Poprzednie częściProlog - Zwierzę czy człowiek?

Prolog - ,,Dzieci lasu''

To tylko jedno głupie żegnaj, a sprawia tyle smutku.

Odkąd byłam mała ludzie wokół mnie ciągle używali tego słowa. Gdy miałam osiem lat odszedł od nas tata, uśmiechnął się do mnie smutno i szepnął: ,,żegnaj'', po czym zamknął za sobą drzwi. Nigdy więcej go nie spotkałam.

Pięć wiosen później nasza mama zachorowała na raka, co było dla nas wszystkich zaskoczeniem, gdyż nigdy nie piła, a w najbliższej rodzinie nikt go od dawna nie miał. Lekarze dali jej rok, pomylili się, gdyż pożegnała się z nami już po miesiącu. Nie mogliśmy tego przeżyć z Lui - moim bratem. Oddali nas w ręce ciotki, która mimo dużych środków na koncie nie chciała się niczym z nami dzielić. Wielka willa potrafiła przerazić nie jednego człowieka, jednak najgorsze w tym wszystkim były codzienne skowyty z zewnątrz. Oczywiście, nie raz wyglądałam przez okno próbując stwierdzić jakie stworzenie je wydaję jednak na marne. Nic nie było nigdy widać. Im stawaliśmy się starsi tym bardziej ciekawość nakazywała nam sprawdzić o co chodzi. Teraz, gdy ja mam 17 lat, a Lui 19 nie potrafimy się oprzeć już dłużej pokusie.

Jedyna zasada tego domu brzmiała:

,, Nie chodźcie do lasu ''.

Zgadnijcie kto ją złamał ? Głupie rodzeństwo Fisleer. Dzisiaj będziemy za to płacić życiem.

Arena jest gotowa, a my trzymamy się za ręce prosząc Boga, o darowanie nam za nasze grzechy.

- Sara - zaczął mój brat, jednocześnie uśmiechając się smutno.

Chciałam powiedzieć, że nic nam się nie stanie, wrócimy do domu i znów będziemy przez lata tylko fantazjować o tajemniczych odgłosach, ale byłoby to kłamstwem.

 

- TURNIEJ UWAŻAM ZA OTWARTY ! - krzyknęła zakapturzona postać do mikrofony.

Rozległy się wiwaty, a nas wyrzucono na sam środek areny.

Przeżyjemy.

Damy radę.

Nie poddamy się.

 

Przed nami stała dwójka młodszych od nas dzieci. Ich zielone oczy przyglądały nam się dziko. Zacisnęłam palce na sztylecie, którego podarowali nam na wejściu.

Blondynka podniosła palec na górze, na którym znajdował się złoty pierścionek. Z biżuterii wystrzeliła zielona iskra, a po chwili obok dziewczynki stała lwica, która bynajmniej nie wyglądała na miłą. Zwierzę miało tak samo zielone oczy jak właścicielka, a z jej pyska zionął żywy ogień.

 

My...

Zginiemy..

 

Ale nie dzisiaj.

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania