Poprzednie częściPrzeszłość przyszłości

Przeszłość zapuka do drzwi [10]

Nazajutrz wstałem z łóżka z tępym bólem głowy i chyba lewą nogą. Wiedziałem, że będę nieprzyjemny - znaczy do dupy. Człowiek czuje to, jednak nie potrafi się przeciwstawić swej woli.

Myślałem dużo o tym, że czterdziestoośmioletni facet bawi się w detektywa, a ta zabawa zaczyna stawać się niebezpieczna.

 

Zaparzyłem codzienną, poranną kawę i wsunąłem się w wiklinowy fotel na tarasie. Murka biegała za ptakami. Wciągnąłem mocno do płuc papierosowy aromat i uśmiechnąłem się. Nie jest tak źle, mam kogoś na tym świecie - siostrę, którą znam już dobre parę lat. Zdarzały się takie momenty, kiedy chciałem zaproponować jej wspólne zamieszkanie, ale coś mnie powstrzymywało. Nie iskrzyło pomiędzy nami, a tu proszę, rozkwitnie zupełnie inne uczucie.

— Tato, zrobiłeś mi jeszcze jedną fajną niespodziankę — stwierdziłem radośnie.

— Pan coś do mnie mówił? — zaskrzeczała sąsiadka.

Aż się wzdrygnąłem. Wyrosła jakby spod ziemi. Nagle zaświtało mi w głowie i pomyślałem, jakim cudem ona wchodzi na moją posesję? Nie dzwoni, nikt jej nie otwiera… Dziwne.

— Ale mnie pani wystraszyła. Jak pani tutaj weszła? — zapytałem.

Zauważyłem niewielkie zażenowanie z jej strony.

— Bramka stała otworem — wydusiła z siebie.

— Trzeba zamykać, bo wie pan, ta srebrna terenówka ciągle tutaj krąży.

— Dobra, dobra… — przerwałem jej. — Zapraszam na kawę i nawet widzę, że pani przyniosła ciasto. Proszę sobie usiąść, a ja pójdę i zrobię kawusi.

— Tylko, panie Tomaszu, mocną z mleczkiem i…

Nie usłyszałem już końcówki. Kiedy wróciłem na taras, ona siedziała w fotelu i pieszczotliwie głaskała Murkę. Postawiłem tacę z kawą, dzbankiem mleka i srebrną cukiernicą na stole.

— Pamiętam ją. – Zadumała się.

— Kogo pani pamięta? — spytałem.

— To cacko. — Wskazała na pojemnik z cukrem.

— Pani sąsiadko, nie będziemy rozmawiać o cukierniczce, tylko wie pani o czym? — stanowczo zadałem pytanie.

Upiła łyk kawy i rozpoczęła swoim skrzekliwym głosem opowieść:

— Kiedy miałeś… — Tu żachnęła się i sprostowała. – Pan miał dwa lata, pamiętam jak dziś…

— Pani Marianno… — przerwałem kobiecie. — Będzie mi niezmiernie miło, jeśli będzie mi pani mówiła per ty — zaproponowałem, po czym wstałem i ucałowałem jej dłonie.

Lekko zdumiona, ale jednocześnie zadowolona z wyraźną satysfakcją podjęła przerwany wątek.

— Była grudniowa, mroźna noc, trzy dni przed wigilią ktoś zapukał do moich drzwi. Spojrzałam na zegar i zrobiło się jakoś nieprzyjemnie, bo dochodziła północ. Podeszłam i w wizjerze zobaczyłam twojego ojca. Kiedy otworzyłam, był w samym szlafroku. Myślałam, że się coś stało, ale kiedy Grzegorz poprosił mnie o przenocowanie, wiedziałam, że to poważniejsza sprawa. — Popatrzyła na mnie. — Wiem, Tomaszu, że nie pamiętasz ojca, ale on cię bardzo kochał. Jesteś taki do niego podobny — westchnęła i zamilkła na chwilę. — Rozmawialiśmy wtedy o życiu prawie do świtu. Rano okazało się, że miał temperaturę powyżej czterdziestu stopni. Nie było mowy o żadnym wyjeździe, więc zamówiłam wizytę lekarską. Obustronne zapalenie płuc – brzmiała diagnoza. Nie chciał jednak jechać do szpitala, zatem pozostał na czas rekonwalescencji u mnie. Trzy dni walczyliśmy z gorączką. Majaczył, a ja opiekowałam się jak matka synem. Wykonywałam codzienną toaletę i zmieniałam przepoconą bieliznę, okładałam jego rozpalone ciało zimnymi ręcznikami. Wigilię spędziłam przy jego łóżku, ale w Boże Narodzenie usiedliśmy już razem przy stole. Był bardzo słaby, lecz szybko powracał do zdrowia.

Jeden z pokojów na górze od osiemnastu lat był niezamieszkały, pozostał w takim samym stanie, w jakim zostawił go mój mąż Stefan. Zbiegiem okoliczności wszystkie ubrania idealnie pasowały na twojego ojca, bo obydwaj byli takiej samej postury. Okno z tego pokoju wychodziło na twój pokój, tam przesiadywał w ukryciu, aby nie zobaczyły go kobiety, które zabrały mu wszystko. Miał dwadzieścia osiem lat i żadnej perspektywy na życie. Zaproponowałam mu wyjazd do domu moich nieżyjących już teściów do Gdańska. Przyjął pomoc, chociaż ubolewał, że tak daleko będzie od ciebie. Przyrzekłam, że będę systematycznie wysyłać wiadomości o tobie, a nawet zdjęcia, które robiłam z ukrycia. Od czasu do czasu dzwoniliśmy też do siebie. Z mężem nie mieliśmy swoich dzieci, więc Grzegorz był dla nas w pewnym sensie synem.

 

Osiem lat po jego wyjeździe, w nocy tak jak przed laty usłyszałam dzwonek u drzwi. Otworzyłam i zaniemówiłam z wrażenia. Grzegorz przyjechał i przywiózł teczkę z dokumentami, zdjęcia i pieniądze. Prosił mnie o pieczę nad jego dwuletnią córką Ewą i jej matką Weroniką Prendką. Letni romans zakończył się oświadczeniem ze strony tej kobiety, że tylko chciała mieć dziecko i nic poza tym. Twój ojciec jednak zabezpieczył obie finansowo, a ja zostałam powiernikiem. Gdy Ewa ukończyła studia pedagogiczne i rozpoczęła pracę w szkole, to zamieszkała przy ulicy Królewskiej w domu, w którym dzisiaj mieści się bar „Pod Papugami”. Trzy lata później Weronika nagle zachorowała. Kiedy zgłosiła się do szpitala, było już za późno. Zmarła na posocznicę moczanową. Ewa miała dwadzieścia dziewięć lat i bardzo to przeżyła. Przeprowadziła się do starego mieszkania, a swój dom przekształciła na działalność. Była bardzo asertywną i zorganizowaną kobietą, aż do czasu, kiedy zakochała się w tym łajdaku… ale o tym już wiesz.

Twój ojciec uszanował wolę kobiety i nie zbliżał się nigdy do córki. Zresztą mieszkał daleko, a kiedy po śmierci Weroniki mógłby to zrobić, miał już zaawansowaną cukrzycę i jeździł na wózku. Tobie też nie chciał się ujawniać, aby nie być dla was ciężarem. — Zamilkła, a po twarzy spłynęły łzy.

— Kochana pani Marianno — szepnąłem. Wstałem i objąłem kruchą, a zarazem tak silną kobietę. — Przepraszam za wszystko — wydusiłem zawstydzony i ucałowałem ją w czoło.

— Tomaszu, to ja przepraszam, że podejrzewałam cię o postępek wobec ojca. Kiedy Grzegorz zadzwonił do mnie i powiedział, że pozostawiłeś go samego, miałam ochotę cię udusić. Gdybym wiedziała trzy lata temu, co wiem dzisiaj… – Westchnęła ciężko. — Pewnie byś zobaczył swojego ojca. A on umierałby w spokoju. A tak…

— Ja byłem przy jego śmierci — przerwałem jej. — Chociaż był nieprzytomny, to jestem pewien, że odchodził, wiedząc o wszystkim. Opowiadałem mu przez dwa dni o sobie i o tym, co się wydarzyło.

— To dobrze — odetchnęła z ulgą i uśmiechnęła się. — Kamień spadł mi z serca. I jeszcze jedno, mów do mnie babciu, Tomku.

— Z całą przyjemnością, babciu — odpowiedziałem. Zmęczony, o nic już więcej nie pytałem.

 

Marianna wstała i zaprosiła na piętnastą na obiad. Zaznaczyła, że czeka mnie niespodzianka. Poszła, a ja myślałem o Ewie, swojej siostrze. Nagle ciszę przerwał dźwięk telefonu, kiedy odebrałem, usłyszałem cudowny głosik.

— Witam, panie Tomku, z tej strony Aleksandra Karawan. Czy możemy się zobaczyć w najbliższym czasie? — zaszczebiotała uroczo. — Mam dla pana ciekawą propozycję — rzuciła zagadkowo.

— Kłaniam się, pani Olu — odpowiedziałem. — Aktualnie nie mogę rozmawiać, oddzwonię do pani wieczorem, jeśli mogę.

— Oczywiście, bardzo proszę i będę czekać z utęsknieniem.

Myślałby kto.

No, to plan Antoniego wchodzi w życie — zagwizdałem z radości.

Musimy obrać dobrą taktykę i nie dać się omotać. Bo chociaż Aleksandra, to apetyczna i piękna kobieta, jednak nie mogłem się w niej zatracić.

Mamy zaproszenie na obiad do babci – rozczuliłem się i żachnąłem. Już po raz drugi wypowiedziałem słowo babcia. Nie pamiętam, kiedy tak mówiłem do Eleonory. Zawsze pozostawała babką, albo zwracałem się do niej według konstrukcji pluralis maiestatis. Była oziębła i nieprzystępna w odróżnieniu od ciepłej i skromnej Marianny.

— Dlaczego tego wcześniej nie zauważyłem? — wyraziłem głośno zapytanie.

Już dosyć rozmyślań, muszę zorganizować coś na prezent. Pojechałem na Kleparz. Tam wśród straganów widząc kolorowe kopczyki, wpadłem na pomysł, że kupię trochę różnych owoców. Wybrałem najpiękniejsze. Wróciłem do domu i ułożyłem w koszu. Zszedłem do piwnicy, gdzie wśród półek wynalazłem butelkę nalewki z aronii, wyrób jeszcze babki Sydoni. Na etykiecie wyczytałem, że kilkanaście lat temu zrobiła ten specyfik. A może już przeterminowana? Ach zaryzykuję…

Dołożyłem nalewkę do koszyka, a całość zwieńczyłem herbacianą różą z ogrodu.

— No Murka, możemy złożyć wizytę naszej babci.

Wyszedłem i dumnie kroczyłem w stronę domu Marianny. Po dzwonku bramka odskoczyła i przekroczyłem granicę posesji, a w drzwiach domu ukazała się uśmiechnięta gospodyni. Wilczyca oczywiście obszczekała i zaznaczyła teren.

— Witam ponownie — powiedziałem. — Jak tu uroczo. Zza ogrodzenia nie widać tych pięknych krzewów i kwiatów. — Zachwyciłem się.

Kiedy wszedłem do stołowego, moim oczom ukazał się miły obraz, o jakim nawet nie marzyłem. Byli wszyscy.

— Dzień dobry — wydusiłem z siebie.

— Ha, ha, ha! — Śmiech Antoniego rozbrzmiewał po pokoju. — Tomaszu, wyglądasz tak, jakbyś zobaczył ducha.

— Antoni! Już ci kiedyś mówiłem, że mnie wkurwiasz okrutnie, ale jeśli możesz, to rób tak jak najczęściej — zaśmiałem się głośno, po czym przytuliłem Ewę.

— A teraz, mój jedyny wnuku, pozwól, że zabiorę cię ze sobą — powiedziała gospodyni. — Pomożesz mi przy obiedzie.

Poddałem się całkowicie rządom gospodyni i ruszyłem w kierunku kuchni.

— Wiesz, Ewa jeszcze nie wie, że jesteś jej bratem. — Usłyszałem. — I niech tak na razie zostanie, dopóki nie dojdzie do siebie. Teraz zamieszka u mnie, a blisko ciebie.

— Dobrze babciu — odpowiedziałem, a ona przytuliła mnie jak nikt nigdy dotąd. Zadrżałem.

Obiad był wyśmienity, a kiedy podano deser – ciepłą szarlotkę z lodami polaną czekoladą, to już było apogeum obżarstwa.

Ewa siedziała spokojna, ale widziałem wewnętrzny ból i te oczy patrzące w dal. Już niedługo, siostrzyczko, wszystko się skończy. Antoni starał się rozładować atmosferę swoimi dowcipami i wspomnieniami. Jednak na bladej twarzy kobiety rzadko gościł uśmiech.

— Przepraszam państwa, ale pójdę się położyć — wyszeptała Ewa.

Marianna wstała.

— Nie trzeba… – Dziewczyna popatrzyła w nicość i zniknęła za drzwiami.

Ciszę, jaka zapanowała po jej wyjściu, przerwała Marianna, mówiąc:

— Panowie, teraz możemy spokojnie omówić dalsze kroki. I to będzie zadanie dla ciebie, Tomaszu — sapnęła ciężko.

— Zadzwonisz do Aleksandry i umówisz się z nią jak najszybciej — zaordynował Antoni, drapiąc się po pobrużdżonym czole. — Musisz ją rozkochać w sobie i nie dać się omamić.

— Pamiętaj, chłopcze, to wyrachowana kobieta — ostrzegła mnie Marianna.

Zamyśliłem się i nie byłem pewny, czego tak naprawdę chcę. Oleńka mnie pociągała i pragnąłem z nią być, ale z drugiej strony…

— Obudź się! — krzyknął Karawan. — Ona ma coś, co ty będziesz musiał wykraść. Zaznaczam jednak, że zadanie jest bardzo trudne do wykonania. Czarny notes formatu A5. Musimy go mieć, a wtedy już nikt nam nie przeszkodzi. Będzie to twardy dowód dla organów ścigania — poinformował. — Komisarz będzie ukontentowany. Za dwa tygodnie zabierzesz ją na Międzynarodową Wystawę Kotów Rasowych organizowaną w hali sportowej Politechniki Krakowskiej, bo Oleńka bardzo lubi koty, a z tego, co wiem, już nie ma miejsc na wystawę — oznajmił dumnie. — A tutaj, Tomaszu, masz legitymację członkowską Krakowskiego Klubu Felinologicznego i dwie wejściówki dla specjalnych gości. Jesteś już honorowym członkiem od paru lat i tym u Aleksandry zapunktujesz. Zrozumiałeś!

— Tylko, kochaniutki, uważaj na siebie — ponownie odezwała się zatroskana Marianna. — Bo to niebezpieczne towarzystwo.

— A teraz, panna Murka zostanie z paniami, a my pojedziemy w jedno miejsce — zakomunikował nagle Antoni.

 

Znowu postawił mnie przed faktem dokonanym. Jednak przyjąłem warunki bez sprzeciwu.

Średnia ocena: 4.0  Głosów: 4

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (6)

  • Shogun 07.06.2020
    Świetne. Tak wiele się wyjaśniło, ale jak zawsze, pojawia się coś nowego, jakaś nowa tajemnica :D Świetnie opisana i opowiedziane przez Marianne historia.
    Tak myślałem, że będzie jedną z kluczowych postaci :D
    Pozdrawiam ;)
  • Pasja 07.06.2020
    Dzięki piękne za śledzenie losów i cierpliwość. Pozdrawiam
  • Bożena Joanna 07.06.2020
    Zastanawiam się czy w gronie znajomych nie kryje się ktoś działający na szkodę bohatera. Pozdrowienia!
  • Pasja 07.06.2020
    Witaj Bożenko
    Milo, że czytasz i za ciekawą koncepcję. Może się przydać.
    Pozdrawiam ciepło
  • Bajkopisarz 08.06.2020
    „nazywaj mnie babciu, Tomku.”
    Babcią LUB mów mi babciu (ale to dziwnie by było)

    Koligacje rodzinne, spiski, odnajdujące się rodzeństwo, wszelkiej maści udawajcy, okupacze, szantażownicy i wymuszyści. Sama śmietanka. A w środku tego Tomasz, który niby miał własny plan na tę awanturkę, lecz teraz sam jest trybikiem w czyimś planie. Bardzo zgrabnie się to wszystko kręci, niczym w pralce, a jeszcze przed nami wirowanie.
  • Pasja 09.06.2020
    Pieknie dziękuję za cierpliwość w czytaniu. Pozdrawiam

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania