Przygoda na ognisku

Było letnie sobotnie popołudnie. Tego dnia strasznie się nudziłem, krzątałem się po domu bez celu i nie wiedziałem, co ze sobą zrobić. Wysoka temperatura wyraźnie mi doskwierała, przez co nawet nie chciało mi się wychodzić z domu. Nic nie wskazywało na to by coś się miało w tym dniu wydarzyć, kiedy zadzwonił telefon. To dzwonił mój kumpel:

-Siemnko, co porabiasz?

-siedzę na chacie i się nudzę – odpowiedziałem – a co się stało?

- nic, ale pomyślałem, że może zrobimy wspólny wypad na jakieś ognisko…

- wiesz, co, nie bardzo mnie się chce ruszać dupe z chaty.

Nie byłem zbytnio skłonny na wychodzenie po za próg swojego domu, lecz kumpel nalegał twierdząc, że taki wypad bardzo mi się przyda.

- nie daj się prosić będzie fajnie. Dawno nie robiliśmy wspólnych wypadów. Jeszcze kogoś zbiorę.

- no dobra. Mam nadzieje, że nie wyjdzie z tego jakaś chała.

- ok. jestem u ciebie o 17-tej.

- to na razie. – Powiedziałem po czy spojrzałem na zegarek.

Okazało się, że mam jakieś pół godziny na przygotowanie się do wycieczki. Zabrałem się do zbierania niezbędnych rzeczy. Spakowałem tylko prowiant, jakieś ciuchy i latarkę ( tak na wszelki wypadek). Nim się obejrzałem była już 17-ta. Zadzwonił znów telefon. To kumpel, czyli Robert dzwonił, że już czeka na dole, więc wziąłem plecak i zszedłem do niego. Okazało się, iż nie był sam. W samochodzie siedzieli już Łukasz i Przemek – nasi wspólni znajomi. Zapowiadała się dobra zabawa, bo Łukasz wziął swoją gitarę. Zawsze lubiliśmy sobie pośpiewać przy ognisku. Oczywiście nie zaskoczył mnie widok 24-o paku browara w bagażniku, kiedy usiłowałem tam schować swój skromny plecak. Nim odjechaliśmy Robert powiedział:

- jedziemy do lasu po za Łodzią gdzie znam fajną polane i będzie można tam spokojne biwakować.

- To jedziemy – odpowiedziałem.

Jechaliśmy około godziny. Droga na samą polane, o której wspominał Robert prowadziła przez ponury las. Widok jak z horroru, ale to tylko dodawało pikanterii naszej wyprawy.

- gdzie ty nas wieziesz? – Spytał Przemek

- nic się nie bój, polana ci się spodoba – odpowiedział Robert

Ja się tylko przyglądałem rozmowie, choć sam byłem ciekaw tej polany. Droga nagle się urywała i był przed nią tylko jakby drewniany szlaban a za min zza drzew było widać wspomnianą przez Roberta polane. Samochód zostawiliśmy, więc przed szlabanem i po zebraniu wszystkich tobołków udaliśmy się na miejsce. Faktycznie było tam spokojnie i dużo przestrzeni. Na środku było wypalone miejsce po wcześniejszych ogniskach a do około tego były pieńki, na których można było spocząć. Jedno, co mnie dziwiło to ten ponury las dookoła tej polany.

- spoko miejsce – przyznałem Robertowi

-mówiłem – odpowiedział z uśmiechem.

-to, co? Rozkładamy się? – Zapytał Łukasz.

- pewnie – odpowiedziałem.

Po czym wzięliśmy się za przygotowywanie ogniska. Z Przemkiem poszedłem po drzewo, którego tam w około nie brakowało. Rozpaliliśmy ognisko i rozłożyliśmy namiot. Kiedy już wszystko było gotowe poszła pierwsza kolejka browca i zaczęliśmy smażyć kiełbaski? Łukasz wyciągnął gitarę i zacząć pląsać na niej. Już po kilkudziesięciu minutach byliśmy najedzeni i zdążyliśmy opróżnić następną kolejkę. Teraz przyszedł czas na śpiewanie…

I tak przy śpiewaniu, rozmowach i piwku zleciało parę godzin. Zrobiło się ciemno a ponury las, który nas otaczał był teraz przerażający. Nas to oczywiście nie ruszało, bo po tych kilku piwkach dobrze się bawiliśmy. Nawet padł pomysł by poopowiadać jakieś straszne historie, ale nikt z nas takowych nie znał, więc dalej sobie tak siedzieliśmy, gadaliśmy i spijaliśmy nasz trunek. Od czasu do czasu Łukasz coś zagrał a my śpiewaliśmy. Po jednej z takich piosenek Przemek się podniósł i oświadczył:

-idę się odlać.

Nie była to oczywiście jego pierwsza taka potrzeba, jak każdy z nas już był kilka razy tylko, że tym razem wrócił jakby taki przestraszony:

- chłopaki coś znalazłem – powiedział

- co? Drogę z powrotem do ogniska – zażartował Robert

- nie. Tam za drzewami są jakieś wrota. Jakby schron czy coś…

- co ty mówisz – dodałem – idziemy zobaczyć?

- a co z namiotem? – Zatroskał się Łukasz

- spoko. Zaraz wrócimy – powiedziałem – weźmy tylko nasze rzeczy.

- ok. Idziemy. Może być fajnie – powiedział Robert.

Zabraliśmy swoje plecaki i poszliśmy. Faktycznie w lesie, kilkadziesiąt metrów od naszego ogniska były wrota. Było tam ciemno a na spróchniałe i pokryte mchem drzwi padał blask księżyca. Nie musze dodawać, jaki to widok. Wyciągnąłem latarkę, ale nie byłem sam, ponieważ inni też je wzięli. Kiedy mieliśmy zapalone latarki nie wyglądało to już tak strasznie, ale i tak przeszły nas ciarki? To oczywiście nie wystarczyłoby nas odwieść od dalszych oględzin tajemniczych drzwi. Głodni przygody i bardziej odważni po spożyciu odpowiedniej dawki chmielu postanowiliśmy je otworzyć.

- unieście lekko klapę a ja zaświecę latarką i zobaczę, co tam jest – powiedziałem.

- ok. - odpowiedział Przemek i uniósł klapę

- i co widzisz? – Spytał

- widzę tylko schody i chyba korytarz. Otwieraj, schodzimy – powiedziałem

Przemek otworzył klapę i zaczęliśmy schodzić. Dalej był długi korytarz, który był ciemny i wilgotny. Zaczęliśmy podążać przed siebie omijając porozrzucane śmieci. Kiedy przeszliśmy tak kilkanaście metrów natknęliśmy się na jakieś drzwi z boku korytarza? Były zamknięte, więc zaświeciłem latarką przez szczelinę. Za dziwami było jakieś pomieszczenie, ale chyba puste, choć przez szczelinę trudno było stwierdzić to na pewno. Postanowiliśmy iść dalej. Przeszliśmy następne kilka naście metrów i doszliśmy do zakrętu i w tym czasie usłyszeliśmy trzask. Adrenalina zaczęła robić swoje i nasza wyobraźnia zaczęła działać. Kiedy zajrzeliśmy za zakręt korytarza zobaczyliśmy jakieś świecące oczy, które po chwili schowały się za następny narożnik.

-widzieliście to? – Powiedział Robert

- co to? – Spytałem przerażony

- nie wiem - nie mam pojęcia – zaczęli inni

- lepiej wracajmy – powiedział Łukasz

– nie, sprawdźmy co jest dalej, jesteśmy już daleko - powiedział Robert

- dobra, sprawdźmy – odpowiedziałem, choć wcale nie byłem przekonany czy tego chce.

Ruszyliśmy do przodu i po przejścia kilku metrów był kolejny zakręt. Kiedy zajrzeliśmy za niego, to nikogo tam nie było? Spokoju nam nie dawały oczy, które widzieliśmy, wiec ruszyliśmy dalej i natknęliśmy się na następne drzwi. Może tam ktoś jest pomyślałem. Drzwi były lekko uchylone i kiedy mieliśmy je otworzyć usłyszeliśmy jakiś szelest za nimi. Popatrzyliśmy na siebie przerażeni. Mimo wszystko weszliśmy do środka. Za drzwiami było pomieszczenie gdzie było pełno różnych gratów i te święcące oczy… okazało się że to tak nastraszył nas szczur, który teraz siedział sobie beztrosko na jakimś regale. Trochę nam się zrobiło lżej na duszy kiedy ktoś przebiegał korytarzem. Szybko wyszliśmy na korytarz ale nikogo tam już nie było. Zdecydowaliśmy że pójdziemy tym korytarzem dalej. Nasza wędrówka nie trwała długo bo po przejściu następnych kilkunastu metrów było wyjście na zewnątrz, lecz wrota były zamknięte więc postanowiliśmy że wracamy. Powrót przebiegał spokojnie aż do momentu kiedy doszliśmy do drzwi , które napotkaliśmy na początku. Teraz już były otwarte i już wiedzieliśmy że nie jesteśmy tu sami. Weszliśmy do środka…

W tym momencie się obudziłem. To był tylko sen podczas poobiedniej drzemki. Było około 16: 30 więc przetarłem oczy i wstałem z kanapy. Poszedłem obmyć twarz i wtedy zadzwonił telefon:

- słucham – odebrałem.

- Cześć. Pomyślałem, że może zrobimy jakiś wspólny wypad na ognisko.

- hmm???

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • Canulas 12.05.2018
    Zapis cyfr - słownie.
    Nowa linia dialogów, jak i nowe zdanie, z wielkiej.
    Nadmiar dookreśleń i zbyt rzadko używanie synonimów.

    Odbiłem się. Lubię horrory, ale wyżej wymienione błędy ograniczyły mi czeranie radości w obcowaniu z tym tekstem.

    Pozdrówka
  • Zaciekawiony 12.05.2018
    Wyjaśnienie intrygi w taki sposób, że był to tylko sen, jest rozczarowujące.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania