Prawdziwe sny "Szpital"
Szłam na jakieś badania lekarskie. To był wielki ośrodek, prawie miasteczko. Nie wiedziałam, gdzie mam te badania, a nie miałam jak się zorientować. Chodziłam po budynkach i na zewnątrz. Przy jakichś schodach były tabliczki z napisami, ale zupełnie nie dotyczące tego, czego szukałam. Nie było nigdzie recepcji. Czasem pytałam ludzi, ale mało reagowali. Nie byli mi niechętni, ani ja nie bolałam nad tym, że są obojętni wobec mojego problemu, tylko zwyczajnie nie byli mi żadną pomocą. Chodziłam przez sale szpitalne, gdzie ludzie w ciasnocie prowadzili szpitalne, ale nie tragiczne życie, choć byli szarzy i wcale nie miałabym ochoty znaleźć się w ich szeregach. W wąskich korytarzach mijałam korowody (gęsiego z jedną ręką na ramieniu poprzednika) rozbawionych studentów medycyny i profesorów przemieszczających się z wykładu na wykład. Na dworze spotkałam kilka pielęgniarek z twarzami umalowanymi na biało i srebrno, w białych perukach z lokami. A ja szukałam. Raz spotkałam inną kobietę też szukającą, ale szukała czego innego. Przez cały czas wiedziałam, że mam te dwa umówione terminy: jeden już po prostu miałam, drugi umówiłam sama. Zaczęłam się zastanawiać, czy ze sobą nie kolidują. No i obawiałam się, że nie trafię. Zaczęłam myśleć, że jeszcze trochę poszukam, żeby potem móc z czystym sumieniem powiedzieć, że szukałam i nie znalazłam. I nagle zaczęłam uświadamiać sobie, że właściwie nie wiem, po co mi te badania, że upieram się przy czymś, co może wcale nie ma sensu, bo nie jest konieczne. I zrezygnowałam z ulgą.
Komentarze (5)
Odbijam się przeto w poczuciu mini-zgruzgotania i z niemal pewnością, że inni, po mnie, uchwycą (wyłowią) to, czego ja dziś nie zdołałem.
Pozdrawiam.
Ps. Za 13minut będzie jutro.
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania