Preludium Cierpienia

Pewne zapomniane przez Boga miejsce.

 

Założę się, że ilekroć myślałeś o demonach, nigdy nie chodziło ci o zgarbionego staruszka, siedzącego właśnie w pewnym zabytkowym gabinecie, na ostatnim piętrze dawno opustoszałego budynku upadłej wieki temu korporacji - Vilsed. W swojej lekko pogiętej i niechlujnie założonej koszuli, wyglądem nie odstawał nic a nic od przeciętnego dziadka. Ba, zapewne w życiu nie skrzywdził ani jednej muchy, a wieczorami czyta wnukom na dobranoc.

A więc może się myliłem?

Może... a może nie?

Jego oczy przykuły szczególnie moją uwagę. Szatańskie ogniki odbijały się w jego okularach, zupełnie jakby wpatrywał się właśnie w ognisko bądź też rozpaloną zapałkę, a nie w ponuro zaćmione okno.

Doskonale wiedziałem co to za miejsce.

Rodzice wiele razy opowiadali mi o zamkniętej kilkanaście lat temu spółce, o płonących magazynach z setkami akt pracowników - i co ciekawsze - o samobójstwie samego prezesa.

Muszę przyznać, że historia z dzieciństwa znowu napawała mnie lekkim strachem. Mimo, że w pewnym okresie dojrzewania zacząłem inaczej rozumieć mechanikę świata, tak teraz wszystkie opowiastki o duchach powróciły do mnie ze zdwojoną siłą.

Wszystko spłonęło...

A przynajmniej tak mówił każdy.

Gabinet zapchany był zakurzonymi księgami, obrazy wisiały w niemalże nienaruszonym stanie, a same kunsztownie wykonane meble sugerowały, że drobniejsi złodzieje z pobliskiego miasta, szukając prawdziwych skarbów wśród zgliszcz, przypadkowo ominęli właśnie ten pokój.

Więc co ty tutaj do cholery robisz?

Kim jesteś?

Z półmroku dojrzałem leniwie sunącą rękę starca w kierunku zakurzonej karafki whisky, którą dopiero teraz dostrzegłem.

- Niesamowite - wyszeptał w końcu, przebijając spowitą ciszę w pomieszczeniu. Za nic w świecie nie spodobał mi się jego uśmiech, niebezpiecznie symbiozujący z dziwnie błyskającymi oczkami. Były pełne okrucieństwa.

Jednym ruchem opróżnił do zera resztki alkoholu, po czym ostrożnie odstawił karafkę z powrotem na heblowany stół. Coś chrupnęło w jego kościach gdy wstawał, jednak sam zdawał się nie przejmować tym faktem nic a nic. Cóż, musi być do tego przyzwyczajony, albo zwyczajnie jest głuchy i w dodatku na wpół sparaliżowany.

Skierował się w stronę małej biblioteczki ustawionej na drugim końcu gabinetu, tuż pod ogromnym portretem jakiegoś zniesmaczonego mężczyzny. Ostre jak stal rysy twarzy, a do tego oczy spoglądające wprost na mnie, niezbyt zachęciły mnie do napawania się kunsztem artysty.

- W końcu - syknął staruszek, wyciągając jednocześnie rękę w kierunku jednej z zakurzonych ksiąg ustawionych na najwyższej półce.

Księga była gruba, oprawiona w niespotykanie gładki materiał, o równie niespotykanym kolorze. Boże, gdybym kiedykolwiek natknął się na taką na półkach mojej księgarni, zapewne z miejsca wezwałbym egzorcystę. Ba, drugi numer jaki bym wykonał to umówienie się na wizytę u psychologa.

Tomisko nie wyglądało na wyjątkowo straszne, wydawało się być normalne, spasłe w kartki, ale normalne.

Biło jednak na kilometr dziwną aurą niepokoju.

Palce starca zadygotały lekko. Wciągnął powietrze w płuca, a ja zrozumiałem o sekundę za późno, co się zaraz wydarzy.

Wypuścił księgę z rąk.

W jednym momencie w całym gabinecie zapadł jeszcze większy mrok. Mrok, po którym nastąpiła kolejna salwa niespodzianek.

Zacząłem słyszeć wszystko, i nic jednocześnie.

Przestałem widzieć cokolwiek, i widziałem wszystko jednocześnie.

Obrazy z mego życia przefrunęły mi przed oczami, aby dosyć szybko zmienić slajdy na te brutalniejsze. Cierpienie, krew, wrzaski. Stosy zgniłych ciał, najbardziej wyuzdane tortury czy też stłumione szlochy dzieci, które nawet nie zdążyły przyjść na świat - bo zostały brutalnie zamordowane.

Zrobiło mi się niedobrze.

Zatoczyłem się do tyłu i upadłem, nie wiedząc co się ze mną dzieje. Pojawiła się fala dziwacznych mdłości, znikąd nawet łzy napłynęły mi do oczu, a ja z każdą sekundą czułem się coraz mniejszy w ogromie tego szaleństwa.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • Karawan 04.10.2017
    Czekam na CD.
    jego uśmiech, niebezpiecznie symbiozujący z dziwnie błyskającymi oczkami. - nowotwór językowy od symbioza ale czy trafny? "Symbioza-forma trwałego współżycia różnogatunkowych organizmów, z którego to współżycia organizmy te odnoszą korzyści"
    5 na dobry początek.;)
  • ArTemis 08.10.2017
    Dziekuje ^ ^

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania