Powiedziałam dobranoc, mojemu życiu - 10 -

Aż wstyd przyznać, na co pozwalałyśmy sobie wobec tego historyka zwłaszcza w ostatniej klasie liceum, kiedy to czułyśmy się najpiękniejszymi w szkole.

Któregoś pięknego dnia, podczas długiej przerwy, ów nauczyciel rugał chłoptasia z młodszego rocznika. A ja jakoś zapatrzyłam się w tą scenę, tak po prostu beznamiętnie, ot ciekawostka. Nagle poczułam dłonie, które od tyłu objęły mnie w pasie, a których palce spoczęły niżej niż znajdowała się talia. Bez odwracania, domyśliłam się, tylko jedna osoba mogła sobie na to pozwolić.

Po kilku sekundach byłam już pewna, gdy usłyszałam charakterystyczną chrypkę, wypowiadającą jeden z ciekawszych monologów w moim życiu. Co ciekawsze, wprost do ucha, przerywany wdechami i wzmagany ciepłymi wydechami gumy Juicy Fruit o zapachu mięty.

- Pozwól, moja koleżanko, żeby Marek opowiedział ci pewną historię.

Pewna dziewczyna wmówiła sobie, że nauczyciel historii może być idealnym partnerem, dla ścisłości dodam, że jej partnerem. Tak, więc, udawała wielce zagubioną, czasem uśmiechała się gdy dłużej zawiesił na niej swój wzrok, a wszystko po to by sam ją wybrał. Gdy była już przekonana o podjęciu wyzwania, zostawiła swój zeszyt, by móc wrócić i dokonać rekonesansu swego planu. Wystarczyło jedno powłóczyste spojrzenie i kartka z numerem telefonu, ostentacyjnie umieszczona przy tablicy.

Do matury się ukrywali, ale później stało się jasne, że nie ma, - że się tak górnolotnie wyrażę - konfliktu interesu, więc puściły wszelkie hamulce. Trudno ją było poznać i nie chodzi tylko o wygląd zewnętrzny, który stał się bardziej babciny. Uważała na zbyt nonszalanckie wypowiedzi, oburzały ją dowcipy, które notabene jeszcze kilka miesięcy temu uważała za kultowe. Wreszcie przestała bywać w towarzystwie swoich znajomych, dyskoteki stały się dla niej zbyt dekadenckie, a spotkania na mieście by zabić czas, nazbyt oklepane, by w tym wieku jeszcze je praktykować.

Po roku wzięli ślub, przy sprzeciwie swoich rodziców, którzy nie raczyli nawet przyjść przywitać swego wnuka, przed końcem drugiego roku małżeństwa. Nie zdążyła jeszcze przywyknąć do roli matki, gdy usłyszała od męża, że jego mamusia robi to w bardziej bezpieczny sposób i nie powinna czynić żadnych innowacji, a najlepiej jak zda się na teściową. Przecierała oczy ze zdziwienia, kiedy okazało się, że kuchnia to też nie jej bajka i ogólnie to będzie musiała się wdrożyć w wiele rzeczy, po prostu jest zbyt młoda na prowadzenie domu o odpowiednim wychowaniu syna nie wspominając.

Jej ideał stał się wyniosły, pouczał nawet prowadząc auto:

- "Skarbie, nie dyskutuj ze mną. Jeśli przyśpieszę, a strzeli nam opona, to nie wyprowadzę i nastąpi tragedia. Natomiast przy tej prędkości a i owszem. "-

Gdy ją zabierał do kina, to tylko i wyłącznie na filmy naukowe, bądź historyczne. Rozprawiał z namaszczeniem o genezie, nakładach finansowych, czy też ciekawostkach związanych z koprodukcją.

W każda niedzielę bywali na obiedzie u jego rodzicielki, która według niego robiła wyśmienite żeberka w kapuście. No i jakby inaczej, znała życie od podszewki, co nie omieszkał okrasić adnotacją:

- "Warto by czasem poprosić o radę w wielu o ile nie wszystkich kwestiach. "-

Nie podzielał jej entuzjazmu na temat sugestii nowego wystroju domu, uważając za zbytek ekstrawagancji. Kwiaty, gobeliny na ścianach, a także bogato wyposażona biblioteka miały być wizytówką na temat osób zamieszkujących daną przestrzeń.

Wieczorami opowiadał jej o swoich problemach z trudną młodzieżą i tym jak bardzo jej pokolenie odstąpiło od norm moralnych.

I tak upłynęły kolejne trzy lata, gdzie największym szczęściem był Adaś, na którego przelała swą całą miłość. Przestała fruwać, marzyć, czasem spotkała którąś z koleżanek i wysłuchiwała o ich szczęściu, partnerstwie, planach. Wracała wtedy podminowana, zastanawiając się, co poszło nie tak, gdzie zawaliła, że on przestał na nią patrzeć jak w pierwszych miesiącach.

Trafiło się i w owym roku wesele jego chrześnicy, na które nie miał ochoty iść, ale z racji dobrego wychowania, racz nie racz, musiał się pofatygować. Gdy jej ślubny wdał się w zażartą dysputę o polityce pieniężnej Unii Europejskiej, ona siedziała wpatrzona w wirujące pary, od czasu do czasu dziobiąc widelcem w sałatce. Gdy tak oddzielała groszek od marchwi usłyszała:

-" Nie chciałbym przerywać posiłku, ale mam ochotę zatańczyć ten kawałek. Więc jakby pani nie miała nic przeciwko to.."-

Zaskoczona, nawet nie odpowiedziała, wstała, by po chwili robić coś, czego nie doświadczyła od wielu lat. Nie wiedziała, że tak bardzo jej tego brakowało, a prowadził tak, że nim zrobił kolejny ruch, wiedziała gdzie powinna stanąć. Jakby wylali tony potu, nim dziś w tej sali pokazali klasę wirtuozów. Przestali grać, ale oni nie chcieli tego przyjąć do wiadomości, czekali na ciąg dalszy, nie bacząc na schodzące pary. Nie było jednak wyjścia musieli podążyć do stolika, gdzie mąż nawet nie zauważył, że luba przeżyła najlepszy fragment życia od kilku lat.

- "Pewnie to z mojej strony będzie przesada, ale może wyszlibyśmy do holu, tam jest bardziej rześko?"-

Pokiwała twierdząco, a swojemu partnerowi pokazała kierunek swej drogi.

Przedstawił się i opowiedział kilka słów o sobie. Okazało się, że przyjechał po czterech latach z Austrii i w zasadzie nie może przyzwyczaić się do nowych realiów. Znajomi założyli rodziny, więc czuje się niekomfortowo, jakby coś przegapił, źle wybrał i jest za późno na złapanie z nimi kontaktu. Wymienił kilka nazwisk, po których wyraziła głośny zachwyt, niedowierzając, że zna dane osoby.

Mało tego, pięć lat wcześnie byli na tym samym koncercie, a po weryfikacji z czeluści pamięci, doszli do wniosku, że stali tuż obok siebie.

On się zagalopował i wyjechał z per ty. Gdy chciał przepraszać, wyciągnęła dłoń by naprawić niedopatrzenie. Mieli podobny gust nie tylko muzyczny, ale i literacki, jedynie szokiem dla niej było, że biega po placu i strzela z pistoletu, po którym zostają kolorowe ślady.

Gdy zaśmiewała się z tego, kiwając głową, ujął jej dłoń i pociągną do kąta. Rozpiął koszulę i pokazał siniaka w okolicy wątroby.

- "Ta gra to paintball. Widzisz? Tak to się kończy jak ktoś jest narwany, zamiast rozsądny."-

Była zaskoczona jego bezpośredniością, ale nie zgorszył jej takim zachowaniem, ba! Uznała to za wyraz zaufania, takiej chłopięcej szczerości.

Gdy tak wpatrywała się w miarowo poruszającą się klatkę piersiową, bardzo chciała się zapomnieć, ale wystraszyła się.

Czuła na plecach jego rozczarowaniem, gdy pożegnała się tak nagle.

Posiedzieli jeszcze z dwie godziny i mąż postanowił – jak zwykle – za nich, że czas nagli i nic tu po nich.

- "Pożegnałem od nas Karolinkę. Wymówiłem się z jutrzejszych poprawin, nie będziemy się męczyć w poniedziałek.

Zresztą, to już nie dla nas takie harce. Poza tym, mama też nie idzie, więc pójdziemy do niej to opowiemy o swoich wrażeniach przy jej serniczku."-

Wychodząc na zewnątrz będzie pewna, że wszystko jest nie tak jak trzeba, począwszy od tego, że nie powinna wracać z tym człowiekiem.

Nie wiem ile by jeszcze Marek opowiadał, gdyby nie zadzwoniło na koniec przerwy. Poklepał mnie prawą dłonią po podbrzuszu jednocześnie delikatnie nadgryzając płatek ucha i odszedł korytarzem w kierunku schodów. Odwrócił się w połowie drogi by rzucić krótki tekst.

- Powiedz, że załatwiam coś w sekretariacie albo mam obstrukcje. Coś wymyślisz, zdaje się na twoją inwencję twórczą.

A ja dopiero po chwili zdałam sobie sprawę, że wstrzymywałam oddech, a może oddech wstrzymywał mnie, bym nie zrobiła czegoś, za co będę musiała się wstydzić.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (6)

  • Kim 10.09.2018
    Hej, Robercie! Wpadłam by rzucić okiem, proszę nie linczuj ze zaczęłam czytać serie od środka :) chce powiedzieć ze historia bardzo mnie pochłonęła. Język lekki, wszystko eleganckie i takie przyjemne. Podoba mi się rys bohaterki, czekam na dalsze części, nie snując przed czasem żadnych wniosków :))
    Pozdrówka.
  • Robert. M 10.09.2018
    A skąd pewność, że to środek?
    Jestem bardzo ukontentowany ( serio, serio) gdy ktoś do mnie pozagląda i
    jak piszesz - rzuci okiem. Po to się pisze, więc jeśli nawet nie zechce Ci się
    już nigdy luknąć do tej opowiastki, to i tak przeszłaś do mojej historii. Bo jak wcześniej
    napisałem, gdy pojawi się choćby jeden komentarz, to będzie dalsza część.
    Sprawiłaś, że pojawi się 11.
    Dziękuję za kilka ciepłych słów.
    Miłego dnia, cokolwiek będziesz robić, bądź nie robić
  • TrzeciaRano 10.09.2018
    Czytało się nieźle, to przede wszystkim zasługa w miarę lekkiego języka, ale zabrakło czegoś wyjątkowego. Czegoś, co sprawiłoby, że o tekście pamięta się na długo po przeczytaniu. Ot taka przyjemna czytanina. Nic więcej.
    Gubisz się w czasach.
  • Robert. M 10.09.2018
    Tak, po przyciężkawych mych monologach, czasem muszę dać odsapnąć
    przede wszystkim tym, którzy jeszcze liczą na me opamiętanie i czasem
    tu zerkną. Dlatego w tej części tak pobiegłem z akcją by rozruszać, bo już
    w następnej części znowu siad płaski i więcej opisów niż słów.
    To dziwne, że jak napisze coś na zakładkę byle było inaczej to
    więcej ciekawi niż to, co staram się dopieścić.
    Nie znam ludzkich pragnień, oj nie.
    Dziękuję za refleksje.
  • Elorence 24.09.2018
    Okeeej, Fajne to było. Takie inne od poprzedniej części.
    Nie lubię tego typu związków. Gdzie jedna strona zbyt dominuje i próbuje wszystko dopasować do siebie. Jak można wziąć ślub z takim człowiekiem? Jak? A potem męczyć się latami... mieć dzieci i słuchać bredni odnośnie wychowania... Totalna porażka...
    Ona już dawno powinna uciec. Razem z synem. Daleko.
    Dobra, lecę dalej :)
  • Robert. M 24.09.2018
    Dziękuję.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania