Praca
Drzwi były zamknięte. Siedziałem na krześle lekko trzepocąc nogą o drewniane panele. W moich notatkach miałem nieuporządkowanych jeszcze wiele nagłych spraw. Skrzypienie panelu rozbrzmiewające z mojej lewej strony ucha pozwalało wprowadzać mi się w dziwny, niezrozumiały przeze mnie samego stan skupienia. Po mojej prawej stronie biurka leżał granatowy notes. Miałem w nim zanotowane adresy najważniejszych klientów, z którymi w ostatnim czasie zawieraliśmy umowy. Służył on też do prowadzenia historii dokonanych sprzedaży, od taki służbowy notesik. Po lewej stronie znajdowały się białe teczki korespondencyjne, w których prowadziłem historie wykonywanej pracy z danym klientem. Wykonywałem moją pracę rzetelnię, ale iż branża którą się zajmuje jest niesamowitym polem popisu dla oszustów i różnego rodzaju mataczy, zawsze prowadziłem ją odpowiedzialnie. Wydawało mi się, iż nie ma nawet takiej możliwości by coś w niej zaginęło. Każdy klient od rozpoczęcia, do zakończenia współpracy był przeze mnie należycie obsługiwany. Przebieg transakcji i wykonanych robót został należycie zamykany po zakończonej współpracy i odkładany na półkę z historią klientów. Nic nie mogło mi umknąć, byłem perfekcjonistą. Po środku mojego biurka miałem trzy kartki, notatki. Planowałem na nich dalszą część prac, które miały zostać wykonane na zlecenie klienta w dniu następnym. Tego miesiąca mieliśmy strasznie dużo zleceń, spędzałem w swoim kabinecie średnio czternaście godzin dziennie, chodź miałem wrażenie jakby mijała zaledwie godzina. Sprawia mi to niesamowitą satysfakcję. Mimo tego jak należycie przykładam się do swojej pracy, nie jestem do końca zrozumiany przez bliskich. Żona coraz bardziej zwraca mi uwagę, iż nie mam czasu nawet zjeść z nimi obiadu, tak to z nimi! Mam jeszcze syna, ośmioletniego. Jest niesamowicie zdolnym chłopcem. Tutaj mam coś nie tak, koszty wykonania tej pracy są o wiele za duże, nie jest to rentowne dla mojej firmy. Czuje coś! Czuję jakiś zapach. Nagle usłyszałem syna bawiącego się obok mojego biurka, usłyszałem również dźwięk smażonego mięsa, deszcz padający za oknem. Szybkim ruchem odwróciłem głowę w lewą stronę, usłyszałem zgrzyt w karku. W progu stała żona. Drzwi były otwarte.
Komentarze (6)
1. Rzetelnie
2. Zajmuję
3. ale iż -> bo chociaż
„w niej zaginęło.”
W branży, w pracy czy gdzie? „Niej” wymaga dookreślenia
„współpracy był przeze mnie należycie obsługiwany. Przebieg transakcji i wykonanych robót został należycie zamykany po zakończonej współpracy”
2 x współpracy
„Po środku mojego biurka”
Pośrodku
„swoim kabinecie średnio”
W gabinecie.
„obiadu, tak to z nimi!”
Ale co: tak to z nimi?
Nie bardzo rozumiem ideę skakania po czasach, ale może jest w tym zamysł tak głęboki, że tylko kolejne wcielenia dusz Mickiewiczów, Sieniewiczów, Iliczów i Gombrowiczów będą w stanie go dostrzec.
Co my tu mamy? Siedzi sobie jakiś pan i duma o stanie posiadania tego co obok i tego co w niedalekiej oddali. Mimo, ze ma mnóstwo zleceń znalazł czas na chwilę refleksji dotyczącej stanu posiadania. Coś jak dawny bogacz, który przeliczył zgromadzone monety. Po przeliczeniu wyszło, że jest jeszcze taka pozycja jak żona i syn, lat osiem zresztą. Prawdopodobnie generują oni tylko koszty, żadnych zysków. Żrą i domagają się atencji. W dodatku przeszkadzają, bo włażą niezapraszani. Niestety, tekst się na tym urywa a szkoda. Powinien być ciągnięty przynajmniej do momentu, gdy pan biznesmen, elegancki, bez nałogów, do bólu konsekwentny, nie wyciągnie wniosków. Dzieciak do Chin na rozbiórkę, nerki, wątroba, serce, po stronie wpływów jakieś osiemset tysięcy. Żona? Dwie opcje:
1. Do niemieckiego burdelu – przychód, jakieś sto tysięcy, bo już trochę zużyta
2. Do prywatnej piwnicy – pan biznesmen też ma potrzeby więc może płacić dziwkom lub ministrantom, ale może taniej wyjdzie jak wychłoszcze i obleje woskiem z pięciu świec własną żonę. Też dojdzie, może nawet dwa razy.
Tu by trzeba dobrze policzyć. Mam nadzieję, że będzie kontynuacja, bo to przecież nie ja mam wymyślać dalsze ciągi.
Co do samego tekstu, za często powtarza się słowo praca. Jak już dochodzi do wątku bliskich, tekst jest jakby trochę mniej poukładany. Pourywane wątki - deszcz, obiad, zabawa syna - ale może oto chodziło by się Pan i władca w końcu oderwał od biurka i ujrzał, że jest coś poza jego PERFEKCJĄ. Poczuł jedzenie... typowy samiec, raczył zwrócić uwagę i bach... coś mu łupie w kręgosłupie - szkoda, że nie moralnym ;)
Zdarzają się osoby, które ponad wszystko kochają swoją pracę. Rzadko kiedy zakładają pełnowymiarową rodzinę, a jeśli już, to na bardzo krótko.
Praca dla tych osób jest jak seks z niedawno poznaną osobą. Potrafią zatracić się bez reszty dla otoczenia.
Dodatkowo nakręcani przez sukcesy.
Końcówka wybiła mnie z rytmu, tak jak samego peela, który został oderwany od pracy i odkrył świat wokół siebie. Ludzi w bardzo bliskiej odległości, którzy nie są jego klientami.
Właśnie.
Może pracoholicy powinni traktować domowników, jak potencjalnych klientów?
Może wówczas nie dochodziłoby do koluzji na trasie dom-praca...
Cóż, ludzie są różni, kwadratowi i podłużni.
Dla każdego miejsce w eterze się znajdzie.
:)
Boli trochę brak akapitów, bardzo jednolite tempo narracji i pewna sztywność w konstrukcji zdań. Ale powiedzmy, że to działa. Mogłeś pójść w stronę totalnej psychodeli, ale zakończenie było optymistyczne i nawet trochę moralizatorskie. W gruncie rzeczy nic specjalnego, ale dość solidne opko.
Pozdrawiam
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania