Powiedzialam dobranoc, mojemu życiu - 17 -

Następnego dnia wstałam oczywiście niewyspana, ale nie żałowałam. Nabrałam dystansu, mój wewnętrzny świat stanął na nogi, o ile mogłam sobie na takie zwizualizowanie swego ducha pozwolić.

To było mi potrzebne by przeprowadzić prawidłowo rozmowę z Płoszajem, która miała się odbyć już za kilka godzin.

Gdy weszłam do jego mekki, był skupiony na przeglądaniu dokumentów, ale jak to pokazał poprzedniego dnia, przed rozmową z pacjentką jest zawsze uroczy.

- Dzień dobry pani Dominiko, proszę sobie spocząć. Jakby dała mi pani minutę, byłbym zobowiązany?

Zadał pytanie w taki sposób, że choćbym była złośliwa jak małpa, - co poniekąd, od czasu do czasu leży w mojej gestii - nie umiałabym temu życzeniu odmówić. Zresztą przyszłam tu z zamiarem pokazania wszelkich cnót, nie mogłam wykonać falstartu.

- Ależ oczywiście, proszę sobie nie przerywać, ja, jeśli pan pozwoli przejrzę czasopismo? – Dłonią wskazałam na biurko, na którym w lewym rogu leżał tygodnik „ Gala”

Jeśli wyczuł moją sztuczność, to tradycyjnie podszedł do tego jak profesjonalista.

- A tak, tak, proszę sobie przejrzeć. Żona mnie prosiła, bym po drodze kupił, bardzo sobie ceni ten tytuł, ponoć wszystkie artykuły należą do nich, są samowystarczalni, nie powielają od innych, jak większość na naszym rynku. A ona coś o tym wie – tu wyciągnął wskazujący palec nad głowę - bo sama jako młoda próbowała swych sił w lokalnej gazecie.

Nie dało się ukryć, zresztą nawet nie próbował, że jest dumny ze swej małżonki. Zapisywał drugą ręką jakieś notatki, coś podkreślał, jednocześnie twarz rozpromieniał mu uśmiech i byłam pewna, że gdzieś przed oczyma ma jej fizjonomię.

To dziwne, ale mimo, że jej nie znałam, poczułam coś bliskiego zazdrości? Nie wiem już dziś, dlaczego tak było, ale w tamtym momencie wiedziałam, że w moim życiu, nikt tak o mnie się nie wyraził i może dlatego takie odczucie. Siedziałam tam i analizowałam kolejne fragmenty życia, spotkania, moje małe i większe sukcesy i za każdym razem nie było w tym czasie miejsca dla jakiegoś mężczyzny. Nigdy nikt mnie nie ściskał, nie patrzył z zachwytem, nie mówiąc o słowach dumy, że ma możliwość spotykania się z taką kobietą. Ani jeden mężczyzna, żaden, nul, nigdy mi nie sprawił takiej przyjemności.

- Zaciekawił mnie pan. Chętnie dowiedziałabym się o tym coś więcej.

- Nie chciałbym pani zanudzać.

Zamknął swoją teczkę z dokumentami, odłożył pióro i złożył ręce jak do modlitwy, opierając na nich podbródek.

- Pani Dominiko, ja za to z wielką uwaga i zainteresowaniem, wysłuchałbym tego, kim dla pani jest pan Kamil. Bo podejrzewam, że ten młody mężczyzna odgrywa kluczową rolę w owym feralnym wieczorze.

Oczywiście jeszcze nie załapałam, o czym ten lekarz mówi. Po mojej minie mógł jedynie zorientować się, że należy podsunąć mi kilka słów więcej.

Ostentacyjnie spojrzał na zegarek.

- Może przyśpieszę i nie będę opowiadał o uczuciach, zawodach miłosnych, tym wszystkim, co powoduje, że nasz świat, mówiąc kolokwialnie rozpada się na kawałeczki. Pani to niestety już zna i teraz należy odbudować to bez udziału tych chwil, tak by mogła pani wrócić do swoich obowiązków, rodziny, znajomych. Ale – delikatnie uderzył dłońmi w blat biurka – żeby przejść w kolejny etap życia, należy definitywnie skończyć z tym, co sprowadziło panią do ostateczności. List miał to zakończyć, był kulminacją, miał położyć kres temu bólowi, unicestwić, - odchylił się opierając głowę o fotel - na szczęście jest pani z nami. Teraz należy przyjąć to do wiadomości, odciąć się od tych emocji i ja chciałbym by pani się z tym zmierzyła. Czy jest pani gotowa?

Jeśli kiedykolwiek wydawało mi się, że namieszałam w swoim życiu, to to był pikuś w porównaniu z tym, co zrobiłam pisząc do tego gościa z gazety.

Zasłoniłam usta dłońmi i parsknęłam, dosłownie ryknęłam śmiechem.

Gdy się uspokoiłam, miałam przed sobą zdezorientowanego człowieka, który stracił rezon i raczej nie liczył się z tak niecodzienną reakcją.

- Przepraszam pana. Ale to jest - znowu musiałam zasłaniać usta – Jezu! To jest nieporozumienie. Ten list, ojeju – przewróciłam oczyma - zaraz list, karteluszka z kilkoma słowami. Ja to pisałam po przeczytaniu jakiegoś listu do redakcji. Gość mnie rozbawił, następnie wzruszył swoim wyznaniem i tak skrobnęłam z nudów, po kilku łykach winka.

Płoszaj wstał i podszedł do okna.

- Sądziłem pani Dominiko, że zależy pani na jak najszybszym opuszczeniu tego miejsca. Cóż, nie ułatwia mi pani pracy, a tym samym sobie celu. A szkoda, bo byłem pewny, że po wczorajszej rozmowie jesteśmy w stanie się porozumieć.

Nie wytrzymałam i podbiegłam do niego.

- Niech matka przyniesie tą pomiętą kartkę, skoro już i tak się wryła ze swoimi chorymi insynuacjami. Jak grzebała w moich rzeczach to teraz niech przyniesie tą pomiętą kartkę, a wraz z nią gazetę. A ja panu odnajdę ten fragment, pokażę ten idiotyczny wpis, czarno na białym, tą czcionkę jakiegoś tam Kamila.

Lekarz coś analizował, zapatrzył się na szpitalne podwórze, gdzie oprócz kilku wróbli nie było żywej duszy.

- Chyba pan nie uwierzył matce, że ja to zrobiłam przez jakiegoś faceta. To niedorzeczne. Niech pan będzie rozsądny.

Psycholog odwrócił głowę i spojrzał mi prosto w twarz.

- A to ciekawe, że akurat pani mówi o rozsądku.

Nie wiedziałam, co jeszcze mogłam powiedzieć.

- Wróćmy na miejsce – powiedział, po czym ruszył w kierunku swojego uprzednio obranego miejsca.

Nie mogłam uwierzyć w to, co tu się dzieje. Jakbym w tym momencie miała przed sobą matkę, mogłaby usłyszeć kilka ciepłych słów. Kolejny raz oddaliłyśmy się od siebie i nie myślałam wyłącznie o fizycznym aspekcie.

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania