Podróż poza śmierć - 17 - Dziecko

- Mug! Mug! Mug! Szybko! Mam! - krzyczała jak dziecko Weronika - Mam!

- Co masz?! - podszedł wojownik i schylił się nad ślęczącą z głową w księdze Czarodziejką.

- Ukryta w świetle rozcinającym ciemność, w roju księżycowym, niewidoczna ani za dnia ani w nocy… - czytała z podekscytowaniem w głosie. Nagle przerzuciła niemal pół starej księgi, jakby nie bacząc na jej wytrzymałość, kartki zafurczały - dalej tutaj, zobacz - piszczała cieniutkim i cichym głosem z podekscytowania - sługi księżyca nie mogą jej dotknąć... Dalej już nieistotne - dodała i spojrzała z nad księgi na Muga. Mug wpatrywał się w nią ze wzrokiem tęskniącym za rozumem. Był inteligentny jak na wojownika, jednak to było kompletnym bełkotem.

- Ech wojownicy - szepnęła ze zrezygnowaniem Weronika

- Ech wróżki - dodał szyderczo Mug. Wiedział, że Weronika nie lubiła, gdy nazywać ją wróżką, w końcu przecież była czarodziejką.

- a zobacz tu, w innej księdze - nie wiadomo skąd w jej ręku pojawił się kolejny tytuł - świetliki zrodzone z księżycowego światła przez boginię Nu władającą przypływami, a w księdze o przypływach - kolejna księga nagle pojawiła się w jej dłoniach - księżyc reguluje cykl przypływów i odpływów… - znowu spojrzała na Muga.

- Widzisz? To świetliki są tym rojem księżycowym. A gdzie jest ich najwięcej? Święte drzewo z którego jako dziecko zrobiłam sobie kostur - Mug zaśmiał się. - Co się śmiejesz? Wiem że to tylko gałązka a nie kostur, ale wtedy jak byłam małą dziewczynką i wierzyłam w bajki, to tego nie wiedziałam. Cwana Islana zwiodła mnie bym uwierzyła w siebie. Dziś jestem jej za to wdzięczna, ale żeby tak okłamywać niewinne dziecko?! Wredna jędza - dodała żartem uśmiechając się z sympatią, którą zawsze darzyła swoją nauczycielkę.

- Szczelina zamknie się zabierając świetliki i drzewo, to rydwan do Wzorca...

- wiesz kiedy?

- no, no - zająknęła się z podekscytowania Weronika - no nie wiem - dodała wypuszczając powietrze.

- no i tyle w temacie - skwitował Mug z uśmieszkiem.

- ale w Księdze Przepowiedni, w której można przeczytać treść o braciach, udało mi się przetłumaczyć jeszcze jeden fragment. Szczelina nie zamknie się sama. - z triumfem spojrzała na Muga, jakby jeszcze chciała powiedzieć “I co?!”

- ooo, ciekawe, a co ją zamyka? - cały czas spokojnie wojownik kwitował słowa podekscytowanej czarodziejki.

- dziecko.

Popatrzyli po sobie.

- nie, nie, nie - szybko podchwyciła Weronika odwracając wzrok - przecież nie nasze dziecko głupku - dodała po przyjacielsku.

- uff, a się głupio poczułem, jak powiedziałaś - dziecko. Więc czyje?

- a co ja wróżka?! - dodała weronika i oboje wybuchli śmiechem - Mugu, przyjacielu, zaraziłeś mnie twoim poczuciem humoru. Jak ja mam być przy tobie poważną i szanowaną czarodziejką?! - skarciła go cały czas jeszcze się śmiejąc.

- no wiesz, ja bym mógł się poświęcić, jeśli chodzi o to dziecko. Wiesz, dam radę, mam maczugę i w ogóle - Weronika po tych słowach zmierzyła wojownika wzrokiem i znowu wybuchła śmiechem. Po chwili jednak powiedziała:

- no już przestań, przestań, przecież mówię, że nie nasze. Ale twoja maczuga może się przydać, bo chcę się przyjrzeć temu drzewu, a ktoś będzie musiał odganiać wrednych Mnaikinów - powiedziała to tak jakby to były muchy.

- chyba żartujesz?! - zdziwił się Mug - to nie ukryjemy się we mgle, pod osłoną magii?!

- przecież powiedziałam, że chcę się "przyjrzeć" - powiedziała specjalnie akcentując ostatnie słowo - magia zaburzy obraz. Cholera, cały czas mieliśmy to pod nosem i nie wiedzieliśmy. Ciekawe czy Islana wiedziała?

- staruszka wiedziała dużo, ale czy nie podzieliłaby się z Tobą tą wiadomością? - po tych słowach Mug się zamyślił i dodał - no chyba, że to kolejna próba. Ale powiedz, że masz jakiś plan na Manikinów. Przecież sam nie dam im wszystkim rady. Dostaniemy srogie baty.

- dwóch lub trzech mogę uśpić, sypnę do mgły trochę tego - poklepała się po jednej z sakiewek, które nosiła przewieszone u pasa - popędzę wiatrem i kilku może zasnąć, ty zajmiesz się resztą.

- ech - wsparł się ciężko na swojej maczudze i odruchowo pogłaskał ją czule jak kobietę - moja maleńka powiedział w kierunku drąga - zatańczymy znowu…

- ech wojownicy - znowu westchnęła Weronika

- ech wróżki - oddał ostro Mug.

- ty wariacie - skwitowała, po czym uśmiechnęli się i ruszyli w stronę lasu i świętego drzewa.

 

Weronika z Mugiem przez ponad dziesięć lat szukali szczeliny, która była szansą by dostać się do Wzorca królestwa. Islana zostawiła wiele ksiąg, starych, oprawionych w skóry, z pożółkłymi kartami. Większość nich w językach gigantów, w którym Weronika nie czuła się zbyt pewnie. Tłumaczenie, domyślanie się znaczeń słów i ich interpretacja należały niemal do sztuki magicznej. Czasem nawet wydawało się, że rozumie je tylko dzięki magii którą nosi w sobie, oraz dzięki rozkazowi, który otrzymała z dniem śmierci Islany.

 

Przez ten czas odwiedzali, różne miejsca, gdzie tylko wydarzyły się jakieś tragedie, czy niewyjaśnione śmierci. Widzieli wiele złych rzeczy, często pomagając poszkodowanym czy ich rodzinom. Przez tan czas marzenie chłopca, który kiedyś umarł w Mugu, teraz urzeczywistniało się. Ludzie opowiadali o nich historie. O pięknej czarnowłosej czarodziejce i wielkim wojowniku z maczugą, którą tylko on mógł unieść. Brzmiały jak bajki i dzieci bardzo lubiły słuchać ich przed snem. Oczywiście opowieści były bardzo przekoloryzowane i para wędrowców w czasie kilku lat stała się dość popularna. Często otrzymywali nocleg i wyżywienie zupełnie za darmo, tylko dlatego że pasowali z wyglądu do opisywanych bohaterów. Nikt jednak nie wiedział, co jest prawdziwym powodem tego, że zjawiali się tam gdzie wydarzały się największe nieszczęścia.

 

Weronika znikała w księgach gdy tylko miała na to czas. A Mug zawsze znajdował czas na ćwiczenia, mimo iż wykonywane samotnie. W podróżach swoich odwiedzili też kilka bibliotek, gdzie wiele godzin poświęciła uczeniu się starych języków i poszukiwaniach wskazówek. Z jednej z takich bibliotek, znajdującej się w portowej stolicy Keidas, “porzyczyła” Księgę o przypływach. Jednak, nigdy nie trafili na coś nadprzyrodzonego i mogącego zbliżyć ich do odnalezienia szczeliny. Dlatego teraz, gdy Weronice wydawało się, że musi to być święte drzewo, była jednocześnie podniecona jak i zła na siebie, że tyle przeszli, a byli tak blisko.

 

Gdy zbliżali się do Mglistego lasu Weronika złapała Muga za rękę i zatrzymała. Jej ręka była zimna jak lód, a ciało zroszone kroplami potu. Mężczyzna odwrócił się zdziwiony niemal lodowym dotykiem.

- Czujesz to? - szepnęła

- coś ci jest? - powiedział przestraszony - Pewnie, że czuję, jesteś lodowata i blada.

- nie to! - powiedziała, nie zdając sobie sprawy z własnego stanu - Las jest inny.

- coś ty! Taki sam. Te same drzewa, ta sama mgła, straszny jak zawsze. - spojrzał na nią - Nie chcesz mi powiedzieć, że się boisz!? - Faktycznie sprawiała wrażenie przerażonej.

- nieee - odpowiedziała przeciągle. W rzeczywistości bała się jednak. Nie potrafiła powiedzieć, czego, ale wyczuła w lesie inną aurę. Podobną do tej z dnia, gdy odnalazła Edriwalvena. Las, jak wtedy wydawał się strasznie niespokojny i nawet z tej odległości czuła szalejące z wściekłości przejście. - Coś jest nie tak, Mug - szepnęła - tam coś się dzieje - przyspieszyła kroku i pociągnęła wojownika za sobą - szybciej! - powiedziała pokonując strach.

 

Mug nie protestował i przyspieszył kroku. Weronika nie wiedziała, co mogą tam spotkać. Bała się tej niepewności. Żadne wizje, ani rysunki strażniczek, nie uprzedziły niczego co może się tam wydarzyć. To właśnie ten nietypowy i niepokojący brak wiedzy, brak jakiegokolwiek nawet przeczucia, powodował strach u dorosłej już Czarodziejki. Pierwszy raz od chwili gdy stała się strażniczką, pomyślała, że może umrzeć. Nie powiedziała tego wojownikowi, bojąc się, że może Mug nie zgodziłby się na wejście do lasu zanim się nie uspokoi, to co widziała tam Weronika. Nawet intuicja czarodziejki nic jej nie podpowiadała, nie kazała jej biec do przodu. Ale właśnie to jednocześnie pchało ją i kazało dowiedzieć się i nie trwać w tej ciszy zmysłów ani chwili dłużej. W ciszy, gorszej niż cisza znana zwykłym śmiertelnikom. W tej chwili czuła się jak kaleka, pozbawiona tego na czym zawsze najbardziej polegała.

 

Po chwili dotarli do miejsca, w którym przed laty Weronika znalazła nieprzytomnego mężczyznę, gdy nagle obaj zatrzymali się jakby przed nimi wyrosła magiczna bariera.

- dziecko?! - wyszeptała niepewnym głosem

- coś ty! Przecież to wojownik, młody, ale na pewno jest już dorosłym mężczyzną. Kuca jedynie, jakby … ekchę - ugryzł się w język.

- dziecko - powiedziała twierdzącym tonem.

- oj mówię ci że nie!

Mężczyzna przed nimi kucał dokładnie w tym miejscu w którym niegdyś Edri udeżył głową o korzeń drzewa. Jego ręka spoczywała na korzeniu. Widać było, że jest w głębokim stanie zamyślenia, jakby próbował coś wyczuć. Ostatnie słowa Muga wypowiedziane jednak były pół szeptem co wyrwało go z tego transu i zerwał się na nogi dobywając miecza. Odwrócił się i spojrzał na osłupiałą jeszcze parę podróżników.

- Edriwalven?! - Cichym tonem rzuciła w stronę młodzieńca Weronika, po czym zaczerwieniła się, gdyż jej pytanie stało się dla niej tak bardzo absurdalne.

Chłopak jednak na dźwięk tego imienia opuścił miecz i nie kryjąc zdziwienia spytał:

- Znałaś mojego ojca?

- dziecko - powiedziała Weronika, czując tym samym napływ magii lasu, zmysłów, wizji w tak ogromnej ilości, że nie mogła nad tym zapanować i straciła przytomność.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania