Powiernik Otchłani - 2.Skutki Decyzji.

Lekcje z Ojcem dobiegły końca, nim nastał wieczór. Po krótkiej przerwie, w trakcie której zjadł na szybko kanapki zrobione przez Matkę, Onimaru udał się do podziemnej biblioteczki ulokowanej pod składzikiem na narzędzia. Wiedząc, że o tej porze będzie tam ciemno, zawczasu przywołał magicznego świetlika i z nim skierował się ku celowi.

Znalazłszy się na miejscu, odszukał na regałach najmniej zakurzone księgi. Wyłożył je na duży dębowy stół i począł wyciągać je z tkanin.

Po uporaniu się z materiałem odnalazł tom oprawiony w skórę jaskiniowego stalkera zatytułowany: „Magia cieni”. Wziął ją pod pachę i udał się do niewielkiego saloniku znajdującego się naprzeciw. Pokój wyposażony był w drewniany fotel z doczepianymi poduszkami, kominek obudowany kamieniem oraz proste posłanie przykryte kocami. Nim rozpoczął lekturę, rozpalił płomień w kominku, po czym usiadł w fotelu i zaczął czytać.

“Magia cienia zwana również magią elementu mroku jest jednym z najtrudniejszych do opanowania fragmentów starej magii. Jest tak, gdyż większość istot uznawanych za cywilizowane mają niską odporność na ten rodzaj mocy, wadę tą można wyeliminować za pomocą katalizatorów przetrzymujących nagromadzoną energię, w sobie nie narażając tym samym ciała rzucającego. Jednak w niespodziewanej sytuacji pokroju utraty kończyny podczas bitwy, kiedy nie ma się nic podobnego przy sobie można posłużyć się techniką “cienistej kończyny”. Należy jednak robić to w ostateczności ze względu…„-HUK

-Podejrzany dźwięk wyrwał chłopca ze skupienia, z początku chciał go zignorować i wrócić do nauki jednak przeczucie kazało mu iść zobaczyć, co się dzieje. Odgłosy przywodzące na myśl kuźnię dały mu motywację do szybszego przemieszczenia się i dowiedzenia co się dzieje, chcąc to sprawdzić, wpierw musiał opuścić podziemia. Nim dotarł do schodów, z ich szczytu usłyszał jęk, przekleństwo, a następnie odgłos metalu obijającego się o kamień. Niepewny tego, co się stało, zaczął powoli wspinać się ku górze. W połowie drogi znalazł truchło zbrojnego z drzewcem wbitym w tors, odchodząc, spostrzegł, że z ciała ulatują świetliste drobinki. Kiedy znalazł się na powierzchni, oślepił go blask, jednak nie słońca; a ognia. Okolice i główny budynek pochłaniał ogień, w zasięgu wzroku stały lub biegały grupy dziwnie gestykulujących ludzi, jednak nikt nie próbował gasić płomieni. Chłopiec nie wiedząc, co się dzieje, skierował się ku najbliższym osobom, jednak nim zdążył podejść, jeden z nich machnął ręką, drugi, który okazał się wolniejszy, zgiął kolana w próbie ustania na nogach. Stał tak chwilę, jednak w końcu zabrakło mu sił i padł na trawę, już z niej nie wstając.

Onimaru domyślił się już, że ludzie, których widzi, nie są ochotnikami z pobliskiej wioski, którzy przybiegli pomóc gasić pożar a wojownikami, którzy ze sobą walczą. Nie czekał aż ktoś go zobaczy, zrozumiał, że część z obcych jest tymi, których obawiał się ojciec, natomiast tożsamości czy celu pozostałych nie znał. Wiedział, że musi odnaleźć rodziców, by dowiedzieć się szczegółów o bieżącej sytuacji.

Problem stanowiły płomienie i osoby odpowiedzialne za ich powstanie, nie mając wszystkich informacji, nie mógł sobie pozwolić na pochopne działania. Trzymając się cieni, kierował się boczną dróżką ku głównej posiadłości.

Idąc ku celowi, słyszał odległe krzyki i bliskie brzęki stali; wiedząc, co może być ich źródłem, przyśpieszył kroku, parł przed siebie, nie zważając na dym, pył i iskry.

Kiedy znalazł się w odpowiedniej odległości, by widzieć teren przed głównym wejściem do domu… zamarł. Zjałowiały teren był pokryty dziurami i gruzem, szczątki ciał walały się wszędzie, jakby były zabawkami rozrzuconymi przez dziecko; a pośrodku tego klęczała jedna osoba.

Wysoki, zazwyczaj energiczny i zawsze uśmiechnięty mężczyzna, klęczał z tuzinem strzał wbitych w różne części ciała i nożem w plecach; czarne włosy opadały mu na twarz, zasłaniając ją. Chłopiec ze łzami w oczach pognał do Ojca, mając nadzieję, że może mu jeszcze pomóc. Jednak nim do niego dotarł, utracił ją, zobaczył bowiem, co się znajdowało w miejscu, gdzie spoglądały puste oczy rodzica. Leżące ciało kobiety przybite do ziemi włócznią i porąbane niczym drzewo opałowe, długie krucze włosy przesiąknięte krwią otulały ziemię wokół niej.

W końcu zdyszany chłopiec dotarł do zwłok Ojca, upadł na kolana i począł płakać. W tej chwili czuł tylko dwie rzeczy, olbrzymi smutek i jeszcze większy gniew; na siebie, że nie było go tu by pomóc w walce oraz na nie znajomych, że to zrobili. Po chwili przypomniał sobie, że nie widział nigdzie gościa, któremu ojciec udzielił schronienia na tą noc. Kiedy sobie to uzmysłowił, ktoś podszedł do niego od tyłu i walnął go w głowę, ostatnie co Onimaru ujrzał to szczerzącą się twarz Filla.

 

-....chodu, by pojmać jakiegoś dzieciaka?

- Nie byle jakiego, ma w sobie krew….., więc nie możemy sobie pozwolić na jego dalsze uszkadzanie. Pamiętaj, że będziemy chcieli go...

- Po tym, co zrobiliśmy? Prędzej...

- Może, ale zawsze będziemy mogli... , ej patrz nie “śpi” już!

Onimaru ledwie otwierał oczy, domyślając się, że ujrzy to, czego się obawiał, zgliszcza, trupy i zdradziecki Fill.

Mężczyzna o przeciętnym wzroście i rudej czuprynie stał obok innej osoby odzianej w czarny pancerz, kaptur oraz maskę. Błękitne oczy wpatrywały się w chłopca z jawnym rozbawieniem.

- Już świt, tak jak obiecałem opuszczam “wasz dom”, a że twoich rodziców spotkało nieszczęście, to jako stary przyjaciel rodziny postanowiłem się tobą zaopiekować, bądź wdzięczny. - Ostatnie zdanie wypowiedział, szczerząc się od ucha do ucha.

Wioskę opuścili późnym porankiem, grupa liczyła trzydziestu mężczyzn i jednego chłopca przywiązanego do konia. Zmierzając na północ, omijali główne trakty oraz większe wsie, po dwóch dniach jazdy z krótkimi przerwami znaleźli się przy lesie wielkich drzew.

Kiedy słońce zaczęło zachodzić, jednomyślnie ogłoszono przerwę. Wszyscy zaczęli rozbijać obóz; Fill natomiast zdjął Onimareigo ze zwierzęcia i usadowił go na ziemi opodal rozpalanego już ogniska. Chłopiec nie stawiał oporu i nie rozmawiał, jedynie wpatrywał się w przestrzeń przed sobą. Porywacze myśleli, że jest w głębokim szoku, bo co innego mogli sobie myśleć o dziecku, które właśnie straciło rodziców i zostało porwane? Nie wiedzieli, jednak że młodzieniec siłą woli powstrzymywał coś, co chciało dać upust nagromadzonemu gniewowi, smutkowi oraz chęci zemsty.

O zmierzchu to coś ponownie się odezwało.

-“Jesteś zrozpaczony. Jesteś wściekły. Czuję twą żądzę zemsty, zajrzyj w głąb siebie. Idź ku memu głosowi, a zyskasz olbrzymią moc. Kiedy po nią sięgniesz, resztą zajmę się ja. Ty sobie odpoczniesz. Jednak nie zwlekaj długo nie wiadomo kiedy dojedziecie do “celu”. Nim to się stanie, musisz im uciec lub co proponuje wyrżnąć ich co do jednego. Na sam koniec zostałby ten cały Fill. W przeciwieństwie do innych go nie załatwiłbym sam, ty byś mi w tym pomógł. Na nim nauczyłbym cię podstaw tortur. Dowiedziałbyś się wszystkiego, czego byś chciał, czemu to zrobił? Kto mu kazał to zrobić? I wiele więcej, pamiętaj, na zastanowienie nie masz nieskończonego czasu.”

Chłopiec nie odpowiedział, wpatrywał się tylko w ognisko, przypomniał sobie widok rodziców, uśmiechniętych i pogodnych, a potem ich blade twarze bez śladu życia. Wiedział, że głos miał rację, musi uciec nim dotrą do “celu”.

Kiedy wszyscy z wyjątkiem wartowników pozasypiali Onimaru zaczął działać. Zebrał w okolicach nadgarstków odrobinę duchowej mocy, po czym bezdźwięcznie wyrecytował formułę.

- Element wiatru, aspekt ostrza, krąg zniszczenia. - Oczy młodzieńca przybrały barwę ognia, a źrenicę otoczył złoty pierścień, nadgarstki natomiast oznaczył symbol w kształcie okręgu. - Poziome cięcie. - Powiedział w myślach.

Przygotowana przed chwilą energia skupiła się w okręgu, po czym niszcząc go, opuściła ciało w postaci ledwie widocznego cięcia. Więzy, które stały na drodze energii, zostały rozcięte, tym samym uwalniając związane ręce.

Uporawszy się z pierwszą przeszkodą w postaci okowów na rękach i nogach Onimaru ruszył na przykucniętych nogach jak najdalej od obozowiska.

Od dali wszy się od porywaczy młodzik zaczął biec co sił w nogach, chcąc uciec od zagrożenia jak najdalej, nie zważał na robiony hałas.

Po godzinnym biegu młody uciekinier postanowił się zatrzymać i odpocząć.

Usiadł i oparł się o drzewo opodal niewielkiego wzniesienia, panowała cisza zakłócana przez pobliską rzeczkę. Chcąc wykorzystać chwile spokoju, młodzieniec postanowił się zdrzemnąć.

 

-” Co ty robisz?!! Śpisz, kiedy jesteś ścigany? W dodatku prawie na widoku! Tak śpieszno ci do… Musisz wstać, słychać rżenie koni. Wiedz, że jeśli zaraz się nie obudzisz przejmę kontrolę...”

Młodzieniec otworzył oczy, był poranek, co znaczyło, że przespał kilka godzin. Zmęczony nocnym biegiem ledwie wstał. Słyszał głosy krzyczących ludzi oraz rżenie koni, nie chcąc ryzykować bycia odnalezionym, poczłapał w stronę pagórka, jednak nim się na niego wdrapał, minęła dłuższa chwila, w ciągu której wróg zbliżył się na tyle, by dostrzec uciekiniera.

Spanikowany młodzieniec wznowił wspinaczkę, tym razem nie dbał o to, by robić to cicho. Kiedy znalazł się na szczycie, zamarł, drugiej części pagórka nie było; zamiast niej była przepaść, której wcześniej nie spostrzegł z powodu drzew, jak i wcześniejszej nocy. Nim zdążył pomyśleć o alternatywnej drodze ucieczki, skoczył na niego jeden z napastników.

Nieszczęśnik dopiero po fakcie spostrzegł, jak głupio postąpił, myśląc, że jak z wyskoku powali dzieciaka, to najwyżej wylądują na ziemi.

Tamtej chwili w promieniu stu metrów dało się słyszeć długi przeraźliwy krzyk dwóch osób zakończony odgłosem uderzenia o wodę.

Średnia ocena: 4.3  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (4)

  • Bajkopisarz 29.02.2020
    „je na duży dębowy stół i począł wyciągać je”
    2 x je
    „większość istot uznawanych za cywilizowane mają niską”
    Ma niską.
    „mu iść zobaczyć, co się dzieje. Odgłosy przywodzące na myśl kuźnię dały mu motywację do szybszego przemieszczenia się i dowiedzenia co się dzieje,”
    2 x mu
    2 x się dzieje
    „zaczął powoli wspinać się ku górze”
    Wspinać można się tylko ku górze, więc nie trzeba dodawać. Coś jak cofać do tyłu.
    „których widzi, nie są ochotnikami z pobliskiej wioski, którzy przybiegli pomóc gasić pożar a wojownikami, którzy”
    Których – którzy – którzy
    „teren przed głównym wejściem do domu… zamarł. Zjałowiały teren”
    2 x teren
    „oraz na nie znajomych”
    Nieznajomych
    „musisz im uciec lub co proponuje”
    Proponuję
    „Od dali wszy się od”
    Oddaliwszy

    Musisz bardzo uważnie popracować nad przecinkami, bo ich pojawianie się ma charakter losowy i wprowadza straszny zamęt w tekście. Ciężko się niekiedy połapać, a brak przecinka może zmienić cały sens.
    Treść jest w miarę ok., chociaż zachwiane są proporcje akcji i opisu. Właściwie to cały czas się dzieje, przez co nie ma czasu na narrację i wychodzi sprawozdanie.
  • KuroKurama 29.02.2020
    Dzięki za komentarz oraz wypunktowanie błędów powtórzeniowych oraz za słowa krytyki, jeśli chodzi o przecinki to zdaje sobie sprawę, że mam z nimi problem dlatego pisząc ten rozdział korzystałem z pewnej strony która miała mi pomóc(wskazując gdzie wstawić przecinki) jednak wychodzi na to, że się nie sprawdziła. Nad proporcjami akcji i opisu również popracuje.
    Pozdrawiam.
  • Shogun 01.03.2020
    Ciekawy rozdział. Dobrze opisana rzeź. Intrygujący element "głosu", takiego trochę mrocznego i morderczego. Podoba mi się :D. Czekam na następny rozdział i dalszy rozwój historii.
    Pozdrawiam :).
  • KuroKurama 01.03.2020
    Dzięki za miłe słowa.
    Również pozdrawiam.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania