Przedszkolak '94 (Część I)

CZĘŚĆ I

 

Przeraźliwie hałaśliwy brzęk. Jakby trochę znajomy. W pierwszej chwili wydaje mi się, że nie słyszę go uszami, tylko bezpośrednio mózgiem. Która część odpowiada za odbiór dźwięków? Hmm. Nie pamiętam. Nieważne. Ważne, że ktoś w tę część mojej głowy wbija teraz długi, zardzewiały gwóźdź. Przez przymknięte i zlepione śpiochami oczy dostrzegam postać. Kto to? Czy to moja żona? Głos mojej matki. Dawno go nie słyszałem, ale rozpoznaję od razu.

- Jędruś! Długo jeszcze będzie dzwonił ten budzik?

Zrywam się przerażony do pozycji siedzącej. Przecież moja mama nie żyje. Zmarła na raka siedem lat temu. Co jest? Ale nie... Jak to możliwe? Stoi tu przede mną. Żywa jak nigdy. Mało tego. Młoda jak nigdy. Nie ma jeszcze trzydziestu lat. Zważywszy, że odeszła z ziemskiego padołu mając pięćdziesiąt pięć, sytuacja jest trochę niecodzienna. Ja patrzę na nią, ona na mnie. Budzik brzęczy wciąż wniebogłosy. Nie ma opcji, żebym się ruszył. Nawet powiekami nie mrugam. Matka klepie wreszcie ręką w urządzenie i te milknie.

- Co się tak patrzysz jakbyś zobaczył ducha? Wstawaj i marsz do łazienki. Już siódma. Śniadanie na stole. Zaraz wychodzimy. Mówiłam ci, że jak już zaczynasz chodzić do zerówki to zaczynają się obowiązki. Koniec beztroski.

Wychodzi i zamyka za sobą drzwi harmonijkowe. Zapada cisza, w której słychać jedynie świergotanie ptaków za oknem i tykanie zegara ściennego.

Okej, myślę, fajny sen. Zajebiście realistyczny. Super ci to wyszło, mózgownico Jędrusiowa, ale już czas wstawać. Bóg wie, która godzina... Dziś mnóstwo roboty na budowie. No dawaj, dawaj.

Nic. Tik-tak. Tik-tak. I te ptaki. Powoli rozglądam się po pomieszczeniu. Mój stary pokój. Wszystko jak dawniej. Tapeta z motywem kwiatowym. Bardzo modna i niedroga. Na suficie kasetony styropianowe. Wiadomo. U każdego są. Uśmiecham się, gdy widzę swoje stare plakaty z Bravo Sport. Właściwie cała ściana nad łóżkiem jest tym obklejona. Romario, Batistuta, Mięciel, Veron, Jordan i Czerkawski patrzą się na mnie jakby wiedzieli co się tu dzieje. Ostrożnie wstaję ze swojego półkotapczanu. Mój punkt widzenia jest osadzony jakoś dziwnie nisko. Nic nie rozumiem. Co mówiła mama? Coś o zerówce?

- Boże... - wypowiadam na głos i moje przerażenie sięga zenitu.

Gdzie mój głęboki, niski głos? Co się z nim stało? Słyszę jedynie dziecięcy pisk. Biegnę do łazienki, ale nie widzę się w lustrze. Jestem zbyt niski. Podstawiam taboret, który znajduję przy muszli klozetowej. Wdrapuję się na niego i dostrzegam to, czego się obawiałem. Jestem małym chłopcem. Mam sześć lat, choć wczoraj miałem trzydzieści dwa. Obraz rozmywa mi się przed oczami. Uczucie nieważkości. Światło gaśnie, gdy moja głowa styka się z terakotą.

 

Pierwszy widok po uchyleniu powiek to te, pieprzone kasetony. Pierwsze odczucie to chłód na czole. Pierwszy głos to słowa mojej matki:

- Jezus Maria! Ale mnie wystraszyłeś, Jędruś... Jak się czujesz?

Dotykam ręką woreczka z lodem, który leży na mym czole. Gdy go podnoszę, okazuje się, że to mrożony groszek. Boję się odpowiadać, czując, że usłyszę znowu ten swój dziecięcy głosik. Tak też się dzieje...

- Tak, mamo. Chyba wszystko ok. Po prostu spadłem ze stołka.

- Dzięki Bogu. Straciłeś przytomność na kilka minut. Już chciałam biec do sąsiadki, zatelefonować po karetkę. Wstań i sprawdź czy ci się w głowie nie kręci.

Wykonuje polecenie. Staję na baczność. Czuje się nieźle. W sumie, to dobrze jak nigdy. Jako dorosły facet zawsze z rana, po przebudzeniu, coś tam bolało, coś tam kłuło. Teraz czuje się jak... sześciolatek. Zaczynam rozumieć, że to nie sen. Gdyby tak było, obudziłbym się po upadku w łazience. Wstępują we mnie nowe siły i przede wszystkim motywacja. Dziś jestem sześciolatkiem. Hurra! A co tam! Nie każdy ma taką możliwość. Myślę, że niezwykle ciekawie będzie przebywać wśród dzieciaków mając przewagę prawie trzydziestu lat doświadczeń i wiedzy. Uśmiecham się do tej perspektywy.

- To co? Zbieramy się do przedszkola? - pytam mamę.

Muszę wyglądać idiotycznie z tym bananem na twarzy i wielkim guzem na głowie. Matka niepewnie kiwa głową...

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

  • Clariosis 19.08.2020
    Ko i mamy kolejne opowiadanie! ? Przeczytałam je jakiś czas temu, ale zapomniałam skomentować, ouć...
    No nic, już się rehabilituję. ;)
    Dość ciekawa koncepcja. Aż mi się przypomniało, że kiedyś w szkole czytałam opowiadanie o matce, która marzyła, by choć na jeden dzień powrócić do czasów dzieciństwa, gdyż to taki wspaniały, beztroski czas. No i to życzenie się spełniło faktycznie. ;) Podobnie jak nasz bohater tutaj pamiętała wszystko i była w szoku, że znów jest małą dziewczynką... no i przekonała się, dość mocno, że jednak dzieciństwo niekoniecznie jest tak przyjemne i miłe, jak przez pryzmat nostalgii sobie wyobrażała. ;) Ciekawi mnie więc, czy naszego bohatera napotka podobne rozczarowanie, a może wręcz przeciwnie, dzięki pamięci i doświadczeniu pokieruje swoją przeszłość na zupełnie inny tor?
    Za tą część piątka.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania