Popatrzmy razem w te gwiazdy

3 grudnia 2015r.

 

— Tatooo, jak nazywa się ta piosenka co leci właśnie w radiu?

— Nie wiem, może zaraz powiedzą.

 

,,Jest to pierwsza piosenka z wokalem, norweskiego producenta muzycznego Alana Walkera. Już czujemy, że to będzie hit! Jeśli ktoś nie zna jeszcze

,,Faded", to niech czym prędzej  posłucha jej i obejrzy teledysk! Jest niesamowity, a młody Walker dąży do sławy!"

 

— No to widzisz? Masz już odpowiedź — powiedział mój tata.

 

Boże... Kocham tą piosenkę! Jak tylko wrócę do domu, zabieram się za słuchanie tego całego Walkera i jego reszty piosenek.

 

*3 godziny później*

 

Nareszcie wróciłam do domu, a więc... Pora na słuchanie! No to na pierwszy ogień posłucham ,,Force"... Słucham i słucham. Czas mijał nieubłaganie. Te piosenki są cudowne. Po odsłuchaniu większości piosenek miałam ochotę wyjść z domu, pojechać na lotnisko i polecieć do Bergen (tam Alan mieszkał) i powiedzieć mu, że jego piosenki są tak piękne i niesamowite, że zakochałam się w nich już od pierwszych sekund.

 

miesiąc później; styczeń 2016

 

,,Piosenka «Faded»  staje się numerem 1. w 61 krajach na świecie! Walker pokazał swój talent z tym utworem!"- mówią o nim w telewizji, radiu czy gdziekolwiek indziej. On ma dopiero osiemnaście lat, a osiągnął więcej niż 2/3 ludzi na całym świecie... Alan nosi bluzę i maskę ze swoim logiem. W sumie to mam za tydzień urodziny, więc taka bluza to fajny prezent. A co jeśli jego muzyka mi się znudzi po jakimś czasie...? Bluza będzie tylko do wyrzucenia...

Po chwili zastanowienia zamówiłam.

 

Ehh... Jeszcze trzy tygodnie i ferie. Ale jutro muszę iść do szkoły ugh..

 

7:00 rano

 

—Karolaaaa... Wstawaj! Spóźnisz się do szkoły! — słyszałam krzyki swojej, jak zawsze spieszącej się mamy.

— Jeszcze pięć minut mamo... — odpowiadam jeszcze nieprzytomna.

— Wstawaj! Jest już 7:15, ja już wychodzę, śniadanie masz na stole. Miłego dnia. Tylko się nie spóźnij.

 

W głębi duszy miałam nadzieję, że się uśpie i nie będę musiała patrzeć na gimnazjalne ,,plastikowe" dziewczyny.

Jednak tak się nie stało.

 

Wstałam, ubrałam się i zrobiłam resztę czynności, które zrobić powinnam przed wyjściem z domu.

 

Jaką mam teraz lekcje?- w głębi duszy próbuje sobie przypomnieć, ale chyba powiedziałam to na głos.

Właśnie obok mnie przechodził w miarę ładny chłopak z drugiej klasy gimnazjum.

— Z tego co wiem, to masz teraz matmę — odpowiedział chłopak.

— Dzięki — odpowiedziałam zaskoczona i poszłam dalej.

— Nie ma sprawy.

Właśnie w tej chwili każde z nas rozeszło się w inną stronę.

Jakby nie patrzeć jest starszy i nie widzę potrzeby, aby znał mój plan chociaż ja nawet nie wiem jak się nazywa czy w której jest klasie.

Nurtuje mnie to pytanie. Wiem, że nie zadam go, bo się wstydzę. Chociaż mam nadzieję, że będę go spotykać częściej, bo wydaje się być naprawdę spoko.

 

Pierwsza lekcja mija bardzo szybko, druga umiarkowanie, trzecia, czwarta, piąta i szósta lekcja strasznie się dłuży natomiast siódma minęła w ekspresowym tempie. Idąc do szkolnej szatni lekcje kończył też wspomniany przeze mnie kolega z II klasy gimnazjum. W sumie to dzisiaj poszukam go na Facebooku. Jeśli nie ma, to nie będzie ciekawie.

 

Po powrocie do domu zjadłam obiad i musiałam wyjść na dodatkową lekcję języka angielskiego. Tuż po powrocie do domu przyszło mi zaproszenie na fejsie.

 

Kuba P. chce należeć do grona Twoich znajomych

Zaakceptuj/Odrzuć.

 

To on. Jestem tego pewna. Bez wahania przyjęłam jego zaproszenie i na jego profilu pojawiła mi się masa jego zdjęć. Rzecz jasna, wszystkie z urodzin, bo jakby inaczej...

 

Godziny, dni, tygodnie mijały nieubłaganie... Wakacje były coraz bliżej. Z jednej strony to oczekuję tych wakacji, a z drugiej chcę widywać Kubę w szkole. Jest brunetem o brązowych oczach. Na oko ma około 185cm wzrostu. Sama mam 176cm, więc dużej różnicy wzrostu między nami nie ma. Ferie zimowe minęły mi dobrze, chociaż mogły być lepsze. Zastanawiałam się nad logiką przyjaźni przez internet. Dwie dziewczyny, a nawet więcej poznają się nie wiadomo gdzie, po jakimś czasie spotykają się, skaczą jak pawiany na siebie udając idotki. Nie. Ewidentnie zero internetowych przyjaźni, czy czegokolwiek, co jest w necie. Jest to głupie i bezsensowne.

 

Dni mijały, aż w końcu doczekałam się swoich, choć trochę upragnionych  wakacji. W szkole, a dokładniej w klasie jestem dosyć lubiana przez osoby z mojej klasy, jak i nauczycieli. Uczę też się nie najgorzej, więc w sumie nie narzekam. Pierwszy miesiąc wakacji spędziłam, rzecz jasna, nad polskim morzem, bo moi rodzice to tak zwani ,,Janusze". Nie byłam jakoś szczególnie zadowolona z tego, że po raz setny pojedziemy nad morze, ale dało się to znieść. Po powrocie do domu miałam jeszcze miesiąc, aby wyspać się, odpoczywać i spędzić dobrze czas... Pod koniec sierpnia, przeglądając Facebooka natknęłam się na polską grupę fanów Alana Walkera. Nie zwlekając dołączyłam do grupy. Po chwili ktoś z grupy zaakceptował mnie i stwierdziłam, że jeśli nie mam nic do robienia, to poczytam posty. Zauważyłam post dotyczący konfy o Alanie. Stwierdziłam, że w sumie to mogę popisać z kimkolwiek. Tak więc zgłosiłam się do niej. Po chwili otrzymałam zaproszenie od Mileny B. Po zdjęciu profilowym zdawała się być naprawdę miłą osobą. Chwilę później Milena dodała mnie tam.

— Cześć. — napisałam.

— Hejo. — odpisała Milena.

I w tym właśnie momencie zaczęłyśmy pisać na wszelkiego rodzaju tematy. Była naprawdę towarzyską osobą. Po kilku godzinach pisania z nią stwierdziłyśmy, że zaczniemy pisać, na tak zwanym, ,,priv". Była moją bratnią duszą. Lubiła to co ja, robiła też to samo. W głębi duszy czułam, jakby nagle odnalazła się moja zagubiona siostra, której nie miałam. Mam siostrę, ale młodszą, i to nie to samo. Strasznie męczyło mnie jedno pytanie. Pytanie, na które nie znałam odpowiedzi. Sprawdzałam na jej profilu. Trzeba było po prostu ją o to zapytać.

— Ej, Milenaaaa, gdzie mieszkasz?

— W Katowicach, a ty?

— W Warszawie.

— To trochę daleko — rzuciła.

— Racja.

 

Chwilę później dostałam wiadomość na grupie od Maritt. W sumie to widząc jej zdjęcie profilowe, poczułam, jakbym, ją już kiedyś spotkała. Nie wiem, gdzie miałabym to zrobić, bo też nie miała podanej lokalizacji na profilu. Z Maritt też bardzo dobrze mi się pisało. Miała niebieskie włosy i oczy; nie była zbyt wysoka, z tego co pisała. Pisałyśmy przez bardzo długi czas. Poznałam tam wiele osób. Jedynie Milena i Maritt były osobami, którym mogłam zaufać. Kilka tygodni później mama poprosiła mnie, abym poszła do sklepu, bo skończyła się jej przyprawa. Tak więc nie zwlekając, ruszyłam na wyprawę do sklepu. Sklep nie był jakoś bardzo daleko, ale do bliskich odległości również nie należał. Po drodze, gdy nadal pisałam na grupie z dziewczynami niespodziewanie wpadłam na jedną dziewczynę, która również coś pisała. Również miała niebieskie włosy.

Maritt...? Nie... To na pewno nie ona. Co ona by tutaj robiła? — w głębi duszy zadawałam sobie to pytanie.

— Przepraszam — rzuciłam szybko.

— Uważaj jak chodzisz! — mruknęła pod nosem.

I właśnie w tej chwili każda z nas poszła w inną stronę.

Gdy weszłam do sklepu moim oczom ukazała się napotkana przed chwilą dziewczyna o niebieskich włosach. Tym razem zebrałam się na odwagę i zapytałam:

— Maritt?

— To ja, a ty to kto? — odpowiedziała zdziwiona.

— Jestem Karolina. Ta z grupy.

— O mój Boże... Przepraszam, że na Ciebie nakrzyczałam. Mam dzisiaj wyjątkowo zły dzień.

— Nie szkodzi, każdemu się zdarza- odpowiedziałam.

— Jak się tu znalazłaś? — zapytała.

— Mieszkam tu niedaleko, i właśnie przyszłam do sklepu po przyprawę dla mamy, a ty?

— Również mieszkam tu niedaleko, ale ja przyszłam kupić świeczki, bo w Chińczyku tuż za rogiem już ich nie mieli.

 

Później przez dłuższą chwilę rozmawiałyśmy. Było już dosyć ciemno, jak na jesienne popołudnie. Pożegnałyśmy się, i każda z nas poszła w swoją stronę.

Później opisałyśmy Milenie historię sprzed chwili.

Przecież internetowe przyjaźnie nie istnieją...

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania