Preludium do "Upiora wąpierzy"
Przekrwione oczy i powłóczysty chód. Idący ścieżką wampir, wyglądał jak ktoś po ostrej popijawie. LeBratiemu szkoda było nawet na niego kołka. Już miał odejść, ale kątem oka zauważył zbliżającą się z przeciwnej strony postać. Była ubrana w długi płaszcz z kapturem, zakrywającym twarz. Zbliżyła się do krwiopijcy i go dotknęła. W następnej chwili rozległ się głośny huk i wampir eksplodował w obłoku dymu. LeBrati przywarł do ziemi. Coś było bardzo nie w porządku. Normalnie nikt nie powinien ot tak sobie wyparować, nawet stuletni wysuszony trup. Postać w kapturze chwilę powęszyła jak znudzony pies, potem odeszła. LeBrati odetchnął z ulgą.
- Co to było? – dobiegł głos z tyłu. Należał do pomocnika łowcy, Alfonsa. LeBrati zabierał go czasami ze sobą, żeby w razie czego posłużył jako mięso armatnie dla wąpierzy.
- Zdawało ci się – odparł zdenerwowany łowca.
- Przecież widziałem…
- Zamknij się. Mówię, że nic tam nie było i już. Zbierajmy się, bo zaraz północ, zła godzina. Wtedy nawet łowcy nie wychodzą z domów.
- Ale przecież już jest północ.
- Co takiego? No nie, mój chronometr się zepsuł. Mamy przesrane.
W następnej chwili otoczyło ich stado wilków. Wyglądały na wygłodzone i zdesperowane, a przede wszystkim niebezpieczne. Między nimi zaś stał sam Lord.
- Mam ochotę czegoś się napić - powiedział.
Komentarze (5)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania