Powstanie Warszawskie Część II Alternatywa, czyli co by było, gdyby Polacy wygrali?

Powstanie Warszawskie Część II

Alternatywa, czyli co by było, gdyby Polacy wygrali?

 

Możemy, a moim zdaniem nawet powinniśmy sobie zadać pytanie, co by się stało, gdyby Polacy wygrali i oswobodzili Warszawę.

 

Wielu z nas nie lubi tzw. gdybania, czyli co by było gdyby. Jednak w przypadku powstania warszawskiego powinniśmy wziąć pod uwagę wersję alternatywną, czyli co by się stało gdyby Polacy wygrali i zdobyli Warszawę. Z punktu widzenia czysto militarnego taka możliwość była praktycznie niemożliwa chyba że... Niemcy by sami opuścili miasto. Tak dokładnie opuścili miasto z własnej woli.

 

Otóż moim zdaniem (a porusza ten wątek znikoma część historyków, czy pasjonatów historii), Hitler w reakcji na wiadomość o wybuchu powstania, popełnił jeden z największych błędów politycznych w swojej karierze.

Dlaczego?

Na początek mała dygresja. Propaganda III Rzeszy kierowana ręką Josepha Goebbelsa za najważniejszy cel swojej działalności przez całą wojnę uważała wbicie klina pomiędzy sojuszników. Każda taka akcja miała pierwszeństwo przed innymi. Niemcy starali się wykorzystać każdą okazję do tego, a takim sztandarowym przykładem był Katyń, który został wręcz wzorowo wykorzystany do poróżnienia Polaków z Rosjanami.

Wybuch powstania mógł być dokładnie tak samo wykorzystany politycznie. Żeby tego dokonać, wystarczyło poddać miasto i wycofać wojska.

 

Ktoś powie:

To herezja!

Bzdury!

To byłaby dla nich klęska!

Niemcy nie mogli oddać miasta choćby pod względem militarnym itd.

 

Jednak spójrzmy na to chłodnym okiem. Tu powinna przeważyć polityka nad militarną stroną takiego rozkazu. Załóżmy hipotetycznie, że Niemcy odchodzą, przy okazji „zostawiając” w mieście dużo, a nawet bardzo dużo broni i amunicji. Władzę przejmuje Armia Krajowa wraz z Delegatami Rządu Londyńskiego w randze ministrów, a do tego ma pod bronią około 30 tysięcy dobrze uzbrojonych powstańców, którzy przejmują zapasy pozostawione przez Niemców. Co by nie powiedzieć AC, NKWD, a nawet sam wujaszek Stalin mieliby niezły pasztet. Zamiast zniszczonego i wyludnionego miasta ruin zastaliby Warszawę wyzwoloną przez AK, uzbrojoną po zęby, a do tego podlegającą nieuznawanemu przez ZSRR rządowi w Londynie.

Taka sytuacja to nie żarty, bo w końcu Polacy to też sojusznicy przynajmniej oficjalnie.

Moim zdaniem Stalin miałby poważny problem.

 

Tak się szczęśliwie składa że w tym temacie mogę wam opisać wspomnienia mojego wuja Stanisława, który był jako żołnierz chyba (tego nie jestem pewien, bo w zapiskach nie mam podanej jednostki) 2 dywizji Ludowego Wojska Polskiego znalazł się na Pradze w sierpniu 1944 roku.

 

Ten bardzo doświadczony w 1944 roku żołnierz, miał pecha znaleźć się z żoną na wschodnich terenach Polski we wrześniu 1939 roku. Kiedy te tereny zajęła Armia Czerwona, oboje zostali aresztowani i osadzeni w jednym z doraźnie powstałych obozów dla Polaków (nazywało się ich wrogimi elementami). Po kilku dniach przesłuchujący wuja oficer (zapewne NKWD), powiedział krótko: jak chce, żeby jego żona mogła wrócić do Polski (czyli przejść z odpowiednimi dokumentami przez granicę III Rzeszy z ZSRR), on musi na ochotnika zgłosić się do AC. Nie miał innego wyjścia i został żołnierzem Armii Czerwonej. Stanisław przeszedł piekło (walczył m.in. pod Stalingradem). Kiedy powstawała armia Andersa, nie dostał zgody oficera NKWD, który stwierdził, że jako komunista (za takiego się podawał), nie może iść, do jak to nazwał burżuazyjnej polskiej armii i dodał, że jego miejsce jest tutaj. Kiedy jednak powstała armia polska w ZSRR (Berlinga), udało mu się do niej dostać tylko dlatego, że kiedy został ciężko ranny, leżał w szpitalu obok oficera, który miał po wyleczeniu być skierowany jako oficer polityczny do polskiego wojska i ten Rosjanin mu pomógł.

Jego historię, która jest bardzo ciekawa, przedstawię osobno.

 

Wuja był w stopniu podporucznika dowódcą plutonu zwiadu. Kiedy jego oddział dostał rozkaz przepłynięcia na drugi brzeg Wisły na pomoc powstańcom w jego łódź jeszcze przed wypłynięciem, trafił pocisk. Stanisław został ciężko ranny, ale ten pocisk uratował mu życie, bo wszyscy jego koledzy zginęli albo podczas przeprawy na drugi brzeg dostając się pod ogień karabinów maszynowych i moździerzy, albo w kilka dni później, kiedy Niemcy odcięli ich od powstańców i wybili do nogi.

 

Wracając do wątku głównego, Stanisław znalazł się w sierpniu, na Pradze i stamtąd mógł zobaczyć walczącą Warszawę. Jak wspomina wśród zarówno oficerów, jak i żołnierzy panowało spore podniecenie i oczywiście chęć pomocy powstańcom. W rozmowach szczególnie między młodszymi oficerami po wypiciu sporej ilości wódki, czy spirytusu (a pito tam bardzo wiele) wszyscy zadawali sobie pytania.

 

- Jaki sens ma to Powstanie?

- Co mają zrobić w takim wypadku?

- Czy i kiedy dostana rozkaz przyjścia z pomocą powstaniu?

- Jak zareagują wyżsi dowódcy WP?

 

Kiedy wreszcie dostali rozkaz przepłynięcia Wisły i stworzenie przyczółku ruszyli z wielką radością, mimo że było to praktycznie samobójstwo (Wisła była pod ciągłym i ogniem niemieckich dział, moździerzy i karabinów maszynowych – a co potrafił MG 42, nie muszę dodawać).

 

Kiedy zapytałem, jak on to wtedy widział, co czuł, odpowiedział, że strach, ale także ogromną chęć pomocy walczącym na drugim brzegu rodakom. Kiedy został ranny już w szpitalu dowiedział się o śmierci swoich kolegów.

 

Zapytałem go, co stałoby się, gdyby Polacy wygrali i przegonili Niemców z Warszawy. Wuja odparł, że najprawdopodobniej polskie oddziały zostałyby wycofane z Warszawy i okolic a na ich miejsce przyszłaby "swołocz" - (ludzie budzący odrazę swoim zachowaniem lub wyglądem) syberyjska, mongolska, albo inna, która by w tydzień spacyfikowała miasto. Zważywszy, że Stanisław walczył praktycznie od jesieni 1941 roku w AC, chyba wiedział, co mówi, ponieważ miał do czynienia z takimi oddziałami choćby pod Stalingradem, gdzie jak wspominał był wiele razy świadkiem mordów, jakich ci barbarzyńcy dokonywali na Niemcach (obojętnie czy podczas walki, czy na jeńcach, a czasami również na samych Rosjanach). To był prawdziwy motłoch, nieumiejący pisać, ani czytać, strzelający nawet do zegarów biorąc je za bomby, czy miny. Tych pseudo żołnierzy nie szanowali nawet sami dowódcy radzieccy, wysyłając na najgorsze odcinki.

I co najważniejsze: Stanisław był przekonany, że gdyby nawet Powstanie zwyciężyło w Warszawie to i tak AC spacyfikowałaby miasto.

Tyle wspomnień.

 

Moim zdaniem możliwe byłyby trzy scenariusze:

 

1. Jak twierdził wuja, Polacy z armii Berlinga zostają wycofani gdzieś daleko i do tego otoczeni wojskami radzieckimi, a do stolicy zostają skierowane dywizje „swołoczy” z zadaniem pacyfikacji miasta bez względu na straty i koszty. Taka akcja doprowadziłaby do mniej więcej tego samego, co przy klęsce w walce z Niemcami, czyli pobicia powstańców, masakry cywili i zniszczenia miasta.

Taka sytuacja byłaby wręcz idealna dla Goebbelsa, który mógłby powiadomić cały świat, że w stolicy Polski Rosjanie mordują Polaków po zwycięskim powstaniu. Myślę, że taka wiadomość poruszyłaby świat zachodni dużo bardziej niż te ulice pełne krwi w słowach generała Okulickiego.

Jakby nie patrzeć sojusznik atakuje sojusznika, przynajmniej oficjalnie.

 

2. Stalin pogodziłby się z władzami Warszawy, a nawet przystałby na stworzenie w przyszłości rządu koalicyjnego wraz z członkami władz londyńskich. A jednocześnie wydał rozkaz wcielania powstańców do armii Berlinga (nawet pod dowództwem oficerów AK), a potem powoli starałby się siłami NKWD spacyfikować miasto, usuwać dowódców podległych Londynowi. Czyli w zasadzie doprowadziłby do tego samego, ale zabrałoby mu to więcej czasu. Jednak ocalałoby miasto i przynajmniej większość mieszkańców.

 

3. Na rozkaz Stalina Warszawa zostaje otoczona bardzo silnym i szczelnym kordonem „swołoczy”, która ma za zadanie nie wpuszczać, ani nie wypuszczać nikogo, a także nie dopuszczać żadnych dostaw żywności, opału ani niczego innego. Do tego wyłączony zostałby dopływ wody, prądu i

gazu. Warszawa zostałaby skazana na głód, brak wody itd., a warunkiem odwołania tego rozkazu byłaby kapitulacja AK – oczywiście bezwarunkowa. Tu znowu Goebbels miałby wielkie pole do manewru.

 

Reasumując, można założyć, że Hitler mimo wszystko popełnił wielki błąd, wydając rozkaz pacyfikacji miasta. Dla niego i jego propagandy dużo lepszym rozwiązaniem byłoby wycofać wojska i zostawić cały ten „bałagan” Stalinowi, stawiając go przed faktem dokonanym.

Niestety jak bym miał obstawiać, to postawiłbym na pierwszy wariant. Stalin w 1944 roku czuł się już tak mocny, że miałby w d... to, co o pacyfikacji „sojuszników” powie świat.

 

Nieszczęście Polaków w 1944 roku polegało na tym, że cokolwiek by zrobili, czy nie zrobili, wyrok na nas już zapadł w Teheranie. Nasi „niby sprzymierzeńcy”, czyli WB i USA oddali nas pod but Stalina. Praktycznie AK nie miała już racji bytu. Rząd Londyński był już w zasadzie tylko marionetką co najwyżej tolerowaną przez Aliantów zachodnich, a dla Stalina nie istniał wcale.

 

Na końcu należy sobie zadać pytanie, czy Polacy a szczególnie AK miała jakąś alternatywę. Przeglądając materiały, natrafiłem na kilka takich alternatywnych rozwiązań, ale przytoczę tu tylko dwa.

 

1. Próbować dogadać się z Niemcami, żeby wspólnie walczyć z Rosjanami. To byłoby możliwe, ale już nie w 1944 roku. Można było, jak twierdzi choćby prof. Wieczorkiewicz zawrzeć sojusz z Niemcami w 1938/9 roku i poczekać, aż Niemcy pokonają Francję a później wspólnie uderzyć na Rosję. To jakiś wariant, ale nie będę tu go opisywał, bo to materiał na osobny artykuł. Może jeszcze po klęsce wrześniowej, może. Jednak jak ktoś mądrze powiedział, w 1944 roku było ponad pięć milionów powodów, żeby tego nie robić (straty Polaków, zabitych przez okupanta). Nie można było tego zrobić po masowym terrorze, jaki nam zgotowali przez 5 lat okupacji (choć gwoli prawdy były takie próby porozumienia szczególnie między AK a Abwehrą – czyli wywiadem i kontrwywiadem wojskowym III Rzeszy).

 

2. Kiedy już było wiadomo, że Polska została sprzedana wujaszkowi ze wschodu, AK powinna nawet w porozumieniu z Niemcami przerzucić na zachód, choć część najbardziej inteligentnych, wykwalifikowanych i wyszkolonych ludzi, czyli tzw. elitę ratując ich przed zbrodniarzami ze wschodu. Muszę przyznać, że choć pewnie logistycznie byłby to ogromny problem, generalnie sam pomysł wydaje się warty rozważenia. Po tym, co zrobiło NKWD i inne służby w Polsce po 1945 roku (gdzie praktycznie wyniszczono polską inteligencję) uratowanie nawet kilku tysięcy ludzi miałoby sens. Jednak to byłaby kropla w morzu. AK liczyła w 1944 roku około 450-500 tys. ludzi, więc ogromna większość i tak zostałaby w kraju na łasce nowego okupanta.

 

Patrząc tak z politycznego punktu widzenia jakiekolwiek działania AK w Polsce w 1944 roku były skazane na porażkę. Mieliśmy w tym momencie dwóch wrogów, a walka z oboma naraz była samobójstwem. To była polska „Grecka Tragedia”. Każdy ruch był zły i skazany na porażkę.

 

Grecka Tragedia – gatunek dramatyczny powstały w starożytnej Grecji. Geneza – słowo tragedia

pochodzi z połączenia dwóch greckich słów tragom (kozioł) i ode (pieśń). Skrótowo można powiedzieć, że słowem Tragedia można opisać utwory, których ośrodkiem i motorem akcji jest nieprzezwyciężony konflikt między dążeniami wybitnej jednostki a siłami wyższymi, czyli „tragizm”. Bohaterowie tragedii są uwikłani w konflikt tragiczny, a ich czas, działanie są uzależnione od siły wyższej, fatum.

Dla nas Polaków tą siła wyższą, czyli fatum była polityka naszych pseudo sojuszników czyli WB i USA, którzy sprzedali nas za garść srebrników Stalinowi. Kiedy to już się stało „zostaliśmy postawieni pod ścianą i mogliśmy tylko czekać aż nas rozstrzelają”, co się zresztą stało.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 4

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (19)

  • Okropny 10.08.2018
    Cytując A. Sapkowskiego: "Gdyby babcia miała wąsy, to by była wojewodą".
  • Ozar 10.08.2018
    Okropny no nie tak do końca, bo szczególnie młodzi ludzie nie wiedzą (bo tego praktycznie nikt nie tłumaczy), że nawet gdyby powstanie zakończyło się sukcesem i tak niczego by to nie zmieniło. Jest bardzo prawdopodobne, że zostałoby spacyfikowane przez AC równie krwawo jak to zrobili Niemcy. Czyli tak na prawdę sukces, czy klęska generalnie dawała ten sam efekt dla Polaków, choć całkiem inny wydźwięk polityczny.
  • Okropny 10.08.2018
    Ozar no to właśnie o to mi chodzi, gdybać to se można, jak z babcią i wąsami. Powstanie Warszawskie nie miało żadnych szans w tamtej sytuacji, ale pytanie,:czy powstańcy walczyli dla szans, czy żeby walczyć? Wg mnie to drugie, powstaniec chciał chwycić za broń, żeby nie być tylko ofiarą, umrzeć z bronią w ręce, albo chociaż coś próbując, nie dając najeźdźcy się tak łatwo.

    Czy to miało sens, zależy od punktu widzenia każdego. Z punktu widzenia morale - na pewno (walczą, żeby walczyć, nie poddają się, hej). Z punktu widzenia szerszego - walczą, ale albo ich wytłuką, albo się poddadzą i... Też ich wytłuką. Tyle, że być może zginie więcej Niemców.
    Punktów widzenia bez liku.
  • Ozar 10.08.2018
    Okropny
    Masz rację co do powiedzmy niższej kadry i zwykłych powstańców, jednak kiedy spojrzymy na kadrę dowódczą to już sytuacja wygląda całkiem inaczej. Oni mieli swoje polityczne cele. Chcieli opanować Warszawę i przywitać AC jako gospodarze. I tu tkwi problem, bo albo byli idiotami (wiedząc że Rosjanie zaakceptują pod swoim bokiem AK podległe Londynowi plus 30 tys. uzbrojonych ludzi), albo wydawało im się wbrew wszelkiej politycznej logice, że coś dla siebie ugrają. Czyli wygląda na to, że znowu albo nie rozumieli, że dla Stalina są wrogiem, co znowu świadczy o totalnej głupocie, albo nie wiem chyba liczyli na cud, bo inaczej tego nie można nazwać.
    No można jeszcze walczyć o honor, jak to robił przez pół roku major Henryk Dobrzański „Hubal”, który po upadku Warszawy powiedział
    „Nie zdążyliśmy, Warszawa padła, teraz pozostał nam tylko honor”
    Ale jego działania nie narażały na śmierć setek tysięcy ludzi, w dużym mieście (choć kilka wsi Niemcy spalili za pomoc Hubalowi)
  • Okropny 10.08.2018
    Ozar no i kurwa w tym sęk, walka dla walki, czy też, nie wiem, żeby zagospodarować kapitał ludzki i dać mu (im) jakąś nadzieję czy inny chuj. Honor honorem, ale szerszy obrazek i na szerszym obrazku za jednego powstańca ginie pięciu cywili. Jak w PW, tak w Wietnamie, czy gdziekolwiek indziej.

    Krótkowzroczność, ot, co.
  • Ozar 10.08.2018
    Okropny Dokładnie tak, ale i tak byłeś optymistą bo PW za jednego powstańca zginęło 10 cywili, którzy nie walczyli, a często byli wręcz przeciwni powstaniu, szczególnie tak od 15/20 sierpnia o czym też się nie mówi. Niestety czasami jakieś bzdurne polityczne poglądy czy nawet rozkazy powodują zupełnie niepotrzebne ofiary. To chyba też pogarda wobec tych zwykłych ludzi.
  • Okropny 10.08.2018
    Ozar ja tak rzuciłem pięć jako rząd wielkości, na zasadzie kilku za jednego, no, nawiązywałem do piosenki. Możesz se puścić: Jedi Mind Tricks - A Vietnam story, tam jest linijka "for every enemy soldiers we kill six civilians/and that ain't right for me".

    Pozdro
  • Ozar 10.08.2018
    Okropny Oki kumam, ale to pokazuje jak bez uczuciowy jest świat polityki. Czyli jak mawiał Hitler "Cel uświęca środki" Smutne , ale prawdziwe
  • Enchanteuse 10.08.2018
    Ozar ja nawet to wiem, choć ze mnie debil historyczny.
    Po prostu jak zwykle: Polak potrafi, no i oczywiście honor za wszelką cenę, bo co to nie my ;)
  • Ozar 10.08.2018
    Enchanteuse Niestety tak. Polak potrafi nawet wtedy, kiedy nie ma to sensu. Przykre ale prawdziwe.
  • Keraj 10.08.2018
    WB w Teheranie to klejące mocarstwo, a Roosevelt że swoją chorobą i otoczeniem( chciał aby Stalin po wojnie zapisał się do ,, dziecka Roosevelta" organizacji narodow zjednoczonych) czysta polityka.Polacy dostali rykoszetem
  • Ozar 10.08.2018
    Prada jest taka, że naokoło Roosevelta była cała chmara ruskich agentów.. On nawet nie zdawał sobie sprawy ilu. Nie mieliśmy żadnych szans w tej rozgrywce. Ten już ledwie żyjący człowiek był otoczony ruskimi agentami, a oni mu dyktowali co ma robić.
  • Canulas 12.08.2018
    Chuj w to, że ostatnio płyniemy w innych łódkach. Świetny tekst. Przeczytałem wczoraj z zaciekawieniem, ale ze robiłem opowijski detoks gratulacje składam teraz.
  • Ozar 12.08.2018
    Canulas może wiatr się zmieni i znowu będziemy płynąć razem. Ja czasami mam takie odpały które powodują, że mam ochotę zbawiać świat, a potem kufa muszę to odkręcać i przepraszać że się urodziłem. Cóż jak by powiedział poeta, każdy ma swojego świra.
  • Canulas 12.08.2018
    Ozar, będzie jak będzie. W każdym razie nic mi to nie przeszkadza w uznaniu tekstu za świetny (w sensie, dla mnie. Lubię takie dywagacje)
  • Nachszon 13.08.2018
    "W historii nie ma gdybania" powtarzają często historycy i tworzą w ludzkich głowach schemat. Sam kiedyś tkwiłem w tym schemacie, aż zrozumiałem, że gdyby w historii nie było gdybania, to ta niczego nas by nie uczyła. Analiza działań wojennych, zachowań politycznych, to historia, którą analizują fachowcy, aby skorygować działania w przyszłości.
    Samo powstanie to nieodpowiedzialna głupota. Tej rangi operacja powinna być dopięta na ostatni guzik, a tam gdzie niemożliwe było uzyskanie przewagi militarnej, należało zadziałać technologią. Tylko, że Polak zawsze woli bohaterstwo z szabelką niż intelektualne wyprowadzenie przeciwnika w pole. Kiedyś bardzo dokładnie analizowałem wojnę sześciodniową (nawet kiedyś chciałem wrzucić ten temat na opowi, ale na szczęście już mi przeszło) i byłem pod wrażeniem zatykania możliwych dziur pomysłowością i to pomysłowością wcale nie taką skomplikowaną. Tekst świetnie się czyta. Lubisz Ozar i tę historię i ta odwdzięcza Ci się lekkim historycznym piórem.
  • Ozar 14.08.2018
    Nachszon Dziękuje za odwiedziny. Masz całkowitą rację. Wyciąganie wniosków z historii to wręcz nasz obowiązek. Tylko jej znajomość pozwala spojrzeć inaczej na to, co nasi przodkowie zrobili źle i starać się tego unikać. A co do dopięcia na ostatni guzik to wystarczy jako przykład powstanie wielkopolskie. Wojna sześciodniowa to rzeczywiście była walka mądrzejszych i bardziej sprytnych Izraelczyków z głupszymi i naciekającymi bez sensu falami Arabów. No też pomógł im lepszy sprzęt (czołgi), ale zarówno taktycznie, jak i strategicznie bili swoich wrogów na głowę.
  • MarBe 19.08.2018
    Powstanie nie mogło zakończyć się sukcesem, ponieważ o to zadbał też Stalin wydzielając do spacyfikowania Warszawy odpowiednie dobrze zaprawione w boju i wyposażone jednostki.
  • Ozar 19.08.2018
    Tak było, co potwierdził jak napisałem mój wuja. Stalin miał nadzieję, że wygraja Niemcy i zabiją tylu akowców ilu dadzą radę, ale gdyby jakimś cudem powstanie wygrało, miał w zanadrzu tzw. "Słowołocz' która zrobiłaby to samo z powstańcami do oddziały waffen SS

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania