Prawda

O dziesiątej można było na chwilę oderwać się od chaosu, który ich napędzał i zabijał jednocześnie. Dzwonki telefonów, rosnąca ilość maili, spotkania, wyjazdy, teksty, teksty i jeszcze raz teksty znikały dokładnie o dziesiątej. O tej pięknej godzinie wychodzili ze swojego biura, schodzili na półpiętro prowadzące do archiwum, przez które niemal nikt nie przechodził, i pili kawę w swoich ulubionych kubkach.

Patrzyli przez okno na ulicę, parking i główne wejście prowadzące do ich świątyni wiecznie głodnego boga informacji. W niektóre dni ich oczom ukazywała się wysoka blondynka, na jednym z ramion taszcząca ogromną teczkę na rysunki. Pod ich budynek podjeżdżała tramwajem, przeciskała się przez zirytowanych pasażerów i dziarskim krokiem podążała do pracy.

Dziś też ukazała się jego oczom. Miała na sobie obcisłą sukienkę o dziwnym kolorze. Większość facetów powiedziałaby, że jest niebieska, ale on do nich nie należał. Długo szukał słowa dobrze ją opisującego, sącząc przy tym z czcią cholernie drogą kawę (378 złotych za kilogram). Wreszcie wiedział. Była modra. Piękna jak niebo w udany wakacyjny dzień. Jak woda w jeziorze o idealnej temperaturze. Jak kolor jego serca.

– Modra – mruknął, by posmakować tego słowa. Było smaczniejsze od pitej kawy.

– Co? – zapytał jego kumpel.

– Jej sukienka jest modra – odparł.

– Spoko, nie wiem, jaki to kolor, ale pewnie masz rację.

– To na pewno modry. Mogę się założyć.

– Nie polemizuję – odparł z uśmiechem.

– Zdradzę ci coś. Jestem w niej cholernie zakochany.

Jego kolega aż zakrztusił się kawą. Potem uśmiechnął się niepewnie.

– Masz dzisiaj specyficzny nastrój – powiedział.

– Kocham ją całym sobą. Jest dziewczyną z moich snów.

– Dobra, spoko, chyba przesadziłeś z tą kawą. Z ilu ziaren ją zrobiłeś? Może…

– Kocham ją tak mocno, jak mocno nie kocham mojej żony. Brzydzę się ciałem żony, jej rozstępami, fałdami tłuszczu i przebarwieniami. Żeby dojść, muszę myśleć o dziewczynie z teczką do rysunków.

– Dobra, nie wiem, czy żartujesz, ale chciałbym, żebyś już zamknął mordę – powiedział pół żartem, pół serio.

– Nie jestem pewny, czy kocham moje dzieci. Chyba się do nich po prostu przyzwyczaiłem.

– Ja pierdole. Już wolę wypić resztę kawy w kuchni razem z rozgadanymi babami. Narka – powiedział i zaczął odchodzić.

– Nienawidzę pisać artykułów tak, by nie urazić chujów dumnie reprezentujących nasze miasto. Dość już tego pierdolenia. Od dzisiaj będę prawdziwy. To mój sposób, wiesz?

Stojący na schodach kolega odwrócił się do niego na chwilę.

– No dobra, niech ci będzie, zapytam. Na co to sposób?

– Na fascynujące samobójstwo – odparł i poczuł, jak wielki głaz spada z jego serca.

 

Mały zbiór moich opowiadań znajdziecie tutaj: https://bramygrozy.pl/ebooks.php

Będę bardzo wdzięczny za komentarz na Lubimy Czytać: https://lubimyczytac.pl/ksiazka/4926325/liczenie-czarnych-owiec

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • Pan Buczybór 05.05.2020
    "pierdole" - pierdolę

    Ciekawy fragment większej całości. Jako element zachęcający do sięgnięcia po główne danie sprawdza się naprawdę dobrze, ale jako samodzielne opko zostawia to pewien niedosyt. Tak czy siak kawał porządnej pisaniny.
  • Bajkopisarz 07.05.2020
    „schodzili na półpiętro prowadzące do archiwum, przez które”
    Żeby treść się układała w linii prostej, lepszy byłby szyk: schodzili na prowadzące do archiwum półpiętro, przez które
    I teraz „przez które” dotyczy półpiętra a nie archiwum
    „ich świątyni wiecznie głodnego boga informacji. W niektóre dni ich oczom ukazywała się wysoka blondynka, na jednym z ramion taszcząca ogromną teczkę na rysunki. Pod ich”
    3 x ich, zamiast powtarzać każdy z zaimków można zastąpić przymiotnikiem
    „ukazała się jego oczom”
    A kto to jest jego? Do tej pory była grupa, oni. Teraz jest jakiś jego (on), ale to tylko zaimek. Gdzie przedstawienie bohatera? Nie chodzi o imię nazwisko, wiek, wygląd, tylko o rzeczownik. Owszem, można postawić na tajemniczość postaci i korzystać przez jakiś czas z zaimka, ale tutaj ten zabieg jest zdwojony: najpierw oni, jakaś grupa, potem jakiś on. Same zaimki, a to już nie gra.
    „(378 złotych za kilogram)”
    Liczba lepiej słownie
    „Jego kolega aż zakrztusił”
    Jego – zbędne

    W treści bardzo dobrze, zaciekawiło mnie, żeby to sprawdzić jak potoczy się to przemyślane, fascynujące samobójstwo.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania