Tak jak w poprzednich częściach cudne są te opisy, budowanie klimatu zewnętrznego i wewnętrznego."Niepokój jest najlepszy do produkcji marzeń." - tak, i tutaj gdy ma marzenie w zasięgu ręki, i sposobność ucieczki, przychodzi niepokój.
"Wskazać, który będzie zupą, a który łyżką."-okrutne.
No nic, świetne trzyma w napięciu.
Chwilowo obstawiałam, czy ten chwyt z kapustą nawet nie był wcześniej zapalanowany, taka podpucha na nią. A tu prawdziwe "bohaterstwo", które się źle kończy.
"Zło nie ma dziś postaci grzyba atomowego, momentalnej i ostatecznej zagłady, ale formę niezliczonych, codziennych utrapień, lęków i cierpień, które trzymają nas w żelaznej, kolącej obroży nieszczęścia".- ten cytat jak po czynnej wojnie dalej toczy się wojna o przetrwanie i życie z tego co zniszczyła i zabrała.
"Usta rozciągnięte w torbiastości małża" : - o
"
Bliscy na co dzień ludzie do perfekcji opanowali sztukę zapominania o sobie nawzajem, a piekło głodu obległo ulice i obsiadło skwery. Drgania serc miarowo ustawały w rytm sypiącej się architektury niszczejących domów." - bardzo ładnie i obrazowo, smutny krajobraz z zewnątrz do wewnątrz
"Z łagodnookich cieląt dorzynanych w kwiku znów jesteśmy konstruktorkami własnych rzeczywistości" - i tu
"Patrzę w niebo, gdzie wśród dymów odlatują ptaki, holując za sobą coraz cichszy świergot i rozmyślam nad tym, czy kiedyś ktoś na lekcji historii będzie uczył się na pamięć naszych dat." - i tu o przemijaniu bardzo ładnie
"Złapała strzęp noża po raz kolejny, wiedząc, że najprostsze ścieżki do zgaszenia mu światła na stałe opancerzone są kością czaszki i twardą klatką żeber. Wybrała więc nadgarstek."- a tu Ritha boję się ciebie;)) ciekawa szybka kalkulacja i wiedza
kalaallisut uwielbiam motyw zła w literaturze, podbitej psychologicznym fundamentem przemocy, sadyzmu, strachu, sceny walki, sceny walki bardzo bardzo, wszelakie takie rzeczy.
Mdleje, gdy mam dostać zastrzyk.
Tak to wygląda :)
(R)
Nadal dobre, choć dostrzegam w tym opowiadaniu, a może fragmencie, pewien działający na jego niekorzyść dysonans.
Przede wszystkim, w ogóle nie poczułam atmosfery grozy. Potraficie to robić wybornie, w tym jednak tekście, być może najpierw przez dziecięcą perspektywę, a może ze względu na “pozytywny” wizerunek matki, a później jego zniekształcenia zabrakło mi prawdziwego dreszczyku.
Z jednej strony to nie jest wada – w końcu opowieści Jovy są spoko, ale z drugiej… osłabiają wizję, powodując, że później mniej więcej wiemy czego się spodziewać. Taki pamiętnikarski rys jest szczególnie niestrawny, gdy dochodzi się do czegoś ważnego (z punktu widzenia bohatera).
Balans zdał mi się nieco zaburzony – za dużo w opowieści ich drogi “poetyckiego” zalążku, za mało fabularnego mięcha.
No i akcja z zabójstwem… To było dość dziwne – kobiecina przerażona i zdezorientowana jeszcze przed momentem (a właściwie przez całe opowiadanie na taką ją kreujecie) sięga po nóż i racjonalnie kalkuluje gdzie i co może się znajdować. Mężczyzna co prawda biegnie za nią, ale że niczego do obrony po drodze nie było? I jedynie mógł się osłaniać?
Wybaczcie, że tak bardzo przelewam czarę goryczy – jest to o tyle dziwne, że opowiadanie uważam w gruncie rzeczy za wybitne, przeczytałam je szybko i z przyjemnością :|
Dobra, to może trochę o zaletach.
Świetnie wypadła końcówka, ale do tego już przyzwyczailiście. Umiecie zrobić to tak, by wyszło tajemniczo.
Dobrze wypadają też zawiązanie akcji, immersja, zmiany perspektywy, konfrontacja rzeczywistości → Jaką rolę pełni Ruzica? Istnieje wybawienie czy nie istnieje? Kto uległ iluzji dobroczynności? Super.
No i naturalnie klasowy warsztat. Czyta się to-to świetnie.
(Dlaczego główny temat został zepchnięty na dalszy tor?)
Tutaj ja (Ritha) maczałam łapy w scenie z zabójstwem i chyba mi się przełączył w łepetynie guzik na sceny walki jakie, hm, zdarzało mi sie pisać do tej pory i stąd może za dobrze poszło Ivie, albo może za mało ukazałam jej strach, fart i desperację. No trudno mi oceniać. Zwykle budowałam silnych bohaterów, zazwyczaj mężczyzn, Iva jest nowym doświadczeniem dla mnie :) Tak czy siak, spróbuję to obronić poniżej :P
"kobiecina przerażona i zdezorientowana jeszcze przed momentem (a właściwie przez całe opowiadanie na taką ją kreujecie) sięga po nóż i racjonalnie kalkuluje gdzie i co może się znajdować. Mężczyzna co prawda biegnie za nią, ale że niczego do obrony po drodze nie było? I jedynie mógł się osłaniać?" - to jej mieszkanie, wie, gdzie co ma, on pobiegł za nią, zapewne dałby jej radę gołymi rękami, ale tu wchodzi element zaskoczenia - nie pomyslał, że biednej kobiecinie się nagle przeleje dzban i zacznie się bronić. Tymczasem ona w pieniądzach od Damira upatrzyła szansę na ucieczkę (dodatkowo będąc coraz bardziej osaczaną), jedną jedyna szansę i postanowiła ją wykorzystać na zasadzie "teraz albo nigdy". Tak to widziałam, tak to opisałam. Jesli się gryzie patrząc z boku - przyjmuje zarzut na klatę.
Co do pamiętnikarskich, poetyckich wstępów - taki mieliśmy zamysł, tak go realizujemy. Wydaje mi się, że pomimo wszystko fabuła przeważa, a noirowe wstawki Cana maja swoich zwolenników ( w tym mnie :D), choć rozumiem, że każdy ma inny punkt widzenia, ale ze osłabiają grozę? Być może, trudno mi oceniać.
Co do głównego tematu - ostatnia część już prawie, prawie. Bardzo jestem ciekawa Twojej opinii. Dużo cennych spostrzeżeń masz. Dziękujemy pięknie, Inkarnacjo :)
Pozdrowienia :)
Więźniowie własnego procesu. Słusznie wyłapane z noiro-początkami. Bardzo subtelnie chcieliśmy tu coś doślizgać, ale nie dałaś się kupić.
Wcześniej było tak ( itakie też były założenia), że na 5 stron teksu, noirowania może być max 1. Takie dwadzieścia, dwadzieścia kilka procent max.
Tutaj by się to nie rzuciło w oczy, ale niestety mieliśmy już sześć stron i kulminację przed sobą. Czyli część miałaby z dziewięć. To zbyt dużo. Stąd podzieliliśmy i wstawka okołopoetycka rzuca się w oczy. Zresztą wyjście z układu chronologicznego też może - pod kątem budowania napięcia - nie być najszczęśliwsze.
Czy można było scenę walki rozpisać lepiej? - na pewno
Czy można było gorzej - ho, jasne.
Jest jak jest.
Za wyłapanie, dostrzeżenie plusów dziękuję. Cenimy sobie Twoją wnikliwą obiektywność.
Pozdrox
Przeczytałam przedostatnią i nie będę mogła doczekać się kolejnej, czyli ostatniej części.
Jak poprzednie - wywiera silne wrażenie, nie da czytać się bez emocji.
PS. Daję 5, choć nie lubię informować, ale... Jeśli ktoś dodaje po cichu 1 dla świetnego tekstu, bez krytycznego słownego odniesienia się, to niefajnie jest. :-<
Canulas zaufali :p skąd wiedziałeś :))
Zaufaj ty tysz - wiem co piszę - jeśli nie ziewłam, nie zrobiłam przerwy na łyk kawy, nie przeciągałam się,.... To znaczy, że mnie ciekawilo, leciałam szybko wraz z morderczą akcją...
O, oo :))
Hejka ekipa:) Szczerze nie spodziewałam się,że go zabije, ale to dlatego, że nie chciałam próbować przewidywać:) Myślę, że w jej sytuacji było to jedyne wyjście. Żyła w ogromnym stresie, który w końcu musiał eksplodować, a jak powszechnie wiadomo matka dla dziecka zrobi wszystko, dołączając adrenalinę, mamy świadomego mordercę.
Jedna pierdółka co mi jakoś nie pasuje "Parszywy pokurwiały chuj." wydaje mi się zbędne i bardziej pasuje do serii Canulasa:) Ale to oczywiście tylko moje zdanie.
Wrażenia ogólne mam takie, że po przeczytaniu poprzednich częściach śniła mi się wanna pełna wrzątku... Może też dlatego, że czytałam kiedyś o chłopcu jeżdżącym na wózku inwalidzkim, któremu polewano nogi wrzątkiem, by później na ulicach (chyba Gdańska) pokazywać rany i wzbudzać litość... Może dlatego wasza historia tak mnie rusza. No nic czekam na ostatnią część:)
pozdrawiam i choć Wam zazdroszczę to mimo to dam piątkę, tak coby średnią podnieść:P
Hej, Justyś.No ubiła chlopa i takie sa fuckty. W swiecie przyrody samice z mlodymi bywaja dosć drapiezne :D Co do przeklenstwa, to pierwsze w narracji tego opko, przyjrzymy się mu, czy zostawić.
Śniła Ci się wanna z wrzatkiem? Wooow! Fajnie :D
"Jedna pierdółka co mi jakoś nie pasuje "Parszywy pokurwiały chuj." wydaje mi się zbędne i bardziej pasuje do serii Canulasa:) Ale to oczywiście tylko moje zdanie." - ajajaj, kurde. Wcześniej sam mówiłem. Chcę napisać opko bez przekleństwa. Choć raz w życiu. No ale później stwierdziłem (tak, to moja wina), że to tak trochę dopompuje ujście emocjonalne. No i ten. Raczej nie grzebiemy w trupach (czytaj nie gmeramy w treści), ale jeśli coś będziemy zmieniać, to możliwe, że to.
Wanna Ci się śniła, kurde, fajnie.
tak, dbajmy o średnią. Musi być wysoka.
Pozdrox
Canulas jesli chodzi o ten wyimek to nie dokonca precyzyjnie sie wyrazilam, bo przeklenstwa swoja droga, ale bardziej chodzilo mi, o bliskosc narratora i jego jakby emocjonalny stosunek do bahaterki. Wczesniej narracja byla, tak mi sie przynajmniej wydaje, obiektywna, a to zdaniie stawia "opowiadacza" blisko Ivy. Napewno wiecie o co mi chodzi :) a skojarzylo mi sie Can z Twoja seria, bo tam narrator zyje jakby wspolnie z postaciami. No.. dobra już mnie nie ma :)
No witajcie dziubasy z kolejną częścią. Przedostatnia serio. Ja się dopiero tutaj zaczyna wykręcać w to całe pocztówki ale ok rozumiem, trzeba serię jakoś elegancko zakończyć.
Mój komentarz nie należy do profesjonalnych są to raczej takie moje luźne przemyślenia o Pocztówkach z Ochrydy. Kiedyś pewna mądrala powiedziała mi żeby pisać to co czuje więc to też robię. Powiem wam szczerze, że to nie jest mój typ. Chodzi mi tutaj o fabułę. Rzadko sięgam po tego typu powieści. Tym bardziej ukłony w wasza stronę, że swoim tekstem udało się wam mnie zainteresować.Czytam pocztówki ponieważ uwielbiam was styl pisania. To jak kreujecie postacie i kolejne wydarzenia. Widać że robicie to na poważnie. Że każdy fragment jest dokładnie przemyślany i że wkładacie w to dużo pracy. Macie niezły fan klub jak widać po powyższych komentarzach a to się ceni. Poza tym uważam i chyba inni też że oboje tworzycie niezły team. Dobra tyle na razie mojego jazgotu. Macie 5 chociaż uważam że jest na 6 :)
A ja bym powiedziała, Mia, ze Ty wlasnie bardzo fajnie komentujesz. Czuć w Twoich wypowiedziach naturalność, zywiolowosc i hm, jestem milo zaskoczona. Lubię nienadete wypowiedzi, a Twoje takie są. Wiec serio pozbadz sie resztek blokad, gadek o profesjonalizmie itp.
Jesli fabula nie jest w klimacie, jaki czytujesz, tymbardziej milo, ze czytasz.
Tak, przemyslane jest sporo, pracy wlozone jeszcze wiecej, dlatego cieszy pozytywny odbior.
Z teamu jestem kontenta bardzo :)
Dziekujemy pieknie :)
(R)
Komentarz masz bardzo dobry. Nie umniejszaj, bo to bez sensu. Twój typ, nie Twój, ale jesteś i to jest najważniejsze. Styl mamy naprawdę zbieżny. To... fakt. Padały nawet hasła, żeśmy tą samą osobą albośmy zrośnięci.
Takie rzeczy
Mia123a - będzie tak: wszyscy się pogodzą, adoptują szczeniaczki i konika. Głód się skończy i zapanuje ład, porządek i harmonia. Uściskom nie będzie końca.
A potem Jova trawfi do liceum, gdzie się zakocha w przystojnym wampirze o perwersyjnych skłonnościach. Jakoś tak.
Ogólnie nastaw się na happy end
Canulas A później wszyscy wystąpią do Avengersów i będą bronić swojego królestwa przed smokami, trollami i innymi hybrydami. Świetne naprawdę. Super że jednak zdradziłeś mi co dalej ;)
Uhu, nieźle dopracowane – nie za bardzo jest się do czegoś przyczepić...
"— Wiemy. — Kobieta weszła w słowo. — Wiemy, Damir." – tutaj chyba można by było narrację małą literą... jako wtrącenie
Gdzieś zabrakło mi przecinków... chociaż sam jestem "nieprzecinkowiczem"
Kurde – powinienem napisać coś więcej odnośnie treści samego wątku, ponieważ...ale jeszcze poniecham lakonicznie
No... zgrabnie uszyte :) Pozdro zespół
Nie ma tak - "gdzieś". Albo poka gdzie, albo nie zabraklo :P
Noo, Freya, dobrze zes jest, bom sie juz obawiala, ze Cie co pozarlo ;D Glupi żart.
Dzieki piękne, pozdro rownież!
(R)
Oooo, właśnie. jak to jest. Faktycznie zapis: "weszła w słowo" jest formą zapisu, który powinien być z małej, ale tutaj poprzedza go kobieta. Czy szyk nie ma znaczenia? W sensie: na pewno z małej? Nigdy do końca nie wiem w takim przypadku.
Cytat - Kapuścińskiego. Przynajmniej ja znam od Kapuścińskiego, ale moze on też od kogoś. Tak było na przykład z Sapkowskim, keidy sie okazało, że jeden z jego zajebistych cytatów był tak naprawdę Szandora Laveya. O genezę więc trudno.
Dzięki.
Czasem ten pierwszy wyraz narracyjny nie musi być czasownikiem, są dopuszczalne pewne formatyki dotyczące kontekstu linii dialogowej... Za dużo by o tym wyszczególniać, zresztą nie jestem filologiem – tylko teges.
Scena walki jest chyba najmocniejszym punktem dotychczas. Normalnie szok. Ostatni raz taki prąd był podczas czytania Zbrodni i kary w liceum. Jak Raskolnikow do baby szedł z toporkiem. Pzdr
WIdzisz, no. Damir miał żyć. Miał z synami w dobrobytklu paść krówki w innym, lepszym miejscu. W słoneczku i trawce. Za motylkami biegać.
Ale to Ty go zabiłaś. TY.
Twoja wina.
niestety. Masz pewnie kurzajkę pod łopatką. Na pewno masz :(
My też nie możemy przewidzieć zakończenia.
Serio.
Skąd wiesz? :o
A tak poważnie, los Damira był łatwy do przewidzenia. Niemniej lubię chłopaka, trzymałam za niego kciuki (żeby nie było źle).
No to ładnie, jak i Wy nie znacie zakończenia. Tym bardziej jestem ciekawa, co to będzie!
pkropciu, dziękuję i ja :) Ja tez lubiłam Damira :(
Pozdrówki
(R)
Ps. "WIdzisz, no. Damir miał żyć. Miał z synami w dobrobytklu paść krówki w innym, lepszym miejscu. W słoneczku i trawce. Za motylkami biegać.
Ale to Ty go zabiłaś. TY." hahahahahaha
Bede. Ale chyba w nocy, a jak nie uda sie w nocy, to potem dopiero niedziela.
Ale naprawde nie moge sie doczekac, coscie tu znow odwałęsili za cudo; bo to podejrzewam.
,,Przestają mieć znaczenie tubalne tłumy pełne cudzych słów ani dymna łuna oblepiająca szyby lotnym błotem." - skoro przestają, to "i/oraz" dymna łuna.
"Ani" mogloby byc, ale po zmienieniu poczatkowego zwrotu, np. na "Nie mają juz znaczenia tubalne tłumy pelne cudzych snow, ani dymna łuna"...
Bo w obecnej formie sie po prostu nie zespaja, jakby osoba piszaca wciaz sadzila, ze uzyla innego zwrotu w poczatku; np tego proponowanego przeze mnie. I dlatego zostawila ani.
,,Bliscy na co dzień ludzie do perfekcji opanowali sztukę zapominania o sobie nawzajem" - bardzo dobre, ciekawie ujete i obrazowo pokazujace odczlowieczenie poprzez drastycznie zmieniajace sie, okrutne okolicznosci.
,,Zasadzki, napaści, porwania. Krwawe obrzędy upadłych torebek." - moze to moje szczegolne upodobanie. Bo niby rownowazniki zdan, ten pierwszy; wymieniający. Drugi dluzszy, piekny. Razem stanowia cudna calosc, bardzo lubie. Sama czesto to stosuje, ten wymianiajacy i jakies mocniejsze zamkniecie, patrzac na nie jak na blizniaki. Dlatego zwrocilam uwage, bardzo lubie.
,,Poczwarka ofiary przeobrażona w dorosłe stadium oprawcy" - bardzo mi sie podoba takie ujecie.
,,Kobiety wkroczyły w zmierzch" - jak kobiety? Przeciez Jova jest wtedy malą dziewczynką.
Zaraz wroce i dokoncze komentarz, cos mi przerywa, a nie cyce by dotychczasowe spostrzezenia sie zatarly.
Mnie ta czesc najmniej przypadla do gustu, nie wiem: dlaczego.
To, ze Iva zabila, nie budzi we mnie sprzeciwu, ze to niemozliwe, czy niezgodne z jej charakterem.
Mogla moim zdaniem poczuc, ze teraz albo nigdy, odczytac sytuacje tak, ze jesli nie pozbedzie sie go natychmiast, nie uciekna z miasta juz pozniej, bedzie zbyt ciezko. Jej milosc do corki jest duza, jesli wiec strach o dziecko i uczucie znalezienia sie w pulapce staly sie w tym jednym momencie dojmujace; mogla wg mnie zabic. Ciezko jej bylo dobic, wiec ten rys charakteru zachowany.
Wczesniej Damir wzbudzil w niej cos nowego, juz i tak przestala byc bierna i bezwolna, miala pieniadze, chciala uciekac. Moze zdanie sobie sprawy z tego jak zle jest, zarysowanie sie planu ucieczki: sprawilo, ze kolejne trudne decyzje przychodzily latwiej i smielej, najtrudniejszy pierwszy krok.
Oczy mu sobie kazali wydlubac?
Ale to wszystko czyta mi sie jakos na zimniej, bez takiego rozemocjonowania historią i podziwu dla poszczegolnych perel, jak uprzednio.
Moze ze mna cos dzis nie halo, w kazdym razie: nadal pozostaje to oczywiscie swietnie poprowadzoną historią.
Błąd już zmieniliśmy. Gafa moja. Bezwiedne przepisanie - miss jej. Rzecz gustów. Jedni - większość - utyskuje na noirowe wstawki, stawiając wyżej scenę akcji, inni - jak Ty - nie. Cieżko to jakoś określić, wypoziomować. Z drugiej strony moze i my już wytracamy tempo. Albo tępo, tempo. Nie wiem. Dzięki za czytanie naszych Pocztówek ;)
Pozdrox
Tak błąd poprawiony. Istnieje możliwość z pewnych względów zapisowych, że kolejna będzie podobać Ci się jeszcze mniej :D Ale już niedużo. Bardzo fajnie, że czytasz i dzielisz się spostrzeżeniami - zawsze cenne.
Pozdrawiam również
(R)
Dobry wieczór
Wojna to stan przejściowy ale zgliszcza w umysłach pozostają na zawsze. Drzemią i dojrzewają jak sery pokrywając się pleśnią, by móc roznosić zapach tego przekleństwa. Jedni na tym podłożu budują swoje imperium i dokonują w dalszym ciągu selekcji. Dorabiają się ogromnych pieniędzy na ludzkiej krzywdzie i czasem na bezsilności. Tutaj matka przerywa ten koszmar i wcale jej nie potępiam, chociaż cały przebieg walki toczącej się w mieszkaniu jest bardzo chaotyczny i przejawiający słabość kobiety. Dziwi mnie fakt braku broni przez ochroniarza? Ta heroiczna walka musiała zakończyć się jej zwycięstwem.
A jednak... Bielmo rybich oczu pojawiło się zarazem nagle i spodziewanie?... bardzo smutno.
Przeskok do wybawiciela?... Damir, ojciec dwóch synów i znowu walka o przetrwanie, o życie za główkę bezcennej kapusty. Czy taka sama walka jak Ivy, czy bardziej dramatyczna. Którego syna wybrać - raz, dwa, trzy wychodź ty. A jednak funkcjonariusz jest bardzo litościwy i wygłasza tyradę sprawiedliwych pomyłek, chwilowego zachwiania i wręcza mu dwa pręty aby nigdy nie był już ślepy.
Jak mocno nakreślona jest walka o przetrwanie i jaka cenę za nią się płaci.
Czy zakończenie tej części da początek bardziej optymistyczny dla następnej?
Ej, no. Komentatorska forma sky limit. Sporo uchwycone, co już w zasadzie nie dziwi. Cieszy natomiast refleksyjny odbiór. Czy próba uszeregowania pierwotnego zła skończy się pomyślnie...?
Taaa.
Dziękuję Pasja.(o)
Brak broni... heh, tyle uciekających niuansów. Ja je łapie, usiłując do kupy, a une uciekają, nieuchwytne :( Choćby miał broń, zapewne by jej nie użył (chcieli ją mieć żywą), ale nawet gdyby nie użył, zapewne by postraszył, no taaa...
Uwielbiam Twoje komentarze, Pasjo. Przedstawiasz wizję opowiadania swoim okiem i ona jest zawsze tak spójna i trafna, a do tego podszyta bezsilną melancholią tak bardzo adekwatną tutaj.
Dziękuję pięknie, miłego piątku :)
(R)
W końcu dotarłam. Znakomite jest to opowiadanie. Naprawdę świetne, widać taką przepaść pomiędzy pierwszym tekstem a tym, że aż miło. Uwielbiam ten klimat, jaki tu stworzyliście. Nie potrafię powiedzieć złego słowa, też bym tego nie chciała, ale nie potrafię też napisać tak, żeby się tym wszystkim nie zachłystywać, ale co tam, mam to gdzieś.
Troszkę mi się skojarzyło z Ojcem Chrzestnym - spełnimy twoje wszystkie prośby, ale pamiętaj że jak o coś poprosimy, to nie możesz się zawahać i odmówić.
Biedny Damir, chciał dobrze, a jednak się nie udało, ja myślę, że on coś czuł do Ivy, dlatego zaryzykował własne życie, a nawet życie swoich synów.
Bardzo na tak :)
Pozdrawiam, a końcówkę zostawię sobie na później.
Bardzo podoba mi się scena walki na początku. Nie przesadzona i pozwalająca dopowiedzieć sobie niektóre szczegóły... No naprawdę good job!
Idę zobaczyć na końcówkę jak wy to wszystko teraz razem do kupy pospinacie, bo mam troszkę taki nieład w głowie, ale to jak waz znam to zrobiliście to z premedytacją :)
To idem paczeć :)
Zjawilam sie.
No dzieje sie, dzieje. Wojna, ktora opisujecie z perspektywy cywilow jest czyms nieslychanie porazajacym. W tej czesci kazdy z bohaterow zostaje postawiony w tak skrajnej sytuacji, ze emocje, ktorymi operuje pozwalaja na najtrafniejsza analize jego osobowosci. Jest chaos, wydarzenia niesmowicie lawiruja gdzies w powietrzu, ale nie ma w tym niczego ujmujacego jakosci tekstu.
Taki Wam troche scenariusz do filmu Smarzowskiego wyszedl.
Krotko i slabo, bo leb juz sprany, ale dobrze wiecie jaki ja zywie stosunek do tej serii.
Wpadne na koncowke niedlugo, rzecz jasna.
Pozdereczki.
Wreszcie! To jest tak, jakby czytelnik obierał owoc z grubą, trudną w obsłudze skórką (np. grejpfrut), żeby wreszcie dotrzeć do tego, co naprawdę pyszne. Opowiadanie jak tuman kurzu gnany potężnym wiatrem, a czytelnik jest pyłkiem w tym tumanie. Mistrzostwo!
Mam szczególny sentyment do tych stron. Smutny sentyment. Przejeżdżałem Jugosławię stopem, kiedy była Jugosławią. W sumie tydzień. Rozmawiałem z ludźmi, pomieszkiwałem to tu, to tam, nic nie zapowiadało tego, co miało nastąpić. Mieli piękne drogi i straszną inflację, ale wydawali się szczęśliwi. Po dwóch latach od tamtej podróży wybuchła wojna. Nie mogłem uwierzyć, że niektórych ludzi, których polubiłem, już nigdy nie zobaczę.
Wasze dzieło jest niezwykle wartościowe. Dzięki niemu sformułowała mi się w głowie sentencja, ale jej nie usłyszycie. Dlaczego? Bo miałem ją napisać po przeczytaniu ostatniej części, ale rezygnuję z jej przeczytania, aby pozostał we mnie smak tej tutaj powyżej.
Widzisz, Nachsz, znalazłeś cuś lepszego dla siebie tutaj z czego jestem bardzo rada. Wybacz, że wywarłam jakiś, hm, nacisk pod Taśmą, nie chciałam po prostu byś kojarzył nasze Pocztówki jedynie z tamtą krótką (i niejako osobną) częścią.
Dziękuję pięknie i ja.
Oddalam się w zadowoleniu :)
Pozdrawiam :)
(R)
Komentarze (72)
"Wskazać, który będzie zupą, a który łyżką."-okrutne.
No nic, świetne trzyma w napięciu.
Chwilowo obstawiałam, czy ten chwyt z kapustą nawet nie był wcześniej zapalanowany, taka podpucha na nią. A tu prawdziwe "bohaterstwo", które się źle kończy.
Dzięki Kall.
"Usta rozciągnięte w torbiastości małża" : - o
"
Bliscy na co dzień ludzie do perfekcji opanowali sztukę zapominania o sobie nawzajem, a piekło głodu obległo ulice i obsiadło skwery. Drgania serc miarowo ustawały w rytm sypiącej się architektury niszczejących domów." - bardzo ładnie i obrazowo, smutny krajobraz z zewnątrz do wewnątrz
"Z łagodnookich cieląt dorzynanych w kwiku znów jesteśmy konstruktorkami własnych rzeczywistości" - i tu
Mdleje, gdy mam dostać zastrzyk.
Tak to wygląda :)
(R)
Przede wszystkim, w ogóle nie poczułam atmosfery grozy. Potraficie to robić wybornie, w tym jednak tekście, być może najpierw przez dziecięcą perspektywę, a może ze względu na “pozytywny” wizerunek matki, a później jego zniekształcenia zabrakło mi prawdziwego dreszczyku.
Z jednej strony to nie jest wada – w końcu opowieści Jovy są spoko, ale z drugiej… osłabiają wizję, powodując, że później mniej więcej wiemy czego się spodziewać. Taki pamiętnikarski rys jest szczególnie niestrawny, gdy dochodzi się do czegoś ważnego (z punktu widzenia bohatera).
Balans zdał mi się nieco zaburzony – za dużo w opowieści ich drogi “poetyckiego” zalążku, za mało fabularnego mięcha.
No i akcja z zabójstwem… To było dość dziwne – kobiecina przerażona i zdezorientowana jeszcze przed momentem (a właściwie przez całe opowiadanie na taką ją kreujecie) sięga po nóż i racjonalnie kalkuluje gdzie i co może się znajdować. Mężczyzna co prawda biegnie za nią, ale że niczego do obrony po drodze nie było? I jedynie mógł się osłaniać?
Wybaczcie, że tak bardzo przelewam czarę goryczy – jest to o tyle dziwne, że opowiadanie uważam w gruncie rzeczy za wybitne, przeczytałam je szybko i z przyjemnością :|
Dobra, to może trochę o zaletach.
Świetnie wypadła końcówka, ale do tego już przyzwyczailiście. Umiecie zrobić to tak, by wyszło tajemniczo.
Dobrze wypadają też zawiązanie akcji, immersja, zmiany perspektywy, konfrontacja rzeczywistości → Jaką rolę pełni Ruzica? Istnieje wybawienie czy nie istnieje? Kto uległ iluzji dobroczynności? Super.
No i naturalnie klasowy warsztat. Czyta się to-to świetnie.
(Dlaczego główny temat został zepchnięty na dalszy tor?)
"kobiecina przerażona i zdezorientowana jeszcze przed momentem (a właściwie przez całe opowiadanie na taką ją kreujecie) sięga po nóż i racjonalnie kalkuluje gdzie i co może się znajdować. Mężczyzna co prawda biegnie za nią, ale że niczego do obrony po drodze nie było? I jedynie mógł się osłaniać?" - to jej mieszkanie, wie, gdzie co ma, on pobiegł za nią, zapewne dałby jej radę gołymi rękami, ale tu wchodzi element zaskoczenia - nie pomyslał, że biednej kobiecinie się nagle przeleje dzban i zacznie się bronić. Tymczasem ona w pieniądzach od Damira upatrzyła szansę na ucieczkę (dodatkowo będąc coraz bardziej osaczaną), jedną jedyna szansę i postanowiła ją wykorzystać na zasadzie "teraz albo nigdy". Tak to widziałam, tak to opisałam. Jesli się gryzie patrząc z boku - przyjmuje zarzut na klatę.
Co do pamiętnikarskich, poetyckich wstępów - taki mieliśmy zamysł, tak go realizujemy. Wydaje mi się, że pomimo wszystko fabuła przeważa, a noirowe wstawki Cana maja swoich zwolenników ( w tym mnie :D), choć rozumiem, że każdy ma inny punkt widzenia, ale ze osłabiają grozę? Być może, trudno mi oceniać.
Co do głównego tematu - ostatnia część już prawie, prawie. Bardzo jestem ciekawa Twojej opinii. Dużo cennych spostrzeżeń masz. Dziękujemy pięknie, Inkarnacjo :)
Pozdrowienia :)
Wcześniej było tak ( itakie też były założenia), że na 5 stron teksu, noirowania może być max 1. Takie dwadzieścia, dwadzieścia kilka procent max.
Tutaj by się to nie rzuciło w oczy, ale niestety mieliśmy już sześć stron i kulminację przed sobą. Czyli część miałaby z dziewięć. To zbyt dużo. Stąd podzieliliśmy i wstawka okołopoetycka rzuca się w oczy. Zresztą wyjście z układu chronologicznego też może - pod kątem budowania napięcia - nie być najszczęśliwsze.
Czy można było scenę walki rozpisać lepiej? - na pewno
Czy można było gorzej - ho, jasne.
Jest jak jest.
Za wyłapanie, dostrzeżenie plusów dziękuję. Cenimy sobie Twoją wnikliwą obiektywność.
Pozdrox
Jak poprzednie - wywiera silne wrażenie, nie da czytać się bez emocji.
PS. Daję 5, choć nie lubię informować, ale... Jeśli ktoś dodaje po cichu 1 dla świetnego tekstu, bez krytycznego słownego odniesienia się, to niefajnie jest. :-<
Pozdrawiam.
Ostatnia już tuż, tuż :)
Pozdrówki
(R)
Dzięki śliczne za podróż.
Już niedaleko
Więc tutaj akcja leci, na łeb na szyję...
Ładnieście to rozpisali. Rozpasaliście się w tym tekście :)
Pozdrowionka :)
No rozpisaliśmy się deczko :D
Dzięki i Tobie, buziole
(R)
Pozdrox
Zaufaj ty tysz - wiem co piszę - jeśli nie ziewłam, nie zrobiłam przerwy na łyk kawy, nie przeciągałam się,.... To znaczy, że mnie ciekawilo, leciałam szybko wraz z morderczą akcją...
O, oo :))
Jedna pierdółka co mi jakoś nie pasuje "Parszywy pokurwiały chuj." wydaje mi się zbędne i bardziej pasuje do serii Canulasa:) Ale to oczywiście tylko moje zdanie.
Wrażenia ogólne mam takie, że po przeczytaniu poprzednich częściach śniła mi się wanna pełna wrzątku... Może też dlatego, że czytałam kiedyś o chłopcu jeżdżącym na wózku inwalidzkim, któremu polewano nogi wrzątkiem, by później na ulicach (chyba Gdańska) pokazywać rany i wzbudzać litość... Może dlatego wasza historia tak mnie rusza. No nic czekam na ostatnią część:)
pozdrawiam i choć Wam zazdroszczę to mimo to dam piątkę, tak coby średnią podnieść:P
Śniła Ci się wanna z wrzatkiem? Wooow! Fajnie :D
Dzięki piękne, Justyś :)
Pozdrowienia
(R)
Wanna Ci się śniła, kurde, fajnie.
tak, dbajmy o średnią. Musi być wysoka.
Pozdrox
Mój komentarz nie należy do profesjonalnych są to raczej takie moje luźne przemyślenia o Pocztówkach z Ochrydy. Kiedyś pewna mądrala powiedziała mi żeby pisać to co czuje więc to też robię. Powiem wam szczerze, że to nie jest mój typ. Chodzi mi tutaj o fabułę. Rzadko sięgam po tego typu powieści. Tym bardziej ukłony w wasza stronę, że swoim tekstem udało się wam mnie zainteresować.Czytam pocztówki ponieważ uwielbiam was styl pisania. To jak kreujecie postacie i kolejne wydarzenia. Widać że robicie to na poważnie. Że każdy fragment jest dokładnie przemyślany i że wkładacie w to dużo pracy. Macie niezły fan klub jak widać po powyższych komentarzach a to się ceni. Poza tym uważam i chyba inni też że oboje tworzycie niezły team. Dobra tyle na razie mojego jazgotu. Macie 5 chociaż uważam że jest na 6 :)
Jesli fabula nie jest w klimacie, jaki czytujesz, tymbardziej milo, ze czytasz.
Tak, przemyslane jest sporo, pracy wlozone jeszcze wiecej, dlatego cieszy pozytywny odbior.
Z teamu jestem kontenta bardzo :)
Dziekujemy pieknie :)
(R)
Takie rzeczy
Sorki Mia za spam pod twym (skąd inąd bardzo fajnym) komentarzem, ale szczerze mnie zachwycił.... :))
Dziubasy... :p
:)
A potem Jova trawfi do liceum, gdzie się zakocha w przystojnym wampirze o perwersyjnych skłonnościach. Jakoś tak.
Ogólnie nastaw się na happy end
"— Wiemy. — Kobieta weszła w słowo. — Wiemy, Damir." – tutaj chyba można by było narrację małą literą... jako wtrącenie
Gdzieś zabrakło mi przecinków... chociaż sam jestem "nieprzecinkowiczem"
Kurde – powinienem napisać coś więcej odnośnie treści samego wątku, ponieważ...ale jeszcze poniecham lakonicznie
No... zgrabnie uszyte :) Pozdro zespół
Noo, Freya, dobrze zes jest, bom sie juz obawiala, ze Cie co pozarlo ;D Glupi żart.
Dzieki piękne, pozdro rownież!
(R)
Cytat - Kapuścińskiego. Przynajmniej ja znam od Kapuścińskiego, ale moze on też od kogoś. Tak było na przykład z Sapkowskim, keidy sie okazało, że jeden z jego zajebistych cytatów był tak naprawdę Szandora Laveya. O genezę więc trudno.
Dzięki.
Dzięki.
Dzieki za wizytację :)
(R)
Szkoda mi Damira. Wiadome było, że nie ujdzie mu na sucho. Ale i tak mi go żal. Poczciwy był.
Ogółem działo się dużo i fajnie. Jestem bardzo ciekawa, co szykujecie w następnej części. Podoba mi się, że niezbyt mogę przewidzieć zakończenie.
Ale to Ty go zabiłaś. TY.
Twoja wina.
niestety. Masz pewnie kurzajkę pod łopatką. Na pewno masz :(
My też nie możemy przewidzieć zakończenia.
Serio.
A tak poważnie, los Damira był łatwy do przewidzenia. Niemniej lubię chłopaka, trzymałam za niego kciuki (żeby nie było źle).
No to ładnie, jak i Wy nie znacie zakończenia. Tym bardziej jestem ciekawa, co to będzie!
Gupie żywe opko.
Pozdrówki
(R)
Ps. "WIdzisz, no. Damir miał żyć. Miał z synami w dobrobytklu paść krówki w innym, lepszym miejscu. W słoneczku i trawce. Za motylkami biegać.
Ale to Ty go zabiłaś. TY." hahahahahaha
Ale naprawde nie moge sie doczekac, coscie tu znow odwałęsili za cudo; bo to podejrzewam.
"Ani" mogloby byc, ale po zmienieniu poczatkowego zwrotu, np. na "Nie mają juz znaczenia tubalne tłumy pelne cudzych snow, ani dymna łuna"...
Bo w obecnej formie sie po prostu nie zespaja, jakby osoba piszaca wciaz sadzila, ze uzyla innego zwrotu w poczatku; np tego proponowanego przeze mnie. I dlatego zostawila ani.
,,Bliscy na co dzień ludzie do perfekcji opanowali sztukę zapominania o sobie nawzajem" - bardzo dobre, ciekawie ujete i obrazowo pokazujace odczlowieczenie poprzez drastycznie zmieniajace sie, okrutne okolicznosci.
,,Zasadzki, napaści, porwania. Krwawe obrzędy upadłych torebek." - moze to moje szczegolne upodobanie. Bo niby rownowazniki zdan, ten pierwszy; wymieniający. Drugi dluzszy, piekny. Razem stanowia cudna calosc, bardzo lubie. Sama czesto to stosuje, ten wymianiajacy i jakies mocniejsze zamkniecie, patrzac na nie jak na blizniaki. Dlatego zwrocilam uwage, bardzo lubie.
,,Poczwarka ofiary przeobrażona w dorosłe stadium oprawcy" - bardzo mi sie podoba takie ujecie.
,,Kobiety wkroczyły w zmierzch" - jak kobiety? Przeciez Jova jest wtedy malą dziewczynką.
Zaraz wroce i dokoncze komentarz, cos mi przerywa, a nie cyce by dotychczasowe spostrzezenia sie zatarly.
Jakies cyce, co ten slownik.
To, ze Iva zabila, nie budzi we mnie sprzeciwu, ze to niemozliwe, czy niezgodne z jej charakterem.
Mogla moim zdaniem poczuc, ze teraz albo nigdy, odczytac sytuacje tak, ze jesli nie pozbedzie sie go natychmiast, nie uciekna z miasta juz pozniej, bedzie zbyt ciezko. Jej milosc do corki jest duza, jesli wiec strach o dziecko i uczucie znalezienia sie w pulapce staly sie w tym jednym momencie dojmujace; mogla wg mnie zabic. Ciezko jej bylo dobic, wiec ten rys charakteru zachowany.
Wczesniej Damir wzbudzil w niej cos nowego, juz i tak przestala byc bierna i bezwolna, miala pieniadze, chciala uciekac. Moze zdanie sobie sprawy z tego jak zle jest, zarysowanie sie planu ucieczki: sprawilo, ze kolejne trudne decyzje przychodzily latwiej i smielej, najtrudniejszy pierwszy krok.
Oczy mu sobie kazali wydlubac?
Ale to wszystko czyta mi sie jakos na zimniej, bez takiego rozemocjonowania historią i podziwu dla poszczegolnych perel, jak uprzednio.
Moze ze mna cos dzis nie halo, w kazdym razie: nadal pozostaje to oczywiscie swietnie poprowadzoną historią.
Pozdrawiam Was.
Pozdrox
Pozdrawiam również
(R)
Wojna to stan przejściowy ale zgliszcza w umysłach pozostają na zawsze. Drzemią i dojrzewają jak sery pokrywając się pleśnią, by móc roznosić zapach tego przekleństwa. Jedni na tym podłożu budują swoje imperium i dokonują w dalszym ciągu selekcji. Dorabiają się ogromnych pieniędzy na ludzkiej krzywdzie i czasem na bezsilności. Tutaj matka przerywa ten koszmar i wcale jej nie potępiam, chociaż cały przebieg walki toczącej się w mieszkaniu jest bardzo chaotyczny i przejawiający słabość kobiety. Dziwi mnie fakt braku broni przez ochroniarza? Ta heroiczna walka musiała zakończyć się jej zwycięstwem.
A jednak... Bielmo rybich oczu pojawiło się zarazem nagle i spodziewanie?... bardzo smutno.
Przeskok do wybawiciela?... Damir, ojciec dwóch synów i znowu walka o przetrwanie, o życie za główkę bezcennej kapusty. Czy taka sama walka jak Ivy, czy bardziej dramatyczna. Którego syna wybrać - raz, dwa, trzy wychodź ty. A jednak funkcjonariusz jest bardzo litościwy i wygłasza tyradę sprawiedliwych pomyłek, chwilowego zachwiania i wręcza mu dwa pręty aby nigdy nie był już ślepy.
Jak mocno nakreślona jest walka o przetrwanie i jaka cenę za nią się płaci.
Czy zakończenie tej części da początek bardziej optymistyczny dla następnej?
Pozdrawiam i milej nocki Autorzy
Taaa.
Dziękuję Pasja.(o)
Uwielbiam Twoje komentarze, Pasjo. Przedstawiasz wizję opowiadania swoim okiem i ona jest zawsze tak spójna i trafna, a do tego podszyta bezsilną melancholią tak bardzo adekwatną tutaj.
Dziękuję pięknie, miłego piątku :)
(R)
Troszkę mi się skojarzyło z Ojcem Chrzestnym - spełnimy twoje wszystkie prośby, ale pamiętaj że jak o coś poprosimy, to nie możesz się zawahać i odmówić.
Biedny Damir, chciał dobrze, a jednak się nie udało, ja myślę, że on coś czuł do Ivy, dlatego zaryzykował własne życie, a nawet życie swoich synów.
Bardzo na tak :)
Pozdrawiam, a końcówkę zostawię sobie na później.
Pozdrowienia :)
(R)
Idę zobaczyć na końcówkę jak wy to wszystko teraz razem do kupy pospinacie, bo mam troszkę taki nieład w głowie, ale to jak waz znam to zrobiliście to z premedytacją :)
To idem paczeć :)
(R)
No dzieje sie, dzieje. Wojna, ktora opisujecie z perspektywy cywilow jest czyms nieslychanie porazajacym. W tej czesci kazdy z bohaterow zostaje postawiony w tak skrajnej sytuacji, ze emocje, ktorymi operuje pozwalaja na najtrafniejsza analize jego osobowosci. Jest chaos, wydarzenia niesmowicie lawiruja gdzies w powietrzu, ale nie ma w tym niczego ujmujacego jakosci tekstu.
Taki Wam troche scenariusz do filmu Smarzowskiego wyszedl.
Krotko i slabo, bo leb juz sprany, ale dobrze wiecie jaki ja zywie stosunek do tej serii.
Wpadne na koncowke niedlugo, rzecz jasna.
Pozdereczki.
Pozdrówki
Mam szczególny sentyment do tych stron. Smutny sentyment. Przejeżdżałem Jugosławię stopem, kiedy była Jugosławią. W sumie tydzień. Rozmawiałem z ludźmi, pomieszkiwałem to tu, to tam, nic nie zapowiadało tego, co miało nastąpić. Mieli piękne drogi i straszną inflację, ale wydawali się szczęśliwi. Po dwóch latach od tamtej podróży wybuchła wojna. Nie mogłem uwierzyć, że niektórych ludzi, których polubiłem, już nigdy nie zobaczę.
Wasze dzieło jest niezwykle wartościowe. Dzięki niemu sformułowała mi się w głowie sentencja, ale jej nie usłyszycie. Dlaczego? Bo miałem ją napisać po przeczytaniu ostatniej części, ale rezygnuję z jej przeczytania, aby pozostał we mnie smak tej tutaj powyżej.
Dziękuję pięknie i ja.
Oddalam się w zadowoleniu :)
Pozdrawiam :)
(R)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania