Prohibicja-ciemne sprawki-BDD2
Zimny, deszczowy wieczór - taki sam, jak trzy poprzednie. John ciężko westchnął, wpatrując się w widok za oknem. Nawet nie miał, jak się napić. Odkąd nastała prohibicja dostęp do alkoholu był utrudniony. Nie chciał mieć do czynienia z pewnymi ludźmi, ale musiał. Był wkurzony, że akurat na jego czasy musiał przypaść taki zakaz. Po kolejnych kilku minutach rozmyślań, nie wytrzymał i opuścił mieszkanie. Udał się w wiadome miejsce pod starym mostem, gdzie miał nadzieję spotkać niejednego mętnego typa. Nie musiał długo czekać. Wystarczyło, że zapalił papierosa, a po chwili otoczyła go grupka podejrzanie wyglądających mężczyzn w brudnych i śmierdzących ubraniach.
- Czego tu szukasz, kolego? – zapytał jeden z nich.
- Mam ochotę się napić. Potrzebuję towaru.
- O, dobrodzieju, obdaruj nas swoimi pieniędzmi.
- Dam, gdy zobaczę butelkę.
- Zapomniałeś o zakazie, kolego? Osiemnasta poprawka.
John wyciągnął z kieszeni banknot dziesięciodolarowy.
- Jest kryzys. Więcej nie dam.
- Chodź z nami.
Zaprowadzili go do swojej meliny na obrzeżach miasta. Mieli tam pełno skrzynek, zapewne zawierających nielegalne substancje.
- To tylko oranżada, chłe, chłe - powiedział szybko jeden z typów. – Dbamy o swoje interesy. Jedna butelka, Ford!
Zawołał jakiegoś młokosa, który zniknął za drzwiami drugiego pomieszczenia, a po chwili wrócił z butelką w ręce.
- Miło się z tobą robi interesy – powiedział jeden z oprychów.
- Dzięki, reszty nie trzeba.
Wyszedł z meliny, odprowadzany spojrzeniami bandziorów. Otworzył butelkę i powąchał. Wyglądało na to, że to wóda. Nagle zorientował się, że z przeciwnej strony ulicy gapi się na niego gość w mundurze. John szybko schował butelkę do kieszeni płaszcza, ale facet już szedł w jego kierunku.
- Co my tu mamy? – zagadnął. – Proszę to pokazać.
- Nic nie mam.
- Butelka!
- To oranżada.
- Pokaż!
John niechętnie oddał przedmiot. Miał ochotę uciec, ale wolał się dogadać.
- Dwadzieścia dolarów? – zasugerował.
- Chy, chy. Jestem jak Robin Hood. Lubię obrabiać bogatych. Niech będzie. Nie widziałem cię.
Wymienili się gotówką za butelkę. John znacznie odchudził portfel. Przekupni gliniarze, pewnie w dodatku w spółce z tamtymi bandziorami. Czekał na niego, wszystko było ukartowane. John miał zamiar jak najszybciej wrócić do domu, ale w drodze powrotnej wpadł na niego jakiś dzieciak. Przewrócił go, rozbijając cenną butelkę. John głośno zaklął i pogroził ręką szczylowi, ale ten umknął już gdzieś w boczną uliczkę. Znów nic nie wyszło z picia. Chyba jednak zostanę abstynentem, pomyślał.
Komentarze (12)
3/4
Na marginesie miałeś wzorce prohibicji znacznie bliżej. Może niezupełnej, ale jakże za to ojczystej i kreatywnej. ;)
Daję 4, bo przecież może, ba powinno być lepiej :)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania