Poprzednie częściPogodzona z demonami - Prolog

Pogodzona z demonami - I

— Pospiesz się! Jak będziesz się tak ociągać, to nigdy nie zdążysz do tej szkoły! — krzyknęła poirytowana kobieta, na co jej córka tylko przewróciła oczami i mruknęła coś pod nosem. Dziewczyna właściwie nie wiedziała, dlaczego jej mama jest tak bardzo poddenerwowana ranem. Przecież do szkoły ma nie więcej niż jeden kilometr prostej drogi. Bez żadnych przygód jest do pokonania w piętnaście minut, jednak rodzicielka dziewczyny zawsze denerwowała się, że może stać się coś niebezpiecznego.

Blondynka wychodząc z sypialni, chwyciła plecak w dłoń i skierowała się na korytarz, który nie wyróżniał się niczym szczególnym. Na jego ścianach wisiało jedynie kilka małych kopii obrazów polskich artystów oraz rodzinne fotografie. Natomiast na samym końcu długiego pomieszczenia znajdowały się szerokie drzwi frontowe przy których czekała na matka ze spakowanym śniadaniem.

— Dzięki. — Jeszcze przed samym wyjściem dziewczyna pocałowała ją w policzek i wrzuciła śniadaniówkę byle jak do jednej z przegród plecaka.

Gdy tylko wyszła na dwór, na jej twarzy zawitał uśmiech. Uwielbiała, kiedy ciepłe promienie słońca muskały jej odkrytą skórę, jednocześnie nie opalając jej. To była dla niej magia poranka i wschodzącej złotej kuli, która nigdy się nie znudzi.

— Trzeba korzystać, póki można... — Przerwała, biorąc głęboki oddech i zaciągając się delikatną, morską bryzą. — Niedługo tego zabraknie na jakiś czas.

Na samą myśl o mroźnej zimie i porywistych wiatrach przeszedł ją dreszcz. Choć na lato również narzekała, szczególnie na turystów, to jednak wolała upał i skwar zdecydowanie bardziej od całej tej zimnej zawieruchy, która tylko utrudnia życie.

Idąc ulicami Gdańska, nie zauważyła dużych zmian w otoczeniu. Te same, mniej lub bardziej, kolorowe kamienice, te same podziurawione chodniki oraz ulice. W końcu co mogłoby się zmienić w przeciągu weekendu? Jedynie, co dziwne, to praktycznie nikogo nie spotkała na jej drodze. Rozglądając się na boki, miała jednak niepokojące wrażenie, że ktoś ją obserwuje. Czuła oddech na karku, ale gdy patrzyła za siebie, nikogo nie widziała. Jakby grała w jakimś horrorze.

— Dziwne. Jestem pewna, że… — Zatrzymała się skonsternowana na chwilę po środku chodnika. — A może to tylko mózg robi mi psikusa? Albo to po prostu wiatr? — Oglądając się na boki, upewniła się, że naprawdę tam nikogo nie ma. — Tak, to wiatr… Bo co to mogłoby być innego? — Kiedy dziewczyna poukładała sobie wszystko w głowie, ruszyła w dalszą drogę do szkoły, a ta minęła jej bez podobnych incydentów.

Wzięła głęboki oddech i przeszła przez ogromne, szklane drzwi. Nawet nie patrząc na innych znajdujących się w budynku, szybko pomknęła pod swoją salę, gdzie zaraz miała odbyć się lekcja fizyki rozszerzonej. Dziewczyna uwielbiała ten przedmiot. Należał do jednych z jej ulubionych w szkole, choć raczej nie planowała z nim przyszłości. Zdecydowanie wolała programowanie czy cyberbezpieczeństwo, które nie dość że ciekawe, to i dobrze płatne.

— Ech… — Westchnęła, stojąc na korytarzu i patrząc na wszystkie te osoby, które próbowały nauczyć się materiału na ostatnią minutę. — Jak zwykle większość nienauczona — powiedziała pod nosem tak, aby nikt tego nie słyszał. Wolała nie narażać się chłopakom z klasy, nawet jeśli nie ma w niej otwartego konfliktu.

— Jak zwykle kujonica marudzi. — Większość unikała dziewczyny, a może to ona unikała większości, ale zawsze istniał taki jeden, któremu wszyscy przeszkadzali. Szczególnie niezbyt skore do rozmowy dziewczyny. Były one swego rodzaju wyzwaniem dla chłopaka.

— Paweł, daj spokój — odpowiedziała dość pewnie, ale nie na tyle, by zostało to odebrane jako jakikolwiek kontratak.

— A bo? I tak z nikim nie rozmawiasz. Chociaż ze mną pogadaj. — Chłopak zbliżył się do dziewczyny na niebezpieczną odległość, czym przekroczył jej przestrzeń osobistą. Po minie blondynki można było zauważyć niezadowolenie z tego faktu, jak i chęć odepchnięcia natręta.

— Raczej nie mam na to ochoty. — Próbowała odsunąć się od niego i na próbach się to skończyło. Nic nie dawało efektów. Zestresowana tylko błagała w myślach, aby w końcu nauczyciel przyszedł.

Paweł był już gotowy, aby chwycić ją za talię i bez jakiejkolwiek namiętności pocałować. Miłość? Dla niego mogłoby to słowo nie istnieć. Taki pocałunek był planem na poniżenie blondynki jako tej, która nawet nie potrafi się obronić.

— Dlaczego go jeszcze nie ma? Cholera… — pomyślała, zaciskając zęby, oczy i pięści w bezsilności. Pomimo tego, że adrenalina powinna działać na korzyść dziewczyny, to jednak ona rzeczywiście nie była zdolna do samoobrony. W dodatku nikt, czy to z ich klasy czy innej, nawet nie próbował odciągnąć Pawła od przestraszonej nastolatki. Każdy był zajęty sobą lub światem wirtualnym, więc praktycznie zdarzenie te nigdy nie miało miejsca.

Nagle pojawiło się światło w tunelu. Pomoc, która była tak bardzo wyczekiwana. Charakterystyczny stukot butów, który mógł należeć tylko do jednej osoby, słychać było na całej długości korytarza.

— Paweł, na swoje miejsce! — Chłopak natychmiast oderwał się od dziewczyny na dźwięk surowego tonu nauczyciela i podszedł do swoich kolegów, którzy ledwo mogli opanować swój śmiech.

— Dziękuje panu. — W końcu mogła odetchnąć z ulgą.

— Ależ nic się nie stało. Zawsze staram się pomóc damie w opałach. — Z pana Derdowskiego, który był nauczycielem fizyki, zawsze był taki lekki żartowniś. Na jego lekcjach dzięki temu nigdy nudno nie było, a uczniowie doceniali go i respektowali.

Kiedy w końcu wszyscy weszli do sali i usiedli na swoich krzesłach, w klasie zapanowała niepokojąca cisza. Pan Derdowski przygotowywał jedynie potrzebne materiały do lekcji, a uczniowie którzy normalnie rozmawialiby ze sobą tak, że głowa by bolała, o dziwo teraz praktycznie nic nie mówili. Jakby w klasie zupełnie nikogo nie było.

Blondynka rozglądała się po innych, aby jakoś intuicyjnie dowiedzieć się o co chodzi. Niestety, nikt nie dawał po sobie poznać, że coś jest nie tak. Gorzej. Twarze znanych jej dotąd osób były wyraźnie zniekształcone a niektóre, jakby znajdowały się za mgłą. Serce dziewczyny zaczęło bić mocniej, kiedy to uświadomiła sobie, że nie wie co się dzieje. Czuje, że nie jest to świat realny, ale w takim razie co to? Iluzja?

— Przecież to nie może być moja klasa, to do nich niepodobne. — Miała jedynie nadzieję, że jest to albo bardzo realistyczny sen, albo… Sama dobrze nie wiedziała, co o tym myśleć, o ile cokolwiek. Wszystko wydawało jej się takie odrealnione, pogrążone w marazmie. W końcu jednak coś usłyszała. Był to głos kogoś, kto wołał ją z bardzo daleka. Dźwięk ten wnet ledwo słyszalny, a dopiero gdy odwróciła się w stronę jego źródła, dotarł do niej wyraźniej. Pomimo tego, głos ten dalej pozostał wręcz niesłyszalny. Chciała móc go rozpoznać, dowiedzieć co ta osoba ma do powiedzenia, ale nic nie pomagało. Dziewczyna chciała się poddać, uznać to za coś niedorzecznego i po prostu wyjść z sali, skoro to i tak nie było realne. Jej zmysł słuchu jednak oprzytomniał, a twarze, wcześniej zamazane, powróciły do swoich pierwotnych kształtów. Cieszyła się, że ponownie mogła wychwycić każdy szelest. Brakowało jej tego przez ostatnie kilka minut. Tylko ten okropny krzyk nauczyciela…

— Celestyna! Halo!

— Celestyna, nie śpimy! — Usłyszała Pawła, który stał nad jej ławką, opierając się o nią. Dziewczyna ocknęła się i z przerażeniem w oczach spojrzała na pana Derdowskiego, który z politowaniem zerkał na nią.

— Ech… Widzę, że się dziś zbytnio nie wyspałaś. — Blondynka odetchnęła z ulgą, kiedy nauczyciel zwrócił uwagę, że jedyną przyczyną jej nieobecnego zachowania mogła być zarwana noc. W głowie nadal miała jednak dziwną pustkę, szczególnie teraz interesowało ją pytanie dotyczące tego, co z nią się tak naprawdę stało. Pomimo tego z serca spadł jej kamień, kiedy w końcu powróciła do normalności, zwykłej lekcji fizyki. Choć Celestyna uwielbia ten przedmiot, to dzisiaj nie mogła się na nim skupić. Przez całą godzinę zastanawiała się, co to tak naprawdę było. Najpierw pomyślała o OOBE czy też wyjściu z ciała, o którym kiedyś czytała. Wydawało jej się to jednak niemożliwe, zwłaszcza, że raczej nie wierzyła w takie rzeczy.

— Nawet jeśli już, to przecież do tego trzeba się przygotować i być w ogóle tego świadomym, a nie tak… No po prostu. — Mruknęła pod nosem, wychodząc z sali i udając się na drugie piętro budynku. Stojąc przy drzwiach od klasy do języka polskiego, poprawiała ramiączka od plecaka, aby te nie wrzynały jej się w barki. Nagle usłyszała głośny huk. Obejrzała się za siebie, by zobaczyć co było jego przyczyną, a tam… wypadła jej butelka z piciem. Celestyna wzdychnęła i natychmiast schyliła się po nią, ale dalszego obrotu spraw się nie spodziewała. Wstając, poczuła siarczyste uderzenie na prawym pośladku, które mogła jej zadać tylko jedna osoba w tej szkole, choć dookoła było ich conajmniej kilka.

Spodziewała się kogo zaraz zobaczy, jednak serce jej zabiło mocniej, a nogi z sekundy na sekundę stawały się coraz bardziej miękkie. Powiedzieć, że zrobiły się jak z waty to za mało. Celestyna była wręcz zmuszona spojrzeć chłopakowi w jego piwne, zmęczone graniem do czwartej w nocy, oczy. Nie chciała tego robić, ale niestety nie miała innego wyjścia.

— Ładnie to się tak wypinać, hę? — Ten znajomy głos nie dawał jej spokoju. Gdzie by się nie pojawiła, to on też tam był. Paweł uwielbiał poniżać dziewczynę na wszelkie sposoby, uwielbiał górować nad nią i wzbudzać w niej lęk. To wszystko sprawiało mu ogromną przyjemność, nawet jeśli potem czasami dostawał od nauczycieli uwagi.

— Ja specjalnie tego nie zrobiłam… — Wyszeptała Celestyna, obracając się w stronę chłopaka. — Paweł, dlaczego taki jesteś? Co ja ci zrobiłam?— Dziewczyna czuła, jak w jej oczach zbierały się łzy, a zarówno nogi jak i ręce zaczęły się trząść.

Już od lat miała dosyć jego zachowania, głupich tekstów i poniżających wybryków. Paweł rozpoczął nękanie Celestyny w drugiej klasie gimnazjum, jednak nigdy mu się to nie znudziło. Blondynka nie podzielała tego zdania. Chciała być zostawiona w spokoju, tak aby nikt jej nie przeszkadzał. Wolała przebywać w swoim własnym, hermetycznym świecie, gdzie nie ma innych osób, które mogłyby jakkolwiek wpłynąć na jej kruchą psychikę. Pomimo upływu lat dziewczyna nie uodporniła się na wszelkiego typu drwiny z jej osoby, niestety.

— Ależ nic, moja droga. Musisz wiedzieć, że ja po prostu lubię się bawić — powiedział to z szyderczym uśmiechem na ustach i wyraźnym zadowoleniem w głosie.

Charakteru chłopaka dało nie się zmienić. Wielu było takich, co próbowali się tego podjąć, ale żaden nie dał rady. Rodzice radzili się najlepszych psychologów w mieście, ale wszystko spaliło na panewce, więc Paweł pozostał taki, jaki był.

— Musisz mną? — Celestyna chciała zapaść się pod ziemię, zniknąć w jakikolwiek sposób. Wewnątrz siebie czuła ogromny kłębek emocji, zażenowanie łączyło się ze strachem i złością. Była w szoku, że ktoś taki jak on w ogóle istnieje. Nie mogła zrozumieć, jak można być takim chamem znęcającym się nad słabszymi.

Paweł przez chwilę się nie odzywał, pozostał w ciszy jakby myślał, skupił się na czymś istotnym. Dziewczyna myślała, że już odpuścił, dał sobie spokój, ale nic z tego. Brunet podszedł do niej, odgarnął swoimi szorstkimi palcami włosy za ucho i wyszeptał: Takie jak ty są najlepsze.

Przez ciało nastolatki, które stało nieruchome, wnet wydawało się sparaliżowane, przeszedł gwałtowny dreszcz. Słowa chłopaka wmurowały ją w szary i zimny beton robiący za podłogę. Dzięki Bogu chłopak w końcu odpuścił i zostawił ją w spokoju, jednak dalej Celestyna stała tam jeszcze kilka dobrych minut jak słup soli, spóźniając się na kolejną lekcję.

Gdy wreszcie ocknęła się z letargu, zerkając na zegarek w telefonie, cicho przeklnęła pod nosem i z impetem ruszyła w stronę sali, w której czekała na nią poirytowana nauczycielka. Pani Fałkowska, surowa polonistka, bardzo nie lubiła, kiedy jej uczniowie spóźniali się na zajęcia. Traktowała to jako brak kultury i szacunku do jej osoby.

— Bardzo przepraszam za spóźnienie — krzyknęła zdyszana blondynka, kiedy wleciała do sali. Starsza kobieta spojrzała na uczennicę przeszywającym wzrokiem, a następnie zlustrowała ją z góry do dołu. Odłożyła długopis, którym pisała sugestie na następne lekcje w notatniku, na biurko i powiedziała, wyraźnie akcentując wyrazy:

— Celestyno, masz coś na swoje usprawiedliwienie?

— Ja… Proszę pani, bo Paweł… — Dziewczyna była widocznie zestresowana całą tą sytuacją, co było widoczne chociażby po jej jąkaniu, jednak pani Fałkowska była dla niej dalej surowa.

— Paweł? Co ty chcesz od Pawła? W przeciwieństwie do ciebie, on przyszedł grzecznie na lekcję. — Blondynka zerknęła na chłopaka, który siedział w ławce pod oknem. Promyki słońca oświetlały jego twarz, na której widniał diaboliczny uśmiech. Bawił go widok tak zmieszanej i przestraszonej koleżanki, choć można by powiedzieć, że wręcz delektował się tym widokiem. Uwielbiał patrzeć, jak ktoś przez niego cierpi, zarówno psychicznie jak i fizycznie.

— No bo on… — Celestynie zbierało się na płacz. Pierwszy raz była w takiej sytuacji i kompletnie nie wiedziała, co ma robić. Niedość, że była spóźniona, to jeszcze nie miała nic na swoje wytłumaczenie.

— Eh… Siadaj. Nie chcę tracić na ciebie czasu. Dostajesz uwagę oraz będziesz musiała przygotować wypracowanie na temat filozofii języka. Masz czas do czwartku.

— Tak jest, proszę pani. — Dziewczyna usiadła w swojej ławce, a w sali zapanowała grobowa cisza, tak by na nikogo więcej nauczycielka nie nakrzyczała. Nikt nie lubił wtedy jej głosu. Celestyna wzięła głęboki oddech i zabrała się za przepisywanie tematu, który widniał na tablicy. W głowie ciągle miała widok bruneta przystawiającego się do niej, co obrzydzało ją niesamowicie.

— A niech cię diabli wezmą, Paweł — wyszeptała to w taki sposób, jakby mu tego rzeczywiście życzyła, jednocześnie notując to, co nauczycielka mówiła na temat literatury romantyzmu. Godzina lekcyjna minęła zadziwiająco szybko i bez kolejnych incydentów. Pozostałe trzy lekcje również, co było miłą odmianą. Przed matematyką jedynie zdarzyło się, że podeszła do niej jedna z rówieśniczek, spytać, o co chodzi z tym Pawłem. Celestyna bez owijania w bawełnę wytłumaczyła jej dokładnie całą sytuację, a szatynka po wysłuchaniu poparła jej stronę. Dziewczyna poczuła ulgę, że chociaż ktoś jest po jej stronie. Wiele to dla niej znaczy.

Rozpromieniona wyszła ze szkoły, zapominając o doczesnym świecie. Teraz liczyło się dla niej jedynie słońce, które było już coraz niżej na horyzoncie, a tworzyło na niebie różnokolorowe smugi. Spoglądając na nie, zatraciła się we własnych myślach, które oscylowały wokół jednego tematu — co się stało na fizyce?

Nie potrafiła tego jakoś logicznie wyjaśnić. Próbowała na wszelkie możliwe sposoby, ale nic nie było dla niej satysfakcjonującą odpowiedzią. Nie chciała sięgać po pseudonaukę czy też zjawiska paranormalne, jednak musiała, gdy skończyły jej się wszelkie realistyczne pomysły. Chwilę zastanawiała się nad OOBE, lecz w końcu zrezygnowała i z tego. Jak czytała, do wyjścia spoza ciała należy się dobrze przygotować, natomiast ona nic takiego nie robiła. Po prostu usiadła w ławce jak zwykle, więc eksterioryzacja w tym przypadku jest wątpliwa. Poza tym, temat tego dotyczący jest dość spornym. Niektórzy naukowcy twierdzą, że takie wyjście z ciała jest możliwe, natomiast drudzy uważają, że to kompletna bzdura wywołana halucynacjami. Dziewczyna była bardziej przychylna drugiej grupie, choć już sama nie wiedziała co o tym sądzić.

— Ale co to było, w takim razie? Nic mi nie przychodzi do głowy… — Powiedziała, wchodząc do swojego mieszkania. Była tak zaintrygowana tym tematem, że nawet nie czuła głodu, a o obiedzie kompletnie zapomniała. Od razu przysiadła do książek i wszelkich forów związanych z tym zjawiskiem, a było ich niemało. Lokując się na łóżku, zabrała się do czytania.

W publikacjach nic nowego nie znalazła. Choć myślała, że odszuka jakieś smaczki, które umknęły jej uwadze, tak się nie stało. Przejrzała wszystkie kartki książek, jednak to na nic. Dopiero na polskim forum dla wielbicieli wyjścia z ciała odnalazła interesujący ją wątek, który planowała przeczytać od deski do deski.

Pomimo tego, że temat był ciekawy, aż przestała szukać odpowiedzi na swoje pytanie, to zaczęła robić się senna. W końcu jedynie trzy godziny snu dały o sobie znać.

Na ziewaniu oczywiście się nie skończyło. W końcu Celestyna wpadła w objęcie Morfeusza, ale sen którego doświadczyła nie był zwykłym snem. Wyobrażała sobie muchy, martwe ciała oraz góry łajna, wraz ze wszystkimi kombinacjami tych trzech elementów. Raz leciało truchło ze skrzydłami muchy, a zamiast głowy miało fekalia, a to i tak nie była najgorsza hybryda, jaką spotkała w swych wyobrażeniach. Następnym razem zobaczyła, jak korpus muchy z głową ludzką spożywa a następnie wydala kał i z nim kopuluje. Cały świat był pogrążony w chaosie i zapachu amoniaku, a może też i siarki. Normalne to nie było i Celestyna zdawała sobie z tego sprawę, szczególnie, że było to zbyt realistyczne.

Chciała się już obudzić, ale nie mogła, żaden sposób nie przynosił rezultatów. Jej jedynym marzeniem w tamtej chwili było wydostanie się z sideł nocnej mary. W przeszłości jakoś specjalnie nie miała koszmarów. Może z kilka razy jej się przytrafiło, ale były one dość lekkie, typowe. Natomiast ten wywoływał obrzydzenie, strach i wszelkie inne negatywne emocje, o których człowiek mógłby pomyśleć. Anarchia panująca w tym świecie była nie do powstrzymania, a przynajmniej się tak wydawało. Nadszedł jednak promyczek nadziei na zatrzymanie tego wszystkiego, na wydostanie się z sideł potwornej wyobraźni.

Celestyna próbowała otworzyć oczy, jednak ostre światło lampy chwilowo jej to uniemożliwiało. Nad nią stała matka, krzyżując ręce.

— Celestyna, wstawaj. Spójrz, która jest godzina. — Dziewczyna podniosła się do pozycji siedzącej, tak jak kazała jej mama i przyzwyczajając wzrok do światła, spojrzała na ekran telefonu.

— 21:39. Ja pierdzielę… Przespałam cały dzień.

— No brawo. A teraz możesz mi powiedzieć, za co jest ta uwaga w dzienniku? — Matka nie wyglądała na zbytnio zadowoloną tym faktem. Przyzwyczajona jest do dobrego zachowania jej córki, dlatego mocno zdziwiła się, gdy przeczytała o jej dzisiejszym spóźnieniu.

— Mamo, znasz Pawła. Zatrzymał mnie przed polskim i to przez niego się spóźniłam, a pani Fałkowska jak to pani Fałkowska... — Próbowała wytłumaczyć się Celestyna.

— Niech ci będzie, ale to ma być ostatni raz. Nie dawaj się temu gnojowi.

— Dobrze. — Przytaknęła, choć wiedziała, że i tak będzie inaczej.

— No. Idź do kuchni, masz tam kolację. — Powiedziała Małgorzata, wychodząc z pokoju córki. Dziewczyna jeszcze raz spojrzała na ekran telefonu, gdyż już wcześniej zauważyła, że ma jedno powiadomienie.

 

 

Messenger - 21:37

 

Julia: Ej, wiecie, że Paweł nie żyje?

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania