Przerażenie

Dys – to właśnie wypowiedział stary człowiek, patrząc i szmerając rękoma po kurtce, do Leonarda, który z przerażeniem próbował na to nie zwracać uwagi. Leonard cofnął się o krok, po czym wybiegł ze starego, gotyckiego kościoła. Wsiadł do swojego volksvagena z 1985 roku i pojechał do domu, gdzie czekały na niego dwie piękne kobiety; jego piętnastoletnia córka oraz żona, którą kochał nad życie. Leo był człowiekiem średniej klasy. Nie był za bardzo bogaty, ale i tak to co miał mu wystarczało. Zamiast kupować chipsy za osiem złotych, kupował za trzy. Czasami chciał zaszaleć (najczęściej to było po wypłacie). Jednak i tak bardzo, ale to bardzo był oszczędny. Przeszkadzało to Annie (jego żonie), ponieważ zawsze jedli coś niskiej jakości, a Anna chciała wychowywać swoją córkę jak najlepiej. Teraz tak nie było. W czasie drogi do domu Leo zatrzymał się przy sklepie. Wysiadł z auta i zmęczonym krokiem wszedł do Biedronki, gdzie zamierzał kupić rzeczy najwyższej klasy. Przy wejściu stała kasjerka tego oto supermarketu (paliła papierosa) i wtedy właśnie Leonard spostrzegł coś nadludzkiego; coś w ogóle nie realnego; coś czego najbardziej się obawiał. Leo był bardzo przerażony. Cały sparaliżowany. Nie mógł ruszyć, ani ręką, ani ustami, nie mógł ruszyć całym ciałem... aż usłuszał pewien szept, brzmiał tak: ci... już nic nie mów... i tak nie zdołasz... o 2.56 w nocy, wejdź do garażu... ktoś tam na ciebie będzie czekał, Leonardzie... jak tego nie zrobisz, nie będzie dobrze... dzisiaj 2.56 w garażu, pamiętaj.... Po tej przemowie (bardziej szepcie), Leo upadł. Nie wiedział, czy to sen, czy jawa. W tamtej chwili poczuł wielki smutek. To samopoczucie wywołało u niego wspomienie z dzieciństwa, gdy jego koleżanka umarła, a ona to widział. Widział jak cała krwawi i wrzeszczy z bólu. Dlaczego akurat teraz, mu to przyszło do głowy? Nawet on sam nie wiedział. Po chwili wstał; otrzepał się i pojechał do domu, by nie wchodzić już do sklepu. Cały czas nie dowierzając wysiadł z auta wszedł do domu i przywitał się z żoną:

- Cześć, kochanie.

- Hej! Jak tam spotkanie z księdzem? - oznajmiając zapytała Anna.

- Chyba dobrze... jestem bardzo wycięczony... zrób mi kawę, proszę... - poprosił mężczyzna.

- Idź, gnojku... zrobię ci kawę... - uśmiechnęła się żona.

 

Leonard usiadł, wziął laptopa i zaczął przeglądać swoje notatki. Gdy je odpalił, zaniemówił. Na tapecie znajdował się zegar, a na nim godzina: 2.56. Rzucił sprzęt i pobiegł do łazienki. Odkręcił wodę w wannie i wszedł do wrzątku, by się zrelaksować. Usiadł w wodzie, zamknął oczy. Znowu przypomniała mu się chwila, gdy koleżanka leży, krwawi i wrzeszczy. Mężczyzna nie wiedział co z nim się dzieje. Nie wiedział co zrobić, by już się nie męczyć tym wspomnieniem. Wstał, wziął ręcznik i wytarł się. Zszedł na dół, a tam zjadł kolacje. Po posiłku poszedł spać. Ledwo co zamknął oczy, już wybiła 2.50. Do garażu z jego sypialni, było trzeba obejść cały dom, więc poszedł już o tej godzinie. Szedł przez piętro, a co chwile czuł oddech na karku i zapach świeżej krwi. Czuł się nie swojo, jak i melancholijnie. Po 5 minutach stał przy drzwiach do garażu. Wrota garażu otworzyły się gwałtownie, wyrywając mu klamkę z ręki. Stał na progu przerażony, z otwartymi szeroko oczami. Niezdolny mrugnąć gapił się się w widok, który miał przed oczyma. Na samochodzie leżał stary mężczyzna, który powiedział do niego Dys. Teraz wiedział o co chodziło. Na jego ciele leżała karteczka, a na niej było napisane: On został napastowany słowem Dys przez innego człowieka.... Namaszczył ciebie.... Teraz ty tak skończysz... Zrobiłeś rzecz, która zbeszcześciła mój lud... Sam wiesz co....

Leo nie wiedział co zrobił źle. Nie wiedział o co chodzi. Starzec, który leżał na aucie,był cały zakrwiawiony, a na jego twarzy widniał wypalony ogniem napis: Dys. Leonard Obrócił się i szybko wyszedł z garażu. Mając świadomość, że to sen, położył się na nowo do łóżka i zasnął. Gdy wstał, szybko zszedł do garażu. Nic tam nie było. Odetchnął i wrócił do łóżka, gdzie znajdowała się jego piękna żona. Przytulił się do kobiety i na nowo zasnął. Śnił mu się indianin razem z żoną i jego dziećmi, gdy patrzyli w górę, a tam znajdowała się postać boga; po chwili ich wioska zaczyna się palić, a Bóg wygłasza taką mowę: pewien człowiek wypowiedział słowo, które twoją rodzinę zabije; mieszka przy ulicy Bropkiewskiego w Polsce, a jego imię brzmi: Leonard; znajdź go i zabij, a wtedy uratuję twoje dzieci i żonę. Leo po tej przemowie się obudził i zszedł na dół, by napić się kawy. Napój razem z myślami mężczyzny, smakował bardzo gorzko. Pewnie nie dałem cukru – pomyślał Leonard. Po wypiciu kawy, mężczyzna ubrał kurtkę i poszedł do kościoła. Leo był nadal przerażony tym zjawiskiem, ponieważ jego perypetie były (w porównaniu do tego zdarzenia) mało impulsywne, jak i słabe. W niektórych momentach chciał stanąć na ulicy samochodem i uciec jak najdalej (np. do Stanów), ale nie mógł zostawić rodziny. Od jakiegoś czasu udzielał się mocno w kościele, by Bóg dbał o niego. Chciał właśnie w tym momencie się pomodlić. To nadludzkie siły chcą go wciągnąć do piekła, ale on się nie da. Będzie walczyć z nimi, z Bogiem, czy bez Boga. Wierzy, że wygra i na razie myślę, że nikt mu nie przeszkodzi, by wygrać. Po nieustannej drodze wreszcie dotarł do nudnego kościoła. Wszedł. Od razu 30 oczu spojrzało na niego. W tym czasie Leo szedł koło nich i myślał – ta kobieta myśli, że jestem nie poważny bo się spóźniam; ten facet mi zazdrości bo mam drogie buty; te dziecko by chciało być mną, ponieważ mogę robić co chcę. Leonard stanął koło ołtarzu i zaczął się modlić: ojcze nasz, któryś jest w niebie... proszę pomóż mi wygrać ze złymi mocami i przeżyć; proszę; zacząłem wierzyć w ciebie, ponieważ potrzebowałem twojej pomocy; nie zawiedź mnie teraz. Po tej modlitwie mężczyzna wyszedł ze świątyni i pomyślał: wygram z diabłem! Bóg mi może pomóc, ale ja też do tego muszę się przyczynić. Pojechał do sklepu. Pochodził chwilę po supermarkecie. Po 5 minutach zjawił się koło półki z rzeczami do budowy. Wziął ostrą łopatę, klej w sprayu, miotacz ognia oraz maskę do spawania. Kiedy już wszystko miał w koszyku, poszedł do kasy.

- Dzień dobry. - przywitała się kasjerka.

- Witam. - odparł Leo.

- Po co dla pana to wszystko?

- Nie ważne...

- Chyba nie chce pan zabić człowieka? Bo jak tak, to mogę powiedzieć kogo warto!

- Nie... nie chcę zabić... człowieka.

- Dobrze! 23 złote i 39 groszy.

- Już chwila. - Gdy Leonard otworzył portfel, poczuł smutek. Nie miał pieniędzy.

Chwilę poczekał, udawając, że szuka pieniędzy. Już wiedział co zrobi. Ukradnie to. Uśmiechnął się do kasjerki, po czym wziął wszystko i uciekł. Przez następne 10 minut jechał do domu. Na szczęście nie usłyszał syren policyjnych.

 

Kiedy wybiła 2.40 ubrał się w ubranie ochronne, w kieszeń schował klej w sprayu, w lewą ręką chwycił łopatę, natomiast prawą miotacz ognia. Zszedł do garażu. Kiedy otworzył drzwi nic nie zobaczył nadprzyrodzonego. Garaż był w spokoju jak zawsze. Jednak Leo nie odpuścił. Pomyślał: przecież demonów i diabła nie widać! Położył na podłodze łopatę. Włączył miotacz i zaczął tryskać ogniem we wszystkie strony. To na ścianę, to na kolejną ścianę. Po chwili odetchnął, po czym znowu zaczął. W którymś momencie zaczął tryskać na samochód. Nie zdawał sobie z tego sprawy, że auto może wybuchnąć. Cofając się po woli, trącił kubek z benzyną, który się rozlał na sznurek. Ogień po chwili doszedł do sznura. Lina się zapaliła. W końcu ogień doszedł do pieca domowego. Leonard nie zwracając na to uwagi, nadał wszystko palił. Po 23 sekundach dom wybuchł.

 

 

Leo i cała dzielnica spaliła się w efekcie łańcuchowym. Tą historię zanotowała gazeta Frokleio 12 czerwca 2018 roku. Do dzisiaj dzielnica nr.13 nie jest odbudowana. Zginęło 1738 ludzi.

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania