Poprzednie częściPrzyjaciel część 1
Pokaż listęUkryj listę

Przyjaciel część 10

Donata wyglądała zupełnie inaczej niż przed kilkunastoma minutami, kiedy otwierała mi drzwi. Szarość z twarzy zniknęła i zastąpiona została rumieńcami zdrowej wiejskiej dziewczyny. Nawet cera przyjęła barwę osoby spędzającej dużo czasu na świeżym powietrzu. Jednak nie analizowałem tego zjawiska, ponieważ miałem inne pragnienie i chcąc je spełnić zapytałem.

- Czy mogę prosić, żeby pani zwracała się do mnie po imieniu?

Stało się tak jak miałem nadzieję.

- Zgadzam się, lecz pod jednym warunkiem.

Zamiast mówić dalej intensywnie mi się przypatrywała. Miałem wrażenie jakby jej wzrok sięgnął dna mojej duszy i tam zobaczył to, co skrzętnie zawsze ukrywałem. Swoje ja i moje pragnienia.

- Jeżeli będziesz również zwracał się do mnie po imieniu – odpowiedziała po dłuższej chwili.

Kiedy to powiedziała uśmiechnęła się, nie tylko ustami, oczami, lecz całą sobą, a ja zobaczyłem najpiękniejszy widok w życiu. Miałem wrażenie jakby cały świat wokół nas wirował i nic nie było za nami, czy obok nas. Tylko liczyło się to, co jest przed nami, a tam było nasze szczęście. Nawet nie wiem ile czasu mi upłynęło w tym uniesieniu, lecz taki stan pragnąłem zachować na wieki.

Donata w końcu przejęła inicjatywę, ponieważ zauważyła, że z mojego intelektu w tej chwili pożytku nie będzie i powiedziała.

- Przyszła najwyższa pora na naukę tańca i nie chcę ci przypominać ślub i wesele już jutro.

- Jaki ślub i wesele, nasze?

Moje wydawałoby się głupie pytanie rozbawiło ją mocno i śmiała się głośno przez kilka minut. Ponownie było to takie piękne, że chciałem wołać.

- Jeszcze, jeszcze!

- Do niczego ciebie nie zmuszam, lecz to nie ja obiecałam dyrektorowi zawieźć w sobotę, czyli już jutro, jego córkę do ślubu. Podjechać pod dom pani młodej musisz najpóźniej o dziewiątej trzydzieści, żeby się nie martwiła brakiem transportu. Inaczej jej ojciec dyrektor szpitala i jego braciszek psychiatra za nadszarpnięte nerwy zrewanżują się w nieprzyjemny sposób.

Kiedy to wyartykułowała, odwróciła się i podeszła w pobliże kominka. Tam z lewej strony na zabytkowym sekretarzyku stała wieża. Palcami wcisnęła kilka przycisków i po chwili rozległy się dźwięki walca. Muzyka rozległa się równomiernie w całym salonie, zanim wypatrzyłem rozmieszczenie głośników, Donata już stała przy mnie w pozie tanecznej i poleciła mi przyjecie podobnej. Kolejno wyjaśniała poszczególne kroki, sposób poruszania, reagowanie na rytm, prowadzenie partnerki. Było tego tak wiele z zagadnień mi nieznanych, że po krótkiej chwili nie wiedziałem gdzie jest początek, koniec i co mam wykonać, jako pierwsze. Lecz ją nie zraziła moja durnota i nie machnęła ręką w geście zrezygnowania, tylko zmieniła taktykę uczenia. Ponownie włączyła odtwarzanie walca od początku i położyła na mnie swoje dłonie. Dotyk był mocny i niezwykle przyjemny, ciepłe palce ogrzewały dwa miejsca na moim ciele. Zaledwie po chwili czułem od niej bijący żar przechodzący bez problemów przez moją koszulę. Jeżeli ręce mogą przesłać energię, to tak się stało, przynajmniej ja tak odczułem.

Miałem patrzeć na jej twarz i nie liczyć kroków, ani nie zastanawiać się gdzie postawić stopę. Były trzy nieudane próby, którymi miałem się nie przejmować. Czwarty raz był niezwykle udany, ja zatopiony w jej oczach, poddałem się muzyce i ruszyliśmy.

Przez dwie godziny bez przerwy tańczyliśmy, przy okazji uczyłem się nowych kroków i elementów do różnej muzyki. Jednak moja kondycja nie była tak dobra jak Donaty i ze względu na mnie musieliśmy przerwać. Zbyt głęboko oddychałem i z trudem wciągałem powietrze, jeszcze trochę wysiłku i groziła mi hiperwentylacja. Ona patrząc ze współczuciem na mnie powiedziała.

- Na dzisiaj starczy, inaczej jutro nie zrobisz kroku. Teraz siadaj w fotelu i odpoczywaj, a ja zrobię nam herbatkę na wzmocnienie.

Powoli dochodziłem do siebie siedząc wygodnym głębokim fotelu, jak skończyła się ostatnia płyta w wieży, słyszałem krzątająca się w kuchni Donatę. Zaledwie po chwili usłyszałem prowadzoną rozmowę dwóch kobiet, matka pytała córkę czy dobrze się czuje. Prawdopodobnie zobaczyła, jak robi herbatkę na wzmocnienie i myślała, że to dla niej. Wtedy młodsza uświadomiła matkę, dla kogo to robi i poradziła jej, żeby już dziś współczuła mi jutrzejszych baletów. Starsza pani natychmiast przyszła sprawdzić moje samopoczucie i doskonale ukryła swoje rozczarowanie moją kiepską kondycja fizyczną, ponieważ niczego po niej nie zauważyłem.

Zanim pozwoliły mi wyjść ze swojego domu, nakarmiły mnie smacznym obiadem w ilości przypisywanej młodemu mężczyźnie pracującemu fizycznie. Nawet zbyt mocno nie protestowałem i oponowałem, kiedy zachęcały mnie do zjedzenia kolejnych smakołyków, przyrządzonych specjalnie dla mnie. Dawno zapomniałem jak to jest, gdy ktoś o mnie się troszczył i podsuwał smakowite kaski. Zbyt szybko w wieku dziecięcym zostałem sierotą i gdyby nie Targowscy wylądowałbym w domu dziecka, lub rodzinie zastępczej. Choć nigdy nie doświadczyłem od nich cierpła, to uchronili mnie od zabrania z miejsc mi znanych i za to jestem im wdzięczny.

Przed wyjściem uzgodniłem z Donatą jutrzejszą porę, o której mam podjechać Ralf-Stetysz z 1929 model TC six, z silnikiem 6-cylindrowym Continental o pojemności 2760 cm³, żeby wspólnie z nią udekorować samochód. Następnie razem pojedziemy na ceremonię, więc ona musi mieć jeszcze czas na przebranie, makijaż i fryzurę. Może nie koniecznie w takiej kolejności, lecz ozdabiać auto w kreacji przeznaczonej na wesele nie wypada, ponieważ zawsze może się zniszczyć, lub uszkodzić.

Panie pozostawiłem z górą pracy i całą masą rzeczy do rozplanowania i zakupienia jeszcze dzisiaj. Przynajmniej ja, jako mężczyzna po umyciu, ogoleniu i przebraniu będę szybko na uroczystość gotowy. Zaraz po pożegnaniu i wyjściu dopadły mnie dwa pilne problemy przed wizytą u przyjaciela. Pierwszym było odkupienie mu kwiatów, a drugim rozmowa z Rożkiem. Najwygodniej byłoby dla mnie wcześniej porozmawiać z Ernestem i tak postanowiłem zrobić. Jeszcze w autobusie telefonicznie sprawdziłem jak się czuje Klesi i zamówiłem przez Internet kwiaty z dostawą do szpitala prosto na pojedynczą sale, gdzie przeniesiono z samego rana Krzesimira. Widocznie znacznie lepiej się dzisiaj czuje i nie bredzi tak jak wczoraj.

Rożek po wcześniejszym powiadomieniu, że dojeżdżam do szpitala, wyszedł po mnie do holu i tam czekał. Zaraz na wstępie usłyszałem.

- Dobrze się już czujesz, a Donata?

- Donata świetnie, skąd wiesz o mnie?

- Siostra dzwoniła jak tylko wyszedłeś od nas z domu, martwiła się o ciebie.

Strasznie było mi miło, że się nie pomyliłem w swoich domysłach i jest ktoś, komu na mnie zależy. Oczywiście zapewniłem o swoim doskonałym samopoczuciu i skierowałem rozmowę na zdrowie Klesi. Początkowo potwierdził mi to, co już dowiedziałem się telefonicznie od brata dyrektora, lecz tamten nie wprowadził mnie w szczegóły. Wszystko, co wie i czego się dzisiaj dowiedział, obiecał mi powiedzieć jak się tylko spotkamy. Widocznie oczekuje ode mnie kolejnych zapewnień, że z nikim nie podzielę się wiedzą o jego pacjencie.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • NataliaO 28.04.2017
    Strasznie było mi miło, że się nie pomyliłem w swoich domysłach i jest ktoś, komu na mnie zależy. - ciekawe zdanie, ale na poważnie mamy kogoś komu zależy na nas... 5 :)
  • Pasja 20.07.2017
    Taniec połączył tych dwojga i Artur już został trafiony strzałą Amora. Ale tak wszystko pięknie, oby nie skończyło się jakimś nieszczęściem. Zaintrygowało mnie szybkie osierocenie i zaopiekowanie się Arturem przez Targowskich. Pozdrawiam 5

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania