Poprzednie częściPrzebudzenie cz. 1 (wielki powrót?)

Przebudzenie cz. 3

Nota: Nie jestem specjalnie zadowolony z tego. Powiedzcie, czy nie za bardzo rozwlekam, bo mi wydaje się, że tak, ale po prostu chce ustanowić odpowiedni kontekst.

 

Lauren wpatrywała się w niego z szeroko otwartymi oczami.

- Zaskoczona? – spytał Marek. Pani archeolog drgnęła nieznacznie na swoim krześle. Prędko spuściła też wzrok, nie chcąc patrzeć Niezwyciężonemu prosto w jego przenikliwe oczy. Odchrząknęła głośno i wymamrotała speszona:

- Nie… Ja po prostu…

- Nie kłam! Nigdy, przenigdy mnie nie okłamuj! Nawet w tak błahej sytuacji jak ta. Ja zawsze to poznam. Nawet bez mojego daru czytania w myślach – ostrzegł ją surowym głosem, który być może nieco przypominał szczeknięcie rozjuszonego psa, gdyż kobieta nagle cała pobladła ze zdenerwowania. Przesadził, lecz zrobił to jak najbardziej celowo. Od kiedy tylko pamiętał, wpędzał innych ludzi w podobne sytuacje, tylko po to by móc obserwować ich reakcje. To dawało mu pewne wyobrażenie o nich. Czytać w ludzkich myślach to jedno, ale poznać ich pod presją to już zupełnie inna bajka. Robił to, by wiedzieć, czy może im zaufać. Pytanie więc, czy Marek mógł zaufać swojej nowej towarzyszce? Chciał widzieć ją poruszoną. Chciał widzieć, jak się boi i udało mu się to. Lauren trzęsącymi się dłońmi zdjęła swoje fioletowe okulary i złożone wsunęła je do kieszeni swojego munduru z naszywką jednostki naukowej w kształcie bohrowskiego modelu atomu. Potem wyszeptała ledwo słyszalnym głosem:

- Przepraszam.

Pojedyncza brew Divinksusa powędrowała do góry.

- Oczywiście, że byłam zaskoczona – kobieta dodała naprędce. Wciąż jednak nie otrząsnęła się do końca po nagłym wybuchu mężczyzny, bo jej ciało drgało nieznacznie, a oddech wciąż był znacznie przyśpieszony. Niezwyciężony obserwował ją ze skrywaną, pełną zadowolenia satysfakcją.

- Oczywiście, że byłaś – przytaknął, nie wiadomo po co.

- Nie sądziłam…

- Nie sądziłaś, że ktoś taki jak ja może mieć żonę – dokończył za nią i nietrudno było przy tym przeoczyć bijący od niego chłód. – Nie sądziłaś, że związek ze mną jest w ogóle możliwy… że można się we mnie zakochać.

Lauren pokiwała głową twierdząco.

- Jesteś dla nas wszystkich tutaj jak jakaś postać z legend. Nigdy nie przyszło mi na myśl, że poza tym możesz okazać się tak… ludzki…

- Och, bez obawy. Nie jestem ludzki. Robiłem rzeczy, których z całą pewnością do ludzkich zaliczyć nie sposób, ale nie jestem wyzutym z uczuć potworem.

- Teraz to wiem.

- Był taki czas, kiedy… – Marek powiedział z rozpędu, zanurzając się we wspomnieniach. Szybko jednak zreflektował się i urwał wypowiedź. Nie musiał zwierzać się z tego, z czego nie chciał. Nie znajdował się w końcu na jakiejś terapii u psychologa. To było więzienie, a on był przesłuchiwany.

- Twoja żona została… – Jego rozmówczyni niepewnie postanowiła znów podjąć niebezpieczny temat. Ostatnim razem przecież, kiedy wspomniała o szczątkach Agaty, omal się na nią nie rzucił. Skąd więc przypuszczenie, że ponownie nie straci nad sobą kontroli?

- Zamordowana – rzucił krótko. – Zraniona zaraz przed tym, jak wpadliśmy do tamtej klatki.

- A ty? Jak udało ci się przeżyć? – spytała, nachylając się przy tym nieznacznie w jego stronę. Była bardzo ciekawa – przemknęło przez myśl Niezwyciężonemu. Być może aż nadto ciekawa.

- Kiedy już mnie zamknęli, nie mogli się do mnie zbliżyć. Nie przeżyliby tego – Marek mimowolnie wycedził przez zaciśnięte zęby.

- Rozumiem.

- Doprawdy? – prychnął sarkastycznie. W ułamku sekundy jego twarz ponownie przybrała jednak kamienny wyraz, a Lauren chyba uznała, że najlepiej będzie, jeśli uda, że ostatnie słowa zwyczajnie nie padły.

- Wspomniałeś też o Perrusie… – zamiast tego postanowiła poruszyć kolejny bolesny dla Marka temat.

- To stara historia. Bardzo stara… – odrzekł. Nic nie mógł poradzić jednak na nagłe uczucie melancholii, które go ogarnęło. Przypomniał sobie, jak ścigał odpowiedzialnego za śmierć swojej ukochanej przez pół świata, lecz ostatecznie darował mu życie, pozostawiając zranionego i złamanego na łaskę losu. Perrusa nie chciała, by jego życiem kierowała zemsta. Lata po jej śmierci wybaczył Ottonowi, który jako starzec błagał go o to na łożu śmierci.

- Mówiłeś, że miałeś dziecko.

Niezwyciężony zamrugał gwałtownie, po czym skupił się z powrotem na Lauren.

- Zmarło, nim zdążyło się urodzić.

- To znaczy, że Niezwyciężeni są w stanie mieć potomstwo. Możecie się rozmnażać, tak?

- A co? Waszemu wojsku marzy się armia takich jak ja? – Marek posłał jej ostre spojrzenie.

- Nie. Po prostu to by znaczyło, że…

- Tak, są tam. Nasza krew krąży w ludziach od pokoleń – potwierdził, jeszcze zanim zdążyła dokończyć zdanie. – Widzę, że dobrze myślisz, ale wielu rzeczy nie wiesz.

- Więc mi wyjaśnij – poprosiła. Gołym okiem widać było, że naprawdę jej na tym zależy. Że naprawdę zależy jej, by go poznać, a on mógł jedynie domyślać się tego motywów.

- Wśród Niezwyciężonych jedynie mężczyźni są płodni.

- Ma to sens, jeśli się nad tym głębiej zastanowić. – Lauren zmarszczyła czoło w zamyśleniu.

- To prawda. Jesteśmy zbyt stali. Zbyt niezmienni… Brzemienna kobieta Niezwyciężony byłaby precedensem. My nie krwawimy. W żaden sposób… – wyjaśnił.

- Czyli możecie mieć dzieci tylko ze zwykłymi kobietami – uznała archeolog.

- Tak. Nie rozmnażamy się więc, jako rodzaj – Marek ciągnął. – Nasze dzieci nie są czystymi Niezwyciężonymi, tylko mieszańcami. Nie mówię tu bynajmniej o dziedziczeniu genów, bo genetycznie jesteśmy stuprocentowymi ludźmi, lecz mocy jako takiej. Oczywiście nasi bezpośredni potomkowie są z reguły najsilniejsi. W kolejnych pokoleniach krew się naturalnie rozrzedza i wpływy mocy Niezwyciężonych maleją, lecz osoby nią obdarzone ciągle są niezwykle potężne. Czasami nawet aż za potężne. Nie są co prawda nieśmiertelni, ale pozostają zdolni do zmieniania oblicza świata i kierowania jego rozwojem. Faktem jest, że większość wielkich naukowców, inżynierów, wojowników, przywódców, czy wielkich zdobywców nosiła w sobie jakąś nawet najmniejszą cząstkę daru Niezwyciężonych. Wiem, że może to być dla ciebie odrobinę trudne do przyswojenia…

- Mało powiedziane… – Lauren wyglądała na totalnie oszołomioną. Wyraźnie widać było, że jej umysł za wszelką cenę stara się przyswoić te rewelacje, ale póki co nie za bardzo mu to wychodzi.

- Bez Niezwyciężonych ludzkość zapewne dalej znajdowałaby się w ciemnych wiekach – stwierdził na koniec.

- Naprawdę… Ale to naprawdę ciężko mi w to wszystko uwierzyć… – wydyszała kobieta.

- Wkrótce nabierze to dla ciebie sensu – zapewnił ją. – Wystarczy trochę pomyśleć. Popatrzeć na to, jaki otacza nas świat i zwrócić uwagę na zwykłych ludzi. Są pyłem. Szarą masą i bez nas tylko tym by pozostali. Bez obrazy, Lauren…

- To nie może wyjść na jaw – badaczka raptownie pozbierała się do kupy i stwierdziła stanowczo.

- Masz rację, nie może – przyznał Marek.

- To byłaby katastrofa. To zmieniłoby wszystko…

- Jeśli już tak rozmawiamy sobie szczerze, to jest coś jeszcze… Powód, dla którego potomków Niezwyciężonych jest mniej, niż mogłoby naprawdę być, wziąwszy pod uwagę całą rozciągłość historii.

- Nie wiem, czy chcę wiedzieć więcej…

- Ależ chcesz! Po to cię tu przysłali. By mnie zmanipulować, by poznać Niezwyciężonych. Wykonuj więc swoją pracę i mnie słuchaj! – Marek uśmiechnął się paskudnie. Uśmiechnął się chyba po raz pierwszy od czasu rozpoczęcia ich rozmowy, a nawet mimo tego, jego uśmiech wywołał na jej sztucznie odmłodzonej twarzy grymas uzasadnionego lęku. – Dawniej nie afiszowaliśmy się z tym, ale sądzę, że teraz to już i tak bez znaczenia. Bo widzisz… Matki naszych dzieci umierają w czasie porodu. Każda jedna. Nie potrafiliśmy powiedzieć dlaczego, a że większość moich pobratymców posiadała jakieś szczątkowe ilości sumienia, to…

Lauren zakryła sobie usta dłonią. Gdy wkroczyła do tego pokoju chyba nigdy nie spodziewała się dowiedzieć tylu rzeczy, ilu się dowiedziała. A przynajmniej nie rzeczy tak bolesnych. Nie wiedziała, że pozna Niezwyciężonych od strony takiego bólu i straty, które niósł ze sobą ich dar. Ich przekleństwo…

- To znaczy, że twoja Perrusa…

- I tak by umarła. Zgadza się – Marek skinął sztywno głową. – Prędzej czy później wszyscy, których znam, umierają. Starzeją się i odchodzą, chyba że ja opuszczę ich pierwszy. Z Agatą miało być inaczej…

Niespodziewanie drzwi jego nowej, wymuskanej celi obudziły się do życia, wydając z siebie zgrzytliwe odgłosy obcierającego metalu o metal, a już po chwili otworzyły się ciężko. Marek był tak zaaferowany rozmową z Lauren, że bez swoich zmysłów, które wciąż pozostawały znacznie stłumione, nawet on przeoczył zbliżającego się korytarzem mężczyznę.

W progu w emanującej pewnością siebie pozie stanął pułkownik Harley Jenkins. Szybko omiótł wzrokiem całe pomieszczenie, by na koniec utkwić swoje władcze, stalowe oczy prosto w Divinksusie. On oczywiście nie ugiął się przed jego spojrzeniem, ale dla wojskowego nie miało to w tej chwili najmniejszego znaczenia. Wydawało mu się, że to on kontrolował całą sytuację. Wydawało do czasu…

Na jego widok pani archeolog gwałtownie poderwała się ze swojego miejsca i zasalutowała sztywno swojemu przełożonemu. Marek tymczasem nawet nie drgnął.

- Już czas – Jenkins odezwał się po chwili. – Wstawaj i chodź ze mną. Poznasz Generała.

- Już nie mogę się doczekać – Marek zawołał ironicznie, po czym ze zwinnością pantery poderwał się z pryczy i błyskawicznie znalazł się przy drzwiach. – Zabierz mnie do waszego przywódcy.

Następne częściPrzebudzenie cz. 4 Przebudzenie cz. 5

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (4)

  • alfonsyna 04.12.2015
    E tam, żadne to rozwlekanie, szersza perspektywa się przydaje w odbiorze, więc to raczej dobrze, że starasz się ją przedstawić. Zresztą, czyta się płynnie i z zainteresowaniem, jakoś nie udało Ci się mnie znudzić, pomimo późnej pory, wręcz jakieś przykrótkie mi się to wydało... :)
    Małe poprawki:
    "Lauren pokiwała głową twierdzo" - twierdząco
    "Nie znajdował się w końcu na jakieś terapii u psychologa" - jakiejś :D
    "Ostatnim razem, przecież" - zdaje mi się, że przecinek zbędny w tym miejscu
    "Na gołe oko widać było" - dałabym raczej "gołym okiem widać", lepiej by mi to wyglądało
    "Bez obraz, Lauren" - obrazy
    Tyle wystarczy, chyba jeszcze tylko brakuje jednego myślnika przy ostatnim dialogu.
  • Numizmat 05.12.2015
    Dzięki wielkie za opinię. Cieszę się bardzo, że nie zanudziło. Błędami zaraz się zajmę ;)
  • Anonim 05.12.2015
    Ja ci dam rozwlekanie, dowiedziałam się w tym rozdziale niezwykłych rzeczy o Marku, które sprawiły, że poczułam do niego jeszcze większą sympatię i nawet przez chwilę mu współczułam. Pamiętasz w pierwszym komentarzu, jak zacząłeś serię o Niezwyciężonym, bałam się, że zrobisz z niego bohatera idealnego, cieszę się, że tak się nie stało - Marek jest jedną z moich ulubionych postaci, do której uwielbiam wracać myślami, podoba mi się twój niedosłowny sposób, w jaki budujesz jego osobowość i powolutku odsłaniasz nam fragmenty jego charakteru w opisowy, legendowy wręcz sposób. Panią Archeolog, także polubiłam. Kojarzy mi się z roztrzepaną "kujonicą". Rozwojem wydarzeń i historii mnie także zaskoczyłeś, jestem ciekawa co jeszcze siedzi w twojej głowie i jak jeszcze wykorzystasz tę moc wyobraźni.
  • Numizmat 06.12.2015
    Ef, choćby świat się walił i palił, zawsze można liczyć, że Twój komentarz będzie wyjątkowy, za co pięknie dziękuję :) Co do przyszłości to mogę zdradzić tylko, że będzie jeszcze ciekawiej, a o samym bohaterze jeszcze sporo się dowiesz, niekoniecznie ładnych rzeczy.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania