Prąd

Wiatr hulał w kominku. Ze świec kapał wosk prosto na gołą stopę Witolda, doprowadzając go do szału.

– Straż! – krzyknął Książę z wściekłością.

Do komnaty weszli dwaj wartownicy.

– Tak Wasza Wysokość? – zapytali.

– Zawżdy łuczywem jakowymś świece owe zastąpić należy.

– Jak Wasza Miłość sobie życzy.

Wartownicy zabrali wszystkie osiemdziesiąt cztery woskowe gromnice. Już mieli wyjść, gdy jeden z nich zdobył się na odwagę.

– A możeś by Wasza Wielebność z prądu, jako go nazywają mędrcy, skorzystać chciał?

– Prąd powiadasz. Hmm.

Książę zadumał się na dwie godziny. Wartownicy jednak cierpliwie czekali na odpowiedź.

– No wezwij w takimże razie uczonego naszego nadwornego, Mikołaja. Co prędzej niechaj bierzy do mnie, bom ciekaw co to prąd ów jest.

Uczony Mikołaj zjawił się za kwadrans zdyszany pod drzwiami komnaty księcia. Poprawiał swoją szatę. Kiedy go bowiem wartownicy wezwali, zabawiał się właśnie z sześcioma dziewkami ze wsi.

– Jest Panie mędrzec – zaanonsował wartownik.

– Niech wejdzie.

Mikołaj wkroczył do komnaty kłaniając się w pas.

– Ach witaj największy władco świata, Książę na książętami.

– Zamilcz gnido zawszona. Nie płaszcz się przed majestatem mym fałszywie.

– Nie śmiałbym Wasza Wysokość.

– Mów żwawo co prądem nazywane diabelstwo jakieś, jest.

Mikołaj przeżegnał się szesnaście razy.

– Och nie, nie panie mój. Tylko nie prąd. Zło to największe, jakiego najgorszym wrogom życzyć nawet śmiem.

– Światło prąd ten, jakimże słyszał, dawać potrafi.

– Nie wierz Wasza Wysokość łgarzom tym, co zguby twej pragną. Kłamstwa owe najgorszą zarazą dla nich skończą się.

– Czyś widział kiedy Mikołaju prąd podczas wypraw swoich po dalekich krajach?

– Świat cały prawiem zwiedził Wasza Dostojność, acz nigdzie los nie dał mi, co bym prąd widział.

– Aleś słyszał co inni mędrcy mówią.

– Wiele wiosen temu, coś do mych uszu dotrzeć chciało, alem zatkał je w strachu przed szatańskim podstępem.

– Oddal się. Straży mej rozkaz mój przekaż, łuczywo niech migiem przynosić się biorą.

Mędrzec Mikołaj wrócił do swej komnaty w zachodnim skrzydle zamku. Usłyszał radosny pisk czekających na niego wciąż wiejskich dziewek. Nakopciły marihuaną, że ledwie je było widać. Mikołaj włączył wentylator. Pogroził im palcem.

– Oj, oj za dużo trawy, za dużo.

Podszedł do szafki z kinem domowym i włączył film erotyczny. Szybkim ruchem pozbył się szat i wskoczył miedzy rozchichotane dziewki.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 7

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (5)

  • KarolaKorman 16.03.2015
    Podejrzewałam podobny koniec. Ładnie dopasowałaś słownik do klimatu opowiadania, 5 :)
  • Jan Mieszaniec 16.03.2015
    Jeszcze, jeszcze, jeszcze!!! Mówią, że inteligentnych ludzi poznaje się po poczuciu humoru. Tobie Wena go nie brakuje. 5 ;)
  • Ale jazda, styl historyczny, książe a tu .....wielskie dziewki i maryśka. Super, dawaj więcej.
  • PolkaPL 17.03.2015
    Jestem pozytywnie zaskoczona, szczegolnie dospasowanym jezykiem, 5
  • RUDA 23.03.2015
    Nie potrafiłabym utrzymać opowiadanie w takim klimacie :) fajnie się czyta. 5

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania