Pomiędzy Wisłą a Palmą

Siedzieliśmy spokojnie na ławce i oglądaliśmy płynące wody Wisły. Tego dnia nurt był wyjątkowo szybki a poziom wody wysoki. Rzeka była ładna; i nie zmieniały tego nawet płynące po niej śmieci. W prawej ręce miałem szluga, w lewej piwo. Bidon na odwrót, w lewej miał szluga, a w prawej piwo.

- Zapaliłbym!- jęknął Bidon.

- Przecież palisz, debilu!- odparłem zanurzywszy usta w piwie.

- EEE, tam; tylko fajkę, a ja bym chciał skręta.- marudził dalej.

-Pojebało cię?- spytałem retorycznie- Po skręcie cię skręci. Po co ci to?- Po tych słowach włożyłem papierosa do ust.

- Widzisz Piotrek, ja muszę odlecieć, gdyż nudzę się. - kontynuował stanąwszy przy tym. Teraz, kiedy już nie siedział, lepiej było widać, jaki ma tłusty brzuch.- Nudzę się strasznie; a wiesz dlaczego?

-Skąd mam to wiedzieć?- odparłem puściwszy dymek z ust.

- Bo tu jest, kurwa, nudno!- mówiąc to, aż łaził w te i we wte i wymachiwał rękoma.- Nudno! Nudne, jest moje życie i nudna jest Warszawa! Chciałbym żyć gdzie indziej lub kiedy indziej!

- Przykład?- poprosiłem.

- No problem- odparł z angielska Bidon, a właściwie Paweł, gdyż tak on ma na prawdę na imię.- Na przykład podczas Powstania, wiesz w czterdziestym czwartym. Wtedy to była zabawa, faszyści rozpierdolili te wszystkie kamienice! Dziadek mi opowiadał!- mówiąc to chodził w kółko.

- Długo będziesz jeszcze tutaj siedział?- zmieniłem temat, gdyż miałem dość słuchania tych bzdur.

- W sumie to już muszę spierdalać.- odparł i spierdolił.

Zostałem sam. Szybko wypaliłem papierosa i dopiłem piwo, po czym podniosłem się. W tym czasie po Wiśle płynęły barka i opona. Nie było sensu dłużej tutaj siedzieć, lecz nie chciałem wracać do domu (adres Barokowa 57). Postanowiłem się przejść.

Szybko przeszedłem po kamiennych schodkach, przeszedłem przez chodnik i wszedłem do wejścia podziemnego. Jest tam mnóstwo napisów i rysunków, lecz trudno je rozszyfrować, gdyż wewnątrz jest bardzo ciemno. Jeden mój kumpel ma uraz do tego miejsca, gdyż dwa razy drechy sprały mu tutaj mordę. Za pierwszym razem, gdyż nie miał dżointów, wiec nie mógł ich poczęstować. Za drugim razem, gdyż miał dżointy, a oni nie tolerowali ćpunów.

Jak już wyszedłem z podziemi, moim oczom ukazał się przepiękny widok; nadwiślańskie fontanny, a za nimi kamienice Nowego Miasta. Fontannom przyglądali się ludzie i psy. Gdy przechodziłem obok, chłodny strumień wystrzeliwującej wody z lekka mnie ochlapał. Było to nawet orzeźwiające. Ludzie, którzy stali w pobliżu w większości robili wrażenie zamożnych. Wyjątek stanowili dwaj podstarzali panowie cierpiący na lekki zespół Downa (przynajmniej tak wyglądali) i wylegujący się na ławce stary półnaturysta. Piszę pół, gdyż był w spodniach, jednak tors miał nagi. W słońcu niemalże lśniły jego grypserskie tatuaże.

Minąłem kilka drzewek i dotarłem do zielonego wzniesienia. Teraz musiałem tylko przejść po schodach, żeby znaleźć się na terenie Nowego Miasta. Jego kolorowe kamienice były już dobrze widoczne. Najpierw przeszedłem obok starej prochowni, a potem znalazłem się wśród dawniejszych zbudowań. Poczułbym się jakbym przeniósł się do renesansu, gdyby nie napisy na kamieniczkach.

Zbliżyłem się do Barbakanu. Mury wyglądały imponująco. Dzieliła mnie od nich tylko kręta alejka. Idąc nią, zostałem pogłaskany po głowie przez nisko zwisającą gałąź.

W końcu wszedłem na mur obdzielający Nowe Miasto od Starego. Przechodził tam jak zwykle tłum ludzi. Wśród tego tłumu najbardziej rzucała się w oczy wycieczka Japończyków uzbrojona w aparaty fotograficzne. Pod murami stali zaś sprzedawcy handlujący bohomazami, które niczego nie przypominały. To zbytnio ambitna sztuka, ażeby mogła być do czegokolwiek podobna.

Skierowałem się w kierunku Placu Zamkowego i wszedłem na Stare Miasto. Szybko minąłem rynek, oraz dwa Kościoły: Jezuicki (ten w którym wykładał Piotr Skarga) i Bazylikę. Po drodze zaczepiła mnie chuda Cyganka.

- Daj pan na dziecko!- jęknęła.

- Nie!- odburknąłem nie patrząc jej w oczy.

-To daj pan chociaż na wódę!- krzyczała jeszcze za moimi plecami.

I tak dotarłem na Plac Zamkowy. Był tam jeszcze większy tłum niż w reszcie Starówki. Głównie turyści, wycieczki szkolne i wagarujący studenci. Było też kilku ludzi przebranych za zwierzęta. To taka głupia praca, można za pieniądze zrobić sobie z nimi zdjęcia. Oczywiście za darmo też, a to jest nawet fajniejsze, gdyż wówczas odzywają się. Dokładnie krzyczą:

-A gdzie zapłata? Zaraz pójdę na Policję złodzieju!

Najbardziej jednak rzucał się w oczy Król Zygmunt, który obserwował wszystko z kolumny. Jest niemal tak doniosły i piękny jak na puszce z piwem. Dalej ruszyłem Krakowskim Przedmieściem. Jak zwykle było tam mnóstwo lasek, chłopaków wciskających ulotki lub do niczego nie przydatne produkty oraz jakiś dziadziuś w marynarce w kratkę, który mówił, żeby uważać na Ufo. Bez zmian stał tam pomnik Adama Mickiewicza, otoczony przez żelazne kraty, który wzór naśladuje kwiaty. Idąc nieopodal Pałacu Namiestnikowskiego minąłem kilku emerytów i kilkanaście emerytek, trzymających drewniany krzyż i transparent z napisem: Żądamy Pomnika Smoleńskiego. Połowa z nich modliła się: Zdrowaś Mario... ; połowa krzyczała: Bij Bolszewika !

Ci ludzie protestują przeciwko Pomnikowi Ks. Józefa. Dalej był Bristol, przy nim czarne mercedesy. Następnie mały park, obok które są dwa pomniki; pierwszy przedstawia Prusa, drugi Wyszyńskiego. Potem doszedłem do Uniwersytetu, czyli miejsca gdzie samemu studiuję socjologię. Minąłem pomnik Kopernika i siedzibę PAN-u. Na Świętokrzyskiej na chwilę zatrzymały mnie światła; lecz po chwili postoju przeszedłem na Nowy Świat. To chyba najpiękniejsza ulica na całym globie. Charakteryzują ją niskie kamieniczki. Jest tam pełno sklepów, biur partii politycznych i kawiarni (zarówno gorszych jak i lepszych). Przy stolikach należących do tych lepszych siedzą nieskromnie ubrane damy, a przy należących do tych gorszych skromnie ubrani pijacy. Chodnikiem szło mnóstwo młodych dziewcząt ubranych przeróżnie; od buntowniczych eksperymentów w stylu metali czy emo; do dziewczyn w kapeluszach. Jest to nakrycie głowy tak staroświeckie, że aż nowoczesne. Idąc Nowym Światem spojrzałem kilka razy na niebo. Było przecudnie błękitne, a chmurki rozlewały się na nim niczym słodka pianka śmietany.

I tak doszedłem do końca skrzyżowania z Alejami. Do ronda gdzie stoi sztuczna palma, główny element Afryki w Warszawie. Zapaliwszy papierosa i spojrzawszy na nią pomyślałem sobie:

- Ale ten Bidon głupi, że nudzi się w takim miejscu.

Marek Adam Grabowski

Warszawa 2014

Opowiadanie ukazało się w Lampa nr. 3-4/2014 oraz na blogu Zapisać marzenia.pl

Średnia ocena: 4.7  Głosów: 7

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (18)

  • Canulas 29.11.2018
    Miejscami bardzo fajne, na pewno pod kątem opisów. Trochę zgrzyta nie do końca poprawnie zapisany dialog w kilku miejscach i czasem brak synonimu dla jakiegoś często używanego słowa.
    Te drobnostki jednak nie powodują, by tekst jakoś znacząco ucierpiał.
  • dziękuję. To moje debiutanckie opowiadanie. Jego premiera miała miejsce w nie wydawanej już "Lampie" Wąsowicza.
  • betti 29.11.2018
    na prawdę - naprawdę

    Trzeba jeszcze popracować nad interpunkcją.
  • Przepraszam za błędy. Są spowodowane moją dysleksją. Mam nadzieję, że mimo ich opowiadanie się podobało.
  • stachuwichura 03.04.2019
    Czytało się przyjemnie od początku do końca, puenta była fajna, zaletą opowiadania jest jego normalność.
  • Bardzo dziękuję. Miło, że ludzie komentuję również archiwalne teksty.
  • Narrator dwa lata temu
    Jako zobowiązany członek TWA pozwoliłem sobie odgrzebać opowiadanie, które napisałeś jeszcze chyba w wieku licealnym.

    Co się zmieniło w Twoim pisaniu do tamtej pory? Otóż: poprawiłeś styl, nauczyłeś się panować lepiej nad słowem, używać w opisach zaskakujących kontrastów, porównań, skoków myślowych (wprowadzasz kolejny temat częściowo, zanim skończyłeś pierwszy), słowem — wszystko co czyni czytanie ciekawszym.

    Jednak w tymże opowiadaniu jest świeżość dowcipu (która niestety wietrzeje z wiekiem), dużo treści (wprawdzie nie wszędzie doszlifowanej), ale co mi się podoba najbardziej: niemal kronikarski opis najpiękniejszych miejsc w moim mieście (które jest najpiękniejszym miastem w świecie), jakbym podążał śladem zacnego Wokulskiego w tej, przepraszam za wyrażenie, kurwie — „Lalce”.

    Daję równowartość serduszka ? czyli pięć gwiazdek ⭐⭐⭐⭐⭐ i namawiam gorąco wszystkich członków i członkinie (waginki) TWA do skomentowania tego oryginalnego utworu. ?
  • Marek Adam Grabowski dwa lata temu
    Dzięki! Bardzo mi miło! Nie, to nie jest z liceum, ale to mój debiut i widać w nim młodość (złośliwy napisaliby gówniażerię). Opowiadanie jest pseudo - autobiograficzne. Bardzo je lubię, chociaż po latach zdaję sobie sprawę z wielu niedociągnięć. Masz rację Warszawa to najpiękniejsze miasto świta. Niemal go nie opuszczam. Pozdrawiam ?
  • Narrator dwa lata temu
    Marek Adam Grabowski

    Właśnie — młodość; wszystkiego można się nauczyć, za wyjątkiem młodzieńczej fantazji.
  • Szpilka dwa lata temu
    Jak to można swoje miasto kochać, aż dech zapiera, ja swojego nie kocham, choć też piękne ?

    Piękne opisy miasta z ciekawymi wtrętami językowymi, no i ten zachwyt nad miastem ładnie uchwycony. Podobuje i to bardzo ?
  • Marek Adam Grabowski dwa lata temu
    Dzięki! W którym Niemieckim mieści mieszkasz, jeśli wolno spytać?
  • Szpilka dwa lata temu
    Marek

    W regionie trójstyku, zaś granica przebiega na Jeziorze Bodeńskim ?
  • Tjeri dwa lata temu
    Przeczytałam. Największą zaletą opowiadania jest wiarygodność. Przeczytałam i wiem, że narrator darzy swoje miasto miłością. Jest to na tyle sugestywne, że i czytelnik pozostaje z ciepłą myślą do stolicy.
  • Marek Adam Grabowski dwa lata temu
    Dzięki; trafiłaś w sedno. W nagrodę mała anegdotka. Byłem bardzo dumny z tego opowiadania. Debiut, wydrukowany w słynnej Lampie u Dunina-Wąsowicza, bliscy zachwyceni. Ale po paru latach przedstawiłem to na pewnym wieczorku poetyckim. Tam niemal mnie zjedzono za zadanie: "I spierdolił". Niby głupia sprawa, ale od tego zdarzenia staram się ograniczyć wulgaryzmy i kolokwializmy do dialogów.
  • Tjeri dwa lata temu
    Marek Adam Grabowski
    Eee. Pewnymi rzeczami nie należy się przejmować. Podam Ci przykład.
    Jeśli ktoś napisze, że wiersz mu się nie podoba, że do niego nie trafia albo że nic po przeczytaniu nie odczuwa, to sobie biorę to do serca. Natomiast, jeśli ktoś po przeczytaniu villanelli mówi, że jest kiepska, bo za dużo powtórzeń (autentyczny koment), to przecież nie będę się tym przejmować, bo czytelnikowi brakuje wiedzy, że powtórzenia są sednem villi. Tak samo jak z wulgaryzmami u Ciebie. To myśli i wypowiedzi bohatera, który jest jednocześnie narratorem. Nie ma tu miejsca na jakiekolwiek "za dużo", "za mało" czy "za bardzo". To cechy bohatera, które nie podlegają korekcie.
  • Grain dwa lata temu
    Fajne, z masą fragmentów stylistycznych, fragmentów które można zapisać inaczejj. Np.

    Siedzieliśmy na ławce. Spokojnie, oglądając płynące wody Wisły.

    wycieczka Japończyków, hojnie wyposażonych w aparaty fotograficzne

    Było przecudnie. Wyżej, na błękicie, chmurki rozlewały się słodką pianką śmietany.

    broń Boże, nie awanturuję się
  • Grain dwa lata temu
    z tym, że nie jestem przekonany do smaku tej pianki - może Japońce gustują w kwaśnej. Wystarczy pianką śmietany.
  • Marek Adam Grabowski dwa lata temu
    Grain Dzięki! To debiut, więc może dlatego nie wszystkie zdania są idealne. Pozdrawiam

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania