Przemyślenia rzeczy martwych #1 - Stół
Jeżeli mam być szczery, to najbardziej lubię porę śniadania. Wtedy wszyscy się gdzieś śpieszą i nie rozmawiają ze sobą, a co za tym idzie - unikam słuchania kłótni.
Poza tym ja nie jestem już taki młody i zdrowie też nie to samo. Lakier mi odpadł całkowicie, gdzieniegdzie mam ślady nadpaleń po nerwowych petach Pana Domu. W dodatku jestem cały zarysowany, bo Pani Domu nigdy nie używa deski do krojenia. Dzieci tak mi skopały nogi, że miejscami zrobiły się wgniecenia. O tym, że kuleję na jedną stronę nie będę wspominać.
Uwielbiam ten czas, gdy z zamiłowaniem mogę wsłuchiwać się w błogą ciszę, gdy Pan Domu wychodzi do pracy, Dzieci ruszają do szkoły, a Pani domu wybiera się na plotki do sąsiadki z dołu. Zostaję sam i tylko zegar na ścianie umila mi ten czas swoim cichym tykaniem. Uwielbiam takie momenty.
Jednak codziennie nadchodzi także wieczór, a z nim czas na rodzinny posiłek zwany szerzej "kolacją". Według mnie powinno to się nazywać "wołacja", bo wszyscy domownicy wołają do siebie, zamiast normalnie mówić. I wśród tego rozgardiaszu wystarczy tylko iskra, aby Pan Domu, jak zwykle nerwowy po pracy, wybuchł. I wtedy zaczyna się kłótnia, czyli coś czego ja w swoim żywocie nienawidzę najbardziej. Wszystko zaczyna się od przemocy - Pan Domu na początku jak zwykle wali we mnie pięścią i zaczyna się krzyk. Czasami cieszę się, że nie mogę mieć siniaków, bo fioletowy kolor gryzłby się z moim mahoniowym odcieniem.
No i w końcu, kilkanaście minut krzyków i pisków później, zapada noc. To moja druga co do kolejności ulubiona część doby. Jednak czasami słychać jakieś hałasy i okrzyki. Ale to na szczęście mnie już nie dotyczy - ponoć wtedy łóżko ma najwięcej do roboty...
Komentarze (9)
Pozdrawiam
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania