Przed świtem cz.1/2

Ciemność i przeszywający do szpiku kości chłód. Mimo słońca nagrzewającego hełm i zbroje do czerwoności to było jedyne co Alex w tym momencie czuł. Nie sądził nigdy że znajdzie się w takiej sytuacji, schowany za workami wypełnionymi żwirem, z włócznią w drżącej dłoni i mieczem przy pasie, czekając na nadejście przeciwnika.  

Kiedy został oddelegowany do obowiązkowej rocznej służby wojskowej traktował to jak zwykłą przygodę, mało ważny okres w jego życiu. Nigdy nie stronił od pracy fizycznej a nawet ja lubił, więc całodniowe treningi nie sprawiały mu kłopotu, a wręcz były przyjemne. Alex podczas prawie roku spędzonego w wojsku nienawidził tylko jednej rzeczy, lekcji szermierki. W samej walce radził sobie bardzo dobrze, ale zawsze odrzucała go teoria, gdzie uderzyć, aby przebić wątrobę czy płuco, jak najskuteczniej kogoś udusić czy podciąć gardło. Nie mógł słuchać tych lekcji, bo zawsze nachodziła go myśl, że będzie musiał tę wiedzę kiedyś wykorzystać, lecz za każdym razem zbywał ją szybko i rozmyślał o czymś przyjemniejszym. Jednak teraz siedział skulony czując przenikającą pustkę, a po głowie krążyły mu myśli, których nie było już tak łatwo się pozbyć. Myśli o śmierci.  

W wojsku zawsze powtarzali, że kiedy znajdziesz się na polu bitwy stajesz przed decyzją, ja albo on i że wybór jest oczywisty. Dla Alexa nigdy nie był. Jednak pomimo wszystko powtarzał teraz jak mantrę słowa "ja albo on", "ja albo on", chociaż w głębi czuł, że wybierając "on" straci życie, lecz wybierając "ja" utraci część siebie, może właśnie tą dla której w ogóle warto żyć. Przez ciszę dookoła mantra powtarzana w myślach dudniła w głowie niczym bas. Jeszcze kilka godzin temu miasto tętniło życiem. Ludzie przygotowywali się do bitwy, stawiali fortyfikacje, dookoła było słychać głośne rozmowy a gdzieniegdzie nawet śmiech, lecz najczęściej jednak rozpacz. Kobiety płakały w objęciach mężów idących w bój, a twardzi, pokryci barwami wojennymi mężczyźni ronili morza łez zostawiając swoje dzieci w ramionach matek i odchodząc, gdy te krzyczały by zostali. Alex nie pomyślał nigdy ze będzie marzył o choćby takim dźwięku. W tym momencie nawet płacz żegnającej się rodziny wydawał mu się lepszy niż ta przenikająca cisza. Nie było słychać nawet oddechu, mimo że wszyscy żołnierze byli stłoczeni bardzo blisko siebie. Jedyne co brzmiało dookoła to wiatr poruszający liśćmi i uderzający w drewniane domy, które już za parę minut Alex będzie zmuszony bronić własną piersią.  

Ciszę przerwał dopiero dźwięk, który nie przyniósł upragnionej ulgi. Setki ciężkich skórzanych botów w nierównym tępię uderzały o ziemię, a z każdą chwilą wydawany przez nie huk stawał się coraz głośniejszy. Alex poczuł przeszywający strach, który rósł proporcjonalnie do natężenia grzmotu wydawanego przez wrogą armię. Nie wiedział czy to strach, który sparaliżuje go, gdy przeciwnik nadejdzie, czy może pchnie do walki. Ta niepewność potęgowała go jeszcze bardziej. Chłopak nie musiał długo czekać na odpowiedź, już kilkadziesiąt sekund po usłyszeniu pierwszych uderzeń butów poczuł, jak oplata go drapiąca w gardle chmura kurzu, co znaczyło że przeciwnik jest już tuż przed nim. Nieświadomie wziął głęboki wdech, po czym skulił się i zaczął przeraźliwe kaszleć. Kiedy doszedł do siebie zobaczył, że inni żołnierze są już wychyleni zza barykady, z włóczniami w dłoniach czekając na szarżującego na niż wroga. Adrenalina momentalnie napłynęła mu do krwi i poczuł się jak w transie. Chwycił szybko swoją włócznie i wychylił się w ślad za kompanami.  

Przeciwnik był już na tyle blisko by łatwym uderzeniem odepchnąć jego broń i doskoczyć do barykady. Alexa sparaliżowało, trzymał włócznie obok wroga jakby czekał aż sam się na nią nabije. Próbował dostrzec twarz człowieka, który zaraz pozbawi go życia, lecz pełny hełm zasłaniał całą głowę, nie pomagał też szok, który spowodował ze wszystko wokół było rozmazane i nieostre. Kiedy zobaczył lecący w jego stronę miecz zamknął tylko oczy spodziewając się pewnej śmierci, która ku jego zdziwieni nie nadeszła. Podniósł szybko powieki i zobaczył rozmazany miecz żołnierza walczącego po jego prawicy kontrujący zabójcze uderzenie i wbijający się prosto w gardło wroga. Kiedy przeciwnik upadł bezwładnie na ziemię kompan podniósł jego miecz i wcisnął Alexowi do ręki. Czując rękojeść w swojej dłoni chłopak momentalnie odzyskał władzę w kończynach. Oszołomienie bojowe spowodowane napływającą adrenaliną nadal dawało o sobie znać, jednak był na tyle świadomy by instynkty wypracowane przez rok w wojsku mogły przejąć nad nim kontrolę.  

Jednym susem przeskoczył nad workami ze żwirem i szarżą pobiegł prosto w trwającą bitwę. Omijając ciała poległych i starając się nie poślizgnąć na błocie, którego powstawało coraz więcej przez przelewaną bez ustanku krew, Alex dotarł w sam środek pola bitwy. Zatrzymał się tylko na chwilę, a pierwszy przeciwnik już biegł w jego kierunku z głośnym i ochrypłym okrzykiem na ustach. Wróg staranował Alexa barkiem i wykonując ogromny zamach ręką uderzył go mieczem w bok. Rozpędzona klinga przebiła cienką zbroję chłopaka i wbiła się w skórę tworząc głęboką ranę. Jednak przez ciągle trwające oszołomienie jedyne co poczuł to ciepło rozchodzące się po całym ciele.  

Kiedy przeciwnik tylko odsunął swój miecz Alex nie pozostawał dłużny. Uderzył wroga z całej siły rękojeścią w hełm po czym wykonał szybkie pchnięcie a jego ostrze przebiło rywala niemal na wylot. Adwersarz padł bezwładnie na ziemię, a z głowy spadł mu wgnieciony przez uderzenie Alexa hełm. Kiedy chłopak spojrzał w twarz swojej pierwszej w życiu ofiary znów go sparaliżowało. Była to kobieta o przeciętnej urodzie i lekko ciemniejszej karnacji niż ludzie w jego wiosce. Na policzku mała głęboką, świeżą ranę, przez co większość twarzy pokrywała krew, lecz mimo to pod oczami widać było ślady jeszcze mokrych łez.  

Alex wpatrywał się w jej martwą nie wyrażającą żadnych emocji postać i  zamknięte oczy, które już nigdy się nie otworzą, nie zwracając uwagi na trwającą dookoła rzeź. Stał tak dobre parę minut aż w końcu poczuł szturchniecie w plecy. Chciał się odwrócić, ale nie mógł, spojrzał w dół i zobaczył wystający ze swojego brzucha grot włóczni. Chłopak poczuł chłodny oddech śmierci i zamknął oczy. Tym razem nie było kompana, który mógłby pomóc by znów je otworzył. Osunął się powoli na ziemię, w błoto z ludzkiej krwi, teraz także jego krwi.

Następne częściPrzed świtem cz.2/2

Średnia ocena: 4.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania