[Pojedynek recenzencki]
Sztych:
"Dolina i nad nią lasy
w barwach jesieni.
Wędrowiec przybywa,
mapa go tutaj wiodła,
A może pamięć.
Raz, dawno, w słońcu,
Kiedy spadł pierwszy śnieg,
jadąc tędy doznał radości,
mocnej, bez przyczyny,
Radości oczu.
Wszystko było rytmem
Przesuwających się drzew,
ptaka w locie,
Pociągu na wiadukcie,
świętem ruchu.
Wraca po latach,
niczego nie żąda.
Chce jednej tylko,
drogocennej rzeczy:
Być samym czystym patrzeniem
bez nazwy,
Bez oczekiwań, lęków i nadziei,
Na granicy, gdzie kończy się ja
i nie-ja. "
No to teraz interpretacje. Czekam na Betti.
Komentarze (50)
Wiersz o tęsknocie, zawieszenie w próżni, kiedy już marzenia stało się rzeczywistością...
Inne idee, światopogląd, emocje. To kwestie poniekąd "nabywalne" A jak "nabywalne" to i "utracalne" - czytaj " płynne".
Powiedziałbym, że autor jest najbliżej wiedzy o tym, co autor wyrazić chciał. ;)
Nie trawię narzucaniu interpretacji. Czuję się wtedy jak nieposłuszna uczennica upchana w szkolnej i ciasnej ławce. Lepsze jest doszukiwanie się czegoś dla siebie. Analiza ma być przyjemnością, a nie udręką. Pozdrawiam ;)
Jak sądzę wiersz Miłosza jest pewnego rodzaju alegorią, ujętą w formę wiersza przypowieścią o pożądaniu oświecenia w sensie filozofii wschodniej. Wystarczy zastanowić się dlaczego powracając do wspomnienia, wędrowiec chce "być samym czystym patrzeniem bez nazwy". Jest to zgodne ze słowami Buddy, który mówił o należytym postrzeganiu, to jest pozbawionym interpretacji. Medytujący patrząc na świat, ma "być patrzeniem" nie zaś patrzącym, a więc wyzbyć się poczucia Ja, które do każdego obrazu dopisuje znaczenie.
W stanie takim porzucone zostają emocje powiązane ze złudzeniami umysłu, bowiem to skupianie uwagi myślach i rozumowaniu tworzy iluzję Przyszłości i Przeszłości - ta pierwsza może wywołać obawy, ta druga dręczyć wspomnieniami. W stanie Buddy zachodzi tylko Teraz.
Na taką interpretację wskazuje też określenie "drogocenna rzecz" - właśnie w ten sposób, jako "drogocenny klejnot" Budda określa przymioty stanu oświeconego.
Wędrowiec z wiersza jest więc człowiekiem poszukującym oświecenia, stara się więc powrócić do stanu w którym niegdyś na chwilę się znalazł, gdy rytm krajobrazu tak skupił jego uwagę, że poza postrzeganiem nie powstawała żadna myśl ani opis. Wielu zapewne doznaje czasem takiego stanu "zapatrzenia" w którym dopiero po pewnej chwili uświadamiają sobie, że przez chwilę zupełnie o niczym nie pomyśleli. Jest to wrażenie tak zaskakujące i dziwne, jak gdyby uświadomić sobie, że od pewnego czasu się nie oddycha, a zarazem pouczające, bo zanim pojawi się o tym stanie myśl, uprzednio pojawia się poczucie świadomości.
Strukturą wiersz przypomina przypowieści wschodnie o Uczniu, który udaje się do Mistrza aby znaleźć opowieść na nurtujące go pytanie. W tym jednak przypadku Mistrzem okazuje się być przyroda, to ona ma pomóc w powrocie do tamtej zapoznanej chwili.
Interpretację tą może wspierać wiedza, że Miłosz interesował się filozofią wschodu, pisał na temat buddyzmu, tom tłumaczeń haiku w pewnym stopniu wynikał z tych zainteresowań. O ile oczywiście biografia autora jest nam w interpretacji potrzebna, już dawno w nurcie nowoczesnej krytyki literackiej obwieszczono śmierć autora, jako punktu nadającego sens dziełu, wedle którego należy rozpatrywać przesłanie.
W tym przypadku było nieco inaczej - sam doznałem kiedyś takiego stanu i gdy zobaczyłem wiersz, stwierdziłem że musi opisywać właśnie to. Dopiero potem poczytałem o tym czym zajmował się Miłosz i zaczęło mi to pasować.
No dobra, to teraz ty. Wiersz z tego portalu, treściwy.
Czy to któryś z serii poetyckiej "q"?
Może ten do interpretacji:
Czerwone niebo i nie zdążyliśmy zgasnąć
będąc na tapecie ostrą widokówką.
Teraz mylą nas z filmem – taki sam absurd.
Że to wszystko bez kursu aktorstwa?
Dlatego właśnie: bez słowa do słowa,
po czerwonym i ważne, że mieliśmy cele;
ogniste spojrzenia przyklejone na twarzach
mocnym kontraktem „jutro będzie lepiej”.
A najlepsze, gdy mieliśmy pływać w oceanie:
dano piasek, kuwetę i szukano burka.
Znaleziono żabę na wpół upitą pianą.
Mówiono, że morską, że podróbki są tańsze.
Miała jeszcze spełnić kilka życzeń, trudno.
Wybrać z chińskich świateł jedno dla wieczności
to jak nasz życiorys chcieć skleić na zimno.
Trudno, że się nie da, ale mając wybór
trzeba kombinować, inaczej – kiedy pada
(i czerwone niebo jak w domu boazeria)
podpisywać wszystko, co podsunie ziemia –
akt urodzenia, odejścia i rolę na jutro.
To była ironia z tą serią poetycką.
A dla mnie to wiersz o uświadomieniu sobie, że to nie tak ładnie jak miało być, jak pisało na folderach. Marzenia o wspaniałej przyszłości ziszczają się w formach daleko bardziej prozaicznych, a przyprawą może być najwyżej surogat szczęścia. Pozostaje więc chwycić się jakiejś nadziei i ruszać za nią, choćby wydawała się tylko chińskim świecidełkiem na baterie ze sklepu gdzie wszystko po trzy pięćdziesiąt, bo bez tego wszystko zbrzydnie i spospolicieje, a życie stanie się jedynie sprawą urzędową. Wiersz ironiczny ale i gorzki.
Może z tej przyczyny?
PS. Wiesz dlaczego blondynka wrzuca zegarek do wanny?
Żeby zobaczyć jak płynie czas...
Wiesz czym sie różni rudy od pszczoły?
Rudy nie bzyka...
Dobra ide nie będę spamowała.. :p
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania