Przez chorobe we dwoje

Dużo ostatnio przeszłam. Dużo przeszli ludzie, z którymi miałam do czynienia. W końcu przynajmniej w moim życiu zawodowym zapanował spokój. Dziwne stwierdzenie, biorąc pod uwagę, że otaczam się dwoma demencjami i jednym Parkinsonem. Myślę, że moje dwie dziewięćdziesiątki są już wystarczająco zmęczone życiem, by walczyć ze mną. Pani Flip bardzo szybko się poddała. Pan Flap z natury jest człowiekiem bardzo ugodowym i pomocnym. Czy cierpią z tego powodu, że złamałam panią Flip? Myślę, że w ogóle. Mam wrażenie, że pani Flip z ulgą przekazała mi pałeczkę. Za każdym razem cieszy się, że zaplanowałam już, co na obiad. Przy okazji jest przekonana, że zakupy robię za własne pieniądze. Nie wyprowadzam jej z błędu, bo i po co? Jeśli potrafi z tym żyć... Ciągle powtarza, że trzeba oddać coś społeczeństwu. Może myśli, że ja właśnie to robię. Czasami denerwują mnie te teksty. Myślę sobie „ciekawe, co ty zrobiłaś dla społeczeństwa”, albo „łatwo tak mówić, gdy się wszystko ma”. Nie mi tu jednak oceniać. Nie wdaję się niepotrzebnie w dyskusję. Być może problemy, jakie tu były, to wynik skąpstwa. Być może wynik choroby.

 

Moją głowę zaprząta natomiast temat starości i samotności. Większość podopiecznych, u których byłam, były poniżej osiemdziesięciu lat. Były to silne kobiety, które straciły mężów. Czy aby na pewno były silne? Ja tak je postrzegałam. Teraz tak sobie myślę, że to była ich zbroja. Straciły mężów, którzy zazwyczaj byli ich całym życiem. Strata była tak ogromna, że pomieszała im zmysły. Nie potrafiły one otworzyć się na innego człowieka. W każdym (często nawet we własnych dzieciach) widziały wroga. Bały się okazać, że są słabe i potrzebują pomocy.

 

Nigdzie nie zabawiłam długo. Dopiero u Sofjencji poczułam, że to miejsce dla mnie. Była ona diabełkiem. Stoczyłam z nią straszliwą walkę. Nie tylko walkę na bigos, ale i walkę o swoje miejsce w jej życiu. Walkę o jej zaufanie. Polubiłam ją. Zresztą wszystkich podopiecznych, od których nie uciekłam pierwszego dnia lubiłam. Inaczej nie potrafiłabym z nimi pracować. Początkowo Sofjencja kłóciła się ze mną, o nic nie pytała, a jeśli nawet spytała, zarzucała mi kłamstwo. Myślę, że pod koniec pobytu byłam jej najbliższą osobą. Miała do mnie zaufanie. Wiedziałam, jak z nią postępować. Niestety choroba wygrała. A ja nie miałam już siły. Jej rodzina nie miała ochoty mnie wesprzeć. Sofjencja trafiła do domu starców. Nie raz mówiłam, że byłyśmy, jak na bezludnej wyspie. Teraz to ona dopiero trafiła na taką wyspę. Została zupełnie sama.

 

Spoglądam na panią Flip i pana Flap, którzy przypominają mi dwa małe dzieciaczki i myślę, że mają ogromne szczęście, że są jeszcze razem. Pani Flip jest trudna. Potrafi być szorstka, oziębła i władcza. Dyryguje panem Flapem, który z pokorą wykonuje jej polecenia. Często zapomina, co miał zrobić i musi się nasłuchać wyzwisk ze strony żony. Niestety pani Flip nie rozumie choroby. Demencja dotknęła również ją, chociaż w mniejszym stopniu. Myślę jednak, że w gruncie rzeczy są szczęśliwi. Pan Flap nalewa pani Flip kawę. Pani Flip drobniutką łyżeczką miesza zawartość filiżanki - swojej i jego. Dzielą kanapkę na pół. Na spacer ruszają trzymając się za rączki. Oboje ledwo idą. Ale pan Flap czuje się silniejszy i to on prowadzi i wspiera żonę, jak na mężczyznę przystało.

 

Wczoraj wieczorem pierwszy raz toczyła się jakaś długa rozmowa. Myślałam, że mamy gości. Zeszłam na dół, a to pan Flap i Pani Flip rozmawiali sobie do późnej nocy. O czym? Nie mam pojęcia. Oni pewnie też już nie wiedzą. Poszli razem grzecznie spać. Rano wstali o tej samej porze. Parę minut męczyli się z windą przy schodach. Pan Flap (technik z zawodu) nie ogarnia pilota ze strzałeczką na dół i do góry. W związku z tym pani Flip nie wypuszcza pilota z ręki. Po domu rozchodzi się przeraźliwy pisk windy, który jest źle obsługiwany. Daję im trochę swobody. Są u siebie w domu i chcą sami. Gdy jednak po 15 minutach nadal znajdują się u góry, cichaczem używam drugiego pilota i sprowadzam panią Flip na parter. Pan Flap idzie za nią. Dziś zajęta byłam facebookiem. Gdy wyskoczyłam z jadalni, oboje byli już na dole. Dzielne dzieciaczki. Wspólnie dali radę. Tak, jak robili to przez całe życie.

Średnia ocena: 4.0  Głosów: 4

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (7)

  • Robert. M 01.06.2018
    a czy to Prawda, że przy chorobie Parkinsona lekarze mogą-
    zaznaczam - mogą proponować palenie trawki?
    Czy w ogóle jeśli nie Ty, to któraś z Twoich koleżanek
    słyszała o takich praktykach?
  • Kasia Perla 01.06.2018
    nie mam pojęcia. słyszałam o podopiecznej, która robiła wypady do Holandii po trawkę, ale raczej nie z powodu Parkinsona. nie interesuje mnie, czym leczy się moja podopieczna. nie jestem od leczenia.
  • Ozar 01.06.2018
    Hm... Tekst mi lekko przypomina te Marbe - Kasia zobacz sobie. Opieka nad starszymi ludźmi to nie łatwa rzecz, szczególnie jak mają jakieś choroby typu demencja, albo Parkinson albo Alzheimer . Podziwiam tych, którzy to robią i wytrzymują. Dla mnie to jedna z najcięższych prac jakie można wykonywać. 5 + za opis i realne pokazanie co i jak
  • Kasia Perla 01.06.2018
    co za Marba i co za Kasia?
  • Kasia Perla 01.06.2018
    Kasia Perla sorrki, zapomniałam, że jestem tu na moim pseudonimie :-)))
  • Ozar 04.06.2018
    Kasia Perla Marbe!!! Wpisz sobie w szukanie. Gość pisze bardzo dobre zyciowe teksty.
  • Kasia Perla 04.06.2018
    Ozar ok, dzięki. zaglądałam, ale ja na nic nie mam czasu. tylko na siebie ;-). już nawet nie pamiętam, co czytałam. spojrzę jeszcze raz. tylko wciąż mam takie zawirowania, że nie mogę się na niczym innym skoncentrować poza sobą.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania