Poprzednie częściPochopna decyzja cz.1

Pochopna decyzja cz.3

- Przepraszam, co z Igą? – zapytałem szybko.

- Niestety, pani Iga zabroniła mi udzielać panu jakichkolwiek informacji.

- Co? Dlaczego?

- Przykro mi.

Chwilę później zobaczyłem pielęgniarkę wiozącą na wózku Igę. Miała takie smutne oczy. Bałem się, że stało się najgorsze.

- Iguś, co się dzieje?

- Nic, co powinno cię interesować – warknęła.

 

******

 

Pielęgniarka odwiozła mnie na oddział. Wojtek został na korytarzy. Trafiłam do pokoju dwuosobowego, jednak byłam sama. Plusem było to, że mogłam chodzić i ból w końcu ustąpił. Poszłam do łazienki. Przemyłam twarz letnią wodą. Rano nie miałam nawet siły, by się pomalować. Moje spuchnięte oczy i delikatne przebarwienia na policzkach, aż prosiły się o chociaż gram podkładu. Wróciłam do pokoju. Ku mojemu zaskoczeniu, na moim łóżku siedział Wojtek. Szybko wstał, gdy weszłam.

- Nie no, znowu ty? – nie ukrywałam, że nie ucieszyła mnie jego wizyta.

- Porozmawiamy? – zapytał.

- Nie. Nie mogę się denerwować, a jak cię widzę, od razu podnosi mi się ciśnienie, więc proszę cię, wyjdź.

Lekarz uświadomił mi, że nerwy i stres bardzo szkodzą mojemu dziecku i mnie. Nie mogłam pozwolić, by mojemu maleństwu coś się stało. Musiałam się dyscyplinować, żeby mu nie zaskoczyć, a Wojtek mi w tym nie pomagał.

- Dotarło do mnie, że mi na tobie zależy… Na tobie i na dziecku – zaczął.

- Trochę za późno. A teraz wyjdź. Chcę odpocząć – minęłam go i usiadłam na łóżku twarzą skierowaną do okna.

- Powiesz mi chociaż, co z dzieckiem?

- Nie. A twoja obecność na pewno mu nie pomaga.

- Przepraszam, nie chciałem cię skrzywdzić.

- Przeproś to dziecko, że ma ojca debila – dałam mu zdjęcie z badań usg.

- To nasze dziecko?

- Nie… Kosmita… - popatrzyłam na niego, jak na idiotę – Prawie je zabiłeś. Nie chcę cię więcej widzieć. Wynoś się!

Wojtek bez słowa wyszedł z pokoju, zapatrzony w zdjęcie. O mały włos nie wszedł w drzwi. Siedziałam sama. Przez kilkanaście minut patrzyłam na drzewa rosnące za oknem.

Dlaczego nie wiem, co mam robić? Rozsądek krzyczy, żebym zapomniała o nim raz na zawsze, a serce cicho szepcze, że chcę z nim być. Potrzebuję go. Nie poradzę sobie bez niego. A może sobie poradzę? Po śmierci rodziców też zostałam sama. Też bałam się kolejnego dnia, a mimo to udało mi się dorosnąć bez większych problemów. Ale byłam głupia, że przespałam się z Wojtkiem! Naprawdę czułam, że to ten jedyny… A teraz? Mój wyśniony chłopak zachował się, jak szczeniak. Czy potrafię mu to wybaczyć?

Z natłoku myśli wyrwało mnie przybycie starszej ode mnie o około dziesięć lat kobiety w zaawansowanej ciąży. Towarzyszył jej mąż i pielęgniarka. Do końca dnia zamieniłam z kobietą może trzy zdania. Ostatnie dni wymagały ode mnie bardzo dużo siły, nic więc dziwnego, że zasnęłam tuż po kolacji.

 

******

 

Wróciłem do restauracji. Już od wejścia widziałem wzrok Magdy, która ewidentnie chciała mnie zabić na miejscu. Złapała mnie za rękę i wciągnęła na zaplecze.

- Możesz mi powiedzieć, gdzie byłeś? – zaczęła z pretensjami. – Miałeś wyjść na pięć minut, a nie było cię dwie godziny… - Ja tu ledwo na zakrętach wyrabiam, a ty znikasz nie wiadomo z kim i gdzie.

- Wiem, przepraszam. Musiałem coś naprawić.

- Niby co?

- Swój błąd... A teraz wracajmy do roboty, bo nam klienci uciekną – zakończyłem temat.

To był bardzo długi dzień. Wiedziałem jednak, że jeszcze długo nie będzie mi dane spokojnie odpocząć. Po zamknięciu restauracji, wróciliśmy z Magdą do domu. Rodzice już spali. Może to i lepiej… Siedziałem na łóżku, opierając ręce na kolanach. W dłoniach trzymałem zdjęcie, które dała mi Iga. Czułem się całkowicie rozdarty pomiędzy tym, co czułem do Igi, a strachem. Chciałem z nią być. Gdy tylko o niej pomyślałem, robiło mi się cieplej na sercu. Jednak bałem się o to dziecko. Ta mała istotka rozwijała się w jej ciele. Nie byłem pewny, czy podołam takiemu wyzwaniu. W końcu dziecko to nie przelewki. Przerażała mnie ilość odpowiedzialności, która miałaby na mnie spać.

- Nad czym tak dumasz? – zaskoczyła mnie Magda, stojąca przy drzwiach do mojego pokoju.

Szybko schowałem zdjęcie pod poduszkę.

- Nad niczym.

- Nigdy nie byłeś dobry w kłamaniu… Przecież widzę, że coś się dzieje.

- Wydaje ci się – próbowałem ją zbyć.

- Wojtek, od soboty jesteś jakiś dziwny: zamykasz się w swoich myślach, nie możesz się na niczym skupić, ciągle coś mylisz, znikasz gdzieś i ta róża… - spojrzała na uschnięty kwiatek leżący na biurku. – O co chodzi?

- O to – podałem jej zdjęcie usg. – Ta jaśniejsza kropka na środku to moje dziecko.

- Wow, gratuluję – ucieszyła się. – Nie chwaliłeś się, że masz dziewczynę.

- Bo nie mam i dzisiaj straciłem szansę, żeby ją mieć – zwiesiłem głowę.

- Jak to?

- W sobotę spotkałem się z Igą…

- Matką dziecka?

- Tak. Dałem jej różę, gadaliśmy chwilę i w ogóle… Powiedziała, że jest w ciąży. A ja zrobiłem najgorszą rzecz, jaką tylko mogłem. Powiedziałem jej, że się na to nie piszę, że nie będę bawił się w pieluchy i że to nie mój problem. Ona się wkurzyła, stwierdziła, że tę różę mogę sobie wsadzić i poszła.

- Zdurniałeś do reszty? Zostawiłeś ciężarną dziewczynę od tak po prostu?

- Tak, wiem… Jestem świnią.

- No, tak delikatnie rzecz ujmując… Jak mogłeś? Skoro ją kochasz, to trzeba było jej chociaż jakoś pomóc, a nie mówić, że masz ją gdzieś.

- Uwierz, żałuję. Byłem ostatnio u niej, bo źle się czuła. Myślała, że zmieniłem zdanie, ale uświadomiłem ją, że chcę się nią zająć bez żadnego zaangażowania w nas. I to był błąd... Chciałem z Igą dzisiaj pogadać, ale wydarła się na mnie, dostała jakiś skurczy i odwiozłem ją do szpitala. Przez to mnie tyle nie było.

- A co z nią i z dzieckiem?

- Chyba jest ok, ale została na noc na oddziale.

- „Chyba jest ok”?

- Zabroniła udzielać mi informacji. Wiem tylko, że mnie nienawidzi i prawie poroniła przeze mnie… Rozumiesz? O mały włos nie zabiłem własnego dziecka – pierwszy raz czułem, jak pęka mi serce.

- Nie dziwię się, że nie chce mieć z tobą nic wspólnego.

- Ja też nie. Chyba muszę odpuścić… Każda próba porozmawiania z nią źle się kończy.

- Kochasz ją? – zapytała nagle.

- Nie wiem, czy to miłość, ale serio mi na niej zależy. A jak zobaczyłem ją zwijającą się z bólu, bladą i przerażoną, zrozumiałem, że to wszystko moja wina. Nie mam pojęcia, co teraz robić – spojrzałem na siostrę całkowicie bezradny.

- Skoro ci na niej zależy, to jej to pokaż. Tylko jakoś tak delikatnie. Ona musi być teraz załamana i bardzo się boi. Spróbuj powoli i delikatnie do niej dotrzeć.

- Czyli jak?

- Spróbuj na spokojnie z nią pogadać, wytłumaczyć się. Posiedź przy niej. Pokaż, że może na ciebie liczyć.

- Tylko tyle? – zdziwiłem się.

- Aż tyle – podkreśliła. – Nie będzie ci łatwo się do niej zbliżyć i pewnie kilka razy każe ci się wynosić, ale próbuj. Może w końcu ci się uda. Tylko powoli, małymi krokami. Dziecko chyba jest warte zachodu, co nie?

- A wystarczyło się ucieszyć…- westchnąłem.

- Narobiłeś sobie problemów, to teraz musisz je wziąć na klatę.

- Szkoda tylko, że musiało się tyle stać, żebym to zrozumiał. Nawet nie wiem, czy dziecko jest zdrowe.

- Wspieraj ją, a wszystkiego się dowiesz.

- Myślisz, że mam u niej szansę?

- Aktualnie?... Nie. Aczkolwiek, jak się dogadacie, to kto wie…

 

******

 

Rankiem obudził mnie obchód. Zrobili mi jeszcze badania kontrolne i po południu miałam dostać wypis. Nie wiem czemu, ale w ogóle mnie to nie cieszyło. Czułam, jakby życie żyło obok mnie. Nie miałam na nic ochoty. Czegoś mi brakowało. Nie miałam na nic siły. Jedyne co mi pozostało, to sen. Mogłam przespać cały dzień. Obudziłam się tuż po południu. Przeciągnęłam się i przetarłam zaspane oczy.

- Był tu twój chłopak – powiedziała kobieta z łóżka obok.

- Chłopak? – zdziwiłam się.

- No, tak. Taki szczupły blondyn. Siedział chwilę przy tobie, zostawił ci czekoladę i poszedł.

W tym momencie do pokoju weszła pielęgniarka. Wręczyła mi wypis, życząc powodzenia. Spakowałam swoje rzeczy. Popatrzyłam na współlokatorkę.

- Ma pani dzieci? – zapytałam.

- Tak, dwójkę – odparła.

- Niech im pani to da. Na pewno się ucieszą – podałam jej czekoladę.

- Jesteś pewna?

- Tak. Wszystkiego dobrego – pożegnałam się i wyszłam.

Powoli wróciłam do domu, wzięłam prysznic i położyłam się spać. Wieczorem dostałam sms-a od Wojtka: „Mam nadzieję, że dobrze się czujesz. Nie chciałem cię zdenerwować. Przepraszam. Liczę na to, że kiedyś mi wybaczysz i pozwolisz mi się wami zaopiekować. Zależy mi na tobie.” Westchnęłam cicho, a łza zakręciła mi się w oku. Zdałam sobie sprawę, jak bardzo chcę, żeby był przy mnie. Problem w tym, że nie potrafiłam mu zaufać.

Średnia ocena: 3.7  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (7)

  • IvyLou 11.04.2019
    Znalzłam kilka literówek i w niektórych momentach, tak myślę, w nie odpowiednim miejscu są wyrazy. Jak chociażby tutaj: "Rano nie miałam siły nawet, by się pomalować". Myślę, że powinno być: "Rano nie miałam nawet siły, by się pomalować".

    Literówki nieraz też mi się zdażają, także ich nie zaznaczę, ale co do mojego powyższego przykładu, to lepiej się czyta w ten sposób. No chyba, że tak ma być to co innego, ale to tylko moja skromna uwaga :).
  • Nysia 11.04.2019
    Ok, zaraz jeszcze raz poszukam tych literówek :) Dzięki.
  • Bogumił 11.04.2019
    Z przyjemnością przeczytałem na wieczór kolejną część tej historii miłosnej. Odprężające bo czyta się ze świadomością że jednak wszystko skończy się happy endem. Z pewnym znakiem zapytania czy autorka nie przewidziała nagłego zwrotu akcji. Oceny ze smartfona nie mogę wstawić więc odkładam tę miłą czynność na sobotę.
  • Nysia 11.04.2019
    Dziękuję bardzo. Mi również bardzo miło czyta się Twoje komentarze :)
  • Davisa 11.04.2019
    Szkoda że Wojtek dopiero teraz się wziął w garść żeby tym wszystkim się zająć.. Gdyby nie mógł tak od początku ale lepiej późno niż wcale i 5 jak zawsze :)
  • Nysia 12.04.2019
    Dzięki :)
  • Bogumił 12.04.2019
    Nadrabiam i dopiero teraz wstawiam punkty.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania