Poprzednie częściPrzyjaciel część 1
Pokaż listęUkryj listę

Przyjaciel część 14

Musiałem zmienić poplamioną koszulę. Jak tylko ściągnąłem marynarkę, Donata zabrała ją do czyszczenia. Pozbyłem się pozostałych poplamionych rzeczy i ubrałem zapasową koszulę. Teraz czekała mnie kolejna przeprawa, wybór najbardziej odpowiedniego krawata. Podczas tej czynności zastała mnie Donata, spojrzała i powiedziała.

- Koszula znacznie lepsza od tamtej, krawaty są nieodpowiednie, musisz mieć muchę.

Szybko zdecydowała i jeszcze szybciej wyszła realizować swój pomysł. Natomiast ja w tym czasie zastanawiałem się, co złego jest w tych ładnych krawatach. Nawet nie minęły dwie minuty jak zmaterializowała się ponownie w pokoju z czarną nierówną tasiemką.

- Zawiążę ją, tylko się nie ruszaj.

Po chwili już jej ręce wykonywały skomplikowane ruchy przy mojej szyi. Tymczasem ja delektowałem się jej bliskością, czułem delikatny zapach perfum. Aromat był przyjemny, zmysłowy i nie dusił po krótkim czasie. Włosy ułożone w fryzurę nawiązującą do ubiegłego wieku i wydawały się znacznie krótsze niż jak były rozpuszczone. Jestem od niej wyższy i przez to patrzyłem z góry na jej twarz. Czoło gładkie, brwi równe, rzęsy długie naturalnie, orzechowe oczy hipnotyzujące swoją głębią i w nich widać maleńkie złote kropeczki. Usta pomalowane szminką, która swoim kolorem harmonizuje z włosami i oczami.

- Gotowe, ubierz marynarkę i popatrz w lustro.

Marynarka nie nosiła śladów kawy, a jak to się stało tego nie wiedziałem, narzuciłem ją na siebie i spojrzałem w lustro. Donata stała przy mnie i znacznie więcej uwagi poświeciłem jej odbiciu niż swojemu.

- Nie patrz na mnie tylko na siebie i co sądzisz.

Mucha pod moją szyją prezentowała się znakomicie, przez to wyglądałem bardziej dystyngowanie niż w krawacie. Wyciągnąłem rękę i powiedziałem.

- Zrobi mi pani zaszczyt i pójdzie ze mną do samochodu.

Ślicznie, jak tylko ona potrafi uśmiechnęła się do mnie i podała dłoń. Razem wychodziliśmy z domu Rożków. Nawet gdybyśmy się nie kierowali do samochodu, każdy patrzący widziałby w nas parę idącą na bal, lub zagubioną w czasie, i podążającą do przedwojennej restauracji.

Zanim doszliśmy do samochodu, pod dom podjechał Ernest wracający z nocnego dyżuru. Kiedy tylko koła jego auta przestały się obracać, on już wyskoczył z samochodu.

- Siostrzyczko jak się czujesz?

- Doskonale, nie widać – odpowiedziała z uśmiechem na ustach.

- Artur proszę pilnuj ją, dzwoń natychmiast gdyby poczuła się, choć trochę gorzej – powiedział z autentyczną troską w głosie.

Oczywiście zapewniłem go o przypilnowanie jego siostry i przyrzekłem, że natychmiast dam znak, jeżeli Donata poczuje się, choć troszkę gorzej niż teraz. Jednak bardziej byłem skłonny przyznać przed sobą, iż jedyną troską, jaka dzisiaj mnie spotka to odganianie konkurentów od mojej partnerki.

Drzwi samochodu od strony pasażera jak to dżentelmen otwarłem przed kobietą. Donata usiadła na fotelu obszytym czerwoną skórą, prezentowała się w tej swojej białej sukience znakomicie. Mogłem tak stać i ją podziwiać, lecz obowiązek wzywał.

- Może wam się przyda do pełnego przebrania, pozostał po moim dziadku?– usłyszałem kobiecy głos dochodzący z pod domu.

Pani Rożkowa wyszła z budynku trzymając w ręku męski kapelusz, podszedłem do niej i go przymierzyłem, pasował idealnie, tak stwierdziła Donata. Zająłem miejsce za kierownicą, odpaliłem silnik i wsadziłem głębiej kapelusz na głowę. Kiedy odjeżdżaliśmy, Ernest z mamą pomachali nam na pożegnanie. Tylko podczas jazdy mieliśmy czas dla siebie i musiałem panować nad swoimi emocjami by nie patrzeć tylko na dziewczynę, zamiast na drogę.

Zaraz jak tylko dojechaliśmy do domu panny młodej, doświadczyliśmy gorączkowego nastroju przygotowania do ślubu. Oględziny mojego samochodu przez państwo młodych i ich rodziców wypadły bardzo pozytywnie. Dowodem tego było wyściskanie z radości ojca przez córkę. Natomiast ja w tym czasie jak to wredna małpa, nie powstrzymałem się i przyrównałem Donatę do córki dyrektora szpitala. Może źle i nietaktownie postąpiłem, lecz moja partnerka wypadła znakomicie. Choć nie była taka śliczna jak panna młoda, to sposób wysławiania, ogłada i ciepło, jakie wokoło siebie roztaczała dyskwalifikowało tamtą w moich oczach. Często się mówi, żeby nie oceniać po wyglądzie i pochopnie innych osób. Jednak w trakcie całego wesela upewniłem się w swojej pierwszej ocenie.

Przejazd do kościoła młodej pary miał przebiegać wyznaczonymi ulicami. Trasa została tak zaplanowana, żeby swoim zasięgiem objąć miejsca zamieszkania najbardziej wpływowych rodzin w naszym mieście. Oczywiście nie zapomniano i o willi Targowskich, Prezydenta miasta i jego zastępców, Prezesa Sądu, Dyrektora Urzędu Skarbowego, szefa prokuratury i dziesiątków innych ważniejszych obywateli miasta. Teren przejazdu był tak rozległy, że z pewnością wszyscy zostali usatysfakcjonowani.

Zbliżając się do kościoła zauważyłem proboszcza z dwoma wikariuszami, którzy oczekiwali przed wejściem na nowożeńców i ich rodziców. Ceremonia powitania dostojnych gości była doskonale wyreżyserowana i przetrenowana, nigdy wcześniej czegoś podobnego nie miałem możliwości oglądać. Swoim wzrokiem ogarniałem ogół i nie dostrzegałem szczegółów. Natomiast Donata zobaczyła najdrobniejsze detale, niedociągnięcia, pochlebstwa i podlizywania szczególnie nietaktowne w tak uroczystym dniu.

Orszak weselny po wejściu do na bogato udekorowanego kościoła zajął przydzielone wcześniej miejsca, rodzice państwa młodych i rodzeństwo siedzieli najbliżej ołtarza. Między nimi i następne ławki zajmowali VIP-y. Dopiero w dalszych rzędach siedziała pozostała część rodziny i pomniejsi goście.

Podczas trwania ceremonii siedziałem z Donatą na ławce przed nieczynnym od wielu lat budynkiem, w którym były kiedyś salki katechetyczne. Teraz opuszczony domek niszczał, widocznie brakowało pomysłu na jego wykorzystanie, a księżom wystarczała spora plebania.

Przez prawie całą mszę słuchałem przyjemnego głosu Donaty, która dzieliła się ze mną swoimi spostrzeżeniami. Ilość informacji, jaką przez kilka minut odczytała z tłumu przed kościołem, uzmysłowiła mi, że ma pamięć fotograficzną i zauważyła wzajemne relacje części mieszkańców naszego miasta. Potrafiła dostrzec coś nieuchwytnego, co zajęło mi kilka lat.

Wyjście z kościoła przypomniało mi oprawę uroczystości, jakiej byłem przypadkowym świadkiem podczas pobytu w Paryżu. Arystokrata i bogaty przemysłowiec zorganizowali podobny ślub swoich jedynych dzieci. Natomiast w Polsce taki przepych organizują ludzie teoretycznie znacznie biedniejsi od nich i nikogo to nie dziwi.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • NataliaO 12.05.2017
    dobra teza/ info na zakończenie ; 5:)
  • Pasja 22.07.2017
    No cala uroczystość na poziomie bardzo wysokim. Artur i Donata zachowują się jak stare dobre małżeństwo. Rozumieją się dobrze i chyba coś się zasiało wielkiego. Pozdrawiam

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania