Przekleństwa anorektyczki [26]
https://www.youtube.com/watch?v=gjbLUxHNWdU
– I jak tam, Ala? – pyta pan Robert, gdy przychodzę do dyżurki na drugie śniadanie. Siadam na kozetce, stawiam na parapecie za sobą swój kubek z wodą mineralną i biorę jabłko z oddziałowej lodówki. Tym razem jest całkowicie zielone, nieco większe, niż ostatnio. Odczuwam niepokój, ale staram się go zignorować. W końcu miałam dać sobie pomóc, a akceptacja wielkości jabłka to pierwszy krok do sukcesu, nie? Średnie ma jakieś dziewięćdziesiąt kalorii, więc to liczy około setki, tak na oko. Nie jest źle.
– Jakoś się trzymam – stwierdzam, przymierzając się do ugryzienia owocu. Piękne, zielone jabłuszko, zdaje się do mnie uśmiechać i zachęcać, bym pochłonęła je szybko i ze smakiem. Może dali mi jakieś nowe leki? Na przykład na apetyt?
– To dobrze. Nie ćwiczysz już?
Być szczerą, czy udawać?
– Raz się zapomniałam – mówię wreszcie. – Ale to tylko jeden, jedyny raz. Wczoraj. Od tej pory nie zrobiłam już ani dwóch brzuszków!
– No, to świetnie. Zapiszę to w raporcie – mruga do mnie, uśmiechając się przyjaźnie. Odwzajemniam gest i… cholera, chyba się rumienię. Nie, nie, nie. Głupi współczulny układ nerwowy.
– Proszę pana, mogę o coś zapytać?
– Pewnie.
– Co z tym chłopakiem, którego przyjęli wczoraj wieczorem?
– Nie powinienem udzielać ci informacji na temat stanu zdrowia innych pacjentów…
– Okej, no szkoda.
– Co konkretnie chciałabyś wiedzieć?
– Za co siedzi.
– A jak myślisz? Agresja, alkoholizm, czy narkotyki?
– Wszystkie trzy?
– Bingo. Takiego intrygującego, złożonego pacjenta od dawna nie mieliśmy – podśmiewa się pielęgniarz. – Przygotuj się na to, że od tej pory na oddziale nie będzie tak miło i spokojnie, jak dotychczas. Chłopak będzie dostawał leki na uspokojenie, ale nawet one są tylko półśrodkiem. Musi przejść detoks, mieć wykonane parę niezbędnych badań, ogólnie dość sporo. No, i zapewne raczej szybko stąd nie wyjdzie.
– Narkomani długo siedzą?
– Oj, bardzo długo. Zazwyczaj są w cholernie złej kondycji psychicznej, trzeba wspomagać ich stan takimi lekami, by ich nie uzależniły, a dały zadowalający efekt. To ciężka droga. Gdy już się ustabilizują, często są przekazywani do innych ośrodków. Na przykład do lecznic nerwicowych.
– Wiele razy miał pan do czynienia z takimi ludźmi?
– Parę razy się zdarzyło. I nie wspominam tego dobrze. Dlatego ostrzegę cię, żebyś nie zbliżała się zbytnio do tego chłopaka. Może próbować tobą manipulować.
– Jasne, rozumiem.
●
Odnoszę kubek i w miarę dyskretnie zaglądam na korytarz. Wcale, ale to wcale nie ma kamer. Pan Robert na pewno nie widzi, że szukam tego nowego Michała-narkomana. Pewnie zaraz mnie opieprzy.
– Ala, co ty robisz? – a nie mówiłam?
– Nic? Nic, proszę pana, tylko patrzę – tłumaczę się pospiesznie i wracam do pokoju. Po chwili widzę, że Michał przechodzi obok naszej sali i patrzy przez przeszkloną część drzwi do jej wnętrza. Odnajduje mnie wzrokiem i przystaje. Cały czas mierzy mnie spojrzeniem, a ja zaczynam czuć się bardzo nieswojo. Mimo to, nie odwracam oczu i również uparcie się na niego gapię. Ma mocną szczękę i rysy twarzy, przez co wydaje się być dosyć chudy, wręcz wychudzony – powiedzieliby niektórzy; przydługawe, lekko kręcone, ciemno–brązowe włosy opadają mu na czoło. Jest przystojny, to akurat muszę przyznać. I cholernie blady. Pod dużymi oczami zauważam wyraźne cienie i wory. Na ramiona ma narzuconą szeroką, bordową bluzę, przez co nie mogę dokładnie określić, jakiej jest postury. Toczymy zażartą walkę na spojrzenia, dopóki w progu pokoju nie pojawia się pielęgniarz i nie każe Michałowi iść na salę. Chłopak posyła mi ostatnie spojrzenie, jakby rzucał wyzwanie. Które ja z przyjemnością przyjmuję.
●
Mijam się z Julką, która wraca od chłopaków, i podążam w kierunku sąsiednich drzwi. Pokój numer trzysta jedenaście, sala „zamieszkana” przez płeć męską. Sprawdzam, czy jest tam Michał. Jest. Siedzi pod oknem z kolanami podciągniętymi pod brodę i patrzy w szybę.
– Cześć – witam się, siadając na parapecie. Spogląda w moją stronę, jakbym zbudziła go z letargu.
– Jestem Michał – podaje mi rękę, a ja ją uściskam. – Długo tu jesteś?
– Znamy się parę sekund, a ty już zaczynasz zadawać bardzo osobiste pytania – uśmiecham się. – Żartuję. Osiem dni.
– Wsadzili mnie za parę strzałów, kurwa… – klnie pod nosem, chyba bardziej mówiąc do siebie, niż do mnie. – A ciebie?
– Za miłość.
– Miłość?
– Do kości.
– Anorektyczka, co?
– Mniej więcej. Myślałam, że mam nad tym kontrolę.
– Ja też. Ale skoro tu jesteśmy, to chyba się myliliśmy.
– Bardzo możliwe.
– Brałaś kiedyś?
– Jeśli przedawkowanie Apapu Extra w celach samobójczych i popicie tego wódką, można zaliczyć jako ćpanie, to tak. Albo branie środków na odchudzanie zamiast posiłku.
– No, trochę wprawiona w tym fachu jesteś – uśmiecha się kpiąco. – A hera? Mefedron?
– Nigdy. Bałabym się, że przytyję.
– Cholera, dobra jesteś.
– No cóż.
Milczymy przez chwilę.
– Nadal nie wiem, jak się nazywasz.
– Dowiesz się w swoim czasie.
– Czemu? Ścigają cię za handel niewolnikami, że nie możesz mi powiedzieć, jak masz na imię?
– Może.
– No weź.
– Jak będą rozdawać leki, to słuchaj uważnie.
– Sądzisz, że aż tak mnie interesujesz, żeby za wszelką cenę się tego dowiedzieć?
– Ja to wiem, Michał. A znamy się dopiero… – spoglądam na zegarek – jedenaście minut.
– To kupa czasu.
– Całe sześćset sześćdziesiąt sekund.
Nagle dobiega nas krzyk z korytarza.
– Ala!
Wywracam oczami i niechętnie podnoszę się z parapetu.
– Chyba przegrałaś – odzywa się Michał, a ja wystawiam mu język i wychodzę z pokoju. Zmierzam do dyżurki, skąd wołał mnie pielęgniarz. Wpuszcza mnie do pomieszczenia i zamyka drzwi.
– Coś ci mówiłem – zaczyna.
– Tylko z nim rozmawiałam. To coś złego?
– Nie. Po prostu chcę zapobiec czemuś, do czego te wasze z pozoru niewinne rozmowy mogą doprowadzić.
– Mogą. Nie muszą. Niech pan mi wierzy, że umiem o siebie zadbać. Mam siedemnaście lat, nie siedem.
– W tym wieku to różnie bywa.
– Mam teraz oczekiwać reprymendy na temat tego, jak bardzo niebezpieczne jest rozmawianie ze znajomymi i jak strasznie nieodpowiedzialne, głupie i naiwne bywają siedemnastolatki?
– Nie. Nie chcę cię pouczać. Chcę cię chronić.
– Wierzę i doceniam to. Jeśli będę potrzebowała rady, czy pomocy, zwrócę się do pana. Ale nie chcę czuć się osaczana. Proszę.
Pan Robert wzdycha, ale w końcu przytakuje i wypuszcza mnie z gabinetu zabiegowego. Nie idę z powrotem do Michała, tylko wracam na salę, siadam na łóżku i otwieram książkę. Nie czytam jednak nawet paru słów, bo przerywa mi głos Julki.
– Gadałaś z tym nowym?
Kiwam głową w potwierdzeniu, nawet na nią nie patrząc, z nadzieją, że się odczepi.
– I co? Jaki jest? Za co siedzi? – spada na mnie fala pytań, na które nie mam najmniejszej ochoty odpowiadać.
– Nikt interesujący. Tak jak mówiłaś, agresja i chyba nadużycie alkoholu – kłamię, zbywając dziewczynę wymuszonym, znużonym tonem. Rudowłosa sprawia wrażenie zawiedzionej. Ja natomiast cieszę się w duchu, że próba oszukania jej zakończyła się sukcesem. Zadowolona z siebie, wracam do czytania. W głowie zaczynam nucić słowa jakiejś bliżej nieokreślonej piosenki.
Komentarze (11)
Pan Robert chyba lubi Alę. Martwi się o nią i czasem robi nadopiekuńczy. Zostawiam 5, pod poprzednią częścią też. Pozdrawiam i czekam na dalszy ciąg :)
To "a nie mówiłam" powinno być od akapitu, duźą literą, bo nie jest to narracja do kwestii mówionej.
"Ma mocną szczękę i rysy twarzy..."
Szczęka, napisałaś że, mocna, natomiast ze zdania wynika dla mnie, że rysy twarzy po prostu ma. I tyle. Każdy ma, więc i on, bo dlaczego ma być gorszy. Wiem, co chciałaś napisać, więc moźe tak:
Ma ostre rysy twarzy i silnie zarysowaną szczękę (w sumie, co oznaczają "mocne rysy"? Mocne tzn. jakie konkretnie?) Potem piszesz, że jest wychudzony, co się z "mocą" ciut kłóci.
"...ją uściskam."
To w czasie przyszłym, niedokonanym. "ściskam" będzie ok.
Będzie romans? Ok, nie było pytania, poczytamy, zobaczymy.
Pozdrawiam.
Co do romansu, okaże się, haha.
Dzięki za komentarz (:
"Miał mocną szczękę i wyrazistą twarz"
"Miał silnie zarysowaną szczękę i wyrazistą twarz" ?
"Miał mocną szczękę i wyrazistą twarz"
"Miał silnie zarysowaną szczękę i wyrazistą twarz" ?
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania