Poprzednie częściKto zabił Ethana Fella? - Prolog

Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!

Kto zabił Ethana Fella? 2 - Rozdział 2 - droM

Pierwsza oznaka utraty świadomości? Finn nazwałby nią poranek ze spowitą deszczem panoramę czubiastych bloków mieszkalnych oraz niearomatyczną woń dymu papierosowego. Jednak przepis na słownikową definicję nieudanego dnia narodził się, gdy ból głowy (ponownie) wprowadził jaźń mężczyzny w łapska szyderczego obłędu. Fell zaczął trwonić wyzwiskami na lewo i prawo, odstraszając hotelową sprzątaczkę i w rezultacie narobił nietuzinkowego rabanu. Prawdę mówiąc drzwi okupowanego przez przejezdnego kupca sąsiedniego pokoju zostały kopnięte z takim impetem, że mało zabrakło do ich wyrwania z zawiasów. Jednak okrzykom i pozostałym bluzgom końca nie było, a wszystko za sprawą cichego, zachrypniętego oraz poważnego głosu sędziwego starca...

Finn wykonał pełen obrót na pięcie i wtem dostrzegł w lustrze równym jego wzrostowi napis, będący surrealistyczną mozaiką zieleni i fioletu: "droM" głosił, co z samego początku wydało mu się niczym jak kapryśnym figlem zapalonej lampki nocnej. Mężczyzna podszedł do owej lampki i odwróciwszy się plecami do napisu, nacisnął czarny przycisk, niwelując wytworzenie sztucznego światła. Pomimo obecności poranka za oknem, małą przestrzeń czterech ścian pokoju przejęły egipskie ciemności, ograniczając widoczność do minimum. Nacisnął przycisk ponownie, tym razem do góry i spoglądając w lustro po raz drugi, wrył się w wyłożoną panelami podłogę...

- Co jest...do kurwy nędzy?!

Jego własne odbicie zakłócone zostało przez te same koślawe znaki, lecz ustawione w odwrotnej kolejności.

- "Mord"?! - krzycząc, zatrzasną drzwi wynajmowanego pokoju i zszedł powoli na dół.

Po zejściu ze schodów powitał go dywan, zaskakująco miękki, ale i tłumiący odgłos jego kroków. Znalazł się w hotelowym lobby, którego znaczna część powierzchni okupowana była przez fotele jak gdyby z poprzedniej epoki, a kilku boi stało tuż przy drzwiach wejściowych, czekając aż zjawi się kolejny potencjalny odwiedzający. Poza szczątkową ilością kwiatków na nisko zamocowanych parapetach, miejsce to było równie ruchliwe i pełne życia jak katakumby paryskie, a samo porozmieszczanie stolików z telefonami było istnym labiryntem, Finn dziwił się jak tutejsza instalacja elektryczna nie wysiadła od podłączonych gdzie popadnie urządzeń.

- Ty, słyszałeś? - zawołał recepcjonista jednego ze swoich współpracowników - Ponoć wczoraj w nocy jakiś taryfiarz wykoleił się do tutejszego jeziora i zatonął...

- Co ty gadasz?! - odparł ten drugi, widocznie przejęty - Jakiś tydzień temu moja znajoma, Addy, pamiętasz ją? Z naszego spotkania na piwie?

- Ta Addy? Co z nią? - Nachylił się do rozmówcy, ni chcąc by pałętający się wokół gość go usłyszał.

- Weź nie pier...! Na pewno aby jej z kimś innym nie pomyliłeś?

- Nie, stary... Sprawa tak się nagłośniła, że pokazali to nawet w telewizji - zastanowił się chwilę - Jak dobrze pamiętam to miałeś wtedy nocną zmianę...

- Ty, wiesz? Bardzo możliwe.

Finn Fell podszedł do nich, a obaj aż podskoczyli z zaskoczenia. Pierwszym ich odruchem było zaczęcie bezceremonialnego gwizdania, jak w tych skeczach z lat sześćdziesiątych, ale zrezygnowali, gdyż był za blisko.

- W czym mogę pomóc proszę pana? - spytał recepcjonista, a jego oczywisty znajomy stanął jak na baczność.

- Proszę mówić na mnie Charlie, całe to "proszę pana" jakoś zawsze działa mi dwojako - wyczytał imię recepcjonisty ze srebrnego identyfikatora na jego czerwonym uniformie - Jack

- Wedle życzenia, Charlie, pozwól, że przedstawię swojego znajomego, to jest Malcolm..

- Witam - Uścisnął dłonie z nimi dwoma - Wybaczcie, że się wtrącam w waszą rozmowę, ale słyszałem, że nie jest w tym miejscu jakoś ciekawie...

Obaj widocznie zbladli.

- C-co masz na myśli? - spytał Jack, podczas gdy Malcolm usuwał z munduru niewidzialne okruchy kurzu.

- Wiesz, pracuję jako dziennikarz i dotarły mnie słuchy o niecodziennych wypadkach, mających miejsce w tym mieście, w dodatku niechcący podsłuchałem waszą rozmowę i wynikły z niej dość... nietypowe rzeczy - Finn, albo Charlie, starał się mówić bez pojedynczego zająknięcia się, co było po prawdzie trudnym zadaniem, ale owocnym w skutki...

- Ech... - głośno wypuścił powietrze Malcolm - Może powinniśmy...

- Widziałem też kolokwialnie mówiąc dziwny napis nabazgrany farbą na mym lustrze, głosił "śmierć" - wtrącił się i obaj otworzyli szeroko usta.

Głośny odgłos bijącego zegara obwieścił nadejście godziny ósmej. Oczywiście ten fakt miał się nijak w stosunku do personelu, który ani śmiał opuszczać swych miejsc pracy, ale kilkoro gości zaczęło schodzić po schodach i kierować się do obecnej obok sali jadalnej.

- Oczywiście telewizja nigdy tego nie powie, ale... - zaczęli razem - Mamy przypuszczenie, że w mieście grasuje morderca i bawi się w wilkołaczą grę...

- "Wilkołaczą grę"?

Jack ściszył głos.

- Wiesz, istnieje stado owiec oraz pasterz, lecz wśród owiec znajduje się identycznie wyglądający wilk i ten pasterz musi wskazać wilka, lecz ten się ukrywa...

- Wilk w owczej skórze...

- Dokładnie - uderzył pięścią w biurko - I stado owiec zmniejsza się z dnia na dzień...

- Czy pasterz nie prosił nikogo o pomoc?

- Okoliczni wieśniacy wierzą we wszystko co powie im rada starszych, czytaj media telewizyjne i internetowe...

- Kiedy się to zaczęło - Finn doznał euforii połączonej z ciekawością.

- Różne źródła podają różne informacje - wyjaśnił Jack - Jedni winią gangi motocyklowe, ale ja ci powiem, że moim zdaniem to wina samobójstwa...

-...

- Otóż blisko dwadzieścia lat temu jakiś facet odebrał sobie życie skacząc z balkonu...

Pogoda na zewnątrz poprawiła się, powodując, że promienie widocznego już teraz słońca przeszywały ogromne okna na wylot. Finn szybko przypomniał sobie o pewnym meczu piłki nożnej, w którą zwykł grać za czasów licealnych dni, kiedy to mało przejmował sobie tym, z czym przyjdzie mu się zmierzyć w przyszłości. Ciekawiło go co stało się z Bradem, ale nie mógł o to spytać. Gdyby to zrobił, cały pokład energii włożony w stworzeniu nowej persony spełzł by na niczym. Nie przeciągając dłużej i tak już dołującej rozmowy, powitał nieświeże powietrze poza murami hotelu i za cel obrał sobie odwiedzenie swojego dawnego mieszkania, gdzie miał nadzieję zastać matkę.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • Shogun 16.05.2020
    No no, interesująco. Wszystko ciekawie opisane, domysły, hipotezy, teorie spiskowe. Jeszcze ten pomysł z podaniem fałszywego imienia. Też dobry. No nic, lecę do następnej części :D
    Pozdrawiam ;)
  • DEMONul1234 16.05.2020
    ^^

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania