Powiedzialam dobranoc, mojemu życiu - 15 -

Pod wieczór, gdy nieco ochłonęłam zebrałam się w sobie i postanowiłam usłyszeć coś miłego, coś swojego i tylko dla mnie przeznaczonego. Wybrałam numer taty.

- Cześć Zusiu.

- Tato, jak możesz to wyjdź z domu. Chcę z tobą porozmawiać, tak by mama nie słyszała.

-Rozumiem. Za chwilę oddzwonię.

Nie chciałam rozmawiać przy tej plejadzie osób, którą co prawda i tak niewiele interesowało poza swoim miejscem spoczynku. Prawdę mówiąc można to śmiało przedłożyć na życie poza tymi murami. Tam w ciągu dnia jest podobnie, musi zdarzyć się sytuacja wyrywająca nas z butów byśmy się zainteresowali sąsiadem. I najlepiej jak będzie to dla nas korzystne, niekoniecznie musi to działać w obie strony.

Tak, świat schodzi do podziemi swej bytności, a propagowana miłość i braterstwo jest niejako narzucane przez estetów jak reklamy w trakcie filmu, dla równowagi, zakłócając niejako nasz spokój duchowy. Porównanie nie bez podtekstu, bo analogia aż nadto widoczna. Robimy wówczas wszystko by nie dotarło do mnie przesłanie owinięte w piękne stroje, opalone ciała i elokwentny język. Tylko, że w naszym dniu nie ma pilota, by przełączyć stację, nie można wyjść do kuchni by nastawić czajnik.

Nie pozwoliłam im na wgląd w moje rozterki, mój żal, zostawiając to za drzwiami. Teraz mogą tam zostać wdrożone nowe formy współistnienia, nic mi do tego. Ja odgradzam się od całej ludzkości, która zamieszkuje tą salę. Po prostu nie stać mnie na altruizm, gdy sama nie wiem jak będzie wyglądać mój kolejny dzień. Nawet nie wiem czy mogłabym usnąć po tylu wrażeniach z ostatnich godzin, gdybym tak to zostawiła. Musiałam to wtedy zakończyć jakimś pozytywnym akcentem. Zdecydowałam, że w najdalszym zakątku korytarza, znajdę namiastkę prywatności i usłyszę jak bardzo jestem potrzebna, oczekiwana.

Jeśli są takie chwile, kiedy samemu nie możesz sobie pomóc i musisz dostać taki jasny i wyraźny przekaz, że to już koniec złego i od teraz będzie progres, to na pewno to był ten moment.

Wzięłam krzesło i usiadłam przy kaloryferze, mając przed sobą okno, z którego roztaczał się widok na miasteczko. Dzięki temu, że szpital znajdował się na samym szczycie wzniesienia, mogłam podziwiać to wszystko, co w ciągu dnia umykało mej uwadze. Zaprzątnięta rozmową i refleksją nie dopuszczałam do siebie żadnego widoku wykraczającego poza mury budynku. Trudno się jednak dziwić, nie stacjonowałam w jakiejś oazie przybytku, to nie był turnus wypoczynkowy z atrakcjami. Dopatrzyłam się tego, gdy noc okryła wszystkie zaułki, a to, co rozpraszało uciszyła delikatnym podmuchem chłodu marcowej temperatury. Po lewej stronie na samym końcu widnokręgu, dumnie piętrzył swoją smukłość i powab ratusz. Oświetlone i przylegające do niego budynki tworzyły zamknięty krąg, by zaakcentować jego wyjątkowość.

Po prawej stronie nie było już tak nostalgicznie, ciemność nie pozwalała się wyrwać ze swych ramion, jedynie w kilku domach jaśniejsze, nieosłonięte światło zabierało jej parę metrów. Mimo to szukałam oznak życia, jakiegoś ruchu w tych malutkich prostokątach, by dopatrzeć się prasowania, zmywania, konsumowania. Nie wiem, po co mi to było potrzebne, ale pomyślałam, że jakbym mogła to teraz zrobić w swoim domu, to byłaby wielka frajda.

- Tak, słucham.

- Przepraszam, że tak długo, ale mama chciała jeszcze przedyskutować…pewne kwestie.

Uśmiechnęłam się, nie musiałam widzieć jego twarzy by być pewną, że się skrzywił.

- I co ci kazała powtórzyć?

Przejeżdżał samochód, następnie przechodziła grupa ludzi, która dała mu czas do namysłu.

- Gdybyś tylko odebrała od niej telefon, to sama byś się przekonała.

Nie miałam pretensji o taką aluzję.

- Straciłam pracę.

- To nie był szczyt twoich ambicji.

Prawdopodobnie wiedział o tej decyzji, albo naprawdę liczył się z takim rozwojem sytuacji.

- Uważasz, że połakomiłam się na spokojną przyszłość, byle nie ryzykować.

- Czasami, gdy coś się kończy, tak naprawdę dopiero się zaczyna. Albo jak mawia moja matka, a twoja babcia: - „ Pan Bóg nigdy nie zamyka drzwi by równocześnie nie otworzyć nam następnych.”

Może to i prawda, ale w tamtym momencie nie trafiła do mnie. Nie tego oczekiwałam, wolałam usłyszeć coś o krzywdzie, o niewdzięczności, poświęceniu, za które dostałam wilczy bilet. Nigdy z ojcem nie rozmawiałam o tym, czy w tym momencie mówił tak, bo musiał, czy chciał, ale dziś po paru latach jestem mu wdzięczna, za tak twarde postawienie sprawy.

- Zawsze byłeś przeciwny takiemu życiu? Czemu milczałeś?

- Mój błąd polegał na tym, że kupiłem ci mieszkanie. Matka miała rację, to było za wcześnie, powinnaś była dłużej z nami mieszkać.

Pod tym względem nie miałam nic na swoje usprawiedliwienie. Zaparłam się jak oślica, że to nauczy mnie samodzielności, umiejętnego dysponowania pieniędzmi, będę miała motywację do pracy, bo mam, co upiększać i zmieniać wnętrze według swoich potrzeb. Jako argument wysunęłam za przykład osiemnastolatków ze Stanów, którzy biorą kredyt na dom, auto i zaczynają swoje wojaże ze światem.

- Zawiodłeś się na mnie?

- Nigdy tak nie powiem, a ty mi obiecaj, że w to nie zwątpisz. Nie lubię długo rozprawiać, dlatego musi czy wystarczyć, że każdy postęp był okupiony błędami. Rozumiesz?

- Staram się.

Przez chwilę nastała cisza, nasłuchiwałam odgłosów wyobrażając sobie znajoma mi okolicę.

- W sobotę będziemy u ciebie. Matka, co prawda była w szpitalu przez dwa dni, a teraz jest na bieżąco informowana, jednak jakiś gest z twojej strony by ją uspokoił.

Zawiesił głos, nie pozostawiając mi złudzeń, że czeka bym potwierdziła tą oczywistość.

- No teraz to by uznała za wymuszoną decyzję.

- Nie bawmy się w dyplomację, jesteśmy prostymi ludźmi i bazujmy na odruchach, empatii. Uwierz mi, że tak prędzej się dogadamy.

Odłożyłam telefon na parapet. Noc wydawała się ciemniejsza, jeszcze ciemniejsza.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • Elorence 08.10.2018
    Rodzice mogą pozwolić dziecku popełniać błędy, bo przecież dorosły człowiek otwiera swój prywatny rachunek, ale... widać jak na dłoni, że Dominika była nie przystosowana do życia w samotności. Miała wielkie plany i nie przewidywała porażki - a to błąd. Niektórzy mówią, że trzeba myśleć pozytywnie, ale to bujda. W pewnym momencie trzeba spojrzeć realnie na swoje marzenia i zrozumieć, że w każdej chwili może się powinąć noga...
    Sama zaczęłam pisać czarne scenariusze i to jest lepsze. Człowiek robi co w swojej mocy, ale nie nastawia się na zwycięstwo. Jak się uda, jest ogromna euforia, jak nie - nie ma płaczu. Łatwiej wtedy przełknąć porażkę i pójść dalej.
    Okej, już się tak nie rozpisuję, ale wiedz, że czekam z niecierpliwością na każde kolejne części :)
    I jeszcze raz to napiszę, naprawdę szkoda, że już nie angażujesz się w dyskusję.
    Pozdrawiam :)
  • Robert. M 08.10.2018
    Dziękuję. Pozdrawiam.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania