Podróż poza śmierć - 14 - Przeznaczenie

Od autora: standardowo kilka słów na zachętę. Nie możecie przegapić tego rozdziału. On splata wątki. Wyjaśnia niezrozumiałą być może do tej pory strukturę światów, wymiarów, wzorca i królestwa. No i w końcówce sporo się dzieje, nawet możecie być bardzo zaskoczeni. Lubię ten rozdział. Ale jeśli nie czytaliście poprzednich, to możecie nic z niego nie zrozumieć. Miłej lektury.

 

 

Mijały lata. Islana, od czasu zdobycia przez jej uczennicę kostura, bardzo podupadała na zdrowiu. Weronika czuła, że czas na nią może nadejść w każdej chwili, ale staruszka swoją nić życia podtrzymywała w sposób magiczny i codziennie rano wstawała i żyła. Jej ciało było już tak suche i stare jak uschnięta gałąź. Widać było wszystkie kości, ścięgna i bardzo drobne mięśnie. Skórę miała niemal przezroczystą i pokrytą plamami starczymi. Swoim wyglądem przypominała żywego trupa. Coraz częściej też podejmowała temat śmierci ucząc Weronikę. Opowiadała jej o „przejściu” do świata poza śmierć, o tym że tafla jeziora zmienia się w wir dusz by przyjąć śmiałka, który pragnie śmierci, i który jest na nią gotowy. O tym, że tam czeka śmiałków tylko obłęd. Ale mówiła też o królestwie śmierci, o Drangleic Mimo iż go nigdy nie widziała, ale wiedzę tą przekazywały Strażniczki z pokolenia na pokolenie. Pewnego wieczora ich rozmowa przeciągnęłą się do późnych godzin nocnych a Weronika nie była pewna czy Islana ją uczy czy może opowiada bajki.

- Drangleic, Królesto śmierci, powiązane jest ze światem żywych - mówiła swym suchym i cichym głosem - wpływają oba światy na siebie nawzajem tak jak planety. Śmierć i życie są jak siostry bliźniaczki, jedno odczuwa to co dzieje się w drugim. Jedno nie może istnieć bez drugiego. Jednak poza śmiercią jest coś jeszcze. Wzorzec, Królestwo, świat nieśmiertelny. Zapisana jest w nim historia wszystkich światów, a to czy króluje tam zło czy dobro ma wpływ na wszystkie inne. Wzorzec mniej lub bardziej odbija się we wszystkich wymiarach, a o jego charakterze świadczą wszystkie czyny, wojny, miłość, nienawiść, zazdrość, pragnienie i wszystko co dzieli i łączy ludzi - tyle zrozumiała Weronika ze słów Islany. Ta zaś godzinami mówiła o zachowaniu równowagi pomiędzy dobrem i złem w Królestwie, że równowaga jest układem idealnym, ale też najtrudniejszym do utrzymania. Weronika nie mogła tego wszystkiego pojąć. Rozumiała tylko fragmenty.

- Jak to możliwe, że poza śmiercią są jakieś światy? - pytała - Jak to możliwe, że są ludzie, którzy potrafią umrzeć i żyć w swoim własnym odbiciu Królestwa? Czym są odbicia Królestwa i jak działają i jak powstają? - Islana ignorowała wszelkie pytania i opowiadała niemal bez tchu, robiąc jedynie płytkie wdechy i wydechy przy których skóra jej szyi, napinając się, odkrywała drobne kości i pajęczyny żył.

 

To wszystko było zbyt skomplikowane i nie do pojęcia. Już dawno w głowie Weroniki, teraz już młodej kobiety, nie powstało tyle pytań na raz. Staruszka nigdy nie mówiła wprost. Jej słowa brzmiały zawsze jak zagadki, trzeba było je mozolnie układać z fragmentów w jedną całość, aby wiedzieć co miała na myśli. Nigdy też nie było pewności, że zrobiło się to dobrze, więc Weronika nie mogła uwierzyć w to co usłyszała. Przez ponad rok Islana uczyła Weronikę o naczyniach dusz. Przedmiotach mogących wpływać na życie jednego lub wielu ludzi. Przedmiotach wykonanych przez ludzi z różnych światów. Naczyniach, które mogły być drewniane, metalowe, lub nawet żywe. Najważniejsze co zapamiętała to fakt, że Naczynia dusz mogły chronić duszę jej właściciela przed utratą jej w czasie przejścia przez wir. Działały one różnie. Jedne chroniły tylko dusze inne też ciało. Niektóre były słabe i małe i pozwalały zachować tylko fragment duszy, inne potrafiły ochronić ją w całości. Człowiek też był sam dla siebie naczyniem, jednak nie zawsze na tyle silnym by móc przejść przez śmierć i zachować choć skrawek duszy dla siebie i nie postradać zmysłów, i nie przepaść w nicość. Z wzorca, również można było wychodzić do światów poza śmiercią. W Królestwie istniały bowiem kryształy, zawierające potężną siłę w których skumulowane były miliony dusz, obłąkanych i zatraconych na wieki. Kryształy te często tworzyły ukryte pasma skalne i mogły mieć różne kolory, białe, czerwone, niebieskie, a obróbka ich wymagała często poświęcenia części własnej lub czyjejś duszy. Nazywano je Skałą dusz i tylko za jej pomocą można było otwierać przejścia pomiędzy wymiarami. W Drangleic żyły również pradawne istoty posiadające dusze zachowane w całości. Istoty te niczym bogowie mogły kreować Królestwo jak i jego odbicia. Równowaga między nimi wpływała również na świat zewnętrzny. Istoty te poświęcając fragment swojej duszy mogły tworzyć szczeliny także do tego świata osłabiając swoją wolę i swoją moc, dlatego nigdy tego nie czyniły, poza jednym wyjątkiem. Wyjątkiem tym była Pierwsza Strażniczka, która w prawdziwym Królestwie pełniła funkcję Strażnika Ognia, a która została wysłana do świata żywych wiele pokoleń temu. To ona założyła Bractwo Posłańców i stworzyła Pierwszy Rozkaz. Ponoć w królestwie było więcej strażniczek ognia a przebywając tyle czasu w jego obecności strażniczki miewały wizje. Wizje o pojawieniu się w Drangleic nowej duszy. Duszy, która otworzy królestwo i pozwoli by granice między światami zatarły się. Miałoby to zakłócić równowagę i nikt nie był w stanie przewidzieć konsekwencji tego czynu. Strażniczki zobaczyły też nadzieję. “Brata, który z krwi brata powstanie”. On miał zaradzić, miał dokonać zmian. Wizje jednak nie mówiły w jaki sposób ani kiedy. Dlatego Potężne istoty ugięły swoją wolę i wysłały Strażniczkę, otwierając małą szczelinę pomiędzy światami. Szczelina ta pilnowana jest we wzorcu przez potężnych strażników by nikt inny nie przeszedł tą samą drogą. Kiedyś się zamknie, jak wszystkie szczeliny, ale moc pradawnych istot jest tak ogromna, że nie sposób przewidzieć kiedy.

- A czy można przejść szczeliną w drugą stronę? - dopytywała się Weronika. Staruszka nie odpowiadała. Co według Weroniki było tylko potwierdzeniem, że to możliwe. Ale żeby to zrobić trzeba było ją najpierw odnaleźć. Kolejne strażniczki z czasem zapomniały o swoim powołaniu i Posłańcy bez celu tułali się po wszystkich krainach nie wiedząc czego szukają i po co ich posłano. Każdy z nich nosił pierścień przynależności do Bractwa, który na stałe wypalał piętno rozkazu na palcu właściciela. Jednak i znaczenie rozkazu zostało zapomniane przez dziesiątki pokoleń. Dopiero wizje Islany, które staruszka zaczęła miewać od czasów kiedy jeszcze była młoda naprowadziły ją, że chodzi o wybrańca, który z krwi Brata powstanie. Że chodzi o człowieka, który musi się dostać do Królestwa by zaradzić nadciągającemu złu. Weronika również miała takie wizje, co utwierdziło Islanę w wyborze jej osoby na kolejną Strażniczkę.

 

W dniu swojej śmierci staruszka zawołała do siebie swoją młodą szesnastoletnią uczennicę. Wyjęła zwitek z za pazuchy i wręczyła go jej:

- Weź to powiedziała zachrypniętym głosem - to Naczynie - Weronika rozwinęła zwitek i zobaczyła mały kościany talizman, na którym wygrawerowany był mroczny znak, co oznaczało, że tylko z kimś noszącym klątwę mógł się połączyć i Weronika ani jej dwaj wojownicy nie mogli z niego skorzystać.

- To Naczynie, które jest bardzo potężne, nasze poprzedniczki przyniosły je z Wzorca. Może ono zachować człowieka jak i jego całą duszę podczas “Przejścia” - spojrzała dziewczynie w oczy, skrzywiła się - Tak mniemam, przynajmniej - dokończyła lekko powątpiewającym głosem.

- To dla Niego - dodała po kilku płytkich oddechach. Weronika tylko skinęła głową, gdyż sama już się tego domyśliła.

- Masz jeszcze to - nie wiadomo skąd w jej dłoni pojawił się klucz - Weronika zdziwiła się, a Islana nie ukrywała zadowolenia, zaskakując swą uczennicę tak prostą sztuczką. Być może, gdyby była młodsza, nawet by się roześmiała. - to do skrytki, tej do której nie mogłaś do tej pory zaglądać. Tam ważne księgi są, poruszają istotę. Pilnuj ich! Nie pozwól by wpadły w niepowołane ręce. Cała reszta to wiedza, którą mogą poznać inni, ale tych ksiąg nie wolno, nie wolni Ci… - zakaszlała - pokazać nikomu - dokończyła cicho z tym swoim dziwnym przeciągliwym akcentem.

 

Ile mogła mieć lat? zastanowiła się Weronika. Dla niej zawsze byłą staruszką.

- A…? - chciała o cocś zapytać, ale strażniczka przerwała jej kaszlem i po chwili mówiła dalej.

- a już kukły zupełnie nie mogą dostać choćby jednej karty.

- kukły? - spytała Weronika.

- Manikini - wyszeptała tajemniczym głosem staruszka, jakby wiedziała o nich coś więcej, a czego nie chciała powiedzieć.

Zaległa chwila ciszy w której Slana świdrowała wzrokiem Weronikę, aż obeszła ją gęsia skórka.

- Coś jeszcze, prawda? - Spytała więc.

- Taaak, ale… - znowu chwilę milczała sondując dziewczynę. - Dobrze, jesteś już niemal dorosła - Wyjęła mieszek i rozchyliła go. W środku były Pierścienie na których Mitro wygrawerował znaki rozkazu. Weronika rozpoznała je i poczuła ukłucie tęsknoty, które szybko stłumiła. Nie mogła zrozumieć zapisanych tam symboli i zastanawiała się co mogą znaczyć. Staruszka, wsunęła mieszek w dłoń nastolatki.

- Po mojej śmierci kolejna Strażniczka otrzyma znak Rozkazu. Jeśli dobrze wybrałam, to będziesz Ty. Wtedy zrozumiesz czym on jest. Zrozumiesz czym jest Rozkaz. Jeśli wybrałam źle, to przysięgnij mi że odnajdziesz dziewczynę, która jest moją następczynią. - Weronika nawet nie dopuszczała do siebie myśli, że to może być ktoś inny i przysięgła bez wahania.

 

Po długiej rozmowie wyszła przed chatę z mętlikiem w głowie i spojrzała odruchowo na dłonie Denego i Muga sprawiających zwierzynę na obiad. Dopiero teraz zauważyła, że faktycznie mają takie same pierścienie. Wiedziała, że są Posłańcami, ale dopiero teraz dowiedziała się, że są związani Rozkazem. To pewnie dlatego służą Islanie, gdyż nie zauważyła by ta im płaciła za ich usługi. Czyli po śmierci Islany będą służyć też Weronice. Cały czas nie dopuszczała bowiem myśli, że to ktoś inny mógłby otrzymać Rozkaz.

 

Staruszka następnego dnia umarła, pozostawiając młodą czarodziejkę z milionem pytań. Tego dnia pojawił się też Rozkaz. Najpierw w myślach, jak natrętna mucha. W sposób niezrozumiały. Słowa w obcym języku, których nigdy nie słyszała. Najpierw bezgłośnie, jakby sama myśl. Potem głos wzmagał się przeobrażając się w kwartet tubalnych głosów wydobywających się z gardeł olbrzymów dudniących w jej głowie i rozkazujących odnaleźć przeznaczenie. Odnaleźć klucz. Wysłać klucz do Królestwa. Gdyby nie wizje i wcześniejsze rozmowy z Islaną nawet nie domyślałaby się o jaki klucz chodzi. Zrozumiała dlaczego Posłańcy i inne Strażniczki mogły zapomnieć treść rozkazu. Ale ona wiedziała, że Kluczem jest nieprzytomny mężczyzna z jej wizji. Nieznośne dudnienie w jej głowie rozkazu obudziło ją tego ranka z bolesnym mrowieniem oczu. Natychmiast podeszła do lustra i przemyła wielokrotnie oczy zimną wodą, nie mogąc uwierzyć w to co widziała we własnym odbiciu. Jej źrenica stała się srebrna, taka jaką miała Islana. Tylko, że Islana miała szare tęczówki i jej oczy po prostu wyglądały na stare matowe i trochę dziwne. W brązowych oczach srebrny punkt nie mógł zostać nie zauważony. Dopiero po dłuższym czasie Weronika zrozumiała, że głos w głowie i srebrna tęczówka to znaki Rozkazu, a skoro tak, to Islana nie żyje. Szybko pobiegła do drugiego łóżka i przyłożyła dłoń do czoła staruszki. Było zimne, a jej otwarte oczy znowu miały czarne źrenice. Zamknęła je gestem dłoni i zawołała Posłańców. Pochowali ciało Islany oddając jej należny szacunek. Później Mug i Deny pokłonili się przed Weroniką, co mimo iż było miłe wywołało pewne zażenowanie, tym, że dwóch dostojnych wojowników kłania się jej, młodej niekompletnej jeszcze czarodziejce, Strażniczce.

 

Od tego czasu Weronika z jeszcze większym zapałem zabrała się do lektury ksiąg zgromadzonych w chacie ze szczególną uwagą tych, dotychczas zamkniętych w skrytce. Nie wychodziła całymi dniami i gdyby nie Mug i Deny pewnie umarłaby z głodu. Szukała każdej wzmiance o śmierci, o Królestwie i o szczelinach. Znalazła tylko małe fragmenty na ich temat. Jednak odkryła potwierdzenie swojej myśli. Można było wrócić szczeliną, tylko w chwili jej zamknięcia. Otwarta szczelina wypychała tylko świat poza śmiercią do świata zewnętrznego. Emanowała śmiercią i dotknięcie jej natychmiast uśmiercało. Było to dość logiczne. Świat umarłych otwierając się na świat żywych, pozbawiał go życia, ale zamykając się zabierał to życie do siebie. Należało znaleźć szczelinę i ludzi, którzy będą sami na tyle silnymi naczyniami dusz by mogli przejść i zachować siebie. Aby dowiedzieć się jak to odkryć? Jak rozpoznać takich ludzi? Weronika kolejne długie miesiące ślęczała nad księgami. A Deny i Mug mieli szukać informacji o wszystkich dziwnych śmierciach w całym świecie żywych. Zbierali plotki i legendy, wieczorami wspólnie je analizowali i szukali wspólnych cech. Bez rezultatu, wszystko było bajką. Kościany talizman z wygrawerowanym mrocznym znakiem też w niczym nie pomagał i nie był żadną wskazówką. A może tylko mroczny znak, mroczna klątwa, pozwalała na przejście? Weronika musiała to zbadać. Przez kolejnych kilka miesięcy obserwowała zakon Manikinów, jako zakon tajnych zabójców mieli wg niej najwięcej wspólnego ze śmiercią, poza tym Islana wyraźnie ostrzegła ją by tajemne księgi nie wpadły w ich ręce. Do tego pilnowali „przejścia”. Marzyła o tym by dostać się do zapisków królowej Mythii, która założyła zakon i przeszła przez wir do Królestwa. Strażniczka opowiadała jej o niej, jako o tej, która jako pierwsza przeszła z własnej woli przez wir do świata umarłych, do świata poza śmiercią. Z początku czterech pradawnych nawet uważali, że to ona jest przyczyną mającego narodzić się zła i to jej działania zmusiły ich do podjęcia kroków i wysłania Pierwszej Strażniczki do naszego świata. Mythia natrafiła na coś, o czym nie wiedziały strażniczki ognia i obawiały się jej wiedzy. Jednak nieudana próba omotania króla skończyła się dla Mythii fatalną w skutkach decyzją. Dla przedłużenia swojej młodości i urody użyła bardzo toksycznych substancji zatruwając siebie i przeobrażając się w potworną istotę. Wszystkim członkom zakonu odebrała twarze tylko dlatego, że jako jedyni mogli na nią patrzeć, popadła w obłęd i zapragnęła wszystkich światów tylko dla siebie. Jednak nie miała mocy by tego dokonać. Jej jedyną siłą był zakon Manikinów, który w jej imieniu i z jej rozkazów działał w obu światach i szukał jakiegoś artefaktu mogącego dać ich królowie potężną moc, moc bogów. Niestety cztery pradawne istoty były poza zasięgiem ich działania, były zbyt potężne. To i wiele innych zapisów znalazła w tajemnych księgach. Weronika wiedziała też, że mężczyzna z jej wizji to Brat, o którym powiedziała jej Islana. Miała nadzieję, że może on będzie kluczem do rozwiązania niektórych zagadek i nie mogła doczekać się spotkania z nim.

 

Pewniej nocy Mug wraz z Denym obudzili Weronikę.

- Coś się dzieje – powiedział poważnie, zazwyczaj radosny Mug. – Manikini wyszli z lasu do osady. Dostali rozkaz.

Faktycznie coś zdawało się wisieć w powietrzu. Mrowienie na karku się wzmogło. Las był niespokojny. A „przejście” wyło dziś głośniej niż zwykle i nawet z tej odległości było je słychać.

- wezmę tylko potrzebne rzeczy i już idziemy, poczekajcie na zewnątrz – powiedziała Weronika. Zebrała kilka małych przedmiotów, nie zapominając o swoim kosturze.

 

Po pewnym czasie dwójka ludzi wbiegła do lasu. Pościg jednak był zbyt blisko by mogli uciec. Z przodu biegł wojownik z dwuręcznym mieczem przewieszonym przez plecy. Z tyłu niemal na granicy widoczności człowiek, którego Weronika wielokrotnie widziała w swoich snach – to on – wyszeptała do swoich towarzyszy – nie pozwólcie mu zginąć, zmylcie pościg.

 

Tak też się stało, gdy człowiek biegnący z tyłu zgubił na chwilę swojego brata w jego miejsce wskoczył Deny i biegnąc przodem rozcinał mieczem gałęzie. Mężczyzna dał się zmylić i pobiegł za nim. Dzięki temu Manikini stracili go z oczu i zajęli się tylko głównym dla nich celem. Chwilę później po lesie rozniosły się odgłosy walki, krzyki. Mężczyzna potknął się i upadł uderzając głową w twardy korzeń drzewa. Widziała to Weronika, gdyż stało się to kilka kroków przed nią. Rozpoznała go od razu, kolejny element wizji się dopełnił. Podekscytowana wykonała gest ręką, nie wyjmując nawet swojej magicznej gałązki. Całkiem o niej zapomniała. W jednej chwili zauważyła wijące się moce jak nici biegnące pod powierzchnią ziemi i w krwi mężczyzny. Jej wizja spełniała się. Krew braci połączyła się w magiczny sposób, za pomocą zaklęcia jakie wykonała Weronika. Uderzenie jednak było dość silne, a mężczyzna nie odzyskiwał przytomności. Kazała Mugowi wziąć go na plecy i zanieść do chaty. Deny zatarł ślady. Weronika dla pewności rzuciła zaklęcie maskujące, cały czas nie używając swojego kostura. Z podekscytowania spełniającej się wizji i tego, że to właśnie ona jest tą wybraną by znaleźć Klucz, nawet nie zauważyła, że czarna gałązka, cały czas zatknięta jest za jej pas. Zniknęli we mgle nie zostawiając śladów.

 

Gdy doszli do chatki położyli nieprzytomnego człowieka na łóżku należącym niegdyś do Islany. Był młody, nie wyglądał na 30 lat. Pęknięta skóra na skroni mocno krwawiła. Weronika opatrzyła ranę składając kość, gdyż czaszka pod skórą również pękła – nie możesz umrzeć mój miły, nie możesz – szeptała do siebie. – jesteś potrzebny, to Ciebie muszę wysłać do królestwa śmierci, ale nie w taki sposób. Jest inna droga, wybrana przed wiekami dla Ciebie. Inna droga. – Odkryła jego ramię i zauważyła mroczne znamię, takie samo jak na talizmanie, który dostała przed śmiercią Islany. Pokazała mu go – Widzisz, to jest twoje przeznaczenie, musisz się wybrać poza śmierć, czy tego pragnąłeś czy nie. Krew twojego brata krąży w twoich żyłach, to dzięki jego poświęceniu stałeś się tym, kim się stałeś. Nie możesz zbłądzić. Musisz wybrać dobrą drogę. Pomogę ci, ale nie umieraj.

 

Mężczyzna nie budził się przez kilka dni. Weronika obawiała się, że w jego głowie zrobił się krwiak i że może umrzeć, że przez nią nie dokona się to co widziała w wizjach. Że przyszłość może ulec zmianie. Nie dawało jej to spokoju, zwłaszcza, że od chwili gdy odnalazła wybrańca wizje zniknęły. Bała się, że może to być zły znak. Robiła co mogła. Troszczyła się o niego. Badała go nawet za pomocą magii, ale nie potrafiła zawrócić go z podróży w jaką udały się jego myśli. Dusza zaś cały czas była zamknięta w jego ciele, ale jakby nie należała do niego. Do tego nie pasował jej do wizji fakt, że mężczyzna był młody a ona dorosła. W wizji nie miała 16 lat, była dojrzałą kobietą. Jak to możliwe, że wydarzyło się to szybciej? A może czas w Drangleic, czas poza śmiercią biegnie inaczej? A może w ogóle nie biegnie, może stoi?

Jej myśli przerwał wchodzący do chatki Deny.

- musimy uciekać – powiedział.

- jak to?

- Manikini czegoś szukają. Podejrzewam, że też coś wiedzą o tym człowieku – wskazał ręką na łóżko gdzie leżał nieprzytomny mężczyzna. – dowiedziałaś się czegoś o nim?

- Nie, jego myśli nie są tutaj, żadna moja magia nie może w nim nic przeczytać. Jest jak zamknięta książka. Widzę tylko okładkę.

- Zrobiliśmy wraz z Mugiem nosze, może uda się go przenieść w inne miejsce?

- Dobrze weźcie go, a ja spakuje i zabiorę najważniejsze księgi, by nie wpadły w ręce Manikinów.

Uwijali się najszybciej jak mogli. Torba z księgami była dość ciężka, ale Weronika mogła z nią biec. Uciekali przez las. Jedna z ksiąg wypadła a z jej wnętrza wysypało się kilka karteczek z rysunkami sporządzonym bardzo dawno temu przez Islanę. Cała trójka zatrzymała się i wszyscy spojrzeli na jeden z nich. Przedstawiał plac ze świętym drzewem. Na jego skraju stała trójka ludzi. Dwóch z nich przechylało nosze by wrzucić w wir leżącego na nich człowieka. Trzecią była mała dziewczyna w piżamie w księżyce i gwiazdki. Cała trójka stała jak sparaliżowana. Weronice szczęka sama opadła odsłaniając zęby. Złapała się na tym, spojrzała po swoich towarzyszach. Trzeba by być ułomnym by nie pomyśleć o tym samym.

- Czy pilnują „przejścia”? – powiedziała bardzo szybko Weronika.

- Pilnowali przez kilka dni, ale teraz patrolują las. Szukają chyba naszego tobołka - Mug wskazał ruchem głowy na nosze - więc może się udać.

- Wracamy – padło jedno krótkie słowo. „Wracamy” – słowo, które mogło zmienić losy świata. Weronika zebrała kartki i wepchnęła je do plecaka z zamiarem późniejszego ich zbadania. Rzuciła czar chroniący ich przed ciekawskim wzrokiem. Mgła wokół nich zgęstniała. Pod jej osłoną doszli aż na skraj przepaści. Weronika założyła talizman na szyję nieprzytomnego mężczyzny, ucałowała go w czoło. – nie wiem co się z tobą stanie, nie wiem czemu to robię, ale to jedyne co podpowiada mi serce. Naczynie ochroni twoją duszę i twoje ciało. Wykorzystaj swoją siłę by zwyciężyć, by powrócić. Wybacz mi to. Wiem, że to twój brat posiadał klątwę, to on szukał śmierci, jednak los wplątał Ciebie w swoje przeznaczenie. Teraz przeznaczenie świata jest również Twoim. Bądź silny. Wiem, że mnie nie słyszysz. Nie wiem co jeszcze mogę dla ciebie zrobić. Bywaj, jeśli moje wizje się spełnią, być może zobaczymy się jeszcze.

Weronika dała znak ręką a obaj mężczyźni przechylili nosze. Ciało nieprzytomnego człowieka z mrocznym znamieniem na barku zniknęło w czeluściach ogromnego straszliwie ryczącego wiru. Kilka chwil później cała trójka odwróciła się i przebiegła przez plac. Zanim dobiegli do bramy przywitał ich oddział Manikinów składający się z pięciu zamaskowanych zabójców. Weronika gestem dłoni uczyniła magiczną mgłę, która zgęstniała tak bardzo, że atakujący stracili orientację. Trójka uciekinierów, dzięki maściom wtartym w oczy, wykorzystała zmieszanie wśród atakujących. Mug szarpnął czarodziejkę za rękę pokazując wyrwę w starym murze, a Deny dobył miecza i z małym puklerzem w drugiej dłoni ruszył na napastników. Weronika wykonała kolejny gest dłonią, ale pośpiech i poczucie tego, że jest ciągnięta siłą spowodowały, że nie był to dobrze złożony czar. Podmuch mocy poleciał przez środek magicznej mgły odsłaniając uciekinierów, wpadł w grupę zabójców roztrącając ich, dwóch nawet straciło równowagę. W tym czasie Deny wyskoczył z mgły i dobił tego, który upadł jako pierwszy. Mug znał Denego nawet lepiej niż samego siebie. Wiedział dlaczego ten ruszył praktycznie do samobójczego ataku. Chciał dać im szanse na ucieczkę. Gdyby nie był Posłańcem pewnie stanąłby ramię w ramię ze swoim przyjacielem. Jednak ochrona Strażniczki była priorytetem. Nawet teraz, kiedy przejście dokonało się, a pierścienie przestały pulsować. Przede wszystkim nie mógł zmarnować poświęcenia swojego przyjaciela i zaprzepaścić tej jednej, jedynej szansy. Życie nauczyło go podejmować trudne decyzje więc i teraz bez oporów szarpnął mocniej weronikę i niemal wlokąc ją po ziemi udał się w kierunku wyrwy. Dwójka zabójców widząc to ruszyła ich śladem, co ucieszyło Muga - dobrze - mruknął - chodźcie. Przecisnął Weronikę przez szczelinę i krzyknął - Uciekaj! Musisz przeżyć!

- Wy też - wycedziła przez zęby młoda czarodziejka palcami gestykulując kolejne zaklęcie. Maczuga Muga stała się nagle o połowę lżejsza, ale tylko dla niego. Szybko rozprawił się z dwójką zamaskowanych zabójców i wrócił do Weroniki. Krzyknął jeszcze przez szczelinę - Deny! Tędy!

- Dogonię was! - usłyszał w odpowiedzi. Mug ocenił sytuację. Faktycznie dwójka Manikinów nie powinna sprawić mu kłopotu. Widać było, że ich miecze nie mogą znaleźć drogi do celu. Deny wielokrotnie parował ciosy i unikał ich samemu kąsając jak komar swoim długim mieczem.

- Idziemy! - powiedział stanowczym głosem do Weroniki. - Da sobie radę!

Odbiegli w przeciwnym kierunku od walczących. Chwilę potem Deny otarł krew z miecza wycierając ją w kaftan ostatniego zabitego Manikina. Walka nie sprawiła mu większego kłopotu. Jednak wyraźnie go zmęczyła. Gdy odwrócił się w stronę wyrwy w murze zauważył, że od strony bramy biegnie kolejna bojówka zabójców. Uderzył tarczą w skalistą podłogę udając, że wstaje. Napastnicy natychmiast skręcili w jego kierunku nie widząc przez mgłę uciekającej dwójki. Naparli na Denego gradem ostrzy. Posłaniec odbił rzucony sztylet, wykonał unik przed strzałą, zbił cięcie mieczem i zranił w ramię rękę, która chciała go ugodzić. Cofał się w stronę huczącego i jęczącego wiru. Sam dźwięk odbierał rozum. Napastnicy z każdym krokiem jakby tracili zapał do walki. Coraz rzadziej musiał zbijać cięcia i parować sztychy. Ale cały czas cofał się pod naporem ataków. Zmęczenie zaczynało brać górę. Ręce mrowiły go z wysiłku i od częstych wibracji wywoływanych kolejnym parowaniem i kolejnym zbiciem. Nie miał sił już atakować. Znalazł się na krawędzi placu, a za plecami miał wir. Odrzucił miecz i puklerz. Stanął z drwiną na twarzy.

- Chodźcie! - krzyknął starając się przekrzyczeć grzmot wiru. Prawą ręką pogładził bark, wyczuwając pod palcami pulsujące mroczne znamię, które ukrywał od kilku lat. Rozkaz noszący w duszy wygrywał z pragnieniem śmierci. Teraz jednak, gdy Klucz opuścił świat żywych, rozkaz stał się mniej natrętny. Pierwszy z Manikinów ruszył do ataku. Deny obrócił się w miejscu przechwytując ramię przeciwnika i wykorzystując impet uderzenia. Napastnik z krzykiem zniknął w otchłani “Przejścia”. Czwórka pozostałych wystraszyła się i ostrożnie zbliżała się do osaczonej ofiary. Gdy byli blisko, pierwszy z nich wykonał cios. Deny dwojgiem rozwartych dłoni złapał ostrze i pociągnął do siebie, łapiąc młodziutkiego i szczupłego zabójcę za kaftan. Strach odebrał młodzikowi siły do walki. Drugą ręką zerwał mu maskę i spojrzał w oczy pozbawione brwi. Spojrzał w twarz niewiele różniącą się od maski. Płaski nos prawie zlany z resztą. Wąskie usta, blade i sine ze strachu nie odznaczające się na bladej cerze. Jednak jego ciało już przechylało się poza krawędź i razem z Manikinem spadali w dół. - Przecież to jeszcze dziecko - wyszeptał Deny - to tylko dziecko...

 

Weronika z Mugiem biegli długo nasłuchując kroków swojego przyjaciela. Zatrzymali się w bezpiecznej odległości przygotowani zarówno na widok Denego jak i na Manikinów. Weronika cały czas mówiła o Królestwie Śmierci. Cały czas wspominała o szczelinie jaką dostała się tu pierwsza Strażniczka.

- Musimy tam przejść – powiedziała w końcu do towarzysza – Naszym przeznaczeniem też jest śmierć. Nie wiem jak tego dokonać, jak znaleźć drogę? Musimy znaleźć szczelinę i sposób.

Mężczyzna kiwnął z aprobatą głową, nie sprzeciwił się. Nigdy się nie sprzeciwiał. Oboje zamilkli. Po dłuższym czasie oczekiwania Mug przerwał ciszę.

- Chodźmy - powiedział ze smutkiem w głosie - on nie wróci - pogładził się po pierścieniu. Zgodziła się z nim. Minęło zbyt wiele czasu. Manikini mogli wpaść na ich trop. Kiwnęła tylko głową i zniknęli w gęstwinie lasu.

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania