Poprzednie częściProfeci cz. I. /III

Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!

Profeci, cz. III./ III - OST.

-Doigrałeś się! Masz przesrane. Możesz zacząć się pakować.

Budzi mnie głos Małgochy. Leżę na tylnym siedzeniu aczwórki po uszy uświniony galaretką.

-Co... ja ... zrobiłem?

-Jeszcze się pytasz? Wstydu się przez ciebie najadłam! Nie wiedziałam, czy uciekać, czy zapaść się pod ziemię, razem z trumną Tomiego... Reporterzy mieli niezły polew. Będziesz gwiazdą.

-Konkretnie- co?

-Przerwałeś pogrzeb, chujcu. Jakie rzeczy wykrzykiwałeś... Coś o Mojżeszu, rozbitych tablicach z dekalogiem narkomana, wcierałeś towar we włosy, jak żel... Grabarze próbowali cię obezwładnić, omal nie zdjąłeś spodni... Blamaż, kurfffa.

Zgarną nas, zgarną! Pociągnąłeś mnie na samo dno! Taki wstyd... Trzeba było jeszcze napisać na durnym łbie ,,mam dragi". Pożegnaj się z tym gównem. Wyleję wszystko, tym razem nie powstrzymasz. Chcesz, by nas mafia zapierdoliła?

-Róbta co chceta, jak mawiał Święty Roch z Akwinu...-mruczę i znów zasypiam.

-Wstawaj, kuurrfffffaaa, mordełcooo... - ktoś szarpie mnie za rękę. Znów Gosia.

-Czego?

-Tałczyńska umieła...

-Kto to jest...

Zostaję wręcz wywleczony z samochodu. A, chodzi o sąsiadkę, u której są skitrane termosy z dobrem. Czyżby... Przecież ostrzegaliśmy...

No tak, nie posłuchała, sklerotyczka jebana. Leży na podłodze. Czarno- zielone konwulsje.

-Prezedawkowała. Kto widział, żeby zeżreć trzy, TRZY, rozumiesz, co to znaczy? Baba ma ponad dziewięć dych na karku, już z tego nie wyjdzie. Sam przekręciłbym się po takiej ilości galarety.

Zasłaniam okna, ze stołu, na którym stoją puste termosy ściągam obrus. Przykrywam staruszkę.

-Nie można pozwolić, by się męczyła. To pośrednio nasza wina. Poszukaj jakiegoś młotka, tasaka. Albo siekiery. Skrócę męki biedaczce.

-Ja ci kuffffa, skłócę! Trzeba ją łatofać, wezfać kałetkę!

-Mało masz kłopotów?

Trach, trach, trach. Głowa Tarczyńskiej uderza o kredens. Spada tandetny zegar z logo Biedronki, radziecka woda kolońska ,,kwiatowyj sad".

Smród na cała chałupę, jakby stu kacapów puściło pawia.

Zatykajac nos ładuję ocalały, niezjedzony herdewuś do torebki. Babsztylowi już nie będzie potrzebna.

-Zostawiasz mnie, skułwysynu?

-Widziałaś ,,Co gryzie Gilberta Grape'a"? Zrób podobnie: sfajczmy dom i ciało. Będzie wyglądać na nieszczęśliwy wypa...

Ciężki, kryształowy wazon, niczym latający spodek. Uchylam się, by nie dostać w łeb. Zaraz po nim fruną krzesła, kubki, lampa.

-Gnoju piełdołony, nie masz sełca!

-Ona się nie rusza. Przestań we mnie rzu...

Radio Taraban mija o włos. Roztrzaskuje się o ścianę.

-Uspokój się, ona umarła!

Książka kucharska. Pac w twarz.

Uciekam przed furią Małgo. Jak oprzytomnieje zastanowimy się, co zrobić z truposzem.

VIII.

Czuję się śledzony. Czarne Wołgi, beemwice z gangsterami, samochody marki Smith & Wesson.

Przemykam bocznymi uliczkami. Za pazuchą damska torebka. Muszę śmiesznie wyglądać, w garniturze, z wymazanym na czarno- zielono, pobitym pyskiem. Do tego pocę się, oglądam co chwila przez ramię. Zaszczute zwierzę. Obława, obława, na Florka obława.

Nie odbierzecie mi resztek herdziulka!

Smog sprzyja ucieczce, chowam się w puszystej kotarze z wyziewów, owijam nią.

...wa mać! Nie mogę wrócić do mieszkania. Nie dość, że rozwalili wszystko, co dało się rozwalić, to... podsłuchy, kamerki, lornetki! Na pewno mają je na oku, gnoje. Po kompromitacji na cmentarzu całe miasto myśli, że jestem naherdewinowany na maksa. Uberdiler, wszechćpun.

Bar ,,Pokład Idy". Opuszczony od dobrych dziesięciu lat. Dawna Mekka licealistów. Ile tu się piw wypiło za gówniarza...

Prawie każdy urywał się na przerwie na jedno mocne. I co? Nikt, z tego co wiem, nie został alkoholikiem.

No, poza Mateuszem, ale on zawsze przejawiał cholerną skłonność do nałogów. Takiemu dać karmi, a dostanie delirki...

Okruchy szkła, odór ekskrementów, pety, wypalone ściany, resztki stolików. W kącie rozłamana wersalka. I oczywiście butelki, kartony po najtańszym winie. Typowa menelownia.

-E, ty co za jeden? -z zaplecza wyłazi dobrze mi znany, brodaty lump z blizną. Nie poznał mnie w garniaku.

-Witam...- zaczynam jakoś głupio.

-My się trochę znamy... z widzenia. Dałem panu telefon.

-Jaki, kurwa, telefon?

-Żaden. Nieważne. Ja nie o tym. Pały się na mnie uwzięły, za niewinność. Muszę gdzieś przeczekać. Dzień, dwa.

Żul z cuchnącego pyska wyrzuca stek przekleństw. Nie do powtórzenia. Leżąca nieopodal mnie sterta szmat okazuje się być legowiskiem kolejnego obszczymura.

-Policja, Stasiu? - pyta pokancerowana, szczerbata morda.

-Tajniak jakiś, albo pederasta. Nie wiadomo czego chce. Idziesz stąd? Bo zaraz...

Brzdęk! Flaszka po warce strong zmienia się w tulipana.

Znów słyszę, że mam wypierdalać.

,,Ach, ty śmierdzący capie-myślę- ty ludzkie ścierwo, gdybym tylko nie był obolały, zbierałbyś resztki zębów, jakbym złapał za bety i przypieprzył w ścianę, miałbyś miazgę zamiast ryja...

-Przepraszam za najście, niech was błogosławi Duch Wszechmogący, znajdźcie świat, a kto znajdzie świata- trup nie jest go wart...- bredzę wychodząc ze zrujnowanego baru. Przez zieleń, czerń, nierozcieńczony błękit.

Chowam się za jakimś kioskiem, jem w pośpiechu. Będzie co będzie. Złoty strzał.

Ciskam pustym termosem w krzaczory. Już niczego się nie boję, założyłem pelerynę i maskę nietoperza. Wracam, by rozprawić się ze złem i niegodziwością toczącą miasto. Po drodze znajduję oręż.

-Taki odważny jesteś, chuju?- krzyczę do pijusa z blizną.

Odwraca się, a wtedy rzucam cegłówką. Prosto w skroń. Chwieje się oszołomiony. Podbiegam i walę go pięścią w brzuch, łapię za włosy i poprawiam z kolanka w japę.

Z kłębowiska łachów gramoli się drugi. Przeciera przekrwione gały, jakby nie chciał wierzyć w to, co właśnie widzi.

Uderzam o podłogę głową jego brodatego kompana. Kałuża skacowanej krwi.

-Zostaw go ty... (wyzwiska rosyjskie, niemieckie, kilka chyba w języku jidysz)

Jezu Nazarejski, ukrzyżowany również za nas, przecież to... Zdzicho! Zmienił co prawda rysy twarzy, głos, pewnie ukrywa się, ale to on!

Skubany, goi się na nim jak na psie, po ranie postrzałowej została jedynie blizna za uchem.

Kopię w pysk kudłatego żula. Traci przytomność. Zdzicho zaczyna się śmiać. Na cały głos, przeraźliwie.

Z ust wypadają mu śruby, brzytwy, żyletki. Rechot, tony, megatony blaszanych rupieci. Rudera zmienia się w złomowisko.

Rozgrzany do białości nóż. Nie, co robisz...? Puść, przestań...

I wykroił mi kawałek mózgu. Tak po prostu, jakbym był plastelinowym ludzikiem. Bierzcie i jedzcie z niego wszyscy.

Zamykam oczy. Herdewuś wiedzie na manowce. Ślepa uliczka, za murem czeka realny świat. Wystarczy się przebić. Jedna cegła, druga...

All in all you're just another brick in the wall.

Słońce składa się z pustyń. Światło, ognisko, kula gazów? Nic bardziej mylnego, wszystko jest piachem przesypującym się na ziemią.

Menelska gawra rozpuściła się w gorącym smogu. Podobnie, jak cały, skażony świat. Żelazne dusze grzeszników pocięły go na półmilimetrowe paski. Oczywiście tylko ja przeżyłem. Przecież jestem superbohaterem. Nie z takich opresji się wychodziło.

Tu nie istnieje ból, ani śmierć, jest tylko jeszcze niewynaleziony towar, ciepły, jasny pseudoherdewin, rdzeń dobra.

Oszukałem Boga, włamałem się do jego przyszłych myśli i trafiłem do miejsca, którego jeszcze nie stworzył.

Fatamorgana- Małgosia, cała z drżącego powietrza. Ciągnie kogoś na smyczy. Kasia wyrywa się, warczy.

Święta i niewolnica, podróżniczki w krainie antyflorka.

- Ładny mam naszyjnik? Krzyż celtycki, neopogański... Dostałam od chłopaka. Tomi był wynalazcą, zrewolucjonizował rynek halucynogenów, jak nikt zasługiwał na Nobla, ale sztokholmskie kurwy nie chciały przyznać, bo rzekomo to niehumanitarne... Szkoda, że nie znał pan go, dusza człowiek, samorodny geniusz. Poświęcił się w imię nauki, złożył los na ołtarzu dragów -mówi odwrócona plecami.

-Jaki pan?- chcę podejść bliżej, ale piegowate zwierzę szczerzy kły.

-Powinnam założyć sektę czczącą Tomka. Wielki prorok zamordowany przez mafię, chrześcijańskich faszystów, albo sanhedryn, jeszcze nie wymyśliłam. Pierwszy papież i męczennik.

-Oblech jakich mało. Siedmioro młodych ludzi zmarło przez twego idola...

-Nie bluźnij, niedowiarku! To kłamstwa, esbeckie fałszywki odbijane na powielaczach i rozrzucane z dachu Vadera! Jak pan, myśli czemu od tylu lat nie mogą skończyć budowy? Żelbetowy szkielet to tylko przykrywka, durniu, w podziemiach mieści się siedziba Trzeciego Rządu!

Zdzisław Czauszeski, pierwszy sekretarz PRL żyje! Wcale go nie rozstrzelali. On steruje smogiem, truje przeciwników.

-Ciebie całkiem poje...

I nagle uświadamiam sobie, że jesteśmy wewnątrz systemu termitiery. To nie żadne Słońce, lecz pamięć komputera. Tetrabajty pseudoherdewinu, dragi scalone. Pucharek z danymi, galaretka schładzająca procesor. Luksusowy herdewuś w kolorze feldgrau, dostępny tylko dla prezesów z najwyższych pięter, czarno- zielony - masówka i błękitny, na receptę, dla samobójców- tylko one istnieją naprawdę, przenikają do do wirtualnej rzeczywistości. Wielka machina oszukuje. Antyutopia, lukrowane umieranie.

Towar ścieka z prawdziwego świata i mami nas- cyfrowe wydmuszki.

Nie było żadnej Małgochy, Kasi, ani nawet Florka, realny jest jedynie narkotyk z pucharka poznania dobra i zła, jak mawiał Szymon Słupnik.

Głowa puchnie, tysiące myśli, ciężkich jak młyńskie koła. Wyloguj się. Podaj hasło. Błąd 404. Nie odebrano danych.

Myśli przystrojone sztucznymi kwiatami, w zardzewiałych trumnach, w szklanych słojach, zalane formaliną.

Myśli- drapieżniki polujące nocami na pseudoherdewidinowe widziadła.

Jeszcze chwila, pół sekundy. Przykładam palec do skroni. Wielki Wybuch. Kopiec zapada się we mnie. Pożeram bestię.

Nad miastem wstaje krystalicznie czyste słońce, jasne jak nigdy dotąd.

Nie ma czym oddychać.

Noc, skrzepła i zimna, drży w zaułkach, bocznych dróżkach. Bezludność, szary krater w miejscu, gdzie stał zaśmiecony dom Małgosi.

Zgrzyyyt, zgrzyyyt... Cisza nawijana na szpule. Termosy pełne popiołu.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (14)

  • Wrotycz 05.03.2019
    "Wracam, by rozprawić się ze złem i niegodziwością toczącą miasto. "

    "Oszukałem Boga, włamałem się do jego przyszłych myśli i trafiłem do miejsca, którego jeszcze nie stworzył. "

    "I nagle uświadamiam sobie, że jesteśmy wewnątrz systemu termitiery. To nie żadne Słońce, lecz pamięć komputera. Tetrabajty pseudoherdewinu, dragi scalone. Pucharek z danymi, galaretka schładzająca procesor. Luksusowy herdewuś w kolorze feldgrau, dostępny tylko dla prezesów z najwyższych pięter, czarno- zielony - masówka i błękitny, na receptę, dla samobójców- tylko one istnieją naprawdę, przenikają do do wirtualnej rzeczywistości. Wielka machina oszukuje. Antyutopia, lukrowane umieranie.

    Towar ścieka z prawdziwego świata i mami nas- cyfrowe wydmuszki.

    Nie było żadnej Małgochy, Kasi, ani nawet Florka, realny jest jedynie narkotyk z pucharka poznania dobra i zła, jak mawiał Szymon Słupnik. "

    Rzeczywiście bardzo dobre opowiadanie.
    Szczególnie, że wyjście z tego dragowego - wyobrażonego piekła to jedynie pistolet do skroni. Ucieczką skuteczną jest samounicestwienie, a przy okazji tego wszystkiego co w głowie. Litość dla imitakli i świata wewnątrz, który choć mocno przejaskrawiony w swych 'błędach", to jednak dalekim odbiciem realnego jest.
  • Florian Konrad 05.03.2019
    Pokornie - bez żartów - dziękuję za czytanie. Opowiadanie powstało jak maaaaaaasa moich rzeczy ok 2013/ 2014 roku. Cieszę się, że zyskało uznanie.
  • Wrotycz 05.03.2019
    Nie musisz dziękować, tym bardziej pokornie. Wycieczki do Twojej wyobraźni i chyba nie do końca zrozumiałego przesłania są niezwykłe.
    To ja dziękuję.
  • Florian Konrad 05.03.2019
    za poświęcenie czasu, za chęć zajrzenia do mnie... Jak mawiał Czarny Roman - nie dziękuj, to samo się daje. Jezu - jak piszę te słowa - słyszę w głowie tembr jego głosu... Kojarzysz gościa?
  • Wrotycz 05.03.2019
    Nie.
  • Florian Konrad 05.03.2019
    Kultowy, już nieżyjący, wariat Warszawy. Kojarzę go z internetu, nawet opisałem go w jednym, z opowiadanek, jak mnie gwałci... Twierdził, że na stolicę leci meteoryt, jego ojciec leży 2,5 metra w grobie na cmentarzu w Wilanowie, świadomością przyciągał tę skałę... A Wars i Sawa żyją i będą żyli. Bo pękły im wszy. Smutne to, nieśmieszne - CO SCHIZOFRENIA ROBI Z CZŁOWIEKIEM.............. OBEJRZYJ, PROSZĘ. NIEDŁUGIE. https://www.youtube.com/watch?v=0VMsgxOa6qs
  • Wrotycz 05.03.2019
    Pojawił się w Knephie...
    Ja nie z W-wy, więc nie skojarzyłam zupełnie.
    Okey.
  • Florian Konrad 05.03.2019
    ja też nie z Warszawy, ja - Ściana Wschodnia. Znalazłem go na Youtube i tak mi się wżarł w mózg, że opisywałem.... to w ogóle nie jest zabawne. Nie zrobiłem tego, by go wydrwić, nie mam 12 lat, nie jestem szczeniakiem. Po prostu.,. musiałem
  • Wrotycz 05.03.2019
    Mózg ma nas, a nie my jego. Schizy.

    Ostatnie zdanie sugeruje jednak kontrolowany obłęd. Granie roli, ciekawe jak zachowywał się, gdy nikt go nie obserwował.
  • Wrotycz 05.03.2019
    Musze iść spać. Czarny Wrotycz to nieciekawa perspektywa:)
  • Florian Konrad 05.03.2019
    obawiam się, że, niestety, niekontrolowany... jak mu się pogorszyło - stracił mieszkanie, stał się bezdomnym, ubranym w szmaty z darów zarośniętym kloszardem ciągle powtarzającym tekst o ojcu... zmarł na ulicy. DOBRANOC.
  • Florian Konrad 05.03.2019
    U mnie był opisany jako Szary Nord z Hempalina
  • Wrotycz 05.03.2019
    Pewnie tak, ale potrafię sobie wyobrazić nieznośny przymus grania roli wariata.
    No ale takie emocje trudno podrobić.
    Śnił mi się.
    Pokazywałam mu swój księgozbiór. Cały czas się uśmiechał. Tyle pamiętam.
  • Florian Konrad 05.03.2019
    o matko, naprawdę? Wow. Mi kiedyś też :) ale nie pamiętam, jak.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania