Poprzednie częściPrzebudzenie cz. 1 (wielki powrót?)

Przebudzenie cz. 4

Pułkownik Jenkins prowadził go przez długi wąski korytarz, z którego odchodziło wiele nowych odnóg i drzwi. Oni jednak nie zważając na coraz to pojawiające się na ich drodze skrzyżowania, nieustannie parli prosto przed siebie.

Znów znajdowali się pod ziemią. Zewsząd otaczał ich więc tylko metal oraz beton. Marek już wcześniej zdążył trochę przyjrzeć się panującym tu warunkom i musiał przyznać, że wzbudziły one w nim lekkie zaciekawienie.

- Dziwna ta siedziba waszego wojska – postanowił odezwać się w końcu.

- To nie jest nasza siedziba – burknął wojskowy, nawet nie odwracając się w stronę maszerującego za nim Divinksusa.

- Bunkier więc – poprawił się prędko Niezwyciężony. – Na wypadek konfliktu nuklearnego? Boicie się bomb? Czyżby Wielkie Imperium Amerykańskie było atakowane?

- Jeszcze nie. – Jenkins niespodziewanie ściszył głos. Zaraz jednak odchrząknął i dodał szorstko: - A broń nuklearna za porozumieniem stron została zdelegalizowana i zdemontowana lata temu. Zbyt wielkie ryzyko skażenia całej planety…

- Proszę, proszę… Czyli w tych czasach nie żyją jednak sami głupcy – Marek mruknął pod nosem.

- Ruszaj się staruchu! – tymczasem Jenkins popędzał go poirytowanym tonem, na co Niezwyciężony nie mógł się powstrzymać i mimowolnie roześmiał się w myślach.

- Zdaje pan sobie sprawę pułkowniku, że nawet bez jednej nogi byłbym w stanie poruszać się trzy razy szybciej niż pan? – spytał kpiąco.

- Żartowniś się znalazł. Przeklęty relikt… - prychnął mężczyzna. Dłonie Divinksusa, oczywiście wciąż skute tymi fikuśnymi kajdankami, drgnęły nieznacznie. Och… Gdyby tylko mógł wniknąć teraz do umysłu żołnierza, to zrobiłby tam takie zamieszanie, że ten aż po kres swoich dni musiałby spożywać posiłki przez słomkę. Zamiast tego szybko powściągnął swój gniew i posłusznie kontynuował marsz za obdarzonym przesadną pewnością siebie oficerem.

- Jak bardzo orientujesz się w historii? – zapytał w pewnej chwili, czym nieco zaskoczył Marka.

- Moja jej znajomość kończy się na roku dwa tysiące piętnastym. Zresztą dobrze o tym wiesz – odrzekł mu chłodno.

- W takim razie może pora zdradzić ci, co cię ominęło. Jak bardzo świat zdążył zgnić, podczas gdy ty wesoło relaksowałeś się za dziesięcioma metrami ołowiu. – Głos wojskowego wręcz ociekał jadem. Niezwyciężony nie potrafił zrozumieć, dlaczego ten mężczyzna aż tak mocno nim pogardzał. W obecnej chwili nawet gdyby chciał o to zapytać, to nie odważyłby się otworzyć ust. Bał się, że wtedy jego pełen wściekłości krzyk dosłownie rozerwałby jego przewodnika na strzępy. – Co ty na to? – Uśmiechnął się jeszcze do niego paskudnie.

- Mów! – warknął.

- Od czego by tu zacząć? – Jenkins odezwał się. – Wierz lub nie, ale po tym, jak bomba zmiotła Chicago z powierzchni ziemi, wszystko zaczęło się sypać. Sześć lat po tym upadła Unia Europejska, a rok później i ONZ. Po zamachu nuklearnym na Honsiu, służby specjalne odkryły tych twoich Tropicieli. Przesłuchania i egzekucje trwały przez niemal dwa lata. Pewnie się cieszysz, co?

- Niespecjalnie. – Marek westchnął w duchu. Tropiciele nie byli jedynymi odpowiedzialnymi za zbrodnie, które dokonały się w tamtych czasach. To on rozpoczął to szaleństwo. On to wszystko zaczął… Również na jego rękach spoczywała więc krew tysięcy zaprzepaszczonych wtedy istnień. Niewinnych istnień, których krzywdy nigdy nie pragnął. Nie służył już w żadnym wojsku, a mimo to spowodował tyle ofiar. Nie był pewien, czy kiedykolwiek zdoła się pogodzić z tym, co zrobił wówczas, by chronić swoich bliskich…

- Technologia nie przestała się jednak rozwijać. Grafen, nanowłókna, terminale kieszonkowe, fotonowe przesyłanie danych, nanity… No i ogniwa burzowe…

- Ogniwa burzowe?

- Tak. Zebrana i skompresowana w specjalnych pojemnikach energia czerpana z piorunów. Ogniwa zastąpiły reaktory atomowe, a potem akumulatory i baterie. Wszystko na to chodziło. Prawdziwa rewolucja energetyczna – wyjaśnił Jenkins.

- Taka na miarę rewolucji przemysłowej? – zapytał Divinksus, coraz bardziej zaciekawiony opowieścią oficera. Nareszcie bowiem mógł się dowiedzieć czegoś więcej, o czasach, kiedy on sam tkwił w letargu, odcięty od reszty świata. To mogło mu dać dużo szerszą perspektywę na to, co obecnie się tu właściwie wyprawia.

- Coś w tym stylu – przytaknął Jenkins. – Wtedy dopiero wszystko ruszyło do przodu. Ekspansja kosmiczna na nieznaną dotąd skalę. Silniki jonowe w wahadłowcach oraz komory hibernacyjne pozwoliły wysłać misję nawet na samego Plutona. Powstały osiedla na Księżycu, Marsie, Powietrzne Kolonie Wenus. Zbudowano kilka nowych stacji kosmicznych oraz kilometry kwadratowe paneli słonecznych, zawieszonych w pustce kosmosu i zasilających to całe tałatajstwo. No i SI…

- Sztuczna Inteligencja?

- Taa… - pułkownik odrzekł przeciągle, po czym skrzywił się. – W dwa tysiące sześćdziesiątym trzecim podpięli pierwszy posiadający samoświadomość superkomputer do światowych sieci…

- I…? – Marek dopytywał.

- I świat się nie skończył – Jenkins zaśmiał się przez gardło. – Wciąż tu jesteśmy, nie? Skubaniec okazał się całkiem skuteczny w zarządzaniu tym rosnącym syfem i prowadził obliczenia, które jeszcze bardziej popchnęły technologię naprzód. Maszyny zaczęły przejmować większość cześć ludzkich prac, a po parunastu latach upowszechniły się tak zwane domowe SI. Zarządzające wszystkim komputery z osobowością. Całkiem przydatne rozwiązanie. W wojsku również… Każda większa jednostka w marynarce taką dostała… Na początku ta cała SI wydawała się więc całkiem w porządku wynalazkiem. Później było już trochę gorzej…

- Musicie poczekać parę minut. Generał zaraz was przyjmie – odezwał się na ich widok sierżant, z karabinem w dłoniach strzegący wieńczącą długi, podziemny korytarz śluzę. Ku zdenerwowaniu Niezwyciężonego ów żołnierz również nosił na głowie zagłuszacze, trzymające myślowe macki Divinksusa z dala od jego umysłu.

- W porządku Powells – pułkownik odpowiedział sztywno podwładnemu, na co ten czym prędzej mu zasalutował. Na ten widok Marek mimowolnie przewrócił oczami. Nie cierpiał salutowania.

Już po chwili Jenkins pociągnął go jednak z powrotem nieco na bok, by w spokoju mogli kontynuować rozmowę.

- Cały czas mówisz o jakimś syfie, a jak na razie z twojej historii wynika, że światu powodziło się całkiem nieźle – Niezwyciężony zaczął, przypatrując się swojemu towarzyszowi badawczo.

- Do czasu – burknął wojskowy. – A konkretnie do sześćdziesiątego ósmego. Miały wtedy miejsce pierwsze duże emigracje do pozaziemskich kolonii. Wtedy też rozpoczął się Okres Wielkiej Inwigilacji.

- Brzmi niezbyt wesoło – mruknął, na co Jenkins zmierzył go ostrym wzrokiem.

- I takie nie było! – fuknął gniewnie. – To były naprawdę ciemne lata. A zaczęło się tak niepozornie… Chipy wszczepiane ludziom pod skórę, mające służyć do identyfikacji w zastępstwie dowodów osobistych. Potem był ten przeklęty superkomputer. Nazwali go SAM, popaprańcy. Kiedy wystrzelili na orbitę sieć satelitów szpiegowskich, zaczęło się. Powstał Globalny System SAM. Poszczególne rządy państw przestały mieć znaczenie. Liczył się tylko ten, kto posiadał kontrolę nad SAM, a posiadała ją Rada Najwyższych. Trzymali się w cieniu skurwiele, tak żeby nikt nie potrafił powiedzieć, kim tak naprawdę są. Przywódcy niektórych państw, miliarderzy, głowy wielkich korporacji, religijni guru. To oni mieli władzę nad światem. Obserwowali każdego. Znali twój ruch jeszcze zanim go wykonałeś. Powstało nowe prawo. SAM wychwytywał wszystko, a jeśli coś mu się nie spodobało, bezwzględnie egzekwował to prawo. Z reguły za pomocą dronów bojowych. Społeczeństwo przestało mieć cokolwiek do gadania.

- Państwo policyjne – wyszeptał…

- Dokładnie. Tyle że na skalę całej planety. Nie było wówczas ani jednego człowieka, który mógł powiedzieć o sobie, że jest prawdziwie wolny.

W Marku zagotowała się krew na wieść o tych wydarzeniach. Jak ludzie mogli pozwolić, by coś takiego się chciało. Jak można było pozwolić tym żądnym władzy dupkom sterroryzować cały świat? Dlaczego on nie mógł wtedy być na wolności? Dlaczego nie mógł zrobić czegoś z tym szaleństwem? Być może gdyby był w stanie coś zdziałać w tamtym czasie, nie doszłoby do tych wszystkich okropieństw. Choć mężczyzna dobrze wiedział, że nie jest winien ani tamtym wydarzeniom ani swojej nieobecności i tak odczuwał swego rodzaju wyrzuty sumienia. Bardzo dawno temu obiecał sobie trzymać pieczę nad ludzkością właśnie z tego powodu, by w porę zapobiegać tego typu sytuacjom. By stać na straży wolności zarówno ogółu jak i jednostki. Jak widać, złamał tę obietnicę… Następne słowa pułkownika świetnie oddały zresztą sens jego aktualnych myśli:

- Przydałbyś się nam wtedy Niezwyciężony, wiesz? – W jego głosie pobrzmiewał niekryty nawet jakoś specjalnie wyrzut. Divinksus w żaden sposób nie odpowiedział na tę obrazę. Zamiast tego postanowił dowiedzieć się czegoś więcej o tamtych wydarzeniach.

- Ludzie nie próbowali się jakoś buntować? – spytał z niedowierzaniem.

- Próbowali, a jakże! – pułkownik odparł z przekąsem. – W siedemdziesiątym piątym na całej Ziemi wybuchł Wielki Bunt. Zdecydowanie najgorszy dzień całego dwudziestego pierwszego wieku. Chyba jeszcze żadna rewolucja w historii nigdy nie została tak krwawo stłumiona jak ta. Masakra Bałkańska, rzeź rewolucjonistów w Paryżu nazwana potem Dugą Nocą Św. Bartłomieja, większość stolic w ogniu. Liczba zabitych sięgnęła kilku milionów, a członkowie Rady Najwyższych pewnie nawet nie mrugnęli na widok krwi lejącej się po ulicach. Dziewięć lat później rebelianci spróbowali ponownie. Mniej więcej z tym samym skutkiem. W tym czasie sporo inwestowano też w wynalazki wojskowe. Najwyraźniej po buntach Rada Najwyższych postanowiła się nieco dozbroić. Części tamtych rozwiązań używamy aż do teraz. Broń plazmowa, bomby protonowe, kamuflatory optyczne, generatory prymitywnego pola siłowego, zaawansowane technicznie cyborgi i mechy. Wszystko na czym opiera się teraz nasza siła militarna powstało właśnie w Okresie Wielkiej Inwigilacji. Na porządek dzienny przeszła także produkcja ludzkich klonów, które miały zastąpić ludzi na frontach. Coraz więcej wpychają nam tych skurkowańców. To samo tych zardzewiałych robotów. Potem jacyś pseudo-genialni naukowcy wpadli też na pomysł rozpoczęcia prac nad nowymi rodzajami broni masowego rażenia. Krążyły plotki o bombach z antymaterii i jakichś pociskach ciemnej energii… Sam diabeł wie, co to właściwie jest.

- Myślałem, że zaczęliście się rozbrajać, jeśli chodzi o broń masowego rażenia – zauważył Marek, przypominając sobie wcześniejsze słowa mężczyzny.

- To były technologie eksperymentalne. Do tej pory nikt nie przyznaje się do ich posiadania. Ja sam nie wiem nawet, czy nasze własne wojsko takie posiada. – Jenkins zbył Divinksusa machnięciem ręki. – A wtedy ludzie mieli inne problemy na głowach. Konflikt między państwami był raczej mało prawdopodobny, bo na wszystkim łapę i tak trzymała Rada Najwyższych. Ludzie musieli jakoś żyć dalej. Nastąpiła automatyzacja miast. Do użytku wprowadzono androidy połączone z systemem SAM, które tylko jeszcze bardziej zaczęły uprzykrzać wszystkim życie. Żyło się jak pod jakąś pieprzoną okupacją, ale technologia nie przestawała się rozwijać. Kiedyś nas to zgubi… Pojazdy repulsorowe z silnikami antygrawitacyjnymi zastąpiły te elektryczne, a jakiś czas potem rozpoczęła się pierwsza misja na Alfa Centauri. To było w dziewięćdziesiątym piątym, a ci skubańcy i tak wrócą dopiero za pięć lat. Nie tak dawno gdzieś w Nowej Unii Europejskiej skonstruowali pierwszy wydajny reaktor plazmowy. Podobno już są plany by zastąpić nim ogniwa burzowe w zasilaniu globalnej sieci…

- A co z Radą Najwyższych? Jak skończył się okres Wielkiej Inwigilacji? – Marek przerwał mu odrobinę już zniecierpliwiony. Wynalazki obchodziły go z reguły nieco mniej niż los ludzi, którzy w przeciągu ostatnich lat znaleźli się pod tak krwawą opresją. Pułkownik przyjrzał się mu uważniej. W jego stalowych oczach pojawił się dziwny błysk.

- Ciekawski jesteś, co? – zwrócił się do niego chłodno. – Wszystko chciałbyś wiedzieć.

- Sam zacząłeś opowiadać – Niezwyciężony wzruszył ramionami bez specjalnego przejęcia kąśliwą uwagą wojskowego.

- I zamierzam skończyć opowieść – fuknął, nie przestając spoglądać na Divinksusa z góry, z czym ten zdążył już się jakoś pogodzić. Czasami trzeba przełknąć swoją własną dumę, a gdyby on nie posiadał tej niezwykle cennej umiejętności, to już dawno nie miałby na nadgarstkach tych przeklętych kajdanek.

- Nie krępuj się – wycedził.

- Nie było kolejnego buntu. Rebelianci tak dla odmiany postanowili zadziałać sprytnie. Po wielu latach szpiedzy zdołali wreszcie odkryć miejsce, w którym zazwyczaj spotykała się Rada Najwyższych. Grupa uderzeniowa podczas jednego z takich spotkań poprowadziła szturm na ich siedzibę i przejęła kontrolę nad Globalnym Systemem SAM. W roku dwa tysiące sto czwartym po trzydziestu sześciu latach upada stary reżim, a Okres Wielkiej Inwigilacji się kończy. Na osiem lat władzę przejmuje Rada Międzynarodowa…

- Przepraszam… Pułkowniku? – niespodziewanie obok rozmówców odezwał się niepewny głos strażnika.

- Tak sierżancie?

- Generał czeka.

- Czekamy to my – Marek mruknął pod nosem z irytacją. Jenkins musiał to dosłyszeć, bo natychmiast spojrzał na niego z ukosa.

- No, ruszaj się staruchu! Zaraz dowiesz się, po co właściwie wróciliśmy cię z martwych! – warknął ostro i lekko popchnął Divinksusa w stronę otwartej już na oścież śluzy, prowadzącej do gabinetu tajemniczego Generała, jednego z dowódców armii Wielkiego Imperium Amerykańskiego, jak domniemał Niezwyciężony.

- Jeśli jeszcze raz mnie popchniesz, to przysięgam, że wyrwę ci obie ręce ze stawów – powiedział. Tym razem zrobił to już jednak tak cicho, że pułkownik nie byłby w stanie dosłyszeć go nawet, gdyby przyłożył ucho wprost to jego ust.

Marek uśmiechnął się tylko sztucznie i pewnym krokiem oraz z wypiętą dumnie piersią, wkroczył do siedziby Generała. Choć w duchu zgrzytał zębami na tak przedmiotowe, pozbawione szacunku traktowanie jego osoby, to w żadnej mierze nie dał tego po sobie poznać. Zresztą… Jenkins nawet z pistoletem przyłożonym do głowy dalej sądziłby pewnie, że dokładnie kontroluje całą sytuację z tą swoją niezachwianą pewnością siebie oraz poczuciem wyższości. Cóż… Za bardzo niedługi czas oficer może się mocno nieprzyjemnie zdziwić, co do faktycznego statusu quo, jaki panował między nimi.

Divinksusa nie zaskoczył wygląd pomieszczenia, w którym się znalazł. Teraz dobrze już widział, że kompleks, gdzie się mieścił, nie stanowił głównej bazy wojska Imperium Amerykańskiego. Nie mogło to być więc i stałe biuro Generała. W związku z tym faktem pozbawione było przepychu, ozdób i każdej rzeczy, która przez typowego wojskowego mogła zostać uznana za niepotrzebną. Wewnątrz panowała raczej surowość i skromność. W praktyce pokój ten nie różnił się zbytnio od tego, do którego on sam został zakwaterowany przed kilkoma godzinami. Był może trochę większy, ale w gruncie rzeczy sprawiał to samo, przykre wrażenie pustki i bezguścia. Znajdował się tu jedynie jeden mebel. Mianowicie sporej wielkości, zawalone sprzętem elektronicznym biurko, za którym w wygodnym fotelu siedział wąskiej postury, starszawy mężczyzna. Generał we własnej osobie.

Jak tylko spostrzegł obecność Jenkinsa oraz Marka, natychmiast z godnością podniósł się ze swojego miejsca, ujawniając przy tym swój całkiem imponujący wzrost. Przewyższał nawet jego, choć Niezwyciężony do niskich osób zaliczyć raczej się nie mógł. Generał posiadał sięgające ramion, siwe włosy i tegoż samego koloru bujną brodę, pokrywającą jego poprzecinaną starczymi zmarszczkami twarz. Nosiła ona widoczne ślady zmęczenia i dowódca w przeciwieństwie do poznanej przez Marka pani archeolog najwyraźniej nie miał zamiaru korzystać z żadnych zabiegów, mających to zmienić. Stary żołnierz miał na sobie mundur podobny do tego, który nosił Jenkins, choć ozdobiony oczywiście znacznie pokaźniejszą ilością odznaczeń oraz wyróżniający się pozłacanymi, świadczącymi o jego pozycji pagonami. Marek od razu spostrzegł, że mimo tego, iż organizm mężczyzny zdradzał widoczne oznaki wycieńczenia, to jego postać emanowała pewnego rodzaju aurą siły. Zdecydowanie miał w sobie coś majestatycznego, a ponadto w jego znużonych, brązowych oczach tliło się oznaka czegoś, czego pod żadnym pozorem nie wolno było lekceważyć ewentualnemu przeciwnikowi Generała.

- Nawet nie wiesz, jak długo czekałem, by cię poznać Marku Juliuszu Divinksusie – odezwał się niespiesznie lekko zachrypniętym głosem.

- Niestety nie mogę powiedzieć tego samego – Niezwyciężony odparł buńczucznie.

- Nasze poszukiwania się opłaciły. – Generał sprawiał wrażenie bardzo z siebie zadowolonego, na co Marek zmarszczył jedynie brwi wyraźnie, dając wyraz swojemu nieukontentowaniu. Jasnym było, że do myśli dowódcy także nie miał nawet najmniejszego dostępu. Dlaczego wszyscy musieli nosić te przeklęte osłony? – Wyglądasz na starszego, niż myślałem.

- I vice versa. – Marek ponownie nie zamierzał zachowywać pozorów grzeczności.

- Ach tak… - westchnął ciężko. – Mam już swoje lata, to prawda, lecz u ciebie wygląd nie jest żadnym dowodem wieku, mam rację?

- Tak.

- Jak bardzo stary jesteś? – Generał nie przestawał pytać, cały czas stojąc z Divinksusem twarzą w twarz i nie przestając uśmiechać się nieznacznie. W jego oczach nagle pojawił się jakby nowy zapał, a także nikła iskra nadziei. Widocznie musiał wiązać wielkie plany związane z jego osobą. Niezwyciężony aż nie mógł się doczekać, by je poznać.

- Bardzo – odparł krótko.

- W takim razie zechciej usiąść. – Mężczyzna wskazał mu miejsce naprzeciwko swojego biurka. Nie uszło uwadze Marka, że brew cały czas stojącego obok nich pułkownika powędrowała nieznacznie do góry w zaskoczeniu. Nie miał jednak specjalnej ochoty zastanawiać się, dlaczego. – Porozmawiamy.

- Dziękuję. Postoję – odpowiedział chłodno na propozycję gospodarza, który ponownie usadził się już w swoim fotelu. – Za to bardzo chętnie zamienię się w słuch. Może dowiem się wreszcie, co ja tu do cholery robię i czego ode mnie chcecie?!

ΘΣ

Następne częściPrzebudzenie cz. 5

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (5)

  • alfonsyna 13.12.2015
    Każdy kolejny rozdział tylko sprawia, że coraz bardziej lubię Marka, bo to w sumie mój typ ulubionego bohatera, szczególnie za sarkazm i ironię :D I teraz znowuż się nie będę mogła doczekać, żeby się dowiedzieć, o co tak naprawdę chodzi... Ale cierpliwość jest ponoć cnotą, także zostawiam 5 i czekam cierpliwie :)
  • Numizmat 13.12.2015
    Dzięki ;)
  • elenawest 13.12.2015
    Bardzo fajny rozdział. Super się czytało, chociaż znalazłam kilka drobniutkich literówek, ale to nie ma większego znaczenia ;-) 5 zostawiam i czekam na dalsze części :-D
  • ausek 13.12.2015
    Ciekawie modelujesz charakter bohatera. Zaczynam go lubić coraz bardziej. Z niecierpliwością czekam na kolejną część. Mam nadzieję, że mnie czymś zaskoczysz. :) 5
  • Numizmat 13.12.2015
    Dzięki :)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania