Poprzednie częściPrzekleństwa anorektyczki [1]

Przekleństwa anorektyczki [17]

https://www.youtube.com/watch?v=qyoFl1ux2z8

 

Nad ranem budzimy się w osobnych łóżkach. I nie jesteśmy w stanie pojąć, jak to w ogóle możliwe.

– Dziewczyny, wstajemy, zaraz wizyta – na salę wchodzi czarnowłosa kobieta. Już z wyrazu jej twarzy można wywnioskować, że na pielęgniarstwo dostała się przypadkiem, a nie dzięki powołaniu.

Spoglądam na zegarek – faktycznie, siódma piętnaście. Schodzę z łóżka, rozciągam się, potem otwieram torbę, biorę jakieś ubrania z wierzchu i idę się przebrać do łazienki. W międzyczasie łapię grzebień i przeczesuję swoje niezbyt długie, kawowe kudły.

Gdy zakładam swoje czarne skarpetki, opierając stopy o toaletę, słyszę wołanie jednej z pielęgniarek:

– Wizyta, dziewczyny do dyżurki!

Przeklinam pod nosem, szybko wsuwam kapcie na nogi i idę rzucić piżamę na łóżko, żeby zaraz potem pędem udać się do gabinetu zabiegowego. Tam, na środku, zastaję trzy kobiety. Wszystkie uśmiechnięte od ucha do ucha, jedna stylem przypomina Lady Gagę, druga starą tenisistkę, a trzecia dywan. Jest nas siedem, więc jakoś mieścimy się na kozetce. Tylko jedna wstaje i zaczyna chodzić po dyżurce, niczym żywy trup.

– Faustynka, usiądź – mówi do dziewczyny któraś z nieznanych mi kobiet. Ta, wyglądająca jak stara tenisistka. Po chwili rozpoznaję w niej moją lekarz psychiatrę, do której chodziłam przez jakiś czas. Pozostałe dwie też muszą być podobnej specjalizacji.

Gdy Faustyna zajmuje miejsce na kozetce obok mnie, tenisistka rozpoczyna wywiad środowiskowy z każdą z dziewczyn: Jak się czujesz, czy dobrze śpisz, a nie dać ci jakichś antydepresantów, a po lekach nie ma skutków ubocznych, a rączki ci się nie trzęsą, a nie jesteś za senna. Takie pytania to chyba tutaj standard. W końcu przychodzi moja kolej.

– A ty, jak się czujesz, Ala?

– Dobrze – kłamię.

– Dzisiaj zdejmiemy ci sondę i zmienimy grupę na pierwszą. Będziesz mogła już wyjść na spacer z resztą oddziału i normalnie zjeść śniadanie. Śpisz w nocy?

– Tak, ale się budzę.

– A zasypiasz potem?

– Tak.

– To na razie nie będę zmieniać ci tych leków na wieczór – stwierdza, po czym dodaje – Możecie iść.

Podnoszę się z kozetki i jako pierwsza opuszczam pomieszczenie. Mam nadzieję, że przed śniadaniem zdążę jeszcze przemyć twarz, jak już zdejmą mi tą całą aparaturę.

Kiedy chłopcy wracają z wizyty, pielęgniarka woła moje nazwisko. Mijam się na korytarzu z Jankiem, który obdarza mnie grobowym spojrzeniem swoich cieniutkich jak igiełki źrenic. Przyspieszam kroku i wchodzę do dyżurki.

– Siadaj – mówi pielęgniarka. – Ściągamy ci tę sondę.

 

 

Wychodzę z oddziału razem z innymi, kierując się w stronę stołówki. Jestem ciekawa, co będzie moim pierwszym, szpitalnym posiłkiem, spożytym w tradycyjny sposób, a nie przez rurkę w żołądku. Bądź co bądź, mogłoby to być coś dobrego. Na przykład zimna woda. Albo tabletka na przeczyszczenie.

– Fuj – orzeka Luiza, siadając przy stoliku. Zajmuję miejsce obok dziewczyny i spoglądam na zawartość jej miski. – Dzisiaj mam jakiś makaron z mlekiem i masłem. Ohyda.

– Wolałabym zupę niż te kanapki – mówię, obarczając wymownym spojrzeniem to, co mam na talerzu. Biały chleb z jakimś twarożkiem i rzodkiewką. – Chleb siedemdziesiąt, twaróg czterdzieści, rzodkiewka trzy. Mam dwie kromki, czyli razem to będzie dwieście dwadzieścia sześć kalorii. Świetnie.

– A moja zupa?

– Zależy, jakie to mleko, ale pewnie trzyprocentowe, więc sto dwadzieścia kalorii, makaron sto pięćdziesiąt, masło siedemdziesiąt pięć. Cała zupa ma coś ponad czterysta kalorii.

– Czterysta. A to niby ty masz przytyć.

– Może się machnęli w obliczeniach.

Niedaleko nas, przy drugim stole, siada Faustyna. Właściwie, to długo nie zagrzewa miejsca, bo nagle wstaje, podchodzi do otwartego na oścież okna i zaczyna wspinać się po kratach. Jedna z pielęgniarek zrywa się i podbiega do niej.

– Faustyna, złaź! – łapie dziewczynę za ręce i bezpiecznie ściąga ją na ziemię, a potem odprowadza z powrotem na oddział.

– Też mam ochotę skoczyć – przyznaję. – Jakby nie było krat, to od razu bym to zrobiła.

– A kto nie?

Śmiejemy się, ale moja mina rzednie, gdy ponownie patrzę na jedzenie. Biorę chleb do ręki, ale czuję, że nie powinnam go zjeść. Coś mnie przed tym powstrzymuje. Z drugiej strony myśl, że muszę. Zbliżam kromkę do ust, ale one, mimo mojej woli, nie otwierają się. Zamykam oczy i nieświadomie zaczynam płakać.

– Dasz radę – szepcze Luiza. – Zjesz to.

Wdech. Powietrze wypełnia moje płuca. Wydech. Biorę pierwszy gryz i zaczynam żuć. Żuję bardzo długo i powoli, aż z chleba robi mi się w połowie płynna papka. Pielęgniarki się niecierpliwią. Połykam. Gryzę znowu. I tak w kółko, aż pierwsza kanapka nie znika z talerza. Nikogo nie ma już na stołówce, oprócz mnie i jednej z kobiet.

– Bierz talerz, skończysz w dyżurce – mówi.

 

 

Czuję się okropnie. Mam wielką chęć zwrócić wszystko, co kazano mi zjeść. Zostało niecałe półtorej godziny do kolejnego posiłku i parę minut do, pierwszych w moim życiu, zajęć na terenie szpitala psychiatrycznego. Wspaniała perspektywa.

– Teraz lekcje! – krzyczy Sara. – Mam nadzieję, że nie wypuszczą Janka na matmę, bo zamierzam iść zgarnąć jakąś tróję.

– Przecież i tak dzisiaj wychodzisz, nie?

– Nie wiem.

Nie mam czasu, by jej odpowiedzieć, bo na naszą salę wchodzi uśmiechnięta od ucha do ucha, czerwonowłosa kobieta. Trochę przy kości, ale całkiem ładna.

– Zapraszam na język polski!

Średnia ocena: 4.9  Głosów: 7

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (5)

  • blaackangel 08.08.2017
    Ciekawe jak Alicja poradzi sobie z jedzeniem kolejnych posiłków. Trzymam kciuki i widzę że malutkimi kroczkami robi postępy, oby tak dalej :)
  • KarolaKorman 08.08.2017
    Wzruszające są zwierzenia dziewczyn, widać, że czas nie zagoił ran. Ala ma chyba jedzieniowstręt (takie oto słowo stworzyłam na potrzebę mojego komentarza :)) 5 i pozdrawiam :)
  • Tanaris 14.08.2017
    Coraz ciekawiej, mam nadzieję, że lekcja polskiego będzie udana. ;D
  • Pasja 19.08.2017
    No trochę zmieni się rozkład dnia dla Alicji. Będzie chodzić na zajęcia szkolne. Najgorszy dla Ali jest jadlowstręt. Czy przełamie. I rany z przeszłości nie są zagrożone. Strasznie fajnie opisujesz i przychodzisz w inny wymiar. 5:)
  • Drżączka 19.08.2017
    Najgorszy, najgorszy, w koncu jadlowstret to anoreksja.
    Przechodzenie w inny wymiar? Ciekawe okreslenie. Bardzo sie ciesze, ze to, co pisze, tak na Ciebie dziala :)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania