Pomyłka Czerwonego Kapturka

W słoneczny niedzielny poranek wyruszył Czerwony Kapturek znaną ścieżką przez las do Babci. W koszyku wiklinowym niósł Babci jak zwykle pół pieczonej kury, placek ze śliwkami, sok malinowy i butelkę mleka. W każdą niedzielę odwiedzał Kapturek Babcię, by zjeść z nią razem obiad. Popołudniu Babcia i Wnuczka bawiły się wesoło aż do wieczora. Czasem jednak już rano przychodził straszny, szary Wilk i zjadał najpierw Babcię, a potem Kapturka. Wtedy jednak przybywał Pan Leśniczy, wyjmował nieszczęsne z wilczego brzucha, przepędzał Wilka do lasu i razem z Babcią i Wnuczką zjadał, spóźniony rzecz jasna w takich razach, obiad.

Czerwony Kapturek wyszedł na polanę. To już połowa drogi. Wtem z krzaków wynurzył się... Kaczor Donald!

- Dzień dobry Wilku, - powiedział Kapturek.

- Nie jestem żadnym wilkiem, jestem Kaczor Donald!

- Bzdury opowiadasz, Wilku, - powiedział Czerwony Kapturek. – Pewnie od tego upału pomieszało ci się w głowie. Nie poznajesz mnie?

- Nie! – odpowiedział Kaczor i poczuł, że rzeczywiście zaczyna mu się kręcić w głowie.

- No, kto ja jestem? – nie ustępował Kapturek.

- Czy ja wiem? Może Pies Pluto?

- Skądże znowu! Spójrz, co ja mam na głowie!

- Beret...?

- Niech będzie, beret, - zgodził się Kapturek. – Ale jakiego koloru?

- Czerwony! – bez wahania odpowiedział Donald. – Wiem! Ty jesteś Myszka Micky! Ale... – zmartwił się, - Myszka ma czarne uszy, a ty masz czerwony beret... Nie, ja już nic nie rozumiem.

- No to zgaduj dalej!

- Już nie mogę. – Kaczor był bliski łez. – Ja już nic nie wiem! Ja już nawet nie wiem, kim sam jestem!

- Wesoło się dziś z tobą rozmawia, - powiedział Kapturek. – Ale jak tak dalej pójdzie, to nie zdążysz zjeść Babci do wieczora.

- Babci!!?? Ja mam zjeść swoją babcię!!?? – przestraszył się Kaczor.

- Nie swoją, tylko m o j ą ! Och, widzę, że rzeczywiście muszę ci pomóc, bo inaczej wszystko pokręcisz i popsujesz całą zabawę. Posłuchaj! Ja zatrzymam się tutaj, żeby nazbierać kwiatków. Ty szybciutko pobiegniesz do Babci, powiesz, że jesteś Czerwonym Kapturkiem, i że przyniosłeś smakołyki w koszyku. Wtedy Babcia cię wpuści, ty Babcię zjesz, a gdy ja przyjdę, będziesz udawał Babcię i zjesz mnie także. Jasne? Resztę weźmie w swoje ręce Pan Leśniczy. No, ruszaj!

Kaczor Donald popędził w las.

 

***

 

Babcia siedziała przy oknie i czekała na Czerwonego Kapturka. Wtem ktoś zapukał do drzwi.

- Kto tam? – spytała Babcia.

- To ja, Czerwony Kapturek! Przyszedłem cię pożreć!

- To Wilk... – powiedziała Babcia cicho. – I w dodatku wygadał się, że chce mnie pożreć. Już ja mu dam!

Chwyciła ogromny nóż kuchenny i otworzyła drzwi...

- A co to za kaczka?? – spytała zdumiona.

- Kwa, kwa! Jestem szary straszny Wilk i zaraz cię pożrę!! – zakwakał Donald.

- Dobrze się składa, - ucieszyła się Babcia. – Będzie rosół z kaczki na obiad.

- Jestem strasznym szarym Wilkiem!!! – wrzasnął Donald, ale przezornie rzucił się do ucieczki. – Odłóż ten nóż, Babciu i daj się pożreć!!!

Babcia ruszyła za Kaczorem. Kaczor wypadł na podwórze. Babcia za nim. Kaczor skoczył za studnię. Babcia za nim.

I wtedy przyszedł Czerwony Kapturek.

- Wilku! – zawołał, myśląc, że Babcia jest Wilkiem, który zjadł Babcię i przebrał się za nią. – Tu jestem!!! Zostaw tę kaczkę i zjedz mnie!

- Ja jestem Wilkiem i zaraz zjem Babcię, niech tylko rzuci ten nóż! – chrypiał Kaczor.

- Muszę zarżnąć tę kaczkę na obiad! – wołała Babcia pędząc za Donaldem.

- Mnie musisz teraz zjeść! Mnie!! – darł się Kapturek usiłując dogonić Babcię.

Właśnie nadchodził Pan Leśniczy.

- Bawią się w berka, - pomyślał. – Chyba przyjmą mnie do zabawy.

Ale gdy podszedł bliżej usłyszał jak Kaczor wrzeszczy, że jest Wilkiem, jak Babcia woła, że zrobi z niego rosół, jak ze zwykłej kaczki, jak Kapturek wmawia Babci, że to ona jest Wilkiem i każe sie natychmiast zjeść... Biedny Leśniczy sam już nie był pewny, czy dobrze widzi i źle słyszy, czy też dobrze słyszy, ale źle widzi...

- To wszystko przez ten upał, - powiedział. – Napiję się wody i usiądę na kamieniach, może mi się w głowie rozjaśni.

Tak był jednak rozkojarzony, że najadł się kamieni i usiadł w wodzie, no i oczywiście nie udało mu się zebrać myśli. I tak siedział Pan Leśniczy z brzuchem pełnym kamieni i nie mógł się ruszyć i patrzył tylko coraz bardziej zdumiony, jak Babcia usiłuje zarżnąć Kaczora Donalda, który myśli, że jest Wilkiem i jak Czerwony Kapturek każe się natychmiast pożreć swojej własnej Babci.

***

I wtedy z lasu wyszedł... prawdziwy... szary... straszny... W i l k !!!!

Nie słuchał kwakania Kaczora, ani krzyków Babci i Wnuczki. Po prostu otworzył szeroko paszczę, a Kaczor Donald, Babcia i Czerwony Kapturek wskoczyli w nią kolejno.

I co sie stało? Nic! Wcale tego nie zauważyli i w brzuchu Wilka nadal gonili się i krzyczeli!

- Ojojoj, - jęknął Wilk. – Popiję ich wodą, to może się uspokoją!

Ale w wodzie siedział Pan Leśniczy. Wilk pożarł go więc i wreszcie napił się wody, ale harce w jego brzuchu nie ustały. Przeciwnie. Zrobiło się jeszcze gorzej, bo teraz wszyscy potykali się o Pana Leśniczego, który sam najadł się kamieni i nie mógł się ruszyć. Wilkowi wcale nie było wesoło. Zwykle, gdy miał zbyt pełny brzuch, przychodził Leśniczy i uwalniał go od Babci i Wnuczki. Teraz i Leśniczy był w brzuchu, a razem z kamieniami ważył niemało.

- Ratuuunkuu...!!! – zawył Wilk i powlókł się do miasteczka. Strasznie się przy tym zataczał, wiadomo, co działo się w jego wnętrznościach.

Wreszcie dowlókł się do apteki. Aptekarz zlitował się nad nieszczęsnym Wilkiem i dał mu lekarstwo na wymioty. Wilk łyknął raz i już zwrócił Kaczora.

- Kwa, kwa, - powiedział Donald. – Już nie chcę być wilkiem, to bardzo męczące.

Wilk łyknął drugi raz i już na podłodze stała Babcia.

- Dam spokój tej kaczce, - powiedziała, - bo to chyba jakaś niezwykła, gadająca kaczka.

Wilk łyknął trzeci raz i Czerwony Kapturek rzucił się Babci na szyję.

Wilk łyknął czwarty raz i z wielkim łomotem wypadł na podłogę Pan Leśniczy.

- Ufff, - westchnął Wilk. – Jak to miło mieć znów pusty brzuch!

- Wyobrażam sobie, - jęknął Leśniczy, - i zazdroszczę...

- Mam jeszcze łyczek w butelce, - zaproponował Wilk.

- Dziękuję, - powiedział Leśniczy i pozbył się kamieni.

Wszyscy byli bardzo zadowoleni, nawet Leśniczy, chociaż musiał zapłacić aptekarzowi za potłuczone kamieniami okno wystawowe.

Średnia ocena: 4.7  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (6)

  • nunciusz 10.08.2017
    ha
    morał jest? jest
    bardzo fajna bajka:)
    ale żeby nie było fajne 5;
    Ciekawa bajka z elemntami humoru, z ciekawymi wstawkami niewychodząc spoza fabuły.
  • Erupcja 11.08.2017
    Na początku miałam wrażenie, że bajka została napisana na siłę. Ktoś wpadł na pomysł i napisał w pośpiechu. Po przeczytaniu całości widzę morał, a nawet ząbki w uśmiechu się pokazały :D Bardzo mi się spodobała ta dawka humoru.
  • Canulas 11.08.2017
    Całkiem, całkiem, toto. Takie, jakieś sympatyczne. Bez spiny.
  • Pasja 11.08.2017
    Bajka zawiera lokowanie produktu. Lek na wymioty. Reklama w bajce i ciekawy morał. Wszyscy byli szczęśliwi i nawet szklarz jeszcze zarobił. 5 Pozdrawiam
  • Alijar 12.08.2017
    Dziękuję za miłe komentarze. Ta bajka powstała, gdy parę małych dzieci poprosiło mnie o opowiedzenie Czerwonego Kapturka. Zaczęłam jak należy, ale gdy z lasu miał wyjść wilk, podkusiło mnie...
  • Evergreen1 09.10.2017
    Bajka i z morałem - podoba mi się :)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania