Powiedziałam dobranoc, mojemu życiu - 6 -
Nauczona poprzednimi razami, podawałam mu jego ulubioną czasopismo wędkarskie a sama udawałam zainteresowanie swoimi podręcznikami. I mimo świadomości jak to się skończy, nie umiałam tego zmienić, po prostu byłam za słaba. Tata przeglądał z zainteresowaniem kolejne strony, czasem prosił o coś do pisania by zaznaczyć sobie dany fragment i w zasadzie był to jedyny moment, kiedy zwracał się do mnie bezpośrednio. W sumie do dziś nie wiem, czy był aż tak pochłonięty lekturą, czy było to wynikiem pewnej strategii, gry, jaką ze mną prowadził.
Po upływie pół godziny, może trzech kwadransów, wstawał i wychodził jakby zapowiedziano jego lot.
Tak, właśnie tak to widziałam.
Zostawiał mnie w pokoju jak podróżnego w poczekalni, którego nawet nie zapytał gdzie się udaje.
Za pierwszym razem jeszcze próbowałam się tłumaczyć, ale on tylko pokręcił głową na znak, że wszystko wie, czy też nie chce wiedzieć?
W każdym bądź razie na koniec zawsze klepał mnie po ramieniu, podchodził do drzwi i zostawałam sama. To było coś okropnego, przełykałam ślinę by po chwili łkać do poduszki. Gdyby mi dogadał jak matka, nakrzyczał, zakazał, pomachał dłońmi, no cokolwiek negatywnego, byłoby mi lżej.
Ale on był inteligentny, wręcz cwany i wiedział jak mnie uderzyć bez kija. Wiedział, że te minuty milczenia będą moimi oskarżycielami.
I tak było.
Tym sposobem załatwił mój wewnętrzny spokój, pokaleczył moje sumienie i wyglądało jak lodowisko po wieczornej ślizgawce.
* * *
Tak jak już napomknęłam, moja towarzyszka niedoli po powrocie do sali zastosowała wobec mnie niemy protest, który był mi na rękę. Taka kwarantanna miała ten plus, że zamieniłam jej dziawkanie na wszelakie bodźce werbalne. Nie byłam spragniona konwersacji, co to, to nie, ale chciałam przerwać ten natłok myśli choćby na moment subtelnymi odgłosami. Nie było ich multum, wiec często posiłkowałam się przypuszczeniami, co to był za stukot, czym zaczepiono i co upadło. Dziś kiwam głową z politowaniem, ale wtedy tego potrzebowałam, by zapomnieć o tej nocy, okolicznościach i nade wszystko o zbliżającej się wizycie rodziców bo jeśli żyję to zapewne będę musiała im spojrzeć w oczy.
Najgorzej było gdy zapadał zmierzch, wokół powoli wszystko zamierało i nie było możliwości by przynajmniej coś liczyć, bo i do tego doszło, że przeliczyłam ilość płytek, żeberek przy kaloryferach a nawet koralików które służyły do podciągania żaluzji.
To było chyba trzeciego dnia, mojej „ ukochanej „ pielęgniarki nie było akurat na sali, gdy na korytarzu usłyszałam dialog dwóch kobiet:
- Ja swojemu wczoraj powiedziałam, że ma dwa dni. Jak przyjdę w piątek a remont nie będzie skończony, to ja się pakuję i wyprowadzam do hotelu i to na jego koszt.
- I co? Da radę to ogarnąć?
- Bożena! Ja to mam daleko. W ogóle byłam głupia, że tyle lat siedziałam cicho, bo przy teściach, to trzeba ustąpić. Ale wreszcie zrozumiałam, że coś tu jest nie hallo. Ja mam trzydzieści sześć lat i chcę jeszcze pożyć a nie wegetować. Zaczęłam mówić głośno o tym, co mi nie pasuje.
- To już wiem, jaki miałaś wieczór. Delikatnie mówiąc było mało romantycznie?
- U nas już i tak jest po sielance, to sama wiesz jak wtedy się podchodzi do tematu.
Ale ważniejsze, że mój Grzesiu stwierdził, że zaczęłam mieć wymagania jak hrabianka.
A ja podeszłam do niego i w te słowa, jak teraz do ciebie:
- Słuchaj kochany, a czy ty czasem tej hrabiance przed ślubem nie obiecałeś, że ten metraż to chwilowy i dobudujemy jeszcze górę? Więc nie opowiadaj mi tu o fochach, bo ja to dopiero bym mogła je pokazać i wyliczyć jeszcze kilka rzeczy. A że chcę zasypiać bez wdychania zaprawy, kleju i nie wiem, czego tam jeszcze, to sądzę, że nie jest to wygórowane marzenie. Wiesz zresztą gdzie ja pracuję, że muszę wysłuchiwać czasem farmazonów od tych dziwaków, to przynajmniej w domu chcę troszeczkę normalności i spokoju.
Dobra, nie chce mi się o tym mówić. Powiedz lepiej czy zrobiłaś te gołąbki.
- Zrobiłam, ale za kapustą to się schodziłam i dopiero w „abc” dostałam. W „Lidlu” mieli taką, jak to mój Mietek mówi, - co koło kapusty tylko leżała. Gdzie indziej nie lepszą i dopiero u pani Zosi kupiłam.
Mówię jej od progu, że jak mnie nie poratuje to ja już nie wiem, co mam zrobić. Pod tym względem to na nią zawsze można liczyć. Podobno jej mąż to owoce i warzywa aż gdzieś spod Częstochowy sprowadza, ale naprawdę warto u niej kupić.
Później chyba gdzieś weszły, bo niczego już nie słyszałam, ale to, co do mnie doleciało wystarczyło, by zakłócić mój i tak nie najlepszy nastrój. Domyślałam się, że coś jest nie tak, że ten szpital jest inny, ale słowa tej kobiety mnie przeraziły.
Rozmyślałam o tym dialogu, jednocześnie starając przypomnieć sobie cokolwiek, co nastąpiło między niedzielą wieczór a tym czasem gdy się tu ocknęłam. Nie wiele to dało, jeśli nie liczyć bólu głowy i kilku epitetów wypowiedzianych do samej siebie.
Trwałby to pewnie w nieskończoność gdyby do sali nie weszło dwóch sanitariuszy i bez zbędnych powitań zaczęli naciągać moim łóżkiem.
- Odepnij jej te instrumenty, nie będziemy tego ciągnąć, stary i tak coś gadał, że już nie będą potrzebne.
Wyjechali ze mną na korytarz a następnie zajechali pod ostatnie drzwi, gdzie po otwarciu zobaczyłam w środku kilka osób. Na szczęście sprawdziły się słowa jednego z nich i zostałam uwolniona od aparatury, jedynie kroplówkę przewieziono ze mną. Obok szafki, które stały przy każdym łóżku zobaczyłam swoją torbę podróżną. W środku były przybory toaletowe i kilka ubrań w tym najważniejsze – bielizna. Nigdy chyba w życiu się tak nie ucieszyłam na widok moich majtek, mała rzecz a gdy ją włożyłam dodała tyle pewności siebie. Nie byłam już naga, przynajmniej fizycznie, tak sobie wtedy pomyślałam.
Widok też samych ludzi miał już zbawienny wpływ, te chrząknięcia, pomrukiwania, przesuwanie talerzyka, szuranie kapciami i wiele innych dźwięków poprawiało mi humor. To, co przeważnie drażni, nagle po tej klitce, a zwłaszcza przebywaniu z tym babskiem stało się czymś potrzebnym, do jako takiego funkcjonowania.
Tam też poznałam inny personel, zwłaszcza Jola przypadła mi do gustu. Miała z trzydziestkę, była filigranową blondynką, spokojną, grzeczną i bardzo uprzejmą dziewczyną. Takie żywe sreberko, operatywna, zwinna o podobnych ludziach mama zwykła mówić, że przepraszają za to, że żyją.
I właśnie od tej dziewczyny dowiedziałam się gdzie jestem, gdy z butelką surowicy podeszłam do niej, prosząc o wskazanie mi toalety abym mogła załatwić potrzebę fizjologiczną.
- Zaprowadzę panią. Jutro odepniemy kroplówkę, będzie więc możliwość by wziąć prysznic.
- Tak, będę chciała się odświeżyć. A proszę mi powiedzieć, gdzie ja się znajduję? To znaczy w jakiej miejscowości, bo ja - nie wiedziałam, co mam powiedzieć, jak nazwać swoją nieświadomość. Ale na szczęście Jola nie czekała na to, a wyjawiła mi moją wielką niewiadomą.
- W Toszku.
- Ale chyba nie w tym szpitalu dla.. - czekałam na zaprzeczenie z jej strony, ale zobaczyłam tylko jak przygryza dolną wargę i delikatnie potakuje głową.
Komentarze (17)
a tu taka wiadomość. To jest dopiero motywacja by sobie dalej fantazjować.
Zapraszam na kolejną część jak zawsze w sobotę w nocy
Pozdrawiam
Oczywiście, że można przekazać tylko od a do zet i pod fajkować. Tylko ja się pytam, po, co się spieszyć? By pisać coś od nowa, tworzyć następne iluzje, zdarzenia?
Dla mnie ważniejsze jest by jak w szaradzie wyciągnąć wszelkie kombinacje, pomęczyć umysł,
a nawet zagubić na chwile ścieżkę, by wynurzyć się i pokazać czytelnikowi, że się mylił i tak na prawdę to mój bohater/ka jest kimś innym niż sadził.
Pozdrawiam
Jak mi jednak pewna dziewczyna napisała: - ciężko znaleźć odbiorcę takiego stylu, gdzie analiza stanowi większą część, a akcja jest wręcz wstrzymywana.
Ale zaryzykuje i pobabram się w tym, zagmatwam i dopóty nie wywalą na mnie kubła pomyj
pociągnę to najwolniej jak się da.
Dziękuję za zachętę, to miłe czuć wsparcie
Zauważyłam dwie literówki:
Ale ważniejsze, że mój Grzesiu stwierdził, że zacząłem mieć wymagania jak hrabianka - chyba powinno być, że zaczęłam mieć.....
z pod Częstochowy - spod Częstochowy.
Pozdrowienia!
opowiedzieć o takich prozaizmach życiowych. Czy po prostu nie nastąpi dysonans
czy powaga sytuacji, nie będzie w pewien sposób zaburzona. Jednak Po Twoim
komentarzu dochodzę do wniosku, że w jakiś sposób było to potrzebne.
Masz rację, problemy innych są takim sygnałem by zapytać się siebie, czy ja aby
nie przesadziłam, czy nie mam syndromu Piotrusia Pana.
Błędy poprawiłem. Dziękuję za ich wyłapanie.
Pozdrawiam Panią.
Trochę mnie nadmiar słów było/był uwierał ale tak, bardzo git.
w ogóle, dasz opinię. Ale to tak na marginesie.
Zauważyłem, że geneza czyli parcie na detektywistyczne niuanse
są w stanie Cię zniechęcić, jednym słowem podobnie jak betti, interesujące jest
dla Ciebie tylko to, co przyśpiesza, pokazuje kilka dalszych faktów.
Dzieki, za poświęcony czas
Dziwnym jestem odbiorcą. Ciężko o klucz.
Życzyłbym sobie takich odbiorców, którzy nie czekają na warsztat,
formę, kulminację ale odniosą się do przesłania, znajdą w tym człowieka
jego determinacje o swój los.
Nieszablonowość jest cudna, nawet nie szukaj klucza.
Ale dobra, mniejsza z tym.
W tej części mi czegoś zabrakło. Wydaje mi się, że było za krótko, jakbyś uciął całkiem sporo tekstu. Wcześniej była taka drobiazgowość, której tu mi brakuje. Nie wiem, może jestem już zbyt zmęczona, bo miałam ciężki dzień, ale coś nie gra.
Co do rozmowy pielęgniarek, a raczej: ploteczek. Nienawidzę "hrabianek". Chciałyby wszystko, ale nie chcą ponosić żadnych kosztów, konsekwencji wyboru itd. Głupie "księżniczki", które przespałyby na ziarnku grochu całą noc! A może nawet dobę!
Wyznaję zasadę, że jak ktoś publicznie narzeka to jest życiowym niedorajdą. Człowiek sam pracuje na to co ma, więc jeśli czegoś nie ma, to jego wina.
Okej, ale ja nie o tym.
Teraz widzę leciutkie podobieństwo do "Weronika postanawia umrzeć". Hmm, swoją drogą, mam na imię Weronika, a na drugie - Dominika :) Widać, że wpisuję się idealnie.
Tyle ode mnie, bo naprawdę jestem wykończona, a nie chcę pisać więcej głupot.
Pozdrawiam i czekam z niecierpliwością na ciąg dalszy! :)
Niby taka prosta sprawa, wystarczy każda akcję, zdarzenie, opatrzyć odpowiednia myślą, wizją, wspomnieniem by utrzymać narzucony rytm narracji, a jednak się pogubiłem.
Ale od czego jest kobieta? Właśnie od takich momentów, by wyłapać ten dysonans, to nie mogło
przejść bez echa, wyczułaś ten bieg, te jakby slajdy a nie spokojną emisję kolejnych zdarzeń
tworzących ciągłość. Tak, po Twojej reakcji zobaczyłem ta wyrwę, krater, gdzie powinienem wtłoczyć
emocje, strach, czy choćby szybszy oddech Dominiki.
Nie mogę już dokonać cudów, ale mam nadzieje, że te kilka zdań rozważań w jakiejś mierze może
zniwelują to uczucie - jak to nazwałaś - ucięcia tekstu. Zabrakło tego pobocza, gdzie siadałem i opisywałem
pokazywałem paluchem, wąchałem, byłem blisko jej twarzy. Mam uczucie, że kazałem jej biec za sobą nie
słuchając jej westchnień.
Dziękuje za czujność i już w następnej części postaram się trzymać swoje myśli o krok za palcami na klawiaturze.
Co do szpitala, to miałem opcje na Jarosław, ale wybrałem coś bliżej centrum Polski. Przy takim detalicznym
charakterze mych wypocin zapewne i to może się w pewnym momencie upomnieć o swoje. Przesadzam?
Może i tak, może zbyt poważnie do tego podchodzę, ale zależy mi na tym opowiadaniu, chciałbym by każdy kto tu zajrzy zapomniał się na chwilę i z zainteresowaniem śledził drogę tej dziewczyny.
Tekst o remoncie powstał z głupa, ot chodziło o zwrócenie uwagi na miejsce pobytu. Gdybyś się mnie zapytała, czemu narzekają, czemu o kapuście, zobaczyłabyś minę niewiniątka, które szura nogą i prosi o najmniejszy wymiar kary.
Bożena Joanna też sięgnęła po ten argument więc chyba powinienem bardziej dobierać słowa. Choć z drugiej strony, czy nie o to chodzi by czytelnika troszeczkę pokierować na ławeczkę wspomnień, by się ustosunkował do danego aspektu?
Nie będę walił ściemy, że książka " Weronika..." jest mi obca i nie ma odniesienia do tej treści. Owszem jest ten kręgosłup, jest geneza, ale wszystko chcę poukładać jak mi moje doświadczenie dyktuje. Słowa mych znajomych, problemy, marzenia ich dni, fakty, które się zdarzyły i to wszystko, co było, choć zmyślać też umiem, oj tak, czasem aż za bardzo.
Weroniko, Dominiko, nie masz wyjścia, skoro się przyznałaś musisz być do końca, to nie zbieg okoliczności.
To zapewne było przewidziane, że będzie taka bohaterka, która znajdzie swoją imienniczkę na tym portalu.
Dziękuje za cenną informację, wskazówkę, dzięki temu już w dalszej części będę ( tak sadzę) powolutku z Dominiką szedł a nie ją poganiał.
Pzdrawiam
Jeśli zaś chodzi o Toszek, ja nie jestem przeciwna. Chcesz dodać realności tej historii i jestem jak najbardziej na tak, więc niczego się nie czepiam. Napisałam, że wygooglowałam, bo myślałam, że w Toszku są "lekkie przypadki", a "niedoszły samobójca" to nie taki lekki przypadek. Ale się myliłam.
Przeczytałam tekst jeszcze raz i teraz już nie mam żadnych zastrzeżeń. Historia się broni, tekst się broni - jest bardzo dobrze :)
Pozdrawiam!
Życzyłbym sobie by moje wypociny nabrały kształtu i były zjadliwe pod względem realności, by nikt nie mógł mi zarzucić sztuczność, czy to w dialogu czy rozmyślaniach. Dlatego każdy detal ma grać by z każdą częścią rosło przeświadczenie o prawdziwości tej postaci.
Dobranoc.
wyszło jak notatka policyjna.
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania