Poprzednie częściPrzeklęta - 00 | Ktoś, kto rozumie

Przeklęta - 28 | Epilog - Przeklęci

Jeszcze przed chwilą byłem w stanie wpływać na myśli tej głupiej dziewczyny. Mogłem przejąć władzę nad jej mięśniami, głosem, zachowaniem. Mogłem wpoić jej coś, czego normalnie by nie zrobiła. Dziewczyna była słaba, za co musiałem podziękować moim poddanym. Bardzo dobrze wykorzystali doświadczenie z ostatnich lat. W dodatku dopracowali pomysł utworzenia falsyfikatu sztyletu. Nie mogłem im tego okazać, lecz byłem z nich dumny. Był jednak jeszcze inny problem. Choć nie chciałem się do tego przyznać nawet przed samym sobą, obawiałem się, że mogę w pewnym momencie zniknąć. Tak, to był strach. Realny, paraliżujący. Przez długi czas byłem słaby i nie wiedziałem, na ile mocy mogę sobie pozwolić, by nie przesadzić. Musiałem być ostrożny, bo dziewczyna była chroniona mocą moich wrogów, która parzyła mnie jak ostre słońce w letni dzień. Na jakiś czas musiałem się odsunąć, odpuścić. Wolałem nie ryzykować.

Ale pewnego dnia słońce nagle przestało mnie parzyć. Zniknęło za chmurami jednym, gwałtownym ruchem. Mogłem wyjść z ukrycia. Nie do końca wiedziałem, jak to się stało, ale wiedziałem jedno – mogłem zacząć działać. Później poczułem krew. Poczułem ból dziewczyny. Czułem, jak jej stan się pogarsza, a jej dotychczasowa siła przechodziła we mnie. Tak prosty mechanizm, a zarazem tak skomplikowany. Nie mogłem nic poradzić na to, że przy okazji czerpania siły, uzdrawiałem ją. Na szczęście to był tylko skutek uboczny. Wreszcie mogłem odzyskać siły. Mogłem zacząć działać.

Dziewczyna zorientowała się, co się dzieje, czego się nie spodziewałem. Zaczęła wykorzystywać moją moc do własnych korzyści, ale nie przeszkadzało mi to, bo w końcu doszedłem do władzy nad nią. Nie zawsze, oczywiście. Wciąż byłem na to za słaby. Byłem tylko duszą uwięzioną w ciele. Marnie skończyłem, lecz wiedziałem, że taki stan rzeczy nie potrwa długo. Wiedziałem, że wkrótce będę znów wolny.

Przyszli do mojej siedziby. Mojej twierdzy. Gdy zobaczyłem moich poddanych leżących kompletnie bez ruchu… ogarnęła mnie furia. Okazało się to błędem. Zbyt szybko straciłem siły i dziewczyna odzyskała kontrolę nad swoim ciałem. Miałem mało czasu na regenerację, ale wkrótce poczułem, że chce mi się śmiać – poczułem, że wracam do życia. Znowu poczułem krew i słabość żywicielki. Tym razem odczuwałem to dużo silniej. Było wyczuwalne, że ona zaraz umrze… a ja będę mógł się wydostać. Nareszcie.

Nagle jednak poczułem szarpnięcie, a zaraz potem ogromny ból. Ból? Ale jakim cudem? Nie żyłem już od tylu lat. Wiedziałem jednak, że pojawiło się we mnie – w nas – coś, co nie miało prawa tu być. Sekundę później zrobiło mi się gorąco, jakbym stanął w płomieniach. Próbowałem krzyczeć. Jak przez mgłę nagle zobaczyłem mojego brata. Stał przede mną – przed dziewczyną – z przerażeniem na twarzy. Ale nie bał się o mnie – bał się o nią. Co ona zrobiła?

Ból nie ustawał. Krwi było jeszcze więcej, ale nagle już nie dawała mi ona siły. Tym razem poczułem, że to ja słabnę. I że naprawdę… tym razem znikam…

***

Nie mogłem uwierzyć, że wbiła we mnie ten cholerny nóż. Dałem jej go do obrony, ale nie – Leslie jak zwykle musiała przekręcić moje polecenie i postawić na swoim. Zrobiła to tak szybko, że gdy zorientowałem się, co knuje, było już za późno. Nie mogłem nawet kiwnąć palcem. Nie spodziewałem się tego po niej i musiałem przyznać, że coś zakłuło mnie w moim od dawna niebijącym sercu.

Nie sądziłem, że będę musiał opowiadać jej historię mojej śmierci. To był po prostu zwykły zbieg fatalnych okoliczności, a ona przejęła się tym, jakby miało to znaczenie. Dla mnie nie miało. Po wydaniu pieniędzy na pogrzeb, rodzice nie musieli wydawać na mnie już więcej. Wszystko poszło na leki dla mamy. Polepszyło jej się. Miałem nadzieję, że jeszcze długo nie dołączy do mnie. Najgorsze były te momenty, gdy przychodziła na mój grób i płakała. Zawsze płakała, a ja nie mogłem się ujawnić. To było zabronione. Jonathan nigdy nie pozwolił mi się ujawnić… aż do momentu, kiedy pojawiła się Leslie i musiałem ją chronić. Próbowałem, ale nie udało mi się. Zresztą, jak wszystko w moim tak zwanym życiu.

Nie wiem, ile tak trwałem w zastygnięciu. Wreszcie uwolnił mnie Jonathan. Byłem wściekły. Zacząłem szukać Leslie, ale nigdzie jej nie było. Biegałem po całym pałacu, gubiąc się w nim coraz bardziej. Dotarłem do jakiejś dziwnej komnaty, do której coś mnie przyciągało. Z początku nie mogłem się do niej dostać. Normalnie machnąłbym na to ręką, ale miałem dziwne przeczucie, że powinienem tam wejść. Gdy udało mi się rozwalić zamek i drzwi ustąpiły, od razu zrozumiałem, dlaczego. Było tam ciało taty Leslie, które uprowadzili z grobu, by nie można było go odnaleźć. To pewnie dlatego Leslie miała sny, w których błagał ją o pomoc – ciało zostało ukryte, a wokół krążyły złe moce. Dusza nie mogła się odnaleźć. Zresztą po wyeliminowaniu Gordona na pewno jego pobratymcy robili wszystko, żeby dusza ojca Leslie nie zaznała spokoju. Przeklęte pośmiertne życie.

Nie pamiętam za bardzo tego, co było dalej. Ocknąłem się dopiero w momencie, gdy zobaczyłem Leslie. Widziałem, jak kryształ został zerwany z jej szyi i nagle wykwitły na niej wszystkie rany. Jej ręce nagle były pełne rozcięć, obficie krwawiła, a jej twarz wyrażała tylko cierpienie. Boże, jak ja chciałem jej pomóc. Pragnąłem tylko jednego – żeby przestało ją boleć. W momencie, gdy wbiła w siebie sztylet, nagle wszystko wokół mnie ucichło. Gdybym miał jeszcze bijące serce, na pewno by się zatrzymało. Gdybym był żywy, na pewno pociekłyby mi łzy. Tyle o nią walczyłem. Tyle czasu próbowałem ją chronić… żeby teraz wbiła w siebie przeklęty nóż, by wypędzić z siebie ducha. Cel szczytny… ale dla niej nie było już ratunku.

***

Czułem się trochę jak ojciec tracący córkę, choć ojcem nigdy nie zostałem. Mimo wszystko Leslie była dla mnie właśnie kimś takim. Adam się nią opiekował, ale byli w podobnym wieku. To nie było to samo. Główna odpowiedzialność należała do mnie. Poczułem, jak cała moja pewność siebie upada w chwili, gdy Leslie przebiła się sztyletem. Poczułem pustkę. Zdałem sobie sprawę, że zrobiła to tylko po to, by wygnać z siebie mojego brata i to czyniło tę sytuację jeszcze bardziej bolesną. Gdyby nie on, Leslie mogłaby wciąż żyć. Żyć tak, jak powinna – w swoim domu, z mamą, z kimś, kto ją kochał i kto się o nią troszczył. Nie było jej to dane i już nigdy nie będzie… przez jednego, złego człowieka. Nie… on nigdy nie był człowiekiem. Nigdy nie było w nim krztyny człowieczeństwa.

Mimo wszystko, choć właśnie opuszczał ten świat, czułem tęsknotę. W przeciwieństwie do niego, miałem uczucia. Być może aż za dużo. Z mocno ściśniętym gardłem przyglądałem się, jak dusza Gordona ulatywała do piekła – gdzie powinna się znaleźć już dawno temu.

***

Ból towarzyszył mi już od długiego czasu, ale ten był inny. Podobno do bólu można się przyzwyczaić. Ale czy można przyzwyczaić się do bólu, który ci towarzyszy, gdy umierasz?

Nie wiem, ile to trwało – długo, czy krótko… czas przestał dla mnie istnieć. Przez jedną, krótką chwilę poczułam, że jestem wolna. Duch ze mnie uciekł i w końcu miałam swoje ciało i swoją duszę tylko dla siebie. Nie na długo. Ból mnie obezwładniał. Tak jakbym drugi raz rzuciła się z okna na twardą ziemię. Bolało mnie całe ciało, ale jeszcze bardziej bolała mnie myśl, że to się kończy w taki sposób. Nie wiedziałam nawet, czy umieram honorowo, czy może w cieniu porażki. Przymknęłam oczy, nie chcąc patrzeć na setki duchów przede mną. Nagle przypomniało mi się, co kiedyś powiedział mi Adam – każdy w chwili śmierci ma wybór. Może zostać na ziemi… i może iść dalej. Czy ja też miałam wybór? Ale co miałam wybrać? Czego właściwie chciałam?

Chciałam być człowiekiem.

Nie chciałam żyć na ziemi w postaci, której już nic nie jest dane. Nie chciałam z ukrycia obserwować Jasona ani nie chciałam pałętać się po cmentarzu jako zagubiona dusza. Chciałam normalnego życia, którego już nie mogłam dostać. W żadnym innym wypadku nie chciałam tu zostawać.

Chciałam pójść dalej.

Coś szarpnęło moim ciałem i nagle ból zniknął. Gdy otworzyłam oczy, nadal widziałam ten sam obraz, ale już nie z tej perspektywy, co sekundę temu. Patrzyłam na wszystko z góry. Widziałam, jak Adam upada na ziemię i patrzy na moje martwe ciało. Martwe… uświadomiłam to sobie z całą mocą, gdy sama spojrzałam na moje kruche, pokrwawione zwłoki. Umarłam. I nie było już odwrotu.

Nagle jednak stało się coś, czego w ogóle się nie spodziewałam. Ktoś złapał mnie za rękę. Gdy się odwróciłam, zobaczyłam tatę. Uśmiechał się do mnie ze wzruszeniem.

- Umarłam – wyjąkałam, zanim zdążył coś powiedzieć. – Naprawdę umarłam.

- Tak – potwierdził tata, kiwając głową. Na jego twarz wstąpił smutek. – Naprawdę miałem nadzieję, że tak się nie stanie.

- Dlaczego tu jesteś? – szepnęłam.

Tata wziął mnie w ramiona.

- Uwolniłaś mnie. Ty i Adam. A ty oczyściłaś ziemię z wielu złych duchów. Z Gordona też.

Miałam mętlik w głowie. Nie wiedziałam, czy się cieszyć, czy nie. Nic już nie wiedziałam. Spojrzałam na Adama, który patrzył teraz w górę. Nie wiedzieć czemu, byłam jednak pewna, że chociaż ja go widzę, to on nie widzi mnie.

- Trzymaj się – szepnęłam. – Może jeszcze kiedyś się spotkamy… po którejkolwiek stronie.

***

***

Zniknęła. Tak po prostu.

Obudziłem się, a jej nie było. Pierwsze co zrobiłem, to zadzwoniłem do niej. Nie odbierała. Po kilkunastu nieodebranych połączeniach poszedłem do jej domu. Mama Leslie wyglądała dziwnie, jak nie ona. Jakby dopiero co obudziła się z długiego snu. Też nie wiedziała, gdzie jest Leslie. Szukaliśmy jej, ale na próżno. Zgłosiliśmy zaginięcie na policji. Przypomniał mi się cały ten koszmar związany z zabiciem Diany. Też nikt nic nie wiedział. Tu było podobnie. Tym razem jednak przeżywałem to o stokroć bardziej. Nie zniknęła moja koleżanka, tylko moja dziewczyna. Miłość mojego życia.

Tak było przez kilka dni. Wszyscy jej szukali. I nagle dostałem telefon od mamy Leslie. Ledwo ją zrozumiałem, tak płakała. Z jej szlochów udało mi się wyłapać parę słów, tworzące zdanie, które zwaliło mnie z nóg. Myślałem, że się przesłyszałem.

Leslie nie żyje.

Tak po prostu.

Zwariowałem. Nie mogłem pojąć, jak to się stało. Nawet nie mogłem sobie przypomnieć ostatniego dnia, kiedy ją widziałem. Miałem tylko jakieś przebłyski. Nie mogłem pojąć, jak to się stało – co się stało i dlaczego nie było mnie przy niej. Nie widziałem w tym sensu. Jak zginęła? Kto jej to zrobił?

Widziałem ciało. Naciskałem na to, bo bez tego widoku dalej miałbym nadzieję, że przekazane mi zdanie było kłamstwem. Gdy zobaczyłem moją Leslie leżącą bez ruchu, bez oddechu, całą pokrwawioną… po raz pierwszy od dłuższego czasu rozpłakałem się jak dziecko i nie mogłem przestać. Policja nie była w stanie nic nam powiedzieć. Po prostu znaleźli jej ciało. Żadnych sprawców, żadnych podejrzeń. Sprawa równie niewyjaśniona, co w przypadku Diany.

Pochowali ją w grobie razem z tatą. Chodziłem do niej codziennie, tak jak ona niegdyś chodziła do taty. Po jakimś czasie zwróciłem uwagę na grób obok. Przyjrzałem się zdjęciu jakiegoś chłopaka, który, nie wiedzieć czemu, wydawał mi się znajomy. Tak jakbym już kiedyś go widział. Nie mogłem sobie jednak przypomnieć, gdzie. Zresztą, to było nieistotne. Liczyło się to, że zawsze obiecywałem Leslie, że jej nie zostawię… tymczasem to ona zostawiła mnie.

Być może kiedyś to przeboleję. Być może kiedyś będę w stanie przejść nad tym do porządku dziennego. Może któregoś dnia nadal będę o tym pamiętał, ale to stanie się jedynie wspomnieniem i nie będzie mi już przeszkadzało w życiu codziennym. Może kiedyś… ale na pewno nie dziś, nie jutro, nie za pół roku. Nie wiem, kiedy. Nie wiem, kiedy w końcu w tym przeklętym życiu będzie dobrze.

 

 

No więc... Koniec. Nie zakończyłam do końca tak, jak tego chciałam, a może właśnie podświadomie chciałam to skończyć w ten sposób. Ukazałam w tym rozdziale parę perspektyw patrzenia na ostateczną "akcję". Mam nadzieję, że dosyć klarownie i że było widać, kto kiedy był narratorem.

Zakończyłam to w taki, a nie inny sposób, bo w końcu Leslie była przeklęta. Tutaj każdy z narratorów został w jakiś sposób przeklęty. Poprzez postać Gordona próbowałam przekazać, że niektórzy ludzie są po prostu źli... i nie wiadomo, dlaczego. Są tacy wśród nas - którzy mordują ludzi, którzy torturują zwierzęta, wydają się być kompletnie bez uczuć. Tacy zawsze byli i zawsze będą.

Jonathan miał pokazać ból, który odczuwamy, gdy przywiązujemy się do kogoś za mocno, nawet, jeśli nie powinniśmy, ale też, że często tęsknimy za tymi, którzy byli obecni w naszym życiu... nawet, jeśli nas zranili i to niejednokrotnie. Taka, cóż, ludzka natura.

Adam i Jason to symbole tego, że chociaż kogoś kochamy, czasem po prostu nie możemy go mieć - z różnych czynników. Czasem czyjeś wspomnienie zostaje z nami na parę lat, a niekiedy na całe życie. Potocznie mówi się na to "nieszczęśliwa miłość", a praktycznie... czasem jest tak, że nie ma dnia, kiedy się nie pomyśli o tej szczególnej osobie. Po prostu już zawsze zostaje w naszych sercach.

A Leslie... cóż. Poświęcenie dla ogółu. Chyba tak to można ująć. Czasem los nas nie rozpieszcza, choćbyśmy byli dobrzy. I czasem, mimo szczerych chęci, kończymy marnie.

Nie wiem, czy wyszło mi życiowo, nie wiem, czy wy odebraliście to tak, jak ja sobie to wyobrażałam, pisząc, ale chętnie przeczytam jakąś inną interpretację, jeśli ktoś takową ma. Trochę pesymizmu wprowadziłam... Ale tradycyjnie dziękuję za bycie ze mną i czytanie każdego rozdziału. Każdego ściskam z daleka i daję tabliczkę czekolady <3

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 12

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (17)

  • Kociara 14.03.2017
    Po pierwsze co do ostatniego zdania... Nie lubię czekolady xD jak już rozdajesz to poproszę kasę którą byś wydała na tą czekolade xD
    A teraz co do rozdziału i ogólnie całego opowiadania
    Ty to jak zwykle umiesz ukazać uczucia, z tego po prostu się wylewają uczucia, strach, ból, miłość, rozpacz.. Szczerze mówiąc w momencie kiedy "wybierała dalszą drogę " pomyślałam że mogła zostać na ziemi i być z Adamem (tak wiem zawsze chce choć trochę szczęścia na koniec xD ), ale rozumiem Leslie, była już zbyt zmęczona tym wszystkim, i jednak nadal kochała Jasona. Cieszę się że chociaż na końcu, po tylu trudach spotkała się z ojcem. Ogólnie strasznie (jak zwykle ❤️)podoba mi się cała historia, taka inna niż zwykle. To jak ukazałaś świat duchów, możliwość wyboru w momencie śmierci, to że nawet tam jest podział na dobro i zło, ich wojny, te wszystkie sposoby, jak te noże żeby się nie ruszały, sztylet żeby odesłać je z Ziemi itp itd. No po prostu, naprawdę wow, szacunek itd xd.
    Zawsze się zastanawiam skąd Ci przychodzą takie zajebiste pomysły, i jak ty to robisz że budujesz tak świetne zdania, że tak dobrze oddajesz emocje i w ogóle. Twoje dzieła tak bardzo nadają się do wydrukowania ale oczywiście musi to być w chuj trudne i drogie, no bo przecież byłoby za łatwo... Ale może w jakiejś gazecie nie dałoby?
    Dobra kurde, się rozpisałam a miałam chemię odrabiać xD hmmm chyba wszystko ujełam, chociaż pewnie jak klikne wyślij coś mi się przypomni ale już nie będzie mi się chciało dopisywać xD
    Piąteczki gwiazdwczki to chyba oczywiste co nie? :P
    ❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️
  • candy 14.03.2017
    O jaaa... ale się rozpisałaś, jak nigdy chyba! :D
    Cieszę się, że emocje trafiają tak jak powinny :D co do pomysłów... hm... sama nie wiem. Ten już mi siedział w głowie od dłuższego czasu, a szczegóły przychodzą w trakcie ^ ale z tym wydaniem to jakoś czarno to widzę xD
    Po stokroć dziękuję ❤️❤️❤️❤️
  • candy 14.03.2017
    ale jak można nie lubić czekolady :(((
  • Kociara 14.03.2017
    candy normalnie! Nie smakuje mi po prostu xD tylko Kinder xD
  • candy 14.03.2017
    Kociara mam w domu całą szufladę pełną kinderków, zapraszam
  • Lotta 14.03.2017
    Kiedy następne? xD Chyba jestem zbyt śpiąca na kom. Podobało mi się bardzo, chociaż nie spodziewałam się jej śmierci. 5 ❤
  • candy 14.03.2017
    Candy zaskakuje ludzi xD
    Cieszę się, że się podobało :)
    hm... następne... jak będzie jakiś nudny wykład :DD
  • katharina182 15.03.2017
    Nie spodziewałam się takiego końca. Myślałam że jakoś zakręcisz tym opowiadaniem i ją uratujesz. Ale lubię jak książka zaskakuje.
    Też mam nadzieję na następne opowiadanie. Także życzę dużo weny do tworzenia.
    5 oczywiście zostawiam.
    A na samą myśl o czekoladzie mi ślinka poleciała;P
  • candy 15.03.2017
    No w końcu ktoś kto lubi czekoladę ;D "kręcenie" to moja specjalność, owszem, ale nie tym razem. Dziękuję bardzo :D
  • Marionetka 16.03.2017
    Przeczytane od początku do końca. Od deski do deski. ;-) Wciągnęło mnie. I opowiadanie na prawdę świetne. Potrafisz dobrze pisać. Zdarzały się błędy, ale niewielkie. Ogólnie mówiąc, świetnie. :-D Życzę weny i powodzenia przy kolejnych opowiadaniach. *-:-)
  • candy 16.03.2017
    Dziękuję bardzo <3
  • Lucinda 18.03.2017
    Przeczytałam rozdział w dniu jego wstawienia, ale jakoś do tej pory nie miałam okazji skomentować. Szczerze mówiąc, nie spodziewałam się, że to już będzie koniec. Po przeczytaniu poprzedniego rozdziału nawet na chwilę nie przyszła mi do głowy taka myśl. Bardziej spodziewałam się, że jeszcze trochę namieszasz, poplączesz, a tu jednak koniec. Tak więc udało Ci się mnie zaskoczyć :D Pomysł przedstawienia różnych punktów widzenia ciekawy, podsumowałaś w ten sposób najważniejszych w tej historii bohaterów. No ale to już jest epilog ― koniec serii, a do tej pory napisałam pod tym opowiadaniem tylko jeden komentarz, w dodatku nawet nie pamiętam, co takiego tam nawypisywałam :D Jestem jednak pewna, że nie napisałam wszystkiego, co miałam napisać, chciałam czy mogłam. Dlatego teraz mogę w końcu podsumować całość, a skoro jesteś już na pewno przyzwyczajona do tego, że bardzo często zdarza mi się nadmiernie rozpisać, to i tym razem nie będę się specjalnie powstrzymywać :D
    Może zacznę od postaci… Jeśli chodzi o duchy, przede wszystkim pokazałaś nam Jonathana i Gordona ― braci, którzy stanowili dla siebie kompletne przeciwieństwo. Oboje pełnili bardzo ważne funkcje w grupach, do których należeli, i jednocześnie stanowili ich symbol. Gordon miał być najgorszym i najbardziej przebiegłym spośród tych złych duchów, zresztą gdyby nim nie był, to pewnie nie posiadałby takiej władzy. Rzeczywiście był na wskroś zły, mógłby dążyć do celu po trupach, że tak się można wyrazić, i żadne wartości nie stawały mu na drodze. Inaczej wyglądało to w przypadku jego brata. Jonathan, jak sam przyznał na końcu, nosił w sobie wiele emocji, nie stać by go było na taką nieczułość, jaką reprezentował Gordon. Miał oczywiście świadomość istnienia dobra i zła, ale to zło budziło w nim raczej smutek niż gniew. Wiedział, że brat musi zostać ukarany za swoje czyny, ale nigdy nie zapomniał o łączących ich więzach krwi. To bardzo pozytywna postać, mimo pewnych podejrzeń na jego temat, które przewijały się w opowiadaniu. Oni dwaj wydają się więc symbolizować dwie przeciwstawne siły i teraz pytanie, co złego czy dobrego z tego wynikło… Jeden z nich trafił do piekła, aby odbyć karę za to, co popełnił, będąc w pewien sposób do tego uwarunkowanym, a więc nawet jeśli będzie tam cierpiał, nie zdoła się poprawić, co najwyżej jego wściekłość będzie rosła, natomiast drugi pozostał na ziemi, ale z powodu uczuć i emocji, które w jego istnieniu odgrywały dużą rolę, tym bardziej raniła go śmierć Leslie, do której zdążył się mocno przywiązać, a odejście brata również nie pozostało mu obojętne, mimo że rozumiał tego słuszność i pewnie gdyby decydował, poparłby to, przecież taki obrót zdarzeń był celem od dłuższego czasu.
    No to dalej… Adam. Muszę przyznać, że polubiłam tę postać, choć jego losy budziły smutek, zwłaszcza gdy już poznało się historię jego śmierci. Zdaje się, że nigdy nie miał łatwo i przyzwyczaił się do tego. Popełnił samobójstwo, aby nie być problemem dla rodziców. Taki krok przede wszystkim musiał od niego wymagać sporej odwagi, przynajmniej moim zdaniem. Nie wyobrażam sobie, żeby podjęcie takie decyzji, a zwłaszcza spełnienie jej było łatwe i możliwe do oswojenia się z tym. W końcu każdy ma pewną świadomość wartości życia bez względu na to, czemu ją przypisuje. Nie wygląda na to, aby uważał, że zrobił źle, choć było mu szkoda łez matki, tak jakby naprawdę uważał, że zrobił to, co okazało się w danej sytuacji najlepsze, a to z kolei świadczy o tym, że naprawdę nisko się cenił. Po śmierci nie było łatwiej, traf chciał, że zakochał się w żywej dziewczynie, która w dodatku kochała kogoś innego. Trudno mieć mu za złe tych chwil, kiedy trzymał się od niej z daleka, chociaż miał ją chronić, zresztą w tym było też sporo winy Leslie, która na przykład wyrzuciła jego podkowę. Czasem się unosił, ale robił wszystko, co byłoby najlepsze dla niej, nie dla niego. Przecież mógł nie ratować Jasona. Może znalazłby się ktoś inny, kto by to zrobił, a może nie, on nie miał obowiązku tego robić, skoro jego głównym zadaniem było chronić dziewczynę, a jednak zrobił to, bo wiedział, że jej bardzo na tym zależy. Ostatnie wydarzenia pozbawiły go Leslie, bo w przeciwieństwie do niego wybrała odejście. Ale jak dziewczyna sama mówiła, może jeszcze kiedyś się spotkają, w końcu wszystkie te stany były przejściowe, więc skąd wiadomo, że Adam kiedyś nie opuści ziemi mimo uprzedniego wyboru. Dlatego to zakończenie nie musiało być dla niego całkiem złe, chociaż doszło do tego, co chciał powstrzymać. To sprowadziło na niego dodatkowe poczucie winy, które z pewnością nie poprawiło jego sytuacji.
    Następna w kolejce jest Leslie. Może powinna się znaleźć na początku, w końcu jest główną bohaterką historii, no ale jakoś tak wyszło :) Od śmierci ojca wszystko w jej życiu zaczęło się walić, mimo że Jason cały czas przy niej był i ją wspierał, a matka w końcu otrząsnęła się po śmierci męża i zbliżyła się na nowo do córki. Później tylko potwierdziło się to, że rzeczywiście jest przeklęta i od tamtego momentu zdawało się, że jest na przegranej pozycji. Nie było wyraźnej możliwości, aby jakoś pozbyć się Gordona z jej ciała i chociaż nikt o tym nic nie mówił, można się było spodziewać, że jedynym wyjściem będzie śmierć i poświęcenie dla ogółu. Z drugiej strony nie znaczy to, że historia skończyła się dla niej źle. Oczywiście zostawiła na ziemi swoją matkę, Jasona, ale też Adama i Jonathana, którzy przez dłuższy kontakt również musieli zapisać się jakoś w jej pamięci i sercu, ale też w końcu spotkała się z ojcem, za którym tęskniła, którego chciała uratować i przede wszystkim tego, który zajmował jej myśli od swojej śmierci. Przecież tak naprawdę odkąd umarł, dziewczyna była bliżej umarłych niż żywych i nie chodzi tu o Adama, Jonathana czy inne duchy, bo zanim ich poznała, zaczęła być apatyczna i nieobecna w codziennym życiu. Żałoba całkowicie ją pochłonęła, a później było już tylko gorzej. Tak na dobrą sprawę nie jestem przekonana, czy po tym wszystkim potrafiłaby się chociaż zbliżyć do poprzedniego życia. Nawet gdyby na koniec przeżyła, nie byłaby ani taka jak przed śmiercią ojca, ani nawet taka jak zanim pojawiły się w jej życiu duchy. Zbyt wiele się wydarzyło i za bardzo ją to odmieniło. Poza tym pozostawałaby również kwestia Adama. Leslie kochała Jasona, ale Adam również był dla niej ważny i wszystko znowu zaczynało zwracać się ku wyborom. Nie wiadomo, czy dziewczyna potrafiłaby żyć tak po prostu z Jasonem, przecież on o niczym nie wiedział, a ona nie mogłaby mu powiedzieć, bo to by wszystko zmieniło. Natomiast sytuacja z Adamem stawałaby się coraz bardziej napięta, gdyby utrzymywali nadal kontakt, bo duchowi byłoby trudno, a Leslie mogłaby odczuwać wyrzuty sumienia, że dzieli z nim sekrety, których nie zna chłopak, z którym jest.
    Ojciec Leslie natomiast odzyskał córkę, chociaż chciał, aby stało się to w taki sposób. W końcu była jego córką i chciał dla niej dobrego życia i przede wszystkim w pełni wykorzystanego i spełnionego. Jej matka i Jason stracili ją u musieli sobie poradzić z kolejną tragedią, ale z czasem wszystko się zmienia, a więc nic nie stało na przeszkodzie, aby kiedyś wrócili do normalności, bo przecież spotkało ich coś, co spotkało wcześniej wielu innych, nie pamiętali jakiegokolwiek kontaktu z umarłymi, nie żyli w podobnym strachu co Leslie, nie byli przeklęci, a nie jest wykluczone, że po dotarciu do kresu życia znowu się spotkają :)
    Na tym chyba czas już poprzestać, i tak wyjątkowo się rozpisałam :D Wypowiedziałam się o większości bohaterów i mam nadzieję, że Cię nie zanudziłam :D O błędach też już mówić tutaj nie będę, epilog i tak był krótki, więc wiele tego być nie mogło, a musiałabym od nowa wszystko prześwietlać. Za to podsumowałam ogólnie całe opowiadanie, które jak zawsze bardzo mi się podobało. Obym miała tę przyjemność przeczytać jeszcze niejedną historię w Twoim wykonaniu :) Zostawiam oczywiście 5, ale tego chyba mówić nie muszę :D
  • candy 19.03.2017
    To był chyba najdłuższy komentarz, jaki kiedykolwiek u mnie zostawiłaś i czytałam go z niemałą przyjemnością :D odebrałaś wszystko tak jak powinnaś, niektóre zdania prawie jak z mojej głowy wyjęte :D cieszę się bardzo, że się podobało i że udało mi się zaskoczyć ;) przyznam szczerze, że również nie planowałam już tego kończyć, ale byłam trochę już znudzona tym i opowiadaniem i jakoś tak wyszedł nawet ciekawy (chyba) morał. Dziękuję za Twój czas i opinie <3
  • Lucinda 19.03.2017
    candy, to rzeczywiście najdłuższy komentarz u Ciebie i jeden z najdłuższych, jeśli nie również najdłuższy mój na portalu :D Pomyślałam jednak, że przyjemnie będzie tak podsumować sobie trochę to opowiadanie, a przy okazji wynagrodzić trochę brak komentarzy pod większością części, bo pewnie gdybym komentowała każdy, treści wyszłaby podobna ilość, ale z większą ilością powtórzeń i bardziej szczątkowo. Poza tym są takie opowiadanie, gdzie słowa same się układają w komentarz, choć przyznam, że miałam go dodać dzień wcześniej, ale się nie wyrobiłam... W sumie się nie dziwię, z tego, co pamiętam, napisałam prawie 8 tys. znaków :D
  • Roxy 04.08.2017
    Hej Hej! No proszę książka skończona a ja nawet nie wiedziałam!xD Mimo braku na wiadomości na fb obserwuje tutaj S ;) Nie mam pojęcia czemu ale miałam jakąś nadzieje ze ona zostanie takim duchem jak Adam, niby wszystko przez przywiązanie ale ja czułam ich głębszą więź. Rozumiem jednak Twój tok myślenia i czemu tak to zakończyłaś. Podoba mi się porównanie postaci do sytuacji czysto życiowych. Pozdrawiam i biorę się za czytanie nowej książki, którą własnie u Ciebie odkryłam <3
  • candy 05.08.2017
    Hej hej! Uff to dobrze że się podoba ;) myślałam nad takim rozwiązaniem, ale jakoś sama akcja poleciała w inną stronę. Pozdrawiam również i mam nadzieję że następna książka nie zawiedzie <3
  • Paradise 01.10.2017
    nie wiem co napisać... z jednej strony spodziewałam się takiego zakończenia, ale z drugiej kompletnie nie, jakoś gdzieś w głębi miałam nadzieję, że jakimś cudem ona przeżyje, aż mi łezka poleciała, więc wielkie brawa dla Ciebie :) pewnie wezmę się kiedyś za inne Twoje opowiadania, ale jak na razie muszę opuścić świat tej i napisać coś swojego, bo zaraz wszyscy zapomną, że coś piszę xD swoją drogą jak będziesz mieć chwilę to zapraszam do mojego mixu fantasy, fantastyki i miłości :D byłabym zaszczycona komentarzem od Ciebie :) jesteś bardzo utalentowana i życzę Ci, żebyś wydała swoje opowiadania w formie książek :)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania