Pracownik biurowy i jego kurza farma

Nazywam się Henryk Kowalski i jestem pracownikiem biurowym. Do moich zadań w pracy, należy praca biurowa.

- Dzień Dobry, ja po jajko.

Moim oczom ukazał się niewielki łysy człowieczek. Wyglądało na to, iż jest to karzeł. Nie powiedziałem wam jeszcze wszystkiego o sobie. Prowadzę także małą fermę kurzą i sprzedaję jajka.

- Proszę, niech pan wejdzie. Może napije się pan kakaa?

Dopiero teraz zauważyłem, iż karzeł nie ma lewego oka, co z pewnością utrudniało mu obserwację otoczenia.

- Nie dziękuję, ale chętnie napiłbym się żubrówki. – odpowiedział nieznajomy.

Cóż karzeł był nieco bezczelny, ale nie miałem czasu o tym myśleć, gdyż usłyszałem jakby trzask zamykanej lodówki. Wbiegłem do kuchni i zamarłem..., z okna wyskakiwał murzyn, trzymający w ręce wszystkie moje jajka. Lodówka była pusta, a klient czekał w drzwiach. Gdybym nie był pracownikiem biurowym, z całą pewnością nie wiedziałbym co robić. Na szczęście nim byłem, a dodatkowo niecały kwartał temu zostałem wybrany pracownikiem miesiąca. Dlatego też pierwsze co zrobiłem, to zamknąłem lodówkę i wróciłem co Klienta.

- Co tam się stało? – zapytał wyraźnie zaciekawiony karzeł.

- Nie będę pana oszukiwał. Przed chwilą z mojej lodówki ukradzione zostały wszystkie jajka, a przestępstwo popełnił człowiek o czarnej karnacji skóry. Policji nie będę wzywał, gdyż moja strata nie przekracza kwoty 500 zł, więc będzie to czyn o niskiej szkodliwości społecznej. Jako że jajek nie ma, to przejdziemy się do farmy.

Zostawiłem zaskoczonego karła, sam zaś wyciągnąłem z barku żubrówkę, z lodówki wziąłem sok jabłkowy.

- Niech pan to trzyma, skoczę jeszcze po szklanki.

Wróciłem do kuchni, wziąłem dwie szklanki i byłem z powrotem. Niestety w drzwiach stała moja kochana małżonka, trzymająca karła za ucho.

- Co to ma znaczyć? Dzieci piją z tobą wódkę?

Karzeł jęczał, dzielnie trzymając butelkę i karton. Ja natomiast nieźle się wkurzyłem na żonę, żeby tak traktować gościa!

- Puść go! To jest karzeł, a nie jakieś dziecko.

Małżonka momentalnie puściło jego ucho, jednak widać było, iż wciąż ją coś gnębi.

- No niech będzie i karzeł. Od kiedy ty masz takich przyjaciół, że wódkę ci przynoszą?

No tak, pewnie pomyślała, że chcę się napić na sępa. W pierwszym momencie nie pomyślałem o tym, a przecież byłem pracownikiem biurowym.

- Kochanie, to jest moja wódka. Dałem mu tylko ją potrzymać, a sam skoczyłem po szklanki.

Na twarzy Maryśki, pojawiło się cos na kształt uśmiechu. Jednak czułem, iż nie wszystko zrobiłem jak należy.

- Przepraszam pana niezmiernie, czasami jestem zbyt wybuchowa – powiedziała – ale zaskoczyła mnie ta sytuacja. Zaraz przyniosę wagę. Jadł pan coś dzisiaj?

- No, jakoś nie. – wybełkotał karzeł.

- To chodźcie do kuchni, naleję wam zupy i skoczę po wagę.

Grzecznie poszliśmy do kuchni i siedliśmy przy stole. Po kilkunastu minutach przed naszymi nosami pojawił się rosół. Spokojnie jedliśmy, tymczasem małżonka poszła po tę nieszczęsną wagę.

- I jak tam karzeł, smakuje?

- Krasnoludkiem jestem.

- No przecież za duży jesteś na krasnoludka.

Karzeł wstał, odsłonił płaszcz i dopiero to zauważyłem. On chodził na jakiś wielgachnych butach na obcasach, dlatego wydawał się tak wysoki.

- No dobra, może i jesteś krasnoludek. Heniek jestem.

- Zeblik.

Nawet nie zauważyliśmy, jak weszła żona. Położyła wagę na podłodze i zarządziła.

- Rozbierać się do majtek i na wagę.

Znałem już te numery mojej Maryśki, więc czym prędzej wskoczyłem na wagę. Nie wiem, czy zdajecie sobie sprawę, iż waga jest narzędziem diabelnie chytrym i wychwytuje wszystkie nasze niedoskonałości. Wciągnąłem brzuch i popatrzyłem na okienko wagi, 105 kg. Żona niestety także widziała te trzy cyferki i z dezaprobatą pokręciła głową.

- Teraz ty.

Jak Zeblik zdjął te swoje wielkie buty, faktycznie wyglądał na krasnoludka. Waga wskazała 28 kg. Maryśka wzięła nasze szklanki i narysowała kreski. Pracowała w dziale rachunkowości, co wyrobiło w niej dokładność. Jedna kreska narysowała była w połowie szklanki, druga natomiast ledwo niewiele ponad dnem.

- Heniek wszystko wie, możecie iść. – powiedziała i włączyła telewizor, gdyż właśnie rozpoczynał się serial „Moda na sukces”.

Wziąłem ze sobą szklanki, wódkę i sok jabłkowy i wraz z Zeblikiem poszliśmy do kurnika.

- Pewnie zastanawiasz się, po co te kreski na szklankach?

- No, a po co one?

- Po to, by każdy z nas otrzymał mniej więcej taką samą dawkę alkoholu. Ważysz mniej, to mniej pijesz. Wiesz jaki jest cyrk, jak mam urodziny? Kilkanaście facetów i każdy ma w innym miejscu kreskę na szklance. Tego nie da się upilnować!

- Ale krasnoludki mogą więcej wypić! – oburzył się Zdebik.

- Więcej czy nie, to nie jest teraz takie ważne. Ty jesteś w butach na obcasach, będziesz dodatkowo niósł jajko, to nie możesz się nachlać.

Krasnoludek smętnie popatrzył na mnie i usiadł w fotelu. Pewnie dziwicie się, iż w kurniku jest fotel. Właściwie są tam dwa fotele, wygodne i eleganckie. Jestem pracownikiem biurowym, dodatkowo też dużo czytam. Wyczytałem, iż trzeba być blisko ze zwierzętami. Więc jestem blisko z moimi kurami. Śpiewam im piosenki, nucę kołysanki i takie tam.

- Polejesz? – Z zamyślenia wyrwało mnie pytanie Zdebika.

- Tak, oczywiście. - Wlałem sobie pół szklanki wódki, Zdebikowi oczywiście wiele mniej. – Za twoje zdrowie.

Wypiliśmy pierwszą kolejkę. Mając na uwadze, iż miałem krasnoludkowi sprzedać jajko sprawdziłem, czy jakaś kura coś zniosła. Niestety jajek nie było, nie zabrakło natomiast gdakania kur. Nalałem drugą kolejkę i wypiliśmy na drugą nogę.

- Wiesz, że my krasnoludki, rozumiemy mowę kur?

- Nie. – jako pracownik biurowy nie wiedziałem tego.

- Chcesz wiedzieć, co one mówią? – Zdebik kontynuował.

Czy chciałem wiedzieć co o mnie kury myślą? Raczej nie.

- A po co mi ta wiedza? Dajmy z tym spokój.

Ponownie nalałem żubrówkę do szklanki i wypiliśmy za zdrowie kur. Jak tylko wychyliliśmy kielonki, jedna z kur zaczęła głośno gdakać.

- Mówi, że ma niespodziankę. – stwierdził krasnal.

Wstaliśmy z foteli i zerknęliśmy w opuszczone gniazdo kury. Leżała tam piękna zielona, wielkanocna pisanka, na której był napis „Wielkanoc 2017”

- No nie, czekam na zwykłe jajko, a tu pisanka. Odbiło im?

Krasnal wziął jeszcze ciepłe jajko do ręki i przyglądał się zachwycony.

- Ja je biorę, jeszcze tylko zwykłe jajko i będę mógł wrócić do swoich.

Po wypowiedzeniu tych słów kolejna kura zaczęła gdakać. Już miałem iść w kierunku gdakającej kury, gdy poczułem jak ręka Zdebika chwyciła mnie za nogę.

- Zostań, ona tylko wymyśliła wiersz. – uśmiechnął się krasnal.

Nie powiem, zamurowało mnie, moja kura poetką. To było co najmniej dziwne.

- Słuchaj, a możesz powtórzyć jej wiersz. – poprosiłem krasnoludka.

„Czarną nocą, w blasku dnia

robal mały wpadł do gara.

Przegryzł metal, wyszedł zeń

i uciekał w szary cień.

Zaczaiłam się i byłam tam,

wprost do dzioba wlazł mi sam”.

Krasnal wyrecytował wiersz mojej kury.

- Słuchaj, a może chcesz ją kupić na rosół. Od dawna nie znosi jajek i tylko wiersze miernej jakości kleci. Po co mi taki ptak? – wydawało mi się, iż taka kura jest mi zupełnie niepotrzebna, a mogłem na niej ostatni raz zarobić. Jako pracownik biurowy umiałem liczyć pieniądze.

- Ty tę kurę lepiej sobie zostaw. Powiedz lepiej, ile inne kury niosą jajek. – Zdebik uśmiechnął się i mrugnął do mnie swoim jednym okiem.

- Tak jedno, dwa dziennie, ale to dzięki temu, że im śpiewam. –odpowiedziałem.

- To, że śpiewasz, utrudnia im znoszenie jajek, a przez twoje kołysanki nie umieją zasnąć i rano czują się osowiałe. A duża ilość znoszonych jajek, to zasługa tej poetki. Traktuj ją dobrze, nie przesiaduj w kurniku, a każda będzie ci w ciągu dnia znosić dwa jajka. – krasnoludek wyjaśnił mi kwestę moich niosek.

Nie powiem, wydawało mi się, iż jako pracownik biurowy nic nie przeoczyłem i zapewniałem moim kurom idealne warunku do znoszenia jajek. A tu taka wpadka. Nie dość, że poświęcałem im mój drogocenny czas, który mogłem poświęcić małżonce, to dodatkowo skutek był odwrotny od zamierzonego. Przed oczami w ciągu paru sekund, mignął mi ostatni rok mojego życia. Rok, w którym niemal cały wolny czas poświęciłem kurom.

- To co mam robić?

- Daj mi tę pisankę i idź do żony.

Jak zahipnotyzowany podałem pisankę krasnalowi, pożegnałem się z nim i czym prędzej pobiegłem do domu. W domu, którym czekała na mnie moja samotna małżonka.

……

Jako pracownik biurowy, mogę powiedzieć, iż jakość mojego życia zdecydowanie się poprawiła. Kury znoszą po dwa jajka dziennie, a ja mam czas by wraz z małżonką oglądać „Modę na sukces”.

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania