Poprzednie częściPortret życia

Portret życia 9c

12Trudno, zrobię to jednak, po prostu nie byłabym sobą gdybym się nie pochwaliła, że Usia to mieszka w zachodniej części Dziwnowa, a to sprawia, że aby się dostać do niej trzeba przejechać przez most i to taki opuszczany. I to już samo w sobie stanowi atrakcję, bo przejeżdżając ten most znajdę się nie tylko u niej, ale i na wyspie Wolin. A to już jest w stanie ruszyć każdego malkontenta wypraw, taki oświetlony most, wiza na wyspę. Bo wyobraź sobie, że oczekujesz kilka minut w takiej ciemności i nagle opada jak statek kosmiczny, a ty ruszasz pokonując ostatni odcinek drogi by wejść na skrawek ziemi, który zamieszkuje porównywalna ludność z kilku bloków twojej miejscowości. Czy nie mam prawa czuć się kimś wyróżnionym.

Ja powiem więcej, ja poczułam się jak ktoś wyjątkowy.

Co prawda odkąd w Międzyzdrojach zaczęto urządzać zloty gwiazd, ten zakątek przestał być tak anonimowy, zatracił tą swoją dziewiczość. Znane osobistości, czyli gwiazdy i gwiazdeczki sezonowe, zaczęły w ciągu dnia buszować na wyspie nim wieczorem podeptały czerwony dywan w alei gwiazd. Niektórym tak przypadł do gustu ten skrawek ziemi dostępny tylko tej nielicznej eklektycznej społeczności, że przyjeżdżali tu nawet po sezonie. Wynajmowali pokój i cieszyli się błogim spokojem, bo jak dowiedziałam się po przyjeździe, miejscowi adaptowali poddasza jak wyczuli koniunkturę, ale dziennikarzy delikatnie mówiąc nie tolerowali. Co było na rękę takim uciekającym przed fleszami, po rozwodzie, złapaniu na oszustwie podatkowym, pijackiej burdzie czy w dołku psychicznym. Tu mogli spacerować po kniejach, łowić, kontemplować, czy zwyczajnie się upodlić przez picie w samotności.

 

Wyspa stała się taka enklawą dla tych znanych dzięki pewnej Zuzannie W., pisującej dla kolorowego czasopisma. Owa Zuzanna nie mogła dojść do konsensusu, co do uiszczenia zapłaty za kwaterunek i wpadła na genialny pomysł, że mając narzędzia władzy w ręku pokaże, kto jest na górze. Gdy wyjeżdżała to z animuszem wymachiwała dłońmi a kilka dni później ukazał się artykuł jej autorstwa jak to dorabiają się na wyspie skubiąc znane postacie. Nie muszę pisać, że wszyscy jak jeden mąż podjęli decyzję by tej grupie ludzi nie wynajmować tu żadnego pokoju, a nawet nie obsługiwać w przydrożnych barach. Nie mogli im zabronić wjazdu na wyspę – czego buńczucznie się domagali – ale jak wjechali to i tak żaden pismak wiele się nie dowiedział. Nikt też nie zaryzykował pozostanie w nocy z aparatem bez dachu nad głową widząc jak są „cieplutko” witani.

Dodam tylko, że ponoć Beata Kozidrak to chciała tu postawić wielkie domisko, tylko jak powiedziała ile to hektarów chce wykupić dla własnej wygody, to radni zablokowali taką inwestycję. Czy dobrze zrobili czas pokaże, bo jak mówi Bogusia: - „Skarbeńku, czasu nie zatrzymasz, nie ta piosenkarka, to inny bogacz, tylko ona by tu czasem wpadała. A kto wie, co za jeden, kiedyś i za jakie machlojki tu się będzie rządził”

 

Gdy o tym wszystkim się dowiedziałam tym bardziej byłam utwierdzona w przekonaniu, że to właściwe miejsce na pozbycie się naleciałości z ostatnich kilku tygodni. Skoro takie tuzy naszej sceny, które mogą sobie wybrać każdą ze wspaniałych wysp, takich jak choćby: Mljet, Procida czy Formentera, wybrały nasz Wolin, to ja nie mam pytań.

Wtedy przypomniał mi się Krzysztof Ibisz, który prowadząc teleturniej, zapytał grającego, co by chciał zwiedzić. Gdy ten rozpływał się w zachwytach nad Malediwami i Galapagos, on pochylił się w jego kierunku i rzekł: - „A na Mazurach pan był?

Tak, dobre, bo nasze. Tak to kiedyś się chyba mówiło.

 

Zbliżając się do Dziwnowa musiałam przyznać, że dekada zrobiła swoje. Zapamiętałam ten rejon, jako rolniczy, zasiany, zaorany, gdzie tylko przesmyki oddzielały poszczególnych właścicieli. Jednak teraz w większości tych miejsc stały domy, sklepiki, trafił się dyskont, a i jeden z koncernów paliwowych uznał, że warto zainwestować w kilkanaście arów ziemi. Jak wszędzie młodzi nie chcieli od świtu do nocy przebywać w polu, a szukali czegoś swojego, stąd wiele szyldów o usługach.

Patrzyłam na to z nutką nostalgii, ciężko mi było to zaakceptować, wolałam tamten obraz, ten zapamiętany z czasów nastoletnich. Traktorów przeczesujących wolne przestrzenie kotlinki, wąwozy by zebrać rzepak. Rodzin zbierających do koszy ziemniaki, biegające dzieci pod drzewami śliw i wielu rybaków na łodziach bądź w woderach zarzucających kolejna przynętę.

Wiem, tak musi być, ludzie odchodzą, przychodzi nowe, każdy chce żyć po swojemu, albo tak jak dyktuje świat. Odwiedzający Kielce, czy inne miasto po dłuższej nieobecności pewnie też mają takie odczucie, że to już nie ich miejsce.

Troszeczkę ponarzekałam na koniec tych wynurzeń wizualnych, ale skoro staram się wszystko obiektywnie przedstawić to i na to powinno się znaleźć miejsce.

Wzrok swoją drogą, ale i dusza moja dostała sowitą porcję, co nie omieszkam zaznaczyć.

Otóż jak już wcześniej mi zakomunikowała Bogusia na dworcu miał mnie odebrać Henio. Wzbraniałam się nie bez powodu, by ten człowiek nie przyjeżdżał po mnie. O nie, to nie było tylko grzecznościowe, takie taktowne zaprzeczenie by nie robić cioci kłopotu.

Powiedzmy, że miałam swoje powody.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania