągnąłem koszulkę i wyciągnąłem pasek za spodni. Położyłem się obok. Przysunąłem się do niej. Objąłem ją ramieniem. Patrzyłem na nią kilka chwil. Była tak słodka, bezbronna i bezsilna. Czułem, że daję jej bezpieczeństwo, spokój i opiekę, której potrzebowała. To takie dziwne… Powoli zaczynałem się zastanawiać, co ja właściwie do niej czuję…

Rankiem wstałem trochę wcześniej. Postanowiłem zrobić jej jakieś pełnowartościowe śniadanie. Z lodówki wyciągnąłem kilka owoców i warzyw. Zrobiłem kanapki i zielony koktajl, który zapewnił jej bombę witaminową.

Iga zjadła wszystko ze smakiem i dużym uśmiechem. Chyba czuła się już znacznie lepiej. Widziałem to w jej oczach. Po śniadaniu zabrałem się za sprzątanie. Właśnie kończyłem zmywać naczynia, gdy Iga podeszła do mnie i wtuliła się w moje plecy, szepcząc:

- Dziękuję, że przyjechałeś. Jesteś taki kochany.

„O nie… Tylko nie to…” Myślała, chyba, że zmieniłem zdanie, co do dziecka i będę chciał z nią być. Musiałem szybko naprostować jej myśli. Im szybciej, tym lepiej.

- Iguś… Chyba źle odczytałaś moje intencje… Jesteś naprawdę świetną dziewczyną, ale ja nic do ciebie nie czuję. To miała być jedna, nic nieznacząca noc, jeden głupi wyskok. Przyjechałem wczoraj, bo nie miałem z tobą kontaktu. Zdałem sobie sprawę, że źle zrobiłem zostawiając cię samą. Przepraszam – spuściłem głowę, zabierając jej ręce z mojego pasa. - Zajmę się wami… Jak trzeba będzie, to zawiozę cię do lekarza, zrobię zakupy, pomogę ci, czy coś… Jak będziesz potrzebowała pieniędzy, to też je dostaniesz. I alimenty także. Ale między nami raczej nic nie będzie – tłumaczyłem powoli.

Z każdym słowem jej mina robiła się coraz bardziej niewyraźna. Zobaczyłem smutek, żal i strach.

- Jesteś pewien?

- Nic do ciebie nie czuję, przepraszam.

- Nie przeprasza się za uczucia. A już tym bardziej za ich brak – szepnęła ze łzami w oczach.

Ściągnęła z siebie moją bluzę i podała mi ją. Czemu poczułem, że ją zawiodłem?

- Chyba musisz już jechać – stwierdziła z trudem.

- Poradzisz sobie? - wziąłem bluzę.

- Jedź już – odwróciła wzrok.

- Zadzwoń, jak będziesz czegoś potrzebowała – poprosiłem, wychodząc.

 

******

 

Długo zbierałam się w sobie po słowach Wojtka. Przez chwilę myślałam, że on naprawdę chce się zmienić i wziąć na siebie część obowiązku wychowania dziecka. Myślałam, że zaczyna mu na mnie zależeć. I jak on to sobie wyobrażał? Będziemy sobie żyć obok siebie, a on będzie sobie wpadał do mnie, kiedy będzie chciał i upewniał się, że wszystko jest ok? Nie! Nic nie jest i nie będzie ok! I jeszcze te mdłości.

W środę, gdy wreszcie udało mi się wstać z łóżka, zmusiłam się do zrobienia zakupów. W poszukiwaniu ciasteczek imbirowych, które były jedyną rzeczą, jaka sprawiała, że czułam się trochę lepiej, zwiedziłam prawie wszystkie sklepy w mieście. Prawie… Został tylko jeden sklep… Ten, obok którego znajdowała się restauracja Wojtka. Gdyby nie fakt, że istniała duża szansa odnalezienia w nim ciastek, pewnie nie zaryzykowałabym spotkania z ojcem dziecka. Zaparkowałam samochód przed sklepem. „Uff…Nie ma go na widoku”, odetchnęłam z ulgą. Kupiłam ciasteczka, butelkę wody i kilka jabłek. Gdy chowałam zakupy do bagażnika, poczułam czyjąś rękę na moim ramieniu. Szybko się odwróciłam. Tego się właśnie obawiałam…

 

******

 

- Cześć – powiedziałem szybko.

- Czego chcesz? – odparła zimno.

- Yyy… Ja… - sam nie wiem czemu, trudno mi było wydusić z siebie każde słowo. – Pogadać chciałem, wytłumaczyć się.

- Nie masz czego tłumaczyć. Powiedziałeś, co miałeś powiedzieć, a teraz spadaj – odwróciła się, zamykając bagażnik.

- Wysłuchaj mnie – złapałem ją mocno za nadgarstek.

- Puść! – wyrwała się. – Czego nie rozumiesz? Nie chcę mieć z tobą nic wspólnego! Pokazałeś na co cię stać.

- Przepraszam – powiedziałem półszeptem.

- Co mi po twoich przeprosinach? Mam je gdzieś! Jesteś największym idiotą, jakiego spotkałam. Nie nadajesz się na ojca.

- Iguś…

- Wiesz, co?... Żałuję, że dałam ci się tknąć! Jesteś beznadziejny w łóżku! – podniosła głos.

Ugodziła w moją męską dumę. Pierwszy raz byłem do tego stopnia zbity z tropu, że nie wiedziałem, co mam powiedzieć. Iga podeszła do drzwi samochodu. Syknęła z bólu i złapała się za brzuch. Podbiegłem do niej.

- Co się dzieje? Pomóc ci? – zapytałem zaniepokojony.

- Spadaj – wycedziła przez zęby, coraz bardziej kuląc się z bólu.

- Wsiadaj, zawiozę cię do szpitala – wyciągnąłem jej z dłoni kluczyki do samochodu, pomogłem jej wsiąść i kilka minut później byliśmy już pod szpitalem.

Gdy powiedziałem pielęgniarce, że dziewczyna jest w ciąży i ma silne skurcze, momentalnie zawołała lekarza, który wziął Igę na badania. Siedziałem na korytarzu, czekając na jakieś wieści. W końcu z gabinetu wyszedł lekarz.

Średnia ocena: 3.8  Głosów: 4

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (5)

  • Bogumił 10.04.2019
    No niestety, coraz więcej mężczyzn jest takich właśnie, nie przystosowanych do życia, nie potrafiących wziąć odpowiedzialności za swoje czyny. Niestety, Zastanawiałem się nad przyczyną i doszedłem do wniosku, że to kwestia wychowania przez rodziny, szkołę. A w zasadzie braku tego wychowania. Kościół usiłujący nadaremnie wszczepiać jakieś dobre zasady jest wyszydzany, wyśmiewany, obrzucany błotem. Błędne koło.
  • Bogumił 10.04.2019
    Przepraszam za pesymistyczny komentarz. Ale opowiadanie naprawdę ładne, przy czytaniu można odpocząć.
  • Nysia 10.04.2019
    Masz dużo racji. Świat staje się coraz gorszy. Niestety... Dzięki za komentarz.
  • candy 19.04.2019
    Strasznie chaotycznie się rozwija akcja, prawie w ogóle nie ma tu opisów, trudno wczuć się w bohaterów, te ich rozmowy są strasznie pospieszne...
  • Nysia 19.04.2019
    Dzięki za komentarz. Liczę, że pozostałe części bardziej Ci się spodobają.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania