Poprzednie częściPoprawczak I

Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!

Poprawczak część II 6

Reprymenda i bilans

 

Martusia wyjeżdżała z nimi do lasu, pchała ich wózki na świąteczne spacery, pokazywała im drzewa, kierowała uwagę na kwiaty, a kiedy jechali wpatrzeni w chmury, gdy zwierzali się, że jest im ciężko, że nie potrafią się odnaleźć, kręciła się nerwowo. Poważniała i przytakiwała im bez przekonania.

 

Starała się nie dostrzegać ich ułomności; nie dawała im poznać, że odbiegają od normy. Zapewniała, że choć rozumie, dlaczego nagromadziło się w nich tyle złogów, tyle malkontenctwa, to jest zniesmaczona ich nonszalancją w przedstawianiu opinii o czymś, o czym nie mają pojęcia.

 

Choć wiedzą, że trzeba trzymać się razem i warto się wspierać, jakkolwiek nadal muszą wierzyć w powrót do zdrowia, bo są jeszcze przed nimi jakieś wyjścia, bodaj światełka w tunelu, jakieś nadzieje i widoki, to przecież w codziennym życiu za prędko się zniechęcali do podejmowania walki.

 

Według niej prezentowane przez nich opowiastki są nie na miejscu, wyraża więc kategoryczną dezaprobatę wobec żartów z nieszczęścia, sprzeciwia się im, ponieważ ich przesadnie manifestowane cierpienie jest drwiną z autentycznego.

 

Właściwie nie należałoby nazywać tego rodzaju wynurzeń drwiną. Prędzej sondą. Sposobem sprawdzenia jej reakcji, tego, czy uda się ją nabrać i czy jest podatna na łatwowierność.

 

Więc z przykrością zawiadamia, że nic z tych rzeczy. Bogu dzięki ma jeszcze na tyle zdrowego rozsądku, by odróżnić szczere zwierzenia od pozerstwa. Lekkość, z jaką im przychodzi użalanie się na zły los, fatum, czy inne usprawiedliwianie własnej bezradności, zaczyna ją drażnić.

 

Podejrzewa, iż jest kamuflażem, a ich wyobrażenia o tragediach są durne, prymitywne i krzywdzące jak wszelkie uogólnienia.

Co prawda przebywają na co dzień w różnorodnych stronach i z tego powodu znajdują się w nietowarzyskim nastroju, wprawdzie nauki i nawyki wysnuwane z poprzedniego życia prowadzą ich odmiennymi drogami, ale powinni zrozumieć, że czy chcą tego, czy nie, tu, w tym szczególnym miejscu odosobnienia skazani są tylko na siebie, bo pomoc ludzi „wyzutych z niepełnosprawności”, nigdy nie jest zgodna z ich oczekiwaniami.

 

Wie, że świat potraktował ich nie tak, jak by chcieli. Nie dał im tylu zabawek, ilu pragnęli. Zlekceważył ich wpędzając w żale i smętne rozważania. Zdaje sobie sprawę, że nie chodzą i pewnie część z nich już nigdy nie będzie, ale niech zaobserwują, że prócz ich zgryzot są na świecie ludzie, którym powiodło się jeszcze mniej. Dostali gorsze zabawki, mają większe ograniczenia, słońce znają tylko z bajek, sukcesem jest, gdy mogą samodzielnie odwrócić się na drugi bok i wiele by dali, by choć w ten wózkowy sposób być w lesie.

Toteż radzi im większego zachowania miary w wyrażaniu opinii. Egoizm bólu przesłania odkrycie tej prawdy, że jakiekolwiek zwyrodnienie jest sprawą indywidualną, bo liczą się proporcje, warunkowe traktowanie rozmiaru swoich przeżyć, dystans do własnych odczuć.

 

Przeważnie sądzi się, że choroba wzbogaca, dostarcza intensywniejszych doznań. Przeżycia te jednak niczego nie przysparzają. Oczywiście poza wyolbrzymieniem usterek i przejaskrawieniem ich oddziaływania. Prócz zniekształcenia jej rzeczywistych rozmiarów.

 

Choroba ma swoje zwiastuny i epilogi. Czasami wygląda niewinnie, na przejściowy katar, któ¬rym nie warto się martwić, chrypkę tłumaczoną przeciągami. Ale niby rozdział książki, który miał być jej zwieńczeniem, a nieocze¬kiwanie przeradza się w jej ciąg dalszy i okazuje się, iż pointa bę¬dzie w odcinkach, rozłożona w czasie, że to, co miała do powie-dzenia, było zaledwie wstępem, próbą pióra, zajawką, szkicem, bo dopiero od tego momentu zaczyna się właściwa, że zostanie poszerzona o nowe wątki, wzbogacona o dzisiejsze odczytania i oświetlenia, tak chrypka, lub katar, są forpocztą grypy z powi-kłaniami: wieszczą zapalenie płuc, lub wadę serca.

 

Mimo to z chorobą żyć się da. Lecz jak, sprawa to indywidualna. Można się turlać po zawiściach, szlajać po pieniactwach i bzdurnych roszczeniach, trawić czas na szukaniu winnych, zamykać się w pretensjach do garbatego i mieć wymagania wobec całego świata, ale to niedobry styl.

 

Dobry polega na rozumnym pogodzeniu się z postępującymi nieuchronnościami. Z biologią narastających ograniczeń. Z tym, czego nie potrafi się zmienić.

 

Byłoby więc dobrze, gdyby zrobili zestawienie. Prywatny bilans zalet i wad. Zamiast bredzić o tragediach, mogliby sporządzić listę miejsc, w których byli, książek, które przeczytali, powiesić ją na widoku i codziennie konfrontować z listą chorego bez histerycznych reakcji. A wtedy okaże się, że ich narzekania są niedorzeczne.

 

Nowy gmach

 

Gdy miała chwilę wolną od segregacji podań i pchania ich wózków, kiedy rozporządzała czasem niezajętym lekturą kwestionariuszy i wizytami w norach petentów, kiedy nie musiała dygać do Ratusza, pisać zamówień na terminowy osiąg i wykon czegokolwiek, choćby dostawy piasku, cementu, ludzi zdatnych do wykonywania uczciwej pracy, gdy znajdowała moment na zaczerpnięcie oddechu i nie zabiegano o jej poparcie w sprawach do załatwienia od zaraz, wychodziła ze starego i szła w stronę wynurzających się z ziemi fundamentów nowego, nad rzekę, skąd roztaczał się widok na.

 

Budowa nowego Domu ślimaczyła się, przekształcała w legendę, mit, dyżurny temat bezsennych nocy. Stary, wysłużony, doprowadzony do stanu zdewastowanego rozkwitu, z dnia na dzień puchł od agresji mieszkańców koczujących w jego trzewiach, kurczył się z niedostatku nowego obszaru, a rezydenci, stłoczeni na niewielkim terytorium, natykali się na siebie nawet wtedy, gdy sobie tego nie życzyli; zajmowana przez nich powierzchnia, okrojona do rozmiarów świetlicy, podlegała zwiększonym naciskom coraz częściej przybywających.

 

Utopijne marzenia o rozlewnych, majestatycznych przestrzeniach, zmodyfikowane przez ciasnotę, nie mogły nabrać należytego rozmachu. Kręciły się wokół zatwierdzonych planów budowy, a głód znalezienia się w miejscu wyposażonym w warunki do prowadzenia samowystarczalnego życia, był napędową turbiną marzeń pensjonariuszy i stanowił pożywkę do produkowania pobożnych życzeń.

cdn

Następne częściPoprawczak część II 7

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

  • betti 30.09.2019
    Tutaj nawiązałeś do tytułu, wyjaśniasz dlaczego ''Poprawczak'', zmuszasz do rewizji, tak znajomej dla starszych ludzi, tendencji do narzekania - inni mają gorzej, dlatego trzeba nauczyć się cieszyć z tego, co się ma. Dostrzec inne perspektywy...

    Pozdrawiam.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania