Poprzednie częściPrzekleństwa anorektyczki [1]

Przekleństwa anorektyczki [25]

https://www.youtube.com/watch?v=dGJwKBcdhH0

 

W nocy na korytarzu pali się światło. Mam nieopisaną ochotę wyjść z pokoju jedynie po to, by zobaczyć „tego nowego” i zorientować się, czy to, co mówiła o nim Julka, jest prawdą. Pewnie nie, ale nawet jeśli, to alkoholicy, a w dodatku agresywni, raczej nie są w moim typie. Bliżej mi do sadystki, niżeli masochistki. W końcu nie wytrzymuję, schodzę z łóżka i powoli przechodzą przez korytarz, patrząc w stronę stojącego pod ścianą łóżka. Śpi na nim chłopak, do połowy przykryty kołdrą i przypięty pasami, ciemnowłosy, nie w moim typie. Wchodzę do toalety, zamykam kabinę i odczekuję chwilę. Korzystając z okazji, robię parę przysiadów, zapominając o tym, co obiecałam panu Robertowi. Gdy sobie o tym przypominam, w duchu modlę się, żeby nie był dzisiaj na nocce. Bo, szczerze mówiąc, nie mam pojęcia, kto na niej dzisiaj jest.

– Jula, śpisz? – szepczę, wchodząc z powrotem na salę. W odpowiedzi słyszę tylko niewyraźne, niespokojne pomrukiwanie, więc zostawiam śpiącą dziewczynę w spokoju i wracam na swoje łóżko.

Przez kilkanaście minut wiercę się, nie umiejąc znaleźć wygodnej pozycji do snu. Gdy w końcu usadawiam się w miarę komfortowo, zamykam oczy, jednak przyjemne ukojenie i zmęczenie nie przychodzi. Sprawdzam godzinę na zegarku. Pierwsza czternaście. Dziwne, że jeszcze nikt nie zajrzał do pokoju. Zwykle robią to mniej więcej co sześćdziesiąt minut, niekiedy częściej.

– Ala, czemu nie śpisz? – o wilku mowa. Drzwi otwierają się i wpada przez nie smuga światła, razem z sylwetką pielęgniarki. Nie poznaję jej. Kiedy podchodzi bliżej, zauważam, że ma bursztynowe włosy spięte w niedbałego koka i fioletową koszulkę jako uniform. Jest dosyć młoda, na oko ma może z trzydzieści lat.

– Nie umiem zasnąć – przyznaję, przecierając oczy.

– Zaraz zadzwonię do lekarza i dostaniesz jakąś tabletkę. Nie będziesz się przecież męczyć pół nocy – mówi. – Kiedy przyszłaś na oddział?

– Dokładnie tydzień temu.

– To jeszcze jak byłam na urlopie. Długo zostaniesz? Wiesz, kiedy wyjdziesz?

– Za osiem kilogramów. Albo osiemdziesiąt cztery dni. Bądź co bądź, kiepskie rokowania. Mimo wszystko wolę tę drugą opcję, ale złożyłam komuś obietnicę i chyba muszę jej dotrzymać.

– Jaką obietnicę?

– Obiecałam, że dam sobie pomóc. To dla mnie trudne, ale pobyt tutaj jest swego rodzaju kubłem zimnej wody. Może coś mi to da. Poprzednie ośrodki na nic się zdały.

– Leczenie się z zaburzeń odżywiania jest cholernie ciężkie. Wiem, bo sama przez to przechodziłam. I niestety muszę ci powiedzieć, że człowiekowi może się potem wydawać, że jest zdrowy, ale anoreksja, bulimia, czy cokolwiek... One nie wyjdą z ciebie nigdy. Musisz przez to przejść na tyle, ile zdołasz, by w miarę normalnie funkcjonować, a potem nauczyć się żyć całkowicie innym tempem. Nie chcę cię straszyć, ale to niestety często tak wygląda. Proces leczenia jest długi i trudny.

– Kiedy pani chorowała?

– Oj, bardzo dawno. Byłam chyba w twoim wieku. Szesnaście, siedemnaście lat, początek liceum. Ubzdurało mi się, że chcę być chudsza i nagle każdy aspekt mojego życia sprowadzał się tylko do jednego. Do jedzenia.

– Mogę o coś spytać?

– Nie musisz się upewniać, po prostu pytaj. Uwierz, naprawdę mam niemałe pojęcie, jak to jest siedzieć w zamknięciu przez długi okres czasu i musieć przytyć. Masz wtedy postawione ultimatum.

– Kiedy do pani dotarło, że... Że coś jednak jest nie tak?

Kobieta spogląda za okno i zastanawia się przez chwilę.

– To chyba dzięki mojemu bratu. Któregoś dnia, kiedy wrócił do domu po długiej nieobecności, stanął jak wryty, gdy mnie zobaczył i powiedział coś, co tkwi mi w pamięci do dnia dzisiejszego.

– Co to było?

– „Boże, Wiktoria, wyglądasz jak szkielet” – uśmiecha się. – To nic takiego i brzmi banalnie, wiem. Ale dla mnie było to wtedy impulsem i pierwszym krokiem na dobrej ścieżce. Kochałam swojego brata jak nikogo innego, a wierz mi, jeśli słyszysz coś takiego od ukochanej osoby, to... to znaczy o wiele, wiele więcej, niż uwaga obcego człowieka.

– Ja nie mam już nikogo, kto mógłby mi dać taki impuls.

– A jednak złożyłaś komuś taką, a nie inną obietnicę. Skoro to nie jest dla ciebie ktoś bliski, dlaczego to zrobiłaś?

Bo... Nie wiem.

– Nie wiem.

– Dobrze wiesz – mruga do mnie. – Okej, trochę przegadałyśmy, a ja jeszcze muszę skoczyć do Michała i zadzwonić do lekarza, w twojej sprawie. Spróbuj zasnąć, co?

– Raczej mi to nie wyjdzie.

– Próbować zawsze warto.

 

***

 

Budzę się nad ranem, już po zmianie dyżuru. Lekko otwieram oczy i widzę jakąś męską sylwetkę, która stoi nad moim łóżkiem. Ponownie przymykam powieki i zakrywam się kołdrą po szyję. Nagle czuję, że odjeżdżam. Tak, to brzmi bardzo idiotycznie, chyba że jest się w szpitalu psychiatrycznym i wszystkie łóżka mają kółka, jak pieprzone wózki w supermarkecie.

– Nie teraz, kochanie... – mówię, wtulając twarz w poduszkę.

– Mam cię zawieźć pod dyżurkę? – słyszę głos pielęgniarza.

– Niech pan robi, co chce – odpowiadam, na wpół przytomna. Naprawdę jest mi wszystko obojętne. Chcę po prostu spać i żeby nikt mi w tym nie przeszkadzał.

– Nie pajacuj, Nadzieja, tylko wstawaj.

– Jeszcze chwila...

Ktoś zaczyna mnie łaskotać. No nie.

– Daj mi spokój...

Przestaje.

– Podłączę ci sondę za karę.

– Bardzo proszę.

– Dobra, koniec żartów, Nadziejo. Wstajemy.

Niechętnie otwieram oczy, przeciągam się.

– Nie napinaj mięśni.

– Niech pan nie przesadza.

Siadam na brzegu posłania, wyciągam ubrania z torby i idę się przebrać. Gdy wracam, drzwi dyżurki są już otwarte, co oznacza, że pan Robert dał mi wreszcie spokój i wrócił do swoich innych oddziałowych spraw. Na zegarku widnieje siódma dwadzieścia jeden. Nie, dwadzieścia dwa. Przeglądam się w spłuczce i oceniam swój dzisiejszy wygląd na słabe trzy na dziesięć. Wory pod przekrwionymi oczami, zaschnięte wargi i tłuste włosy, które powinnam w końcu umyć. Przynajmniej wypadałoby, skoro w ostatnich dniach brałam tylko szybką, niedbałą kąpiel. Wszystko po to, by nie patrzeć na swoje odbicie w słuchawce od prysznica. Ta, takie tam przekleństwa... anorektyczki.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 6

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (4)

  • KarolaKorman 19.08.2017
    Ciekawska ta Alusia ha, ha :) Nie wytrzymała i poszła w nocy ,,nowego'' oglądnąć :)
    Fajna rozmowa z panią Wiktorią. Może ktoś, kto przeżył to samo będzie dla niej przykładem. Jej wyrozumiała i chętna do rozmowy, spodobała mi się, że tak w środku nocy wyznała swoje bolączki.
  • Drżączka 19.08.2017
    Osoba, która przeszła to samo, jest bardziej godna zaufania, wierzy jej się na słowo i może być właśnie takim autorytetem. Pierwszą jaskrą w tunelu, impulsem prowadzącym do samopoznania, czymś, co sprawi, że zaczniemy postrzegać daną sytuację nieco inaczej, zastanowimy się nad nią.
    Dzięki za komentarz :)
  • Pasja 20.08.2017
    Chyba pielęgniarka zapaliła w jej głowie lampkę. Powinna też dotrzymać słowa. Czy Alicja potrafi to zrobić? Po nocnej rozmowie, widzę jakaś sukienkę nadziei. Pielęgniarka też jest całkiem w porządku i bardzo dobrze,że pracuje na tym oddziale, bo zna od podszewki problem, bo sama przeszła tę chorobę. Pozdrawiam 5
  • Tanaris 23.08.2017
    Pan Robert to z pewnością troskliwy człowiek. Fajnie, że jest ktoś taki pełen zaufania na oddziale. Ostatnie zdanie wywołało u mnie lekki uśmiech, chociaż pewnie nie powinno. 5 :)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania