procedura zakończenia

Oczywiście proszę o to samo co zawsze. Trzymajcie się i wyobraźni życzę :)

 

     Wyglądający na około 4o lat,  człowiek z twarzą o uwydatnionych rysach, opuszcza właśnie mury Watykanu, by po chwili  znalaleźć się po rzymskiej stronie Via Della Conciliazione.  Z niewielką torbą na ramieniu, oraz nerwowo obracanej w palcach komórce, szedł chodnikiem w kierunku niewielkiej restauracji, oddalonej od Watykanu niecałe 800  metrów.

  Spoglądając na mały ekran telefonu komórkowego, po cichu odezwał się sam do siebie.

- Co jest do cholery? Dlaczego nikt jeszcze nie dzwoni?

Nie zdążył jeszcze opuścić dłoni, gdy do jego uszu dotarły pierwsze dźwięki wydobywające się z głośnika telefonu. W tym samym momencie poczuł jak przez jego ciało przechodzi przyjemny dreszcz.  "Walkiria" - pomyślał - Richard Wagner.  Jego ulubiony kompozytor. Nie był to jednak dobry moment na oddawanie się w ręce czarodziejskich dźwięków.

Mężczyzna spojrzał na ekran telefonu.

+39 6 555 324 12. Szóstka tuż za numerem kierunkowym, sugerowała, że dzwoni do niego ktoś z Rzymu. Nacisnął zieloną słuchawkę i błyskawicznie przystawił telefon do ucha.

-  Pronto? - w jego głosie pojawił się twardy niemiecki akcent.

- Buongiorno. Czy mam przyjemność rozmawiać z signore Hoffman?

Prawidłowa wymowa oraz typowe dla Włochów lekkie przeciąganie słów zdradzają pochodzenie rozmówcy.  Nazwisko, o które pytała osoba po drugiej stronie słuchawki, niepoprawnie zresztą odmienione,  mężczyzna rozpoznaje jako pierwsze z pięciu wyrazów - kluczy uruchamiające procedurę kontaktową.

- Naturalnie. Przy telefonie - odpowiedział, również wysyłając ustalone wcześniej wyraz - klucz.

- Dzwonię z Banca Popolare dell’Emilia Romagna. Nazywam się Rosso. Giancarlo Rosso.  Masz...przepraszam, mam dla Pana informacje na temat kredytu o który Pan wnioskował.

Dla mężczyzny dziwne przejęzyczenie się bankiera było jasne. Kolejny klucz.

- O tak. Teraz Pana poznaje signore Rosso. Mam nadzieję, że są to dobre wieści - odpowiedział ukrywając w zdaniu oczekiwany przez rozmówcę wyraz.

- Signore, dla takich klientów jak Pan, nasz bank ma zawsze dobre wieści - powiedział Rosso z nieukrywanym zadowoleniem.

Mężczyzna nie rozpoznał tym razem żadnego wyrazu, co jednak było zgodne z ustaloną wcześniej procedurą kontaktową

- Cieszę się, że bank obdarzył mnie kredytem zaufania -  również ułożył zdanie nie posiadające klucza.

- Na to wygląda, że nie tylko zaufania - zripostował pracownik banku - na którą godzinę godzinę moze pan do mnie przyjechać signore Hoffman?  Umowa leży już na moim biurku.

  Wszystko odbywało się zgodnie z wytycznymi. Mężczyzna "wyłowił"  następny wyraz. Wedle procedury kontaktowej teraz on musiał użyć dwóch wyrazów - kluczy

- Oczywiście signore Rosso. Natychmiast wyruszam do Pana!

Pozostało tylko usłyszeć w słuchawce dwa ostatnie wyrazy potwierdzające pozwolenie na rozpoczęcie akcji.

- Och, signore za chwilę mam przerwę. Wybieram się do restauracji na obiad. Do rozpoczęcia pracy o 14.3o będę nieosiągalny.  Umówmy się więc na 15.

- Jak najbardziej. Będę punktualnie.

Hoffman poprawił opadający mu z ramion pasek niewielkiej torby, po czym wyłączył telefon i wyciągnął znajdującą się w środku kartę sim. Chwilę po tym skręcił w ślepa uliczkę między budynkami, na której znajdowały się kontenery na odpady. Schował się za jednym z nich, dyskretnie sprawdzając czy nie jest obserwowany. Po tym jak uznał, że jest bezpiecznie położył na ziemi telefon oraz wyjętą z niego wcześniej kartę. Z przedniej kieszeni torby wyciągnął niewielką ampułkę zawierającą bezbarwny płyn, który w chwili kontaktu z ciepłymi dłońmi zmienił swój kolor na pomarańczowy.

Odsuwając się nieznacznie otworzył fiolkę i wylał cała zawartość na telefon i kartę.

Urządzenie i mała karta natychmiast zaczęły się topić. Po chwili pojawił się gęsty, intensywny, biały dym. Hoffman zaskoczony tym faktem zerwał się na równe nogi i natychmiast opuścił to miejsce.

- Szlag by ich trafił - warknął groźnie - mogli o tym pomyśleć. 

Opierając się o ścianę jednego z wielu hoteli przy tej ulicy, oddalony o kilkadziesiąt metrów od wejścia w ślepa uliczkę, udawał, że rozpaczliwie szuka czegoś w swojej torbie.

Nie był to najlepszy kamuflaż. Prawie natychmiast wyczuł, że zwraca na siebie uwagę. Musiał jednak wrócić za kontener i upewnić się czy znajdująca się w niewielkim pojemniczku ulepszona wersja wody królewskiej, będąca mieszaniną stężonego kwasu solnego i azotowego, oraz kilku innych substancjach o których pojęcia nie miał, wystarczająco zniszczyła komórkę wraz z kartą.

Zauważył, że na przeciwko miejsca gdzie pozbył się urządzenia znajduje się niewielki sklepik. Na szybie wystawowej oprócz wypisanej czerwonymi literami nazwy "Nani Piccolo"  która wywołała u Hoffmana z trudem powstrzymany wybuch śmiechu, widniały jeszcze napisy giornalaio e tabaccaio. Mężczyzna pomyślał, że w jego ojczyźnie kiosk o nazwie "Krasnoludek Malutki" byłby równoznaczny z bardzo szybką plajtą właściciela.

Przechodząc przez ulicę spojrzał w lewo. Kilkaset metrów od niego nad Via Della Conciliazione malował się  widok na górującą w głębi fasadę i kopułę Bazyliki św. Piotra.  Hoffman uśmiechnął się nieznacznie. 

    W kiosku znajdował się niewielkich rozmiarów telewizor. Właściciel sklepiku z wielkim zainteresowaniem i przejęciem oglądał program specjalny, podczas którego dziennikarze Rai News 24 na bieżąco przekazywali tragiczne informacje ze świata. Widząc jednak stojącego w drzwiach sklepu klienta, sciszył odbiornik. Spojrzał w stronę mężczyzny na pierwszy rzut oka, wyglądającego na turystę z Turcji lub Jugosławi. Właściciel zwykł oceniać swoich klientów po tym jak wyglądali i w jaki sposób byli ubrani.  Ten posiadał wyraziste rysy twarzy, z kilkudniowym zarostem. Był brunetem z  zaczesanymi do góry włosami. Średniej długości, gdzieniegdzie przypruszonych siwizną. Jego skóra miała barwę zbliżoną do średniej opalenizny. Odzież skrywała dobrze zbudowane, muskularne ciało.

Był ubrany w  ciepły zimowy sweter, który przykrywała szyta na miarę sztuksowa marynarka.  Dżinsowe spodnie, chyba Wranglera, idealnie dopasowane do jego sylwetki swobodnie opadały w dół, zatrzymując się na wysokich ciężkich butach w rodzaju glanów noszonych przez młodych. Turysta ukrył to, chyba celowo pod nogawkami spodni. 

Właściciel z opanowanym do perfekcji tonem "usłużalnosci" w głosie, oraz szerokim, pokazującym komplet zdrowych zębów uśmiechem zwrócił się do mężczyzny w swoim ojczystym języku:

-  Buongiorno signore. Posso aiutarla con qualcosa?

Hoffman zauważył, że odkąd wszedł do kiosku jest obserwowany. W pierwszej chwili pomyślał, że właściciel obdarza swoich klientów wysoce ograniczonym zaufaniem. Jednak po chwili zrozumiał, że powód dla którego niezbyt wysoki, około czterdziestki facet, nie spuszcza go z oczu jest jednak całkiem inny. Co również w wystarczający sposób tłumaczyło nazwę jego sklepu. Odczuwając ogromną ochotę natychmiastowego opuszczenia tego sklepu, już chciał skierować swoje kroki ku wyjściu, kiedy nagle usłyszał jak mężczyzna za ladą wita się z nim i pyta w czym pomóc. 

- Sì...Buongiorno. Volevo comprare un pacchetto di sigarette. Marlboro.

Hoffman prosząc o paczkę papierosów nawet przez moment nie spojrzał na sprzedawcę.

  Zaskoczony, tym że obcokrajowiec poprawnie mówi po włosku, facet za ladą próbuje ukryć, że nie odgadł prawidłowo narodowości turysty. Mimo, że swobodnie rozmawia po wlosku wlaśnie odkrył jego dziwny "twardy" sposób mówienia. To typowy akcent Niemców, mówiących po Włosku. Usprawiedliwiał się tym, że jego wygląd sugeruje co innego. Wyciągając z regału paczkę czerwonych Marlboro, otworzył szufladę pod ladą gdzie chował zapalniczki z nazwą swojego sklepu. Jedną z nich zamierzał obdarować nieznajomego

- Rozumię, że życzy Pan sobie Marlboro " full flavor" i raczej nie jest Pan zainteresowany wersją "light" - kładąc na ladzie papierosy i zapalniczkę zrozumiał, że to co przed chwilą powiedział nie było na miejscu - a to taki drobny upominek od firmy.

Hoffman chowa papierosy do kieszeni marynarki. Słowa zniewieściałego sklepikarza potraktował jak afront. W normalnych okolocznościach leżał by już na ziemi ze złamanym nosem. Tym razem musi się zadowolić intelektualnym zwyciestwem. Przyglądając się zapalniczce przez chwile i kieruje wzrok na sprzedawcę, który niemal natychmiast pokrywą się czerwienią na twarzy. Hoffman po raz kolejny powstrzymuje atak smiechu

- Swietny pomysł z tymi zapalniczkami - zaczął - tylko szkoda, że nie są w rożowym kolorze - zasugerował, podając mu banknot.

- A dlaczego akurat różowy Signore? - zapytał zaskoczony

- Pasował by Ci do szminki! - mówiąc to spodziewał się przynajmniej czegoś w stylu "proszę mi z tąd wyjść"

Tymczasem mężczyzna za ladą nie wyczuł w słowach Hoffmana drwiny, lub umiejętnie to ukrywał. Schował banknot w kasie oddając turyście kilka drobnych monet.

- Słyszał Pan co się dziś na świecie dzieje Signore? - zagadadnął do Hoffmana - istna tragedia! Aż nie mogę uwierzyć. Słyszał pan?

Ten znajdując się już przy drzwiach odpowiedział szybko

- Wiele złego dzieje się teraz na świecie, ale niedługo nadejdzie pokój. Arrivederci!

Właściciel sklepu pozostawiony z tajemniczą odpowiedzią turysty wrócił oglądania telewizji.  Tymczasem Hoffman przebiegając z jednej na drugą stronę Via Della Conciliazione znika po raz kolejny za kontenerem ukrytym w ślepej uliczce między budynkami. Spogląda na ziemię.

Po telefonie zostało tylko kilka niewielkich metalowych elementów do których przykleiły się resztki plastiku. Po karcie nie było śladu. Jednym szybkim ruchem nogi rozrzuca to co zostało po komórce. Sprawa załatwiona.

Spokojnym krokiem podąża chodnikiem wzdłuż jednej z piękniejszych rzymskich ulic. Z kieszeni marynarki wyciąga i otwiera papierosy. Wkładając jednego z nich do ust, odpala go prezentem od sklepikarza.

Chwilę potem zapalniczka wraz z cylafonem i kawałkiem papierowej osłony papierów ląduje w koszu na śmieci.

Hoffman spogląda na zegarek. Zostało 20 minut. Czas zająć pozycje.

    Po około 5 minutach mężczyzna zajmuje niewielki stolik w położonej około 700 metrów w linii prostej od Watykanu restauracji Sicomoro. Rozsiada się na wygodnym siedzeniu. Z satysfakcją i uznaniem przygląda się fotelowi, jedną ręką sięgając do swojej torby. W tym czasie obok stolika pojawia się kelner

- Buongiorno.  Il mio nome è Marco. Suggerirei deliziosa anatra arrosto. In salsa di funghi!

Młody kelner o imieniu Marco poleca Hoffmanowi wyśmienitą kaczkę w sosie grzybowym.

- Znakomity pomysł - odpowiada mężczyzna wyciągając z torby swój 15 calowy tablet, idealnie wpasowanym w rozmiary torby która nosił - a czy macie tu może niemieckie piwo? Hoffman doszukuje się wreszcie przycisku uruchamiającego sprzęt.

Kelner rozpoznając, twardo akcentowany,  niemiecki akcent gościa, uśmiecha się i lekko szyderczym, aczkolwiek bardzo uprzejmym tonem głosu odpowiada.

- Szanowny Panie,  jesteśmy w Rzymie, a za tamtymi oknami ciągnie się jedna z najpopularniejszych rzymskich ulic - i wskazując ręką na ulicę ciągnie dalej - Znajduje się Pan Signore w restauracji, a nie budce z parówkami. Niech się Signore nie pyta mnie czy my mamy prawdziwe niemieckie piwo, bo to obelga... To ja się Pana pytam, czy życzy sobie Signore jak "donna innocente" w szklanecze, czy może niczym "selvaggio brutale" w prawdziwym męskim kuflu.

   W tym miejscu kelner wymienia rodzaje niemieckich piw jakimi dysponuje restauracja. Hoffman jest pod wrażeniem swobody z jaką młody kelner, prowadzi rozmowę, tak by klient nie zrozumiał, że ten po prostu kpi sobie z niego, a za sam fakt porównywania go do niewinnej kobiety lub dzikiego brutala powinien przynajmniej złamać mu kręgosłup, postanowił jednak odpuścić

-  Znakomicie! - odpowiada - w takim razie poproszę o tą kaczkę oraz kufel Bitburgera,  tak duży, jakie przynosi mi...jak Pan to ujął "donna innocente" która oprócz mojego kufla ma ich jeszcze pięć w dłoniach, podczas Oktoberfest w Monachium. Z ubolewaniem śmiem twierdzić, że Pana kwiecisty język nie pomógł by Panu, w konkurowaniu z żadną z "donna innocente " roznoszących piwo pod namiotami Oktoberfest.

Hoffman kończąc wywód spogląda na chłopaka, który zmieszany stoi przy stole nie bardzo wiedząc co powiedzieć.

- Piwo,młody człowieku. Natych...

Nie kończąc już mężczyzna obserwuje jak młody chłopak znika za rogiem, by paru chwilach pojawić się z wielkim litrowym kuflem Bitburgera oraz skruchą wymalowaną na twarzy

- Ten kufel jest na mój koszt. Proszę mi wybaczyć moje naganne zachowanie - oznajmia stawiając kufel na stole.

Hoffman wyciąga z wewnętrznej kieszeni marynarki banknot o nominale 50 Euro, kładzie na stoliku, powoli przesuwając go w stronę kelnera

- Proszę to wziąć młody czlowieku - powiedział patrząc prosto w oczy chłopakowi - i bardzo proszę zadbać tylko o to żeby nikt mi nie przeszkadzał. Chcę w spokoju delektować się napojem z czasów mojej młodości, ale i mam trochę pracy.

To mówiąc mężczyzna wskazał na Tablet

- Niech mi Pan wierzy. Nawet trzęsienie ziemi nie przeszkodzi Panu podczas pobytu w Sicomoro - odpowiedział młody kelner, chowając spory pieniądze w kieszeni spodni.

Hoffman odprowadzając chłopaka wzrokiem, w myślach śmiał się z trafności słów kelnera. Chwilę potem pociągnął z wielkiego kufla sporą porcję piwa.

Zadowolony z prawdziwego smaku szlachetnego trunku, dotknął palcem ikonki w tablecie. Po kilku sekundach na ekranie Tableta, pojawiła się informacja o wprowadzeniu hasła. Szybkim ruchem palców wprowadził kombinacje cyfr. Na ekranie pojawia się widok kuli ziemskiej otoczony migającymi gwiazdami. Do złudzenia przypomina to aplikacje firmy, która jest również właścicielem jednej z najbardziej popularnych przeglądarek internetowych. W kilka chwil urządzenie urządzenie nawiązuje komunikację serwerem. Animacja prawie natychmiast "zoomuje" się by zatrzymać się nad widocznym zarysem "Państwa w Państwie"

"Città del Vaticano"

W tej chwili aplikacja prosi o podanie praw do dostępu. Hoffman wie, że musi wpisać nazwę swojej pieczęci. Robi to natychmiast. Ekran rozświetla się, kiedy aplikacja wysyła dane do serwera. Po kilku sekundach program dostaje informacje o udzieleniu praw do dostępu. Pojawia się szczegółowa mapa Watykanu. Zmienia się też szata graficzna aplikacji.

Na tym planie, rozstawione w różnych miejscach powiewają czerwone chorągiewki. Niemal doskonała animacja chorągiewek połączona z dostępem za pośrednictwem serwera matki do pogodowych baz danych, informowała użytkownika o aktualnym kierunku wiatru. W tym przypadku nie było to potrzebne.

Mężczyzna pociągnął kolejny spory łyk i oblizując się dotknął palcem pierwszą z chorągiewek ulokowanej na samym środku Piazza San Pietro. Dokładnie tuż nad "Egipskim Obeliskiem Kaliguli", 40 metrowym obeliskiem na którego szczycie znajduje się krzyż.   Czerwona chorągiew ustąpiła miejsca tabelce z napisem "Attiva" co dosłownie znaczyło "Aktywuje" Hoffman nacisnął ten przycisk.  Nagle mapa "odjechała" nieco w górę. Chorągiew przy obelisku zmieniła kolor na zielony, wystrzeliwujac w kierunku pozostałych czerwone promienie. 

Hoffman zauważył zbliżającego się Marco. Tablet, który do tej pory leżał na stole, znalazł się w rękach mężczyzny. Jednak kelner bez słowa położył przed nim apetycznie wyglądającą kaczkę w sosie grzybowym po czym dosłownie uciekł mu z oczu. Potrawa wyglądała tak apetycznie, że nie mogąc się oprzeć złapał za widelec oderwał kawałek mięsa, który wprost rozpłynął się mu w ustach. Rozkoszująć się smakiem, chwycił za kufel. Po chwili wrócił do pracy przy Tablecie.

Następna chorągiewka, znajdowała się tuż nad Bazyliką św. Piotra. Aktywowana nad nią chorogiewka połączyła się ze środkową zielonym promieniem.

Hoffman spojrzał na prawy dolny róg ekranu. Odliczany w tym miejscu czas wskazywał, że do wyzerowania zegara pozostało trzy minuty i pięć sekund. 

Przez następną minutę i dziesięc sekund sześć zielonych promieni, po trzy z każdej strony połączyły Obelisk z otaczającą Piazza San Pietro, Kolumnadą Berniniego na której to szczycie, zwieńczonym attyką  poczet 140 świętych symbolizuje wyciągnięte ręce Kościoła, pragnące ogarnąć wszystkich.

Zegar odliczał ostatnie dwie minuty.

Ostatnie dwie czerwone chorągiewki unosiły się nad Kaplicą Sykstyńską oraz pałacem Apostolskim. Jednak i one szybko odnalazły drogę do Monumentu w sercu Watykanu. W momencie połączenia ostatniej z chorągiewek z resztą, na ekranie otworzyło się prostokątne okienko. Przed oczami Hoffmana pojawił się właśnie znajomy obraz. Spojrzał na niego dokładnie.

Począwszy od samego dołu.  Ustawione pod kątem 15 stopni dwa miecze ułóżone rękojeścią w przeciwnych do siebie kierunkach, krzyżują się mniej więcej w 1/3 długości. Na całej długości mieczy pomiędzy ich ostrzami, wyryto runy. Po 12 różnych znaków na każdy miecz. Stanowią one znaki rozpoznawcze tzw. "pieczęcie" przywódców i ważniejszych członków.

Hoffman instynktownie odszukje śwojego symbolu. Jeżeli pieczęć zostanie usunięta z mieczy, znaczy to tylko tyle, że osoba do której należała pieczęć, nie żyje...lub zrobi to niebawem. Organizacja nie pozwalała sobie na najmniejszy błąd. Dlatego do dziś nikt nie wie o istnieniu tak potężnej siły.

Najmniejszy przejaw niesubordynacji karane było bezwzględną śmiercią członka, oraz jego rodziny do drugiego pokolenia. Bezwzględnie.

W miejscu gdzie miecze się krzyżują powstaje płomień, który w połowie swojej wielkości rozchodzi się na kolejne dwa mniejsze, które unoszą się wzdłuż obu mieczy. Środkowy płomień w swoim centralnym punkcie skrywa głowę kruka z otwartym dziobem. Płomień zamyka się ułożony w wężowy język wystający tuż powyżej mieczy. W tle,  jakby pod mieczami i płomieniami dość charakterystyczny, mocno widoczny jest symbol koła sterowego ( osiem przecinąjacych się wzajemnie prostych, na końcach rozchodzących się na kształt widełek ) sposób w jaki ster jest umiejscowiony, jak i sam symbol, nie jest przypadkowy. Ster który wydostaje się za miecze i "wężowy płomień" jest symbolem zainteresowania organizacji każdym członkiem. Zapewnieniu mu dostatniego życiu, pokazania mu drogi którą ma obowiązek iść, oraz wyszkoleniu, takim przygotowaniu by byc nawet do zabicia własnego dziecka. W organizacji nie może być nikogo, kto został by pozostawiony sam sobie. To niedopuszczalne. Kolejnym symbolem są przecinąjace się w połowie linie zakończone "widełkami" to symbol, spójności, siły w wspólnocie. Środek steru to serce organizacji, która da Ci wszystko, ale i będzie od Ciebie wymagać oddania wszystkiego. Na samej górze rozwija się fioletowa wstęga na której widnieje napis:  potomni wspomną Twoją męczeńską śmierć.

 Hoffman zauważa, że pochłonął się w chwilowej zadumie. Może sobie na to pozwolić. Zadanie które rozpoczął kilkanaście lat temu, właśnie dobiega końca. Dziś wieczorem postępując według procedur wsiadzie do samolotu lecącego do Tbilisi. Tam spotka się z kimś kto udzieli mu dalszych instrukcji. Spokojnie odrywa kolejny kawałek kaczki, delektując się delikatnym mięsem spogląda na ekran urządzenia. Prostokątne okienko znika. Zegar przeniósł się na samą górę ekranu. Do wyzerowania licznika pozostało:

1m15s

Tuż pod zegarem migający na czerwono napis:

  "Zatwierdź wprowadzone zmiany. Podaj nazwę Twojej pieczęci"

Pod napisem Hoffman wstukuje nazwę swojego symbolu

..L  .... a....G....u...S

Mężczyzna potwierając prawidłowo wpisaną pieczęć odczytuje dokładnie informacje pojawiające się kolejno na ekranie urządzenia. 

Weryfikacja pieczęci potwierdzona...

 

potomni nie zamilkną w pieśniach o Twojej chwale...

procedura rozpoczęta:

1995.08.31

zostanie automatycznie dopisana do

Twojej pieczęci

jako pozytywnie zakończona.

 

po wyzerowaniu zegara

serwer skasuje pamięć urządzenia

i wymarze ślady wszystkich połączeń

 

Proszę zadbać, by na każdym etapie procedury, po zakończeniu tematów

wszystkie urządzenia elektroniczne

były zniszczone

 

....oczekiwanie na zamknięcie procedury

 

Zegar odmierzający czas wskazywał

00:00:45

 

Hoffman unosi kufel ze złocistym napojem

wygłaszając cichy toast :

Ave, Caesar, morituri te salutant! ( Ave, Caesar, Idący na śmierć pozdrawiają Cię!

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (11)

  • KarolaKorman 01.04.2015
    Daj trochę czasu bo teraz go nie mam, a chce przeczytać. Nie mogłeś podzielić :P
  • Hannah 01.04.2015
    Bardzo mi się podobało. Było kilka błędów, ale to tylko literówki. Niesamowicie rozwinięta akcja, świetnie napisane dialogi. Zazdroszczę warsztatu ;)
  • nightwatcher 01.04.2015
    Cholera, nie bardzo :/ za dwa tygodnie całość idzie pod redakcyjną lupę. Nie chce wyjść na analfabetę :) Jak zawale kolejny już termin, to €$£ :) Porozsyłałem wśród swoich znajomych "rękopis", tu wrzucam to, co mi zostaje, no i sam ślęczę do 2-3, dziennie. Po 5 razy to samo studiuję :@ już mi się zwoje poprostowały...no nic lekko nie ma, pozdrawiam.
  • nightwatcher 01.04.2015
    Hannah: dziękuje za dobre słowo. Nie ma czego zazdrościć. Raptem parę młotków, imadło...może ze dwa śrubokręty gdzieś bym znalazł :) :) :) dziękuję
  • nightwatcher 01.04.2015
    Hannah: dzięki za info o literówkach...rozdział wraca na kupkę do przejrzenia
  • Linka 01.04.2015
    Faktycznie literówek trochę jest ale generalnie bardzo fajne. W sumie dobrze, że długie bo nie lubię jak coś co mi się podoba szybko się kończy.
  • KarolaKorman 01.04.2015
    na którą godzinę godzinę moze pan, mu z ramion pasek niewielkiej torby(ramienia), sztuksowa marynarka, "usłużalnosci"(usłużności), słowa jakiego użyłeś nie ma w j. polskim, nie spuszcza go z oczu jest jednak całkiem inny (między oczu, a jest musi być przecinek), normalnych okolocznościach leżał(okolicznościach), pokrywą się czerwienią (pokrył), wrócił oglądania telewizji (brakuje do), Z kieszeni marynarki wyciąga i otwiera papierosy (wyciąga papierosy i otwiera), osłony papierów (papierosów), torby która nosił - a czy macie tu może niemieckie piwo? Hoffman doszukuje się wreszcie przycisku uruchamiającego sprzęt. torby która nosił - a czy macie tu może niemieckie piwo? Hoffman doszukuje się wreszcie przycisku uruchamiającego sprzęt.( torby którą nosił - a czy macie tu może niemieckie piwo? - Hoffman doszukuje się wreszcie przycisku uruchamiającego sprzęt.), twardo akcentowany, niemiecki akcent (powtórzenie), "donna innocente" w szklanecze (szklaneczce), W kilka chwil urządzenie urządzenie nawiązuje komunikację serwerem.(powtórzenie i z serwerem), dostatniego życiu,(życia), Zapewnieniu mu dostatniego życiu, pokazania mu drogi którą ma obowiązek iść, oraz wyszkoleniu, takim przygotowaniu by byc nawet do zabicia własnego dziecka(całe to zdanie do poprawki), siły w wspólnocie. (we wspólnocie). Do tego powtórzenia słów; miecz, do dostępu i symbol. Brakuje kropek na końcu zdań(nie mówię o poleceniach komput.) Uffff :) Tyle znalazła. Popraw i nie wstydź się jak pójdzie pod lupę. Powodzenia. :)
  • nightwatcher 02.04.2015
    :o popladłem :o
  • KarolaKorman 02.04.2015
    Zapomniałam dodać, że ludzie mówią, iż powinno się pisać liczby, a nie używać cyfr. Nie znam się na tym :)
  • Neli 03.04.2015
    ciekawe, ale baardzo długie. następnym razem podziel - będzie bardziej przykuwało uwagę ;)
  • zaamotana 22.04.2015
    trochę literówek ,błędów, ale tekst bardzo fajny :) podoba mi się , czytałam z zaciekawieniem i dobra tematyka :)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania